" Parapetówka"
- Ziomeczku - krzyczy William, gdy otwieram drzwi. Za nim stoi Milo i Joel. - Chlejemy! - pokazują torby pełne butelek z alkoholem.
- Mogliście uprzedzić - stwierdzam, ale wpuszczam ich do środka.
- Weź nie spinaj dupy - mówi Will. - Wbijamy ci na chatę z darmowym alkoholem.
- Trzeba oblać to mieszkanie - dopowiada Milo. - Gdzie trzymasz kieliszki?
- Przyniosę, a wy czujcie się jak u siebie.
- Taki właśnie mieliśmy zamiar. Ale bym sobie pierdnął. - śmieje się Will. - O kurwa, niezła kanapa. - rzuca się na czerwone poduszki, a ja idę do kuchni po cztery kieliszki i jakieś zakąski. Skoro już przyszli to trzeba się bawić.
- A gdzie wasze żony i dzieci? - pytam, gdy wracam do salonu.
- Nadia z tym idiotą jest u dziadków.
- A nasze w dom - odpowiada Milo. - Też mają damski wieczór.
- No - prycha Joel. - Z Leonardo Di Caprio na DVD. - odkładam kieliszki na szklany stoik i siadam na dość dużej pufie tego samego koloru, co kanapa.
- Ja nie wiem, dlaczego kobiety tak się nim podniecają - zagaja Will.
- Koleś jest dziany - śmieje się Milo.
- No nam też do miliona tygodniowo dużo nie brakuje - nabijam się.
- No, zaledwie jakieś osiemset tysięcy. - prycha Will. - Gościu nawet nie jest tak przystojny jak ja.
- Ale z ciebie narcyz - stwierdza Joel, który napełnia kieliszki wódką. - Za co pijemy?
- Za brak wiedźmy w życiu Ryana - mówi Milo. - W końcu poszedł po rozum do głowy.
- No i znów może się dupczyć. - dopowiada Will, na co przewracam oczami. Ten człowiek ma jakieś poważne problemy. Ciągle gada o seksie. To już jest uzależnienie. Wznosimy toast i wypijamy zawartość kieliszka. Krzywię się, bo to cholerstwo jest ohydne. Mimo wszystko trzeba je wypić, żeby się nie zmarnowało.
- No - Will zaciera ręce z figlarnym uśmieszkiem. - Jak tam twoja randka ?
- Właśnie. - mówi Milo.
- Właśnie - powtarza Joel. Wzruszam ramionami i napełniam kieliszki.
- Ty knurze - oburza się Will. - Mów! Chcesz, żeby ciekawość nas zeżarła?
- Jezu, Will - wzdycham. - Było przyjemnie. - porusza sugestywnie brwiami.
- Przyjemnie, powiadasz?
- Nie tak jak myślisz - śmieję się. - Byliśmy po prostu na kolacji i rozmawialiśmy.
- Żadnego buzi buzi ? - dziwi się Joel. Kręcę przecząco głową.
- Ładna jest? -pyta Milo.
- Meh - wtrąca Will. - Czy jest mega, super, ekstra seksowna? Taka aż twój fiut budzi się do życia po czternastu latach bezczynności?
- Tak - przyznaję z lekkim uśmieszkiem. - Celeste jest cudowna.
- No to się za nią bierz - radzi Milo. - Mam tylko nadzieję, że nie jest tak zjebana jak Katie.
- Ona nie, ale jej matka już tak. - przyznaję. - Ta kobieta jest walnięta. Nienawidzi mnie, a jak dowie się, że umawiam się z jej ukochaną córką, to mnie wysadzi w powietrze.
- To coś ty zrobił tej kobiecie? - pyta z zaciekawieniem Joel.
- Byłem lekarzem jej córki. Jak na jej gust to za młodym. Nie ogarniam.
- Pieprznij ją w obwisłe zderzaki i tyle - mówi Will. - Co się będziesz patyczkował. - unosi kieliszek. - Za nową dziewczynę, mordeczko!
- To nie jest moja dziewczyna - kwituję.
- Ja to powiedziałem w czasie przyszłym - oburza się. Wypijamy zawartość naszych kieliszków i napełniamy je ponownie.
- Widziałem ostatnio Sam na mieście - zagaja Joel.
- Widły jej w nos - kwituje Will ze śmiechem. - Ten osobnik nie istnieje.
- Ale chcę tylko powiedzieć, że znów umawia się z Lucasem.
- Z tą łachudrą? Przecież go zdradzała na prawo i lewo.
- Przecież to ślepy kret - stwierdzam. - Jakby zauważył swoje palce to byłby cud.
- A dajcie spokój z nimi - wtrąca William. - Już dość namieszała w moim życiu. Jak sobie pomyślę, że przez nią mógłbym nie dowiedzieć się o swoim dziecku, to mam ochotę ją rozszarpać. Blake i Nadia to najważniejsze osoby w moim życiu, a ona chciała mi ich odebrać.
- Musimy teraz wypić, że wszystko się dobrze zakończyło i masz swoją wymarzoną rodzinę. - mówię, a po chwili kolejny raz napełniamy kieliszki. Całe szczęście jutro nie mam żadnego dyżuru i w spokoju będę mógł leczyć tego cholernego kaca.
****
Dwie butelki whiskey i dwie godziny później, Will tańczy w samych spodniach na stole z miotłą, udając że jest ulubionym piosenkarzem młodych niewiast, Joel śpi jak kamień na podłodze i przytula do siebie pufę, a Milo próbuje opowiedzieć historię swojego życia, jak uciekał przed krwiożerczym żółwiem ninja, a ja z ledwością powstrzymuję się przed zamknięciem oczu.
- Mo..mord - czka. - ko. Podaj mi jakieś stringulki. - Will wyciąga do mnie rękę. - Muszę zakryć twarz przed papa - zacina się. - papapa - czka. - paparazzi! Blask flesza mnie oślepia.
- Spadaj z tego stołu, matole - marudzę. - Zaraz pęknie.
- Dobra! Ludzie łapcie swoją ukochaną gwiazdę. - zeskakuje ze stołu i pada twarzą na podłogę. - Nikt mnie nie złapał, mój nosssss - jęczy. Po chwili słychać tylko cicho pochrapywania, więc sam odpuszczam sobie opiekę nad tymi baranimi i zasypiam na siedząco.
-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli 😘😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top