" Nie chcę cię znać"

- TY POJEBANA SUKO! - krzyczę na całe gardło, gdy tylko wchodzę na teren działki Pana Morisa. Zabiję je wszystkie, a w szczególności moją drogą przyjaciółeczkę.

- Willy? - pyta zaskoczona. - Co w ciebie wstąpiło?

- KURWA! - uderzam pięścią w stół. Wszystkie puste butelki po piwie przewracają się, robiąc przy tym spory hałas. - Dlaczego?- pytam szeptem. - Dlaczego?

- Nie rozumiem, o czym mówisz - wzrusza ramionami, a jej przyjaciółeczki zanoszą się śmiechem.

- Okłamałaś mnie - odpowiadam z żalem i rozglądam się po działce. - Zataiłaś przede mną fakt, że będę ojcem.

- Chcesz tego? - prycha. - Powinieneś mi podziękować.

- STUL TEN PARSZYWY PYSK! - wrzeszczę, a kilka okolicznych psów zaczyna niemiłosiernie szczekać. W dupie to mam.

- Uspokój się - wstaje z krzesła i podchodzi do mnie. Na jej miejscu trzymałbym się z daleka, bo mimo że jest kobietą, mogą stracić resztki panowania nad sobą.

- Jesteś żałosna - odsuwam się. - WSZYSTKIE JESTEŚCIE ZWYKŁYMI DZIWKAMI!

- Will - oburza się Samanta. - Przesadzasz.

- Przesadza? - pyta z niedowierzaniem Ryan. - I tak jest spokojny jak na tą sytuację.

- Tak ci się zdaje - odpowiadam zjadliwie i zaciskam dłonie w pięść. Jak tylko sobie przypomnę słowa Nadii, aż mam ochotę strzelić sobie w łeb. Oczerniły mnie przed nią, zataiły że będę ojcem i na dodatek mściły się na niewinnej dziewczynie. Są nienormalne.

- Willy - wzdycha Sam. - Przecież ty nie nadajesz się do roli ojca.

- Skąd wiesz? - pytam i spoglądam prosto w jej oczy. - To chyba nadszedł ten moment, w którym powinienem się właśnie tego dowiedzieć, prawda?

- Chyba nie mówisz poważnie - oburza się Joy.

- Jesteś nasz - dopowiada Sara.

- Dokładnie - wtrąca Sam.

- Jesteście żałosne - prycha Joel.

- Nadia jest po pierwsze brzydka, po drugie zdradziła mojego brata, a po trzecie to zwykła idiotka.

- JESZCZE JEDNO SŁOWO, A CI Z MORDY ZROBIĘ PRZYSTANEK DLA AUTOBUSÓW. - krzyczę. - Nadia jest śliczna, nie jest idiotką i szczerze cieszę się, że zdradziła Allana. A wiesz z kim? - prycham. - Ze mną.

- Upadłeś na głowę - dziwi się Sam. - Jak możesz bronić tej dziwki ? - nie wytrzymuję. Chwytam ją za bluzkę i przyciskam ją do pobliskiego drzewa.

- Jeszcze jedno słowo o Nadii, a własna matka cię nie pozna. Nie sorry, przecież ty nie masz matki. - wiem, że trafiłem w jej słaby punkt. Jej mama zostawiła ją, gdy miała sześć lat i uciekła z innym facetem do Europy.

- Jesteś chujem - puszczam ją, a ona uderza mnie w policzek. Zanoszę się śmiechem i nastawiam jej drugi. - Myślałam, że będziesz nam wdzięczny. - mówi nonszalancko i siada obok Joy i Sary.

- Nadia nie chce mnie znać - wyliczam na palcach. - zataiłyście, że będę ojcem, mściłyście się na niej, oczerniałyście ją i mnie, knułyście intrygi za moimi plecami. ZA CO MAM BYĆ KURWA WDZIĘCZNY?

- Nie musisz bawić się w dom.

- A jeśli właśnie tego teraz chcę? - pytam z kpiącym uśmieszkiem, co zbija je z tropu. Bingo. - Nie chcę was znać i lepiej nie pokazujcie mi się na oczy.

- Przesadzasz. Kto chciałby związać się z taką dziwką, jaką jest Nadia? - pyta Joy.

- Ja - odpowiadam z pewnością. - To, że zdradziła Allana nie oznacza, że jest dziwką. Wcale nie dziwię się, że to zrobiła, bo przecież swój braciszek, Sam to zwykła ciota.

- Odpieprz się od Allana - oburza się. - Kochał ją, a ona jego.

- Na pewno - kwituję. - Ale jakimś cudem to ja jestem ojcem jej dziecka, a nie twój braciszek.

- NADIA TO ZWYKŁA SZMATA! - krzyczy Sara.

- A ty nią przypadkiem nie jesteś? Przecież razem z Joy chciałaś trójkącik. Dla mnie to podchodzi pod dziwki i szmaty. Nadia jest urocza, śliczna i co najważniejsze, nie jest wami.

- Pomyśl zanim zgodzisz się zaakceptować dziecko - wtrąca Sam ze spokojem.

- To dziecko będzie nosić nazwisko Collins. - odpowiadam dobitnie. - Wbrew wszystkiemu, co myślicie, nie jestem chujem. Nie wyprę się ojcostwa, bo to tylko i wyłącznie moja wina, że Nadia jest w ciąży.

- Lecz się - wtrąca Sara.

- Jesteś nienormalny

- SPIERDALAJ! - krzyczę. - Jeśli to, że mam zamiar wziąć odpowiedzialność za własne dziecko, czyni mnie nienormalnym, to niech tak będzie.

- Jak w ogóle mogłeś się z nią przespać? - dziwi się Samanta.

- Nadia to gorąca laska - uśmiecham się. - I każdy facet w klubie błądził po jej ciele wygłodniałym wzrokiem, w tym ja. Nadia to seksbomba w porównaniu z Wami. Na was nawet nie mogę patrzeć, bo mnie oczy zaczynają szczypać.

- Zainwestuj w okulary, bo prawdziwe piękności masz przed sobą - mówi Joy. Milo, Joel i Ryan zanoszę się śmiechem, a ja nie wiem, czy przypadkiem się nie przesłyszałem.

- Nasze rozumowanie piękna jest chyba zupełnie inne. - stwierdzam. - Jeśli jeszcze raz zobaczę was w pobliżu Nadii, to wam nogi z dupy powyrywam.

- Ona zapłaci za odebranie nam ciebie. - nachylam się nad Sam z mordem w oczach.

- Tknij ją, a na światło dzienne wyjdą wszystkie twoje tajemnice.

- Nie zrobisz tego - stwierdza niepewnie.

- Panowie wiecie, że nasz kochana Sam fantazjowała o Ryanie podczas mastu..

- Zamknij ryj! - krzyczy.

- Skąd o tym wiesz? - pyta zniesmaczony Ryan.

- Sam mi mówi o wszystkim - odsuwam się od niej. - No cóż. Mówiła.

- Co jeszcze wiesz? - nabija się Joel.

- Zdradza Lewisa ze swoim sąsiadem, który jest od niej starszy o trzydzieści lat.

- Nie wasz pieprzony interes - oburza się. - Wygrałeś! Zostawimy ją w spokoju! Tylko nic więcej nie mów.

- Spierdalajcie stąd. Nigdy więcej nie chcę was widzieć.

- Willy

- WYPIERDALAJ WYWŁOKO I OSZUSTKO!

- Willy

- Powiedziałem, WYNOŚ SIĘ.

- Przepraszam

- WYPIERDALAJ! SPIERDALAJ Z TYMI PRZEPROSINAMI! Za późno na te słowa.

- Willy

- Powiedział, że macie się wynosić! - wtrąca Milo. - Do widzenia! - ostatni raz na mnie spogląda, a potem wszystkie opuszczają działkę. Siadam na swoim miejscu.

- Szacunek, że jej nie przywaliłeś - mówi Joel.

- Mało brakowało.

- Teraz będzie już tylko lepiej. - prycham.

- Nadia mnie nienawidzi. Nawet nie wiem, gdzie ona mieszka, jak ma na nazwisko. Nie wiem nic. Jak mam się z nią skontaktować? Wszystko jest do dupy.

- My wiemy, gdzie ona mieszka.

- Skąd?

- Przeprowadziliśmy małe śledztwo. Dzisiaj śledziłem Joy i Sarę jak szły po Nadię - odpowiada Milo.

- Daj mi ten adres!

------
Hej misie ❤️
Wiem, że nie było tak ostro, ale inaczej chyba nie potrafię tego napisać.
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top