" Nadrobimy to "
Will : Mordo ma! Idziesz na piweczko? Nudzi mi się :(
Ryan: Mam randkę.
Will: CO? Pierdolisz! Nie chwaliłeś się. Czekam na gorące szczegóły!
Ryan: Idź się lepiej zajmij Nadią.
Will: Chciałbym, ale ten mały wredny, cymbał jest chory i Nadia pojechała z nim do lekarza! Ten gnojek w wieku czternastu lat bardziej uniemożliwia mi seks niż gdy miał jebany miesiąc.
Odkładam telefon, gdy zauważam Celeste wchodzącą do restauracji. Jest ubrana w zwiewną błękitną sukienkę i sandałki z paseczkami przy kostce. Włosy uczesała w dwa warkoczyki, przez co wygląda młodziej. Miły jest również fakt, że nie wystroiła się tak jakby miała się spotkać z królową Brytyjską. Wygląda pięknie i bardzo kusząco. Podnoszę się z krzesła, gdy podchodzi do stolika z promiennym uśmiechem.
- Hej – całuję ją w policzek i podaję jej bukiet fioletowych tulipanów.
- Hej, dziękuję za kwiaty – zabiera ode mnie bukiet i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. - To miły gest, ale nienawidzę tulipanów.
- Naprawdę? - chwytam się za serce. - to mogłem jednak postawić na klasyczną różę.
- Róż też nie lubię. - śmieje się jak słodka dziewczynka. - W zasadzie nie lubię żadnych kwiatów.
- Jak to możliwe? - dziwię się.
- Wszystkie kwiaty zawsze mi zdychają. Nie ważne, czy je podlewam czy nie. Zawsze kończą tak samo i znacznie bardziej wolę czekoladki. - mruga do mnie. - Ale dziękuję za bukiet. To bardzo miły gest.
- No dobrze. - zerkam na menu. - Na co masz ochotę?
- Podają tutaj pyszne burgery z chrupiącym kurczakiem. Normalnie palce lizać. - wzywam do nas kelnera i zamawiam dwie porcje burgera i dwie zimne lemoniady cytrynowe.
- Mam nadzieję, że cytryny lubisz – robię aluzję do kwiatów.
- Ujdzie – śmieje się. - Zastanawiam się ile masz w ogóle lat. Tak naprawdę zgodziłam się na randkę w ciemno.
- Trzydzieści dwa, a ty?
- Dwadzieścia siedem. Chciałam jeszcze przeprosić za moją mamę. Pewnie nieźle na ciebie naskoczyła.
- To nic – wzruszam ramionami. - Jestem przyzwyczajony do takich zachowań.
- Jest nadopiekuńcza.
- Domyśliłem się. Więc co takiego ci wyskoczyło w sobotę? - sprawnie zmieniam temat, bo jakoś nie mam ochoty rozmawiać o jej matce. Ta kobieta jest przerażającą wariatką i wolę zachować tą myśl tylko dla siebie.
- Praca – rozpromienia się. - Podczas budowy osiedla znaleziono kości dinozaurów i razem z moją ekipą jedziemy na te wykopaliska.
- Jesteś archeologiem?
- Tak. Kocham tą pracę. Mocno mnie wycisza. Jest lepsza niż medytacja.
- Więc pewnie masz dużą cierpliwość.
- To pojęcie względne. W pracy wykazuję się naprawdę dużą cierpliwością, ale tak poza pracą wcale jej nie posiadam. Nie lubię na nic czekać.
- To jest - przerywam, gdy zaczyna dzwonić jej komórka. Zerka na wyświetlacz i się krzywi.
- Przepraszam na moment – posyła mi przepraszający uśmiech, wstaje od stołu i odbiera połączenie. Mam okazję przyjrzeć się jej dokładniej. Długie nogi, piękne cycki i ten zniewalający uśmiech. Ta kobieta to mój ideał i naprawdę nie chcę niczego spierdolić. Na razie zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją otwartością i szczerością. Milo zakazał mi porównywać ją do mojej byłej, ale nie mogę się oprzeć. Bo Katie wygląda jak nadmuchany balon, a Celeste jak aniołek. Kelner przynosi nasze zamówienie, a po chwili do stolika wraca Celeste.
- Wszystko w porządku? - pytam.
- Nie – wzdycha. - Prawie w ogóle cię nie znam, ale muszę to komuś powiedzieć, bo w końcu wybuchnę.
- Zamieniam się w słuch.
- Moja matka robi ze mną małą dziewczynkę. Ciągle mnie kontroluje, boi się o mnie, a nawet zakazuje mi chodzić na randki!
- Wow – zatyka mnie na moment. - Czyli tak jakby umówiłaś się ze mną nielegalnie?
- Lepiej żeby ona o tym spotkaniu nie wiedziała. - spogląda na swojego burgera. - Smacznego. Kocham jeść.
- Żadnej diety? - pytam z zadowoleniem.
- Nie – przyznaje. - Życie jest jedno. Jakbym miała sobie odmawiać wszystkiego, co dobre to za osiemdziesiąt lat stwierdziłabym, że popełniłam wielki błąd.
- Racja – przez chwilę jemu w przyjemnej ciszy, co jakiś czas posyłając sobie uśmiechy.
- Mogę ci zadać pytanie? - przytakuję. - Dlaczego taki przystojny facet jest samotny?
- Uaa – odkładam swojego burgera na talerz. - To skomplikowane. W zasadzie jestem w trakcie rozwodu i mam czternastoletnią córkę. - długo nie mogłem tego utrzymać w tajemnicy, a od kłamstwa nie wypada zaczynać. Mam tylko nadzieję, że się nie wkurzy i nie zostawi mnie tutaj samego.
- Jak ma na imię twoja córka? - pyta zupełnie spokojnie.
- Megan i jest specyficzna.
- Co to znaczy?
- Jeśli jest pod wpływem matki to nie da się z nią rozmawiać, ale jeśli wrzuci na luz to jest naprawdę kochana. Nie przeszkadza ci to?
- Ani trochę. - uśmiecha się. - Przyznam ci się do czegoś bardzo żenującego.
- Słowo harcerza, że nie będę się śmiał – przygryza dolną wargę i spogląda prosto w moje oczy.
- Jesteś pierwszym facetem, z którym tak naprawdę jestem na randce. - na jej policzkach pojawia się krwisty rumieniec.
- Dla mnie nie ma w tym nic żenującego – przyznaję szczerze. - Bo w zasadzie ja też nie chodziłem na randki.
- Ale miałeś żonę.
- Z przymusu rodziców.
- Ale jakieś doświadczenie z kobietami masz, a ja z facetami żadnego. To głupie, a mam przecież dwadzieścia siedem lat. - nachylam się nad stołem z figlarnym uśmiechem.
- Nadrobimy to.
-----
Hej misie ❤️
Miłego wieczoru 😘
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top