" Jak domek z kart"
Nadia
- Źle wyglądasz - zagaduje Joy, gdy kładę się na murku w parku. Znów powróciły do mnie te cholerne mdłości i na pewno nie jest to zatrucie pokarmowe. Nie trwałoby tak długo.
- I tak też się czuję - mamroczę. - Wszystko, co zjem ląduje w toalecie.
- Byłaś u lekarza? - pyta Sara.
- Nie i nie mam zamiaru iść. Nienawidzę lekarzy. Wszystko jest do bani. Ciągle czuję mdłości, kręci mi się w głowie, a do tego okres mi się spóźnia. Normalnie zajebiście. Wszystkie nieszczęścia świata skumulowały się we mnie.
- Spałaś z Allanem? - dopytuje Joy z zaciekawieniem.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Ciekawie. A masz objawy ciąży - stwierdza. Zamieram. Ciąży? Chyba ją popierdoliło. Jeśli to prawda to ojcem dziecka jest słynny William Collins, a to oznacza same problemy. Ja nie mogę mieć teraz dziecka. Nie z tym człowiekiem, ani nie w tym wieku.
- Ale skoro nie spałaś z Allanem, to trzeba tą opcję wykluczyć. - dopowiada Sara. One nie wiedzą o mojej sylwestrowej przygodzie. Obie lubią mojego obecnego chłopaka chyba bardziej niż mnie, więc Allan od razu dowiedziałby się o mojej zdradzie. Jeśli już miałabym z nim zerwać, to sama. Bez osób trzecich.
- Na pewno z nim nie spałaś? - dopytuje Joy. Kręcę przecząco głową. Nie mam ochoty nawet się odzywać. Nie mogę w sobie nosić dziecka. To o wiele za wcześnie. Co o mnie ludzie pomyślą? Jeszcze jak okaże się, że to dziecko jest Collinsa? W co ja się najlepszego wpakowałam?
- Coś ukrywasz - stwierdza Sara i marszczy brwi. Spogląda na mnie swoim przenikliwym wzrokiem i już wiem, że zacznie się cholerne przesłuchanie. One zawsze wiedzą, kiedy kłamię.
- Nie - odpowiadam ze spokojem. - Jestem po prostu chora. Najlepiej będzie jak wrócę już do domu - zeskakuję z murka i poprawiam swoją bluzkę.
- Nadia - Joy chwyta mnie za ramię. - Jesteśmy przyjaciółkami. Co się dzieje?
- Nic, naprawdę - wzdycham. - Proszę skończmy tą rozmowę.
- No dobra - Sara wzrusza ramionami. Siadam z powrotem na murek, ale myślami jestem już w aptece. Muszę kupić cholerny test ciążowy. W duchu modlę się, żeby to wszystko nie okazało się prawdą. Wtedy jestem w czarnej dupie. - Widziałyście ostatni artykuł ?
- Ten z Willem w roli głównej? - chichocze Joy, a mi robi się niedobrze. Dlaczego my schodzimy na ten temat? Gdyby tylko wiedziały, że spałam z Collinsem i prawdopodobnie jestem z nim w ciąży, byłabym martwa. Obie się w nim skrycie podkochują odkąd jego zdjęcie pojawiło się w gazecie. Z resztą znają go jeszcze ze szkoły.
- Tak! - piszczy Sara. - On jest taki przystojny.
- No! Gorący towar. Każda laska chciałaby być jego chociaż na jedną noc - przewracam oczami, ale mają rację. Sama z własnej woli przespałam się z nim aż dwa razy, z czego pamiętam tylko ten jeden.
- Facet jak facet - wtrącam bez zainteresowania.
- Ten facet to ideał! Może nie z charakteru, ale z wyglądu to cudo! - mówi Joy. - Chętnie oddam mu swoje dziewictwo.
- I ja też! - odpowiada z ekscytacją Sara. - Może pójdziemy na następne mistrzostwa mu pokibicować?
- Kiedy są? - pyta Joy.
- Na początku kwietnia dopiero. - wzdycha. - Ale dla niego warto czekać.
- Dobra laski, muszę lecieć. - daję całusa obu i podnoszę z ziemi swój rower. - Do zobaczenia.
- Pa. - odpowiadają, a ja wsiadam na rower i odjeżdżam. Muszę jak najszybciej dostać się do apteki. Nie wytrzymam dłużej w tej cholernej niepewności. Oby to nie była prawda.
****
- Nie - łkam i spoglądam na pozytywny wynik testu ciążowego.- Nie! Nie! Nie! - zrezygnowana kładę się na łóżku i zakrywam twarz poduszką. Jestem w ciąży z Williamem Collinsem. Wszystko zawaliło się jak domek z kart.
- Nadia - do pokoju wchodzi babcia w najmniej odpowiednim momencie. - Jezu, kochanie - przysiada obok mnie na łóżku i zabiera z mojej twarzy poduszkę. - Dlaczego płaczesz? Co się stało?
- Babciu - szlocham. Muszę jej powiedzieć. Brzucha przecież nie ukryję. Od sylwestra minęło półtora miesiąca. Za niedługo wszyscy będą wiedzieć o dziecku. - Babciu, ja...ja
- Kochanie, wyduś to z siebie - spogląda na mnie z troską.
- Babciu ja jestem w ciąży - zanoszę się jeszcze silniejszym płaczem.
- Jak to? Myślałam, że Allan to porządny chłopak.
- To moja wina - nie potrafię spojrzeć w jej oczy. Zaraz się dowie, że jej wnuczka jest zwykłą dziwką. - To nie Allan jest ojcem dziecka. Przespałam się z kimś innym podczas sylwestra. Byłam pijana i stało się.
- Nadia! Jak mogłaś do czegoś takiego dopuścić? Jesteś jeszcze młodziutka i bardzo głupiutka. Kto jest ojcem?
- Nie powiem - zapieram się. Nie chcę, żeby on o tym na razie wiedział, a babcia doskonale go zna.
- Nadia - ostrzega. - Radzę ci powiedzieć.
- Nie - kręcę głową. - najpierw sama chcę się przyzwyczaić do myśli, że będę mamą.
- A co z Allanem?
- Muszę mu wyznać prawdę. Musi wiedzieć, że go zdradziłam.
- Kochanie - wzdycha i chwyta moją zimną dłoń. - Pomożemy ci z dziadkiem, dobrze o tym wiesz i masz rację. Allan zasługuje na szczerość. Mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz i w końcu wyznasz kto jest biologicznym ojcem mojego prawnuka. - całuje mnie w czubek głowy. - Odpoczywaj. Zaparzę ci zielonej herbatki. - wychodzi z mojego pokoju, a ja wybucham niekontrolowanym płaczem. Właśnie zniszczyłam sobie życie.
------
Hej misie ❤️
No obecność Blake'a jest już pewna.
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top