7. Gdzieś w Ciemności

Instagram: kirittawattpad

Marucho powoli usiadł na obrotowym niebiesko-czarnym krześle.

Jego osobiste laboratoriom wydawało się strasznie puste. Jeszcze niedawno kręciło się tutaj mnóstwo ludzi, którzy dopiero co się poznali. Te wspomnienia były takie unikatowe. Ile w nich było radość! 

Uśmiechnął się lekko, przypominając przywitanie Barona z Jakiem. Znali się jedynie z opowieści, ale kiedy spotkali się w oko oko, dosłownie rzucili się na siebie w braterskim uścisku. Ace z Shunem z politowaniem patrzyli w niebo a Fabia westchnęła na te poczynania. Zaraz została pociągnięta do kółeczka dziewczyn, gdzie też pierwszy raz, uścisnęła rękę Vestaliance Mirze. 

To był przełomowy moment. Nie tylko dla nich, lecz i dla planet. Czuł się jakby wrócił do czasów nastoletnich, gdzie dopiero ratowali te światy. Jako jedyny zaczął płakać ze szczęścia. Wszyscy ruszyli do niech z pocieszeniem, chodź od razu mówił, że to od nagromadzonych emocji. Duże stresu zżerało go, od momentu zaproponowania takiego tygodniowego spotkania. W końcu wszystko go puściło. 

Marukura odsunął kartki z wczorajszego zebrania na bok. Musiał na razie wrócić do szarej rzeczywistości. Podsunął za to błękitną klawiaturę oraz myszkę, myśląc czym może się zająć do kolacji. Pragnął na chwilę zapomnieć o innych rzeczach. Na wielkim ekranie pokazał się komunikat ładowania systemu.

- To na prawdę koniec? - wyszeptał do siebie, napełniając swój mózg kolejnymi wątpliwościami. Nie tylko chodziło mu o pewien etap życia, ale też o wojnę. Niestety szala wciąż szalała na różne kierunki i ciężko było mu stwierdzić, jaki będzie finał. Łzy napłynęły do oczu. Chcąc je zatrzymać, poklepał się po policzkach. Niestety nic to nie pomagało.

- Marucho... - wyszeptał Preyas, który do tej pory nie odzywał się słowem. Jako jedyny nie chciał zostawić człowieka samemu sobie. - Nie poddawaj się! Dan na pewno by tego nie chciał!

To nie było takie proste, jak się spodziewał. Blondyn podjechał jeszcze bliżej do biurka przez co dotykał klatką piersiową blatu. Wypuścił powoli powietrze z płuc. Powtórnie spojrzał się na bakugana Aquosa, który praktycznie siedział na granicy półki. Za nim widniały równo poustawiane podręczniki naukowe.

Kiedy tylko pokazały się ikonki z plikami dokumentów, Marukura rozpoczął ich szybkie przeszukiwanie. Od okularów odbijał się blask monitora.

- To chyba to - mruknął do siebie bez życia. Włączył pliki z ostatnich wykazów maszyn wroga. Sprawdził, czy są kartki w drukarce i rozpoczął drukowanie.

Zamyślił się na pracy maszyny. Dawno nie zwracał uwagi na takie błahostki.

- Może byśmy grupowo pozwiedzali miasto? - Preyas zeskoczył z półki na klawiaturę. Pomachał się na do przodu-tyłu. - Wiesz, chodzi mi o nas i resztę

- Chodzi Ci-

- O mnie, Ciebie, Elfin, Tristara i Radizena! - wyliczył szybko.

- Hm... Myślę, że nie będzie problemu. Jutro akurat mamy wolne od jakichkolwiek ćwiczeń czy wart - uśmiechnął się delikatnie. - Poznacie rozkład miasta oraz bliżej siebie na wzajem

- Super! - Bakugan radośnie klasnął w dłonie. Niebieskooki uśmiechnął się bardziej, słysząc głośniejszy głos przyjaciela. - Lecę powiedzieć o pomyśle dla Elfin!

- To ja potem złapie resztę

- Przy kolacji obgadamy szczegóły!!!

Dźwięk zamykanych automatycznych drzwi utwierdził Marucho, że teraz na prawdę został w pomieszczeniu sam. Radość lekko wygasła.

Chłopak rzucił wzrokiem do drukarki i sięgnął po dokumenty. Postukał wszystkie kartki aby ułożyły się w ładny stosik. Co teraz miał zrobić?

Był gotowy na jutrzejsze spotkanie na Vestalii. Może trochę snu przed kolacją? Spojrzał się na łóżko. Dawno nie spał standardowych ośmiu godzin. Do jedzenia miał ponad godzinę, więc krótka drzemka na pewno zrobi mu dobrze.

Chwycił za myszkę aby wyłączyć komputer. Nagle zmarszczył brwi. Aplikacja do obserwowania użytkowników bakumetrów była włączona. Standardowo odpaliła się wraz z całym systemem. Ta funkcja została dodana od razu z wypuszczeniem całej serii, ale rzadko kiedy blondyn do niej zaglądał. Marucho przez chwilę wahał się, jednak wszedł w ustawienia. Wszyscy, co powinni być w budynku, byli. Odepchnął z ulgą.

- Shun już w swoim pokoju... O Ace i Baron w kuchni, dziewczyny u Runo - wyszeptał do siebie, chodź był sam i mógł mówić normalnym głosem. 

Znów się zawahał, ale po namyśle zwiększył obszar obserwacji na kolejne kilometry i na kolejne. W końcu odpalił osobistą funkcję, poza ziemską planetą. Cień nadziei znów wrócił. Nie powinien już go palić. Przeszukali cały teren, jaki znali, lecz on nie mógł przestać. Cichutki głosik w głowie wołał cały czas.

Jeden sygnał.

Podskoczył na krześle. Przecież nie mogło być to możliwe. Wcześniej nie było żadnego sygnału. Marucho wciąż miał nadzieję, że zdarzył się cud.

Drugi sygnał.

To był dla niego jak sen. Jest słaby sygnał. Ten działający bakumeter dawał nadzieję, jakiej teraz potrzebował.

- Dan... Błagam żeby to był Twój znak! - szybko narzucił kordy na inną aplikację, szukając zaczepienia. Sygnał był w zupełnie innym miejscu niż się spodziewał. - Jest na... Iris?

Zacisnął usta. Przecież wycofali się z Iris na Nową Vestroie. Jak urządzenie się tam znalazło? Nie licząc tego, że bakumeter mężczyzny był aktywny, tak inne funkcje były zerowe. Radość i euforia, jednak wróciła gdy zauważył iż urządzenie jest nie założone.

- Jeżeli bakumeter Dana wciąż działa to możliwe, że-

Łzy spłynęły na biurko. Blondyn rozwył się na cały pokój. Nagle ten ciężar z jego psychiki spadł. Jakby ktoś odciął nitkę, która trzymała ciężki kamień. Jego przyjaciel mógł żyć! Chwycił szybko za telefon i wystukał do Shuna wiadomość aby przyszedł. Nie musiał długo czekać na dźwięk otwieranych drzwi.

Brunet patrzył się współczująco na przyjaciela. Najstarszy był ubrany w czarne jeansowe spodnie i ciemnozieloną koszulkę. Wieczór był ciepły, więc był bez jakiekolwiek okrycia. Na jego ramieniu dzielnie siedział Jakkor. Drzwi za nimi zamknęły się cicho.

- Marucho... - wydobyło się tylko z jego ust. Powolnym krokiem podszedł do niego. Kucnął przed nim, jak rodzic do dziecka.

- Dan-!

- Nie Marucho - wyszeptał. Dłoń położył na blond włosach. Na jego twarzy pojawił się grymas. - Zrobiliśmy wszystko aby wrócił-

- A-ale możliwe, że Dan żyje! - podniósł głowę. - Popatrz!

Kazami wstał z klęczek i dokładnie przyjrzał się obrazowi z komputera. Na moment osłupiał i pobladł. Zacisnął ręce na blacie. Dla Marucho przeszło przez myśl, że zaraz go wyrwie. Jednak ucisk stopniowo rozluźniał się, tak samo osłupienie. 

- Czy to możliwe?

- Fakt, że bakumeter nie jest na jego ręce, ale - otarł łzy, zaciągając nosem. - jest komunikat, że urządzenie działa, więc uderzenie nie mogło być duże

- Jeżeli dobrze zakładamy, że dostał uderzeniem. Bardziej dziwi mnie fakt, że Dan jakimś cudem może być na terenie wroga - spojrzał się na blondyna. Piwne tęczówki świdrowały go. - Musimy pokazać to reszcie. Potem pomyślimy razem, co dalej zrobimy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top