6. Ja tylko spadłem z nieba!
Instagram: kirittawattpad
*Dr. Kucho! & Gregor Salto ft. Ane Brun - Can't Stop Playing (Makes Me High) [Oliver Heldens Remix]*
Dzień zapowiadał się pięknie - od samego rana temperatura podskoczyła na prawdę wysoko, słońce błyszczało na czystym niebie a ptaki ćwierkały do siebie melodyjnie. Niestety, kiedy tylko Dan, Mit oraz Met wyjechali z domu pogoda dramatycznie zaczęła się zmieniać. Najpierw temperatura spadła, a w połowie drogi do szkoły runął deszcz.
Met siedział skupiony za kierownicą pojazdu, omijając co większe kałuże oraz dziury. Mógł sobie na to pozwolić - droga była pusta, co mile go zaskoczyło. Widać było, że większość ludzi zrezygnowała z wyjścia na zewnątrz.
- Jak tam? - chłopak na kilka sekund spojrzał się lusterko i skręcił w lewą uliczkę miasta. Jego wzrok padł na mini komputer, gdzie coraz szybciej odliczał kolejne metry do celu. - Wyglądasz kiepsko
- Bo źle się czuje - mruknął szatyn. Czołem dotykał chłodnej szyby. Zmarszczył brwi na moment. - Wewnętrznie coś mnie zżera
Mit wychyliła głowę w prawa stronę aby mieć na niego widok. Daniel wydawał jej się zagubiony i zbity z tropu. Kiedy wczoraj miał obrany plan, wyglądał na wilce szczęśliwego oraz nabuzowanego od emocji. Teraz jakby wszystkie te dobre emocje uciekły niewidomo jak, z jego ciała. Wydawał się nie zainteresowany obecną drogą jaką się poruszali. Wydawało jej się, że jakby teraz zawrócili do domu, Dan by nic nie zauważył. Dziewczyna z całego serca chciała pocieszyć chłopaka, jednak nic jej nie przychodziło do głowy. Pogrążona w swoich myślach wróciła wzrokiem do drogi.
- Jesteśmy pod szkołą - mruknął kierujący. Podjechał koło bramy do wejścia na teren uczelni. Zaparkował pojazd na przeznaczonym na tym miejscu.
Szkoła była wielkim zbiorem wiedzy oraz budynków. Trzy prostokątne ceglane budowle ustawione były w trójkąt. Ich odstępy od siebie, po trzy metry, dawał idealne miejsce na ścieżki pod parking. Wkoło budynków kręciło się trochę uczniów i nauczycieli. Niektórzy relaksowali się wśród aury wszechobecnej różnorodnej krainy roślinności. Organ państwa sam wyznaczył sodki na taki projekt. Dzięki temu uczniowie mili nie tylko piękne widoki, ale też podróż w niektóre zakątki świata.
- Najpierw pójdziemy do biblioteki - podeszli do głównej czerwonej uliczki. - Mit odda książki a później poszukamy kogoś, kto może Cię znać. Jeżeli nikt nie rozpozna Ciebie już wśród książek
Dan kiwnął twierdzącą głową. Wymusił od siebie delikatny uśmiech chodź wewnętrznie jakoś się nie umiał się rozweselić.
We troje popędzili do swojego pierwszego celu. Biblioteka, jak się okazało, była w jednym budynku. Brązowo włosy aż otworzył oczy ze zdziwienia. Nigdy nie widział tyle papieru w jednym miejscu. Nie licząc wysokich półek z ciasno poukładanymi książkami, to między regałami były specjalne miejsca na czytanie. Przestronne ciemne biurka, na których były nowoczesne komputery a żeby bardziej umilić czas - wygodne różnokolorowe fotele. Nad każdym stanowiskiem, kilka metrów w górze, wisiały potężne kryształowe żyrandole, które dodawały tylko klimatu do całego pomieszczenia.
Niestety, nikt nie skojarzył chłopaka, więc lekko zawiedzeni opuścili jeden z budynków. Met, skierował się w stronę boiska, obiecując, że podpyta znajomych. Mit szybko pociągnęła Dana w stronę drugiego budynku - w swój oddział naukowy. Kiedy tylko weszli po schodkach na otwarty korytarz Kuso oparł się o drewnianą barierkę.
- Ale tu jest zajęliście!
- Fakt, też lubię chodzić po tym korytarzu-tarasie. Każdy nazywa to jak chce - poprawiła zieloną torbę. - Możesz łatwo zobaczyć, czy nikogo nie ma na dworze albo iść do dalszych schodów na inne piętra
- Nie macie tu windy?!
- Jest, jest - zaśmiała się szczerze. Palcem wskazującym pokazała dalszy ciąg korytarza. - Tam, zaraz koło-
- Czemu Mit nie mówiłaś, że masz tak przystojnego przyjaciela?!
We dwóch podskoczyli. Mężczyzna spojrzał się w dół. Po schodach wchodziła grupka dziewczyn. Dan zmrużył oczy, bo naliczył ich aż siedem! Hadson nabrała lekkiego rumieńca na twarzy.
- Dziewczyny, co wy tu robicie?!
- Musiałyśmy zaliczyć jeszcze dziś test semestralny - zaczęła jedna. - Stwierdziłyśmy, że lepiej iść na jeden termin wszystkie niż każda osobno
- Oh, no tak! Coś mi wspominałaś ostatnio!
- Miałam do Ciebie pisać, czy nie masz czasu przyjechać oraz poświętować z nami, ale widzimy, że masz już towarzystwo... - dziewczyny odwróciły się jedynego mężczyzny. - Nie mówiłaś, że-
- To nie jest mój przyjaciel ani chłopak, ja tylko-!
- OOO MIT - mruknęły wszystkie, zbliżając się do Kuso. - OD KIEDY PARADUJESZ SAM NA SAM Z MĘŻCZYNĄ? CZEMU NAM SIĘ NIE POCHWALIŁAŚ?
- To - zawiesił się na chwilę. - Mit mi tylko pomaga-!
- W czym? - zapytała najbliżej stojąca długowłosa blondynka. Niewinnie zamrugała powiekami. - Może mogłabym też Ci w czymś pomóc?
Bordowo włosa całkowicie zrobiła się czerwona od złości oraz adrenaliny. Niektóre "koleżanki" uśmiechnęły się do niej delikatnie, powodując większy wybuch jej złości.
- Między nami nic nie ma - Kuso rozejrzał się po twarzach zainteresowanych. Plecami oparł się o drewnianą barierkę. - Na prawdę, dajcie nam spokój
- To chyba dobrze, że jesteś sam, czyż nie - blondynka uśmiechnęła się do niego szerzej. - Zawsze możesz sobie kogoś znaleźć
- Nie dziękuję - odparł, próbując jeszcze bardziej się odsunąć. Chodź wiedział, że to nie będzie możliwe przez barierkę.
- Jeżeli byś zmienił zdanie-
- Na prawdę nie
Brązowo włosy, widząc wściekłość Hanson w oczach, chciał zmyć się z widoku dziewczyn, jednak one idealnie zasłoniły mu drogę. Były jak takie małe dzieci - szukały kogoś kto nimi się zainteresuje całkowicie. Otworzył usta, chcąc jakoś rozwiązać tą zaistniałą sytuację.
Wyglądasz na takiego chuderlaka...
Daniel poczuł uderzenie pioruna w swoich myślach. Na moment wyłączył się, opierając się znów o drewno, jednak w dłoniach czuł zimny granitowy blat stołu. Obraz się rozmazał a przed sobą miał przestronną kuchnię, a nie ceglany korytarz. Dłoń oparł o czoło.
- Dan? - przez tłum przebiła się bordowo włosa. - Coś się stało?
- Nie - skłamał gładko. Podniósł na nią wzrok.
Niska szatynka podeszła do niego jeszcze bliżej. Serce podskoczyło mu pod sam czubek krtani. To nie była Mit. Pokręcił głową, próbując rozmyć obraz innej dziewczyny.
Ale Daniel ma ważne zajęcia do wykonania. Lepiej zajmijcie się dalszą pracą, zanim jeszcze jest czas.
A ty przynosiłaś pudła, Mitsi?
Jego oddech przyspieszył. Gdzieś już słyszał to imię, ale gdzie. Jego pamięć nie pozwalała mu przypomnieć.
- M-mitsi?
- Co mu? - grono płci pięknej przybliżyło się do niego, widząc nagły skok jego oddechów.
- Może iść po medyka?
- Może niech ktoś idzie po wodę!
- On jest blady!
Jego ciało jeszcze bardziej przywarło do barierki. Zamknął oczy, szukając w pamięci osób, które to powiedziały. Organizm po wpływem stresu, wysyłało do ciała błędne sygnały.
Daniel nie zemdlej! - krzyczał do siebie. Zacisnął dłonie. - Nie możesz znowu się poddać! Wszystko jest dobrze!
Nagle poleciał do tyłu. Wysokość od barierki od podłogi była mała, więc wiedział, że wyjdzie z tego cało. Najwyżej będzie miał trochę siniaków. Pierwszo usłyszał wisk wszystkich, później kroki a na sam koniec łomot jaki wydał, stykając się z podłogą.
Dan podrapał się po głowie. Mruknął jeszcze do samego siebie z dwa przekleństwa, chodź w duchu był bardzo z siebie dumny.
Automatycznie zapomniał o swoim ataku.
- Bogini Złota - wyszeptała wielce zdziwiona kobieta. - Skądś ty spadł? Z nieba?!
Daniel założył od razu, że kobieta przed nim stojącą ma ponad pięćdziesiąt lat. Eleganckie smukłe spodnie minimalnie wisiały nad ziemią. Ciemnozielona bluzka z długimi rękawami była stanowczo za duża. Duże, kwadratowe okulary powiększały jej różowe oczy razy cztery. Po jej minie, można było wywnioskować, że nie spodziewała się na pewno, iż dzisiaj ktoś jej spadnie przed nosem.
- Yyy... - spojrzał się w górę. Podniósł prawą dłoń nad siebie. - Z tamtą
Mit prychnęła śmiechem. Energicznie wychyliła się zza barierki. Oczy iskrzyły jasnymi gwiazdami szczęścia.
- Czemu nic nie powiedziałeś, że nie umiesz latać, Dan?
- Panienka Mit! Mogłam się tego spodziewać!
Dziewczyna na moment zdębiała. Dłonie bardziej zacisnęła na drewnie i wychyliła się bardziej do przodu. Kiedy napotkała, krzywo na nią patrzący, wzrok nauczycielki uśmiechnęła się zakłopotana.
- D-dzień dobry pani profesor! - zawołała na refleksje. - Cóż za spotkanie-
- Mi też miło Cię widzieć - wzrokiem wróciła do chłopaka, który zdążył wstać i otrzepać z siebie kurz. - Widzę, że się znacie. Wytłumaczysz mi to? Co to za jakieś głupie zabawy?
Reszta dziewczyn w trybie ekspresowym zdążyła się ulotnić z radaru Pani Różyczki. Każdy wiedział, że kobieta była najbardziej surową profesorką na uczelni. Na korytarzu, od najmłodszych uczniów do tych najstarszych nauczycieli, dosłownie kłaniali się przed nią. Nikt nie widział, jak ona to robiła, że każdy nabierał do niej i strachu, i respektu.
- To moja wina - ciemne włosy zafalowały pod wpływem ruchu. - Byłem nie uważ-
- Skąd jesteś? - zapytała nagle, podchodząc do niego powoli. Ze swojej torby wyciągnęła grubą księgę, rozpoczynając jej filtrację. - Nie kojarzę Cię ze szkoły
- Słucham?
- Widzę w twoim otoczeniu dużo czarnej magii - odparła spokojnie. Podniosła wzrok znad starej księgi. Uniosła brew w gniewnym geście. - Wiesz chyba, że częste korzystanie z niej ma dużo skutków ubocznych?
- On nie wie - Mit ostrożnie zeszła ze schodów. Lekko zestresowana podeszła bliżej do chłopaka. - Pani Różyczko, szukamy kogokolwiek kto go zna. Wczoraj, wraz z moim starszym bratem, spotkaliśmy go koło domu. On nic nie pamięta
- Ten chłopak ma wokół siebie dużo znaków teleportacyjnych, jak i jeszcze więcej znaków czarnej magii różnego pochodzenia - zamknęła w jednej dłoni księgę. - To bardzo niepokojące drogi młodzieńcze. W swoim krótkim życiu widziałam tylko dwa przypadki takiego zajścia i dla tych osób dobrze się nie skończyło. - Dan oraz Mit zmarszczyli brwi. - Najprawdopodobniej znaki czarnej magii blokują twoje myśli. Tak często jest
- Mogłaby Pani to naprawić?
- Drogi młodzieńcze - schowała księgę, po czym poprawiła duże okulary. Spojrzała się na dziewczynę. Westchnęła ciężko. - Mit, proszę abyś zapisała do brata, że jesteśmy u mnie w sali dziewięćdziesiąt osiem, żeby nie przyjechał po Was za wcześnie
- Met jest w szkole, proszę Pani
- Niech więc przyjdzie do nas, kiedy znajdzie chwilę a wy - odwróciła się w napięcie, ruszając po schodach na wyższe piętro. Bluzka lekko zafalowała. - Proszę za mną
W ciszy ruszyli za wykładowcą. Daniel spoglądał co raz na Mit, ale ta w ciszy tylko patrzyła na plecy swojej Pani Profesor.
Po kilku minutowym marszu dotarli pod odpowiednia salę. Pani Różyczka machnięciem karty otworzyła drzwi. Bez ceregieli weszła do środka, rzucając torbę na ogromne biurko.
Sala wyglądała, jak typowa sala dla studentów na Ziemi. Jedyna różnica to była ta, że tablicy nie było żadnej i wszędzie było pełno roślinności.
- Siadaj przede mną - machnęła niechlujnie ręką. - Nie krępuj się, a Mit weź krzesło i usiądź trochę dalej
Profesorka z szuflady w biurku wyciągnęła jeszcze większa księgę. Powoli ją kartkowała, szukając czegoś zawzięcie. Co raz szeptała coś do siebie.
- Gdzieś ty był dziecko? - uniosła oczy ku niemu. Dan tylko przewrócił oczami.
- Proszę Pani, ja tylko spadłem z nieba!
W chwili kiedy Daniel zrozumiał, jakie słowa wypowiedział, nauczycielka zaśmiała się. Jej żuchwa aktualnie sięgała drewnianej podłogi. Pierwszy raz w życiu wydziała aby TA nauczycielka śmiała się w najlepsze!
Starsza kobieta poklepała chłopaka po głowie jak małe dziecko. Kuso lekko się zarumienił, odwracając wzrok na drugi koniec sali.
- To ja wiem, że spadłeś, bo sama widziałam - otarła prawą dłonią łezkę z oka. - Chodzi mi o to czy twój upadek był duży
- Więc pani sugeruje, że to przez uderzenie w głową o ziemię?
- Nie, nie! Przecież Ci mówiłam o znakach! - wyciągnęła rękę po szarą kartkę papieru, po czym zaczęła po niej pisać w ciszy. Daniel wyciągnął głowę aby zobaczyć, co na niej jest.
- Posłuchaj. Czarnej magii zawsze trzeba pomóc! - podała kartkę mu przed sam czubek nosa. - Jak sobie coś przypomnisz, pisz na kartce. Nie koniecznie na tej, możesz wziąć sobie inną a najlepiej kupcie mu jakiś zeszyt!
- Co mu to da? - zapytała dziewczyna.
- Dużo! - gruchnęła dłonią o blat, pokazując już starą dłoń z pomalowany na zielono paznokciami. - Przede wszystkim nie uciekną mu ważne informacje. Po drugie to będzie dla mnie ułatwienie! Będę wiedziała za co się chwytać następnym razem!
- Czyli dzisiaj już nic nie zadziałały?
- Nie. Raczej nie - zamknęła księgę. - Zmykajcie do domu. Przyjeździe gdzieś za - spojrzała się na kalendarz. - Trzy dni. Zobaczymy, ile napiszesz na taki okres czasu
- Dlaczego nie dziś?
- Panienko Hadson - kobieta złączyła dłonie. - Myślałam, że te znaki będę mieć w tej księdze, ale będę musiała pójść do osobistej biblioteczki. Nawet nie ma ich w waszym przyszłym podręczniku. One są jakieś... Inne
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top