5. Dance, Dance and Cry
Instagram: kirittawattpad
* [DnB] - Tristam & Braken - Frame of Mind [Monstercat Release] * * wstawiam jeszcze raz, mam nadzieję, że teraz już pojawi się i na telefonach xd *
Marucho ziewnął, zasłaniając usta lewą dłonią. W prawej trzymał zwykły przezroczysty długopis z czarnym tuszem. Co raz obracał go w palcach znudzony. Najchętniej wróciłby już na Ziemię, do swojego pokoju i zdrzemną się chodź na dwie godziny.
Zamknął oczy na chwilę przegrywając ze zmęczeniem. Kiedy jednak przewinął się mu moment gdzie brązowo włosy stał do niego przodem uśmiechnięty w czarnych spodniach i bordowej zimowej kurtce wśród aury śniegu rozbudził się szybko. Pomrugał powiekami, ponieważ ta scena wydawała się taka żywa aż nierealna.
To było może dwa lata temu... nie, trzy, bo jeszcze Drago był na Ziemi. Wtedy spadł pierwszy śnieg i wszyscy mieli wolne od swoich obowiązków, więc skorzystali z zimowej pogody.
Tego dnia mróz szczypał w ich gołe policzki aż robiły się mocno różowe. Od godzinnego rzucania się śnieżkami wszyscy dyszeli ciężko. Runo już zdążyła nakrzyczeć na Dana z tysięczny raz. Ten zrezygnowany uśmiechał się krzywo, błagając aby dała już mu święty spokój. Przyjaciel szukał pomocy w parterze, jednak ten zawtórował dla Runo, każąc zachowywać się bardziej dojrzale. Obrażony mężczyzna z diabelnym uśmiechem zebrał śniegu koło swojej prawej ręki oraz zrzucił tą gromadę na baku-smoka. Inne bakugany uciekły na boki parapetu aby samemu nie zostać przykrytemu.
Historia się skończyła na tym gdy bakugany przybrały swoją prawdziwą postać. Wtedy Dragonoid postanowił zemścić się tym samym, kiedy nic nieświadomy Daniel robił z Marucho aniołki na śniegu. Blondyn uśmiechnął się przypominając najpierw zdziwioną mnie szatyna widząc nad sobą ciemny cień, potem przestraszoną i krzyczącą na Drago.
Wielkimi krokami zbliżały się też święta, Nowy Rok oraz chwilowy powrót do swoich rodzin. Kiedy to wszystko tak szybko minęło?
- Teraz znacznie się prawdziwa zabawa niezależnie jakbyście jej unikali - generał rozłożył się na fotelu. Blond włosy spojrzał się na niego z dołu, przerywając czynność. Przeanalizował jego słowa krok po kroku. Uniósł brew zaskoczony. Przecież nigdy nie unikali walki. Od kiedy on rzuca do niech takie stwierdzenie?
Kolejna godzina siedzenia na obradzie nie przynosiła ani nic nowego, ani nie usuwała starego. Kilkanaście osób już się wykruszyło, wracając do innych ważniejszych prac. Nikt nie umiał tego przerwać, lecz też nikt nie chciał tego rozwijać. Lepiej było uciec i gdzieś się zaszyć.
- Możemy też się równie poddać jeżeli chcecie-
- Słyszysz co ty bredzisz - prychnął Phantom w jego stronę, prostując się dumnie. Najmłodszy powędrował do niego wzrokiem.
Z tego co Spectra mówił wczoraj wieczorem przez video-rozmowę, ani trochę nie miał się ingerować w bieg tego spotkania, a od samego początku, co raz dorzucał swoje zdanie. Nie rozumiał tego, przecież Marucho znał Keith'a osobiście i takie zachowanie nie było do niego podobne. Dlaczego tak robił? Jaki miał cel? Marukura skrzywił wzrok, widząc stos kartek przed starszym przyjacielem. Nie mógł się na nich skupić. Może to zmęczenie? Brak wystarczającej ilości snu? Czy coś innego?
- Będziemy walczyć do samego końca. Nie zrobimy z siebie marionetek.
- Moim zdaniem ty powinieneś najmniej się wypowiadać. - syknął do niego wrogo oraz z jadem. - Przecież jesteś wciąż jednym ze starych Vexosów.
Wszyscy zatrzymali oddech na słowo ' Vexosów'. Nawet Ace, który był bardziej zajęty patrzeniem przez okno niż w uczestnictwie w zgromadzeniu, pomrugał kilka razy zaskoczony takim obrotem sprawy. Przez dobre kilka lat nikt nawet nie pomrukiwał o starych czasach. Wielu mieszkańców nawet nie chciało rozmawiać o tych imion a przynajmniej nie chcieli słyszeć ich w swoim otoczeniu. Ten dział był dla Vestalian jak płachta na byka, skazą na duszy.
- Jak śmiesz tak mówić do mistrza! - Gus wstał z krzesła. Widać było po nim zmęczenie oraz irytację, jednak starał się wyglądać na przytomnego. Rozglądnął po ciemnym pomieszczeniu, jakby szukał jakiegokolwiek opanowania czy wsparcia. Shun delikatnie kiwnął do niego głową, sygnalizując że są za nimi.
- To nie prawda!?
- Prawda, ale jesteśmy od kilku dobrych lat po tej samej stronie Hanc - spiorunował go wzrokiem.
Phantom ze stoickim spokojem założył ręce na piersi, czekając na dalszy przebieg zdarzeń. Czuł w tej sytuacji dziwną przewagę nad rywalem. Chociaż teraz powinien nie czuć do nikogo wrogości ani odrzucenia. Jednak to częściej wracało niż odchodziło. Coraz bardziej wyobrażał sobie jak generał zdycha oraz błaga go o litość.
- Co najwyżej generale Hanc! Dla mnie jesteś o kilka lat młodszym gówniarzem, nie wiedzącym co z sobą zrobić! To jest wojna a nie jakaś zwykła bitwa!
- Zwracam uwagę, że jesteś tylko o cztery lata starszy - syknął przez zęby Spectra. - Ja chociaż nie robię teraz bezsensowych kłótni!
- Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie zmienicie stron i nie zaatak-!
- Keith i Gus się zmienili! - Mira też wstała na równe nogi. Biały elegancki strój opiął bardziej jej szczupłe ciało.
Wszyscy wbili w nią zaciekawiony oraz zszokowany wzrok. Ace chciał ją chwycić za dłoń, lecz ta swoją zabrała. Oparła dłonie o stół. W tej posturze wyglądała o wiele poważniej oraz pewniej siebie. Jako Wielka Pani Naukowiec była dość znana ze swoich prac oraz osiągnieć w tak młodym wieku, ale raczej nie wypowiadała się na spotkaniach. Nawet naukowych. Wolała więcej czasu pracować albo spotkać z przyjaciółmi oraz chłopakiem niż ,,marnować czas na kłótnie bez dna".
Jej brat wbił w nią szpilki. Z jednej nie chciał aby się angażowała w te fanaberie, z drugiej była właściwie dorosła i mało mógł już dla niej zrobić. Co najwyżej wziąć ją na stronę i powiedzieć co ma na myśli.
- Jesteś tego pe-?!
- Oczywiście! - gruchnęła pięścią o stół. Marucho z wrażenia upuścił długopis z dłoni na podłogę. Natychmiastowo schylił się po niego. - Ile lat temu był Hydron i Zenoheld?! To wszystko jest już starym wspomnieniem.
- Ale wciąż żywym-!
- Nie powiedziałam, że to na zawsze umarło i trzeba to schować w kieszeń. Kiedyś mądra osoba mi powiedziała, że wspomnienia są po to aby z nimi żyć - kobieta oparła dłonie o biodra. - Przeżyliśmy razem wiele i przeżyjemy jeszcze dużo. Jestem tego pewna, nie musze tego liczyć, szukać odpowiedzi, ja to wiem. Skończy się wojna, nadejdzie coś innego. Będzie tak w kółko. Jedyne rozwiązanie jest jedno - walka, ciągła walka.
- Nie walczyłaś od kilku lat, więc myślę, że nie możesz mówić o konkretnej walce
- Wiem - przyznała rację. Ostatni raz walczyła dla rozrywki na Vestalii ramię w ramię z Roxtorem. Na samo wspomnienie uśmiechnęła się lekko. - Mówię bardziej o innych, o moich przyjaciołach, bracie - posłała wszystkim ciepłe spojrzenie. - Jeżeli jednak sytuacja będzie tego wymagać, sama stanę do walki
- Nie zgadzam się - warknął Spectra. - Nie walczyłaś ponad dwa lata.
- Tego się nie zapomina, Keith - usiadła na krzesło. Wiedziała, że nie obędzie się bez rozmowy z bratem, ale teraz miała inne rzeczy na głowie. Mimo, że walki wciąż trwały musiała pokończyć te najważniejsze projekty. - Skoro skończyliśmy się kłócić, proponuje dzisiaj odpocząć. Jutro może bardziej się dogadamy.
Generał Hanc - a dokładniej dwudziestoośmioletni zielonowłosy wdowiec, Prectus Hanc kiwnął głową do swoich dwóch towarzyszy oraz bakugana Haosu. Bakugan wskoczył na prawe ramię partnera. Odeszli z pomieszczenia, nawet nie żegnając się z swoimi wspólnikami z innych oddziałów. Jedynie bakugan mruknął ciche ,,Do jutra", pokazują, że on jedyny ma chodź trochę sympatii do reszty.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się na dobre, reszta odetchnęła z dziwną ulgą i powoli rozpoczęła zbieranie dokumentów oraz innych rzeczy.
Marucho jednym machnięciem złożył kilkanaście kartek w kupkę. Przez chwilę zastanowił się jakim cudem znów tyle się ich narobiło jednak przypomniał, że jeszcze dziś musi kilka dodrukować żeby nie zostały tylko w pamięci komputera.
- Idziemy? - Kazami trzymając swój stos w obu dłoniach czekał na odpowiedź. Jego przyjaciel wybity znowu z zamyślenia podniósł swoje rzeczy.
- Możesz powtórzyć Shun?
- Idziemy?
- Ah tak tak! - zawołał nieco głośniej. Wolną dłonią chwycił za długopis. - Chodźmy-!
Szybko pożegnali się z resztą Młodych Wojowników. Starali się zachować normalną postawę jakby nigdy nic się nie stało jednak w ich podświadomościach co jakiś czas grzmiały pioruny.
Żal.
Smutek.
Rozpacz.
Gdzieś na samym końcu złość, nienawiść.
Przecież nie dawno stracili bliską sobie osobę. Daniel Kuso, po nie udanej misji, komplikacjach, zaginął. Kiedy jednak po dwudziestu czterech godzinach nie odnaleziono go, media oraz policja uznali jego tragiczny zgon.
Marucho kalkulował codziennie przed snem czy można było temu zapobiec. Czy to jego wina, że Dan nie wrócił do domu? Po części na pewno. Nawet nie chciał odrzucać tej myśli. Był i nic nie mogło go usprawiedliwić. Mogli się nie rozdzielać na polu bitwy. Mógł namawiać przyjaciela do wycofania się. Mógł nie przerywać poszukiwań.
On się poddał.
Po tych dniach stracił nadzieję, że jego przyjaciel nagle wróci do bazy, triumfując nad złem.
Już nigdy nie usłyszy śmiechu na korytarzu rano, gdy on wołał wszystkich na śniadanie. Już nigdy nie polecą ratować świat. To koniec. Dana nie ma. Król stracił koronę w imię tego co budował tyle lat. Temu co oddał całe serce, a teraz i duszę.
- Marucho - niebieskie oczy podniosły się na czarno włosego. Shun, widząc pustkę oraz czując psychiczny ból przyjaciela poklepał go po ramieniu.
Sam nie widział jak ma pocieszyć i jak sam ma siebie zmotywować do pracy. Teraz gdy przymusowo został przywódcą nie mógł w niczym się odnaleźć, lecz wiedział, że musi świecić przykładem, nie rozklejając się przy innych. Umiejętności ninja szkolone wiele lat nauczyły go opanowania w takich sytuacjach chodź wewnętrznie też krzyczał.
Prawie cztery lata temu gdy Dan oraz Drago uciekli do Nowej Vestroii z powodu Mag Mela, myśl władania przyszła mu łatwo. Teraz sytuacja była o sto procent inna - Kuso nie wróci nigdy. Nie stanie na przodzie jak kiedyś. Drago też nie. Kiedy na zawsze stracił swojego partnera z oczu zaszył się w Nowej Vestroii zdala od innych. Teraz gdy był najbardziej potrzebny nie chciał mieć z nikim kontaktu. Shun wiedział, że najbardziej ze wszystkich obwinia siebie za śmierć Dana. Wiedział, że może nigdy sobie tego nie wybaczy.
- Alice do mnie pisała
- Coś się stało? - spytał zaskoczony oraz zdziwiony. Natychmiastowo miał w głowie czarne scenariusze. Ostatnio pech im dopisywał.
- Hydranoid oraz Preyas wraz z Tigrerrą są już w naszej bazie
- To cudownie! - młodszy lekko rozweselił się, uśmiechając się lekko. - Nie mogę się już doczekać kiedy ich spotkam! Stęskniłem się za Preyasem!
- Tigrerra od razu poleciała do Runo-
- Oh... - wyszeptał, przerywając myśl dla Kazamiego. Poprawił kartki żeby stały w równym stosie. Skręcili w lewą uliczkę budynku. - Alice pisała jak się teraz trzyma Runo?
- Nie płacze tyle co na początku, ale dalej nie chce wychodzić z pokoju... Ona potrzebuje dużo czasu. Musimy po prostu jej go dać.
- Masz rację, potrzebuje czasu... To wszystko jest za świeże.
W ciszy doszli do teleportera. Shun przerzucił ciężar stosu na prawą dłoń, wpisał kordy i w jednym momencie pochłonęło ich jasne światło.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyli to jasne pomieszczenie - wielki przedpokój. Z swojej lewej strony mieli drzwi wyjściowe z bazy a po prawej schody na górę. Wszystko było ułożone w idealnej harmonii. Ciemne stoliki z jasnymi wazonami a w nich różnokolorowe tulipany. Zeszli z platformy na podłogę.
- Preyas! - zawołał Marucho, widząc zbliżających się przyjaciół na szczycie schodów na górę. Bakugan Aquosa zleciał z ramienia Alice, kiedy tylko jej noga stanęła na ostatnim schodku.
- Marucho jak się trzymasz mały?! - bakugan podleciał do przyjaciela. Ten chwycił go w dłonie i przytulił do prawego policzka. - Urosłeś!
- Na prawdę? - zapytał rozbawiony.
- I to jak!
Marukura zaśmiał się szczęśliwy. Pozwolił usiąść przyjacielowi na swoje ramię.
- Gdzie reszta? - zwrócił się do Alice Shun. Dziewczyna ubrana w ciemnogranatową sukienkę sięgającą do kostek odwróciła się do niego twarzą w twarz. Pojedyncze kosmyki włosów, które uciekły z wysokiego koka opadły na zakryte ramiona.
- Większość trenuje na dworze a Julie z Tigrerrą są z Runo. Nie długo też mamy zamiar do nich zajrzeć - spojrzała się przelotnie na Hydranoida, który kiwnął głowami na znak twierdzący. - Jeszcze zajrzę do kuchni, zrobię nam coś do picia. Może macie na coś ochotę?
- Wybaczcie, ale muszę jeszcze dodrukować kilka kartek. Potem do was przyjdę.
- Pamiętaj Marucho, że dziś kolacja o dziewiętnastej! - Alice posłała mu ciepły uśmiech. - Nie spóźnij się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top