11. Crazy In Love
Instagram: kirittawattpad
*Clarity - zedd ft. foxes [edit audio]* *z powodu jakże idealnego refrenu, loveee*
Stanął przed wielkim wieżowcem. Budynek, który obserwował w totalnym skupieniu, był wysoki a sam dość nowoczesny. Miał w sobie dużo szklanych okien, dzięki czemu słońce mogło przez długi czas oświetlać naturalnie korytarze. Po jego bokach wyrastały dwie półkule, które były wglądowo identyczne. Wieżowiec otaczała roślinność - drzewa, krzewy i różnokolorowe kwiaty. Na zewnątrz znajdował się dziwny żółty symbol, który przypomniał domek a w nim trzy okręgi. Ponad jednym z nich widniał trójkąt. Znak kojarzył mu się z innym jeszcze miejscem, ale jak we wcześniejszym przypadku, jego mózg nie mógł sobie jeszcze tego przypomnieć.
Od kilku lat był to jego kawałek domu. Czuł od tego miejsca masę wspomnień i emocji. Może były nie wyraźnie, ale wiedział, że były. Poczuł mimowolną ulgę. Znów tutaj się znalazł. Odetchnął głęboko mglistym powietrzem, ruszając pewnym krokiem do drzwi. Dana ciało ogarnął spokój, jakiego od dawna potrzebował. Nawet na moment zapomniał, że to tylko zlepek jego wspomnień, które w każdej sekundzie mogły się rozpaść.
Drzwi zamknęły się równie szybko, co się otworzyły. W holu władała ciemność oraz cisza. Budynek wydawał się w ogóle nie zamieszkany. Najpierw dłonią przejechał po teleporterze, który stał niedaleko schodów na górę. Chłód przeszył dłoń po same nerwy. Kwiaty w wazonach, z powodu braku odstępu do wody, dawno uschły na wiór. Jeszcze chwilę poobserwował kurz na stolikach i ruszył schodami w górę.
Otworzył powoli drzwi a one nie przyjemnie zaskrzypiały.
Przydałoby się je naoliwić.
Pomyślał przelotnie, wchodząc do środka.
Pomieszczenie był utrzymane w bordowych kolorach. Tylko jedna ściana - na przełamanie ognistej barwy była całkowicie pusta i biała. To była jedyna ściana, która nie była zasłonięta szafkami, ogromnym łóżkiem czy biurkiem, które było obładowane różnymi kartkami. Z wcześniej wspomnianego łóżka można było obserwować w pełnej okazałości ścianę. Po co? Nie miał pojęcia.
Alarm rozniósł się po pokoju. Zaciekawiony zajrzał przez okno, ale oprócz pustych dróg i walających się na nich śmieci nie zobaczył nic więcej. Po chwili hałas ustał a on sam zmarszczył czoło, bo pisk w uszach nie chciał przejść. Daniel chwycił się palcami za nos aby odetkać powietrzem uszy. Za drugim razem jakość poprawiła się do normalnego stanu.
Dan nie! Halo?!
Odwrócił się gwałtownie. Czyżby jednak ktoś tu był?
Nie bądź śmieszny Dan. Zaczniesz się chwalić, jak wejdziesz do pierwszej dziesiątki.
Wyskoczył, jak poparzony, na korytarz. Wsłuchiwał się uważnie w ciszę. Z jednej wydawało mu się, że słyszy głos pierwszy raz, z drugiej - wcale nie. Czyżby te znaki, co wspominała o nich pani Różyczka, zaczynały słabnąć? Coś musiało być na rzeczy.
To nie była Mitsi czy różowo włosa dziewczyna. To był inny kobiecy głos. O wiele mocniejszy niż u poprzedniczki, którą spotkał.
Powoli wrócił do wnętrza pokoju. Brakowało powoli mu sił, ale starał się być jako tako przytomnemu. Nie chciał odpuścić. Nie teraz, gdy był coraz bliżej samego siebie. Ciało gruchnęło na miękkie łóżko. Mięśnie rozluźniły się.
Zamrugał kilka razy, aby powstrzymać napływające łzy. Przecież obiecał sobie, że będzie mniej odprowadzał siebie to stanu łez, ale po prostu nie miał sił. Miał uczucia, które odtrącił a teraz one mściły się na nim. Zżerały go od środka zamiast pomóc. Jego psychika nastawiła się przeciwko niemu.
Imiona mieszały się a twarze coraz bardziej zanikały. Miał wrażenie. że zawiódł wszystkich.
Pamiętajcie o nas.
Nie mam zamiaru!
Przykro mi, że zostajesz, ale nie martw się wrócę.
Ten jeden moment odbijał się w jego głowie, jak dym od papierosa. Był tak hipnotyzujący. Uzależniło go to, jak uzależnienie od alkoholu. Chciał go mieć przy sobie cały czas. Jakaś część emocji chciała wrócić.
Gdzieś w jakimś ciemnym laboratorium. Ktoś koło niego się kręcił to z jednej, to z drugiej strony jakieś srebrne włosy, ale...
Ta drobna postać, która stała na przeciw niego wydawała się najbardziej znajoma. Trzymał skrupulatnie jej małe dłonie, które lekko trzęsły się od emocji. Nie pamiętał jej oczu, lecz jeszcze policzki były mokre od łez. Uniosła lekko kąciki ust.
Uśmiech, który powodował, że cały świat śmiał się z nią.
Nie słyszałeś?! Wstawaj!
Daniel natychmiastowo ruszył przed siebie. Serce na samo wspomnienie waliło w klatce jakby chciało uciec. Pobiegł przed siebie. Przemierzał kolejne kilometry korytarzy. Nie chciał czekać na windę tylko o swoich siłach pokonywał piętra budynku. Biegł tam, gdzie unosiła się woń róż.
Wydoroślałbyś w końcu!
Gorąc, czuł w klatce piersiowej gorąc. Dotkał dłonią miejsce serca. To było dla niego spektakularne uczucie, którego nie czuł już od dawna.
Odepchnął od siebie drzwi od tarasu. Nerwowo rozglądnął się po różanym ogrodzie. Truchtem ruszył środkową alejką, która była mocno przysłonięta przez kujące łodygi kwiatów. Gdy z daleka ujrzał zarys drewnianej altanki zmusił swoje ciało do ponownego wysiłku. Nogi ponownie zapiekły, lecz starał się to ignorować.
Mogę biec razem z Tobą nawet na koniec świata, pamiętaj o tym Dan.
Gwałtownie zahamował przed samym wejściem. Pochwycił kilka ciepłych oddechów do płuc. On tu był. Na pewno kiedyś tu był. Jednym susem ominął trzy schodki.
Obraz się rozmazał a on stopami dotykał brukowej ścieżki. Zamrugał zszokowany nagłymi zmianami. Uniósł wzrok przed siebie.
Stała przodem do drzewa, wiatr delikatnie rozwiewał jej rozpuszczone włosy. W ciszy obserwowała brzozę, której pojedyncze gałęzie stykały się z taflą wody. To było tak realne aż nie mógł uwierzyć, jakie figle plecie mu mózg.
Nie umiał podejść, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Każdy minimalny ruch sprawiał mu ból. Kuso wyciągnął prawą rękę przed siebie, nie mając nadziei, że mógłby jej dotknąć. Mimo to próbował. Przygryzł dolną wargę, ale się nie poddawał - serce szalało - nie pamiętał jej za bardzo, ale tęsknił.
Za jej delikatnym dotykiem.
Za smakiem jej ust.
Za wrzaskiem z samego rana i za śmiechem do późnej godziny.
Za ciepłem ciała, które tak bardzo kochał.
Mimo nagłego migrenowego bólu głowy, dalej chciał próbować ją dotknąć, przytulić czy pocałować. Nie liczył się ból czy nie moc. Liczyła się tylko ona. Za wszelką cenę wewnętrznie miał potrzebę ją mieć swoich ramionach. Poczuć i zobaczyć jej spokojny oddech.
Odwróciła się do niego nagle, uśmiechając się tak delikatnie oraz promiennie.
Taką ją zapamiętałą.
Swoją Runo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top