1. Tam gdzie gwiazdy nie sięgają...
Kiedy chłopak poczuł ból całego ciała, jęknął głośno niezadowolony. Zmarszczył brwi zdziwiony, bo ostatnie to co pamiętał to rozrywanie ciała. Podniósł lewą rękę i walnął nią o ziemię. Zacisnął ją w pięść do takiego stopnia, że wyrwał dobry kawałek trawy. Była sprawna tak samo ja druga, którą też podniósł w górę oraz opuścił już delikatniej na ziemię.
Co jest?
Otworzył oczy, ale szybko je zamknął. Słońce dzisiaj wyjątkowo dawało swoim blaskiem po terenie, na którym aktualnie się znajdował.
Żeby uniknął tego żaru przewrócił się na lewy bok aby potem usiąść w pozycji tureckiej na ziemi. Dopiero teraz znów ponowił próbę.
Gdzie ja jestem?
Drzewa może nie były wielkie, ale na pewno miały bardzo gęste korony oraz sporo rozgałęzionych gałęzi. Tylko gdzie nie gdzie światło przebijało się przez typowe "otwory". Przez tą gęstwinę las wydawał się tajemniczy, wielki oraz ciemny. Jakby lada moment miałoby być wieczór.
Brązowo włosy podniósł znów rękę, a potem druga na wysokość swoich oczu. Poprzyglądał się dokładnie dłoniom, zaciskając co raz je w pięści. Zmarszczył niezadowolony brwi.
Kim ja jestem?
Wypuścił powoli powietrze z ust zmartwiony tym stwierdzeniem.
Jego wszystkie wspomnienia były bardzo mgliste. Nic nie umiał z nich odczytać. Kilka postaci wydawało się niekiedy podobnych.
Ale tylko wydawało.
- Proszę Cię, przypomnij coś sobie. - powiedział sam do siebie na głos. Poklepał swoje policzki, myśląc że dzięki temu bardziej się obudzi i mózg zacznie lepiej działać. - No dalej!
Po kilkunastu razach, widząc, że jego pamięć się zablokowała, znów położył się na ziemi plackiem zmarnowany oraz zdezorientowany.
Nie wiedział czemu czuł pustkę oraz dziwny żal, delikatną złość. Emocje targały nim, ale nie te jakoby powinien czuć. Gdzie strach? Gdzie zguba? To milczało jak zaklęte.
Abyś się nie przeliczył...
Kto miał się nie przeliczyć?
Poklepał się kilka razy po głowie, czując nieprzyjemny pisk w uszach. Skądś kojarzył te słowa, ale sam nie wiedział gdzie je usłyszał. Po prostu grały mu w głowie i nic więcej.
Nie chcę Cię stracić! Nie kolejny raz!
Ten głos wydawał się o wiele bardziej znajomy. Był za razem zmartwiony, przestraszony i wściekły. W jego głosie była nutka strachu, która powodowała dziwny dreszcz na całym ciele chłopaka.
- Czemu miałbyś mnie stracić... - mruknął sam do siebie. - Miałeś mnie stracić?
Jedynie wiatr odpowiedział mu na te pytania. Podniósł wyżej wzrok, zasłaniając prawą dłonią oczy przed blaskiem żółtego słońca. Nie wiedział dlaczego powiew powietrza, który zaczął się nasilać i targać jego włosy sprawiały mu dziwną nostalgię. Ciepło rozlało się w jego sercu. Na chwilę wszystkie zmartwienia zniknęły w zapomnienie.
- Co ja ma teraz zrobić? - zapytał przestrzeń wokół niego. Wiatr na chwilę się uciszył do takiego stopnia, że mógł usłyszeć inne głosy.
Kiedy dotarło do niego, że to nie są głosy natury tylko bardziej ludzkie, nie myśląc dłużej, ruszył w tamtym kierunku. Miał wielką nadzieje, że spotka kogoś, kto wyjaśni mu co on tu robi i kim on sam jest.
Po krótkim marszu zaczął dostrzegać w gęstwinie jakieś postury budynku i postaci. Przyspieszył swój marsz do truchtu.
- Ty idioto! - przystał na chwilę przed sporym drzewem. Ten głos słyszał pierwszy raz - kobiecy, dość głośny, nie delikatny a z takową mocą.
- To nie ja! To te Twoje zasrane zielsko!
- Gówno prawda!
Chłopak westchnął ciężko. Powoli przedarł się przed zarośla żeby stanąć w oko w oko z murem z głazów. Podrapał się po głowie. Co on miał teraz zrobić? Rozglądnął się po jego długości, lecz nigdzie nie napotkał żadnego przejścia. Jego skoki w górę też nic nie dawały - mur po prostu był za wysoki.
- Może tak... - prawą dłonią chwycił zza jeden z wystających kamienie a lewą drugi, który był kilka centymetrów wyżej. Prawą nogę umiejscowił na trzecim. Z zamachem puścił pierwszy chwycony głaz i sięgnął po jeszcze wyżej umiejscowiony. Poczynił tak z kilka razy aż w końcu wspiął się na sam szczyt. Łokciami zaparł się aby nie spaść z powrotem na sam dół - upadek takiej wysokości nie tylko mógłby być bolesny, ale i opłakany w skutkach.
- Co ja teraz poczne... - dziewczyna na włosach bordowych związanych w kitę kilka metrów dalej kucała do niego tyłem przed grządkami z dziwnymi zielonymi roślinami.
Wydawała się mocno szczupłej postury - ukazywały to zielona bluzka opinająca jej ciało i fragmenty chudych ud. Resztę zasłaniał materiał ciemno zielonej spódnicy. Kiedy podniosła się z kolan, rozciągnęła się cała.
- Zabije gnojka, niech tylko wró - odwróciła się do niego. Krótsze pasemka włosów swobodnie opały na jej policzki, a oczy jak błękitne niebo zrobiły się jak pięcio złotówki gdy tylko zobaczyła chłopaka, obserwującego ją w ciszy.
Pierwszy ruch wykonała ona piszcząc oraz łapiąc za różową konewkę. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, oberwał prosto w nos wcześniej wspomnianym cackiem. Z hukiem zleciał na dół plaskaczem.
- Mit co się dzieje?!
- T-tam ktoś był! Obserwował mnie, opierał się na muru rozumiesz!!!
- Gdzie?!
Brązowo włosy jęknął głośno, chwytając się za nos. Poruszał nim trochę - był obolały, lecz nie uszkodzony. Mokrość na placach jednak uświadomiła go, że tego zdarzenia szybko nie zapomni. Chociaż jednego.
Hasał zbudził jego zainteresowanie na tyle aby podnieść głowę. Magicznym sposobem mur przed nim leżącym rozsunął się na dwie strony na tyle aby osoba mogła spokojnie przejść. Dziewczyna za razem wystraszona i zaciekawiona zaglądała zza pleców chłopaka.
Bujna też bordowa czupryna sterczała swoim życiem a fioletowe tęczówki patrzyły się na intruza z niedowierzaniem. Chłopak podrapał się po głowie chyba sam nie wiedząc co ma zrobić w takiej dziwnej sytuacji.
- Co ty tu kurwa odwalasz? - zaczął. Czerwono oki spojrzał w górę, pragnął pomocy z niebios. Gdy jej nie dostać wrócił do nich.
- Nie wiem. - powoli usiadł po turecku na trawie. Pomasował obolałe miejsce pleców. - Właściwie szukam jakichkolwiek informacji o sobie... O tym miejscu... Nie chciałem nikogo wystraszyć czy coś!
- Więc czemu nic nie mówiłeś?! - odezwała się hardo dziewczyna.
- Nie wiedziałem sam co mam powiedzieć.
- Słyszysz co ty bredzisz? Jak chłop z chłopem, prosto i na temat gadaj!
- Nic nie pamiętam! Nie dawno co tylko się obudziłem w tej - chłopak odwrócił się i machając ręką pokazał drogę, którą przybył. - dziczy. Myślałem, że może wy coś wiecie.
Patrzyli się na niego jak na kosmitę. Spojrzeli się ukradkiem na siebie. Bordowo włosa niezdecydowana rozłożyła ręce. Zimną krew zachował jej towarzysz, bo jako jedyny ruszył do przodu. Powolnym krokiem - jakby obserwował czy nieznajomy nie rzuci się na niego - przeszedł przez dziurę w murze. Chwile obserwowali siebie w milczeniu.
- Serio nie pamiętasz nic a nic?
- Mam totalną pustkę w głowie. Moje jedyne wspomnienia są rozmazane i nic nie mogę rozczytać.
- O kurwa... - mruknął pod nosem. Odwrócił się do towarzyszki, która zrobiła kilka kroków do przodu. - Co o tym myślisz siora?
- Wygląda na zagubionego... - zaczęła. - I na nie groźnego.
- Dobra, dostałeś okejke od nas. - wyciągnął prawą dłoń w jego stronę oraz szeroko się uśmiechnął. - Może coś zdziałamy na twoje zaćmienie w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top