19
- To. Było. Mocne. - powiedziałem opierając się i drzwi przez które wpadliśmy zdyszeni po całej akcji
- Jeden fałszywy ruch, a byśmy byli w grobie. Lubię takie wyzwania - powiedział zadowolony z siebie Krzyś
- Stary gdzie ty żeś się uczył jeździć? Też chce! - usiadłem na kanapie obok biało włosego który uczynił to wcześniej
- lata praktyki
- ta ta chuja nie lata. Wziąłeś te torby z kasą?
- to ty ich nie brałeś?
- no nie! Ja się cieszyłem, że nas nie zabiłeś - zaśmiałem się
- no to lecisz po nie
- sam sobie idź - przewrócił oczami rozbiawiony i wyszedł do auta. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Coś mi tu nie pasowało. Dokładnie przeleciałem wzrokiem po wszystkich szafkach. Z jednej z szafek wystawał kabel, a jak się wysłuchałem usłyszałem tykanie. Oczywiste było, że jest to odgłos bomby! Wstałem z kanapy i przy drzwiach wyjściowych wpadłem na brązowookiego
- co ty robisz? - zapytał się zdezorientowany
- w kuchni jest bomba! Szybko uciekamy! - spojrzał się na mnie jak na idiotę, ale po chwili wyszedł i wsiedliśmy do samochodu
- jaka bomba?
- z jednej z szafek wystawał kabel. Zielony kabel o ile się nie mylę i było słychać tykanie
- zielony? - dopytywał
- tak zielony - nie odpowiedział tylko szybki wyrzucił torby na tylne siedzenia i z kamiennym wyrazem twarzy wyłączył hamulec ręczny, wrzucił na jakiś bieg, spojrzał w lusterka po czym ruszył z pod chatki rozpędzając się do 100 km/h. Wcisnęło mnie w fotel więc szybko zapiąłem pasy co białowłosy najwyraźniej zrobił wcześniej.
- co oznaczał ten zielony kabel? - zapytałem ze strachem w oczach widząc jak szybko jedziemy. Nie odpowiedział mi tylko zacisnął ręce na kierownicy jakby miało to pomóc. Chwilę później usłyszeliśmy głośny wybuch, a w oczach Krzysia pojawił się.. smutek? Chyba dużo ta chatka dla niego znaczyła. Momentalnie na jego twarzy wpełzo zło. Mówić zło mam na myśli te robotyczne oczy i bardzo widoczne żyły. Był wściekły. Nagle na rozwidleniu agresywnie skręcił w lewo, a ja prawie uderzyłem głową o szybę.
- zwolnij! - krzyknąłem do niego lecz na nic. Złapałem go za rękę gdy chciał zmienić biegi, a wtedy się ocknął. Zacząłem się jeszcze bardziej bać i stresować, bo mógł stracić panowanie. Faktycznie tak się stało. Zaczął chamowac i tracić kontrolę nad pojazdem. Skręcił kierownica przez co prawie wpadliśmy w drzewo. Na szczęście my jak i auto uszło z życiem. Rozejrzał się na widok za oknem po czym oparł ręce o kierownice a na nich twarz. Ręce zaczęły mu drżeć a po polikach leciałby pojedyncze łzy. Zdając sobie sprawę z tego że go obserwuje wysiadł z auta i usiadł blokując swoje drzwi. Pomijając, że w moich oczach nadal widniał strach, a serce biło jak szalone oraz oddech był płytki i nie równy czułem się dobrze. Kiedy lekko mi przeszło wysiadłem z auta. Obeszłen owy pojazd i kucnąłem przy Krzysiu. Siedział z rękami na kolanach a twarz miał skrytą w dłoniach.
- już dobrze - powiedziałem głaszcząc go po głowie. Osłonił jedną rękę patrząc na mnie. Lekko się usmiechnalem po czym zostałem przez niego do siebie przyciągnięty i zamknięty w szczelnym uścisku
- przepraszam - usłyszałem jego cichy szept. - mogłem cię zabić.. znowu.. tak mi cholernie przykro
- spokojnie. Nic mi nie jest. Ważne, że żyjemy tak? Gdybyśmy nie wyjechali z tego domu byśmy wybuchli razem z nim. A tak poza tym wiesz czyja to robota? - momentalnie z smutku stał się jak zawsze
- To robota mafii do której należę. Za to, że cię wyciągnąłem z naszego więzienia i cię chroniłem chcieli zabić cię w inny sposób. Mi by się nic nie stała, a nawet jeśli to bym przeżył przez kolejną substancje jaką stworzyli. Miałeś zginąć w tym wybuchu rozumiesz? Oni tego chcieli.. ja nie - tu mnie z szokowało. Puścił mnie po czym oboje wstaliśmy. Stałem osłupiały analizując jego wypowiedź gdy ten oparł się o auto. Dlaczego on nie chciał? Nie odpowiedział mi nigdy dlaczego to robi. Należy do najbardziej rozwiniętej technologicznej przez to też niebiezpiecznej mafii na świecie oraz pracuje w firmie w której morduje się osoby na ich organy więc zabijanie ludzi jest dla niego normalnością, więc dlaczego mnie oszczędza?
- Dlaczego akurat mnie? - zapytałem po chwili ciszy patrząc na niego
- Wiesz.. - przerwał na chwilę
- No właśnie nie wiem? - spojrzałem na niego podejrzliwie
- kiedyś ci to powiem, ale póki co wsiadaj. Musimy jechać do firmy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hello misiaczki! Otóż to ja sam w sobie. Postanowiłem napisać ten rozdział od tak. Może się ich pojawiać więcej lub nie, ale możecie być pewni że każda książka będzie skończona. Życzę miłego wieczoru, weekendu i szkoły przede wszystkim!
~słów 733
~Kamilek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top