₱ 2 ₱

Uspokoiłam się tuż przed dojechaniem na miejsce. Był to niezbyt bezpiecznie wyglądający budynek. Wysiadłam z samochodu. Szłam posłusznie za chłopakami jak pies za swoim właścicielem. Słyszałam o czym rozmawiali. Mówili, że coraz ciężej znaleźć normalną osobę. To musi znaczyć, że nie jestem jedyną osobą którą uratowali przed żywym trupem. Weszliśmy do budynku. Była to ruina. Nie mogłam uwierzyć, że ktokolwiek mógłby tu mieszkać. Dobra, w pojedynkę, może dwie osoby dały by radę tu przetrwać, ale więcej? Zaprowadzili mnie za schody gdzie znajdowała się jakaś skrzynia, Chłopaki odsunęli drewniane pudło ukazując klapę z zejściem na dół.
- Ja z nią pójdę - powiedział Adam na co ten drugi przystał. - Zapraszam za mną - skierował do mnie i zszedł po drabinie. Nie mając innego wyjścia zeszłam w ślad za chłopakiem. Po chwili klapa się zamknęła i można było usłyszeć przesuwającą się skrzynię. Adam wyciągnął latarkę i oświetlił nam drogę prowadzącą przez wąski korytarz na którego końcu można było zobaczyć drzwi. Czas, który trzeba było poświęcić na przejście go chłopak próbował zagospodarować próbami rozmowy ze mną. Znów próbował wyciągnąć ze mnie imię, nazwisko, wiek i tego typu podstawowe informacje. Ja jednak dalej nie odezwałam się ani słowem. Gdy doszliśmy do końca korytarza chłopak otworzył drzwi. W pierwszej sekundzie miałam nadzieję, że z wnętrza uderzy ciepło domowego ogniska i ukarze nam się coś na rodzaj salonu w domu, na który mnie nigdy nie byłoby stać. Nie ważne co miałoby tam robić to wszystko. W niektórych książkach czy filmach było coś takiego. Zeszłam na ziemię gdy zobaczyłam wnętrze pomieszczenia. Przypomniałam sobie, że to nie jest film lub książka. To było naprawdę. Z wnętrza nie biło ciepłem, a chłodem. Miejsce to było wypełnione kocami, poduszkami i... ludźmi. Wszyscy byli ubrani podobnie. Jedni grali w karty, inni czytali, a jedna osoba nawet spała.
- Ej, Wiejak wrócił! - Krzyknął jeden z nich gdy tylko go zobaczył. Wszyscy niemalże jak na rozkaz ustawili się w szeregu. Dało mi to znak, że najpewniej jest szefem tego całego zgromadzenia.
- Mamy żywą, wiecie co robić - rzucił i poszedł w stronę drzwi prowadzących do kolejnego pomieszczenia. W tym miejscu zobaczyłam tylko trzy pary drzwi. Te przez które tu weszłam, te w których zniknął Adam i te, za którymi nie wiedziałam jeszcze co było. Podszedł do mnie jeden chłopak i się przedstawił.
- Adam Zimmerman. Chodź, zaprowadzę cię, do skrzydła szpitalnego - Weszliśmy do trzecich drzwi w tym pomieszczeniu. Za nimi mieściło się kolejne pomieszczenie pełne koców i poduszek z tą różnicą, że to wyglądało jak sypialnia, a miejsce za nami było bardziej pokojem dziennym. Weszliśmy do drzwi na samym końcu pomieszczenia. To miejsce już wyglądało nieco lepiej. znaleźć tu można było trzy materace, kołdry i poduszki. Zauważyłam też wiadro z czystą wodą i starą komodę, która raczej była kilkoma zbitymi ze sobą dechami. Na jedynym krześle jakie do tej pory zobaczyłam siedziała dziewczyna, która raczej tutaj robi za pielęgniarkę, czy coś w tym stylu.
- Jest nowa. Przebadaj ją, a ja znajdę dla niej ciuchy w magazynie - powiedział drugi poznany przeze mnie Adam i wyszedł w poszukiwaniu nowych ubrań dla mojej osoby.
- Od czasu tej epidemii dość ciężko jest przetrwać. Jak ci się udało przeżyć te tygodnie? - zapytała a ja moim nowym zwyczajem nie odezwałam się. Dziewczyna zaczęła mnie badać na tyle ile mogła to zrobić. - Rozumiem cię. Sama się bałam cokolwiek mówić gdy mnie znaleźli. Poprzednia pielęgniarka złapała wirusa od osoby, która była tylko nosicielem i tak zajęłam jej miejsce. - Mówiła do mnie starając się mnie wewnętrznie uspokoić. - Nie jestem dumna z tej pracy, ale każdy ma tutaj swoje obowiązki. Jedni ryzykują życiem szukając ocalałych a inni ich badając. - Skończyła swoje badania. - Jak się nazywasz? Muszę cię wpisać do kartoteki.
- Liliana Kowalczyk, 19 lat - odezwałam się pierwszy raz od dłuższego czasu. Właśnie wszedł Adam, który mnie tu przyprowadził.
- Koniec już? - zapytał patrząc na dziewczynę.
- Tak. Wygląda na to, że jest zdrowa. Podejdę później do Wiejaka zdać raport - odpowiedziała.
- Świetnie. A ty trzymaj - podał mi spodnie i bluzę takie jakie widziałam u wszystkich osób jakie tu spotkałam. - Zaraz cię zaprowadzę do Adama - powiedział wychodząc.
- Będzie lepiej jak założysz to na ciuchy które masz na sobie. Będzie ci cieplej - doradziła dziewczyna i postąpiłam zgodnie z jej wskazówkami. Po krótkiej chwili wyszłam z tak zwanego szpitalnego skrzydła i Adam zaprowadził mnie do innego Adama po czym wyszedł zostawiając nas samych. Ten pokoik był chyba najmniejszy ze wszystkich jakie do tej pory widziałam. Stary stolik, jeszcze starsze krzesło, na którym siedział Adam i jakaś latarenka.
- Kiedy tylko Michał wróci lecisz pod jego opiekę - poinformował licząc na jakąkolwiek moją reakcję. - Powiesz coś wreszcie? Chcemy ci pomóc, a twoje milczenie wcale nam sprawy nie ułatwia - spuściłam tylko głowę. - Dobra, przejdę do rzeczy. Przez pierwsze kilka dni będziesz pomagała w szukaniu ludzi na powierzchni. - W tym momencie ktoś otworzył drzwi pomieszczenia. Był to Michał.
- Jestem. Sory, że tak długo zeszło, ale szybciej się nie dało.
- To którym ty przejściem szedłeś?
- Chciałem czwartym, bo było najbliżej, ale było kilku bezmózgich, a mi zostały dwie kule, więc poszedłem drugim.
- Mniejsza. Ty ją znalazłeś, ty jej pokazujesz co i jak. Nie obrazisz się jeśli będzie ci towarzyszyć na powierzchni?
- Spoko, wezmę ją - Michał kiwnął głową na znak, żebym poszła za nim.
- Jeszcze jedno - Adam zwrócił się do Michała - Bierzesz ją na patrol.
- To nie będzie za wiele jak na pierwszy dzień? - zapytał patrząc na mnie.
- Za wiele bym wymagał gdybym kazał jej szukać Woźnicy.
- Racja - Michał złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę pomieszczenia sypialnianego. Weszliśmy w pierwsze drzwi po prawej. Poszperał trochę w pudłach. Wziął i podał mi pistolet. - Magazynek jest w połowie pełny - Chwilę później wziął dodatkowy magazynek dla siebie. - A to zastaje między nami. - Dał mi jeszcze jakiś wysuwany nożyk do tapet. - Na początek powinno ci starczyć. Za pięć minut idziemy na czujkę - wyminął mnie i wróciliśmy do sypialni. - To przy ścianie to twoje łóżko. Rozgość się. Ja śpię na przeciwko. - Usiadłam po turecku w miejscu, w którym będę spędzała noce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top