Rozdział 8

*Quebo pov*

Obudziłem się i coś do mnie dotarło. Ja KOCHAM Emilkę! Taco to był tylko incydent! Kocham jej długie, czarne włosy, jej bladą skórę, jej niebieskie oczy i jej czerwone usta! Lubię Taco, ale ostatnio zaczął odpierdalać. Muszę iść do niego i wyjaśnić pewne kwestie.

Wyszedłem z mojego pokoju i poszedłem do pokoju Taco. Siedział na łóżku. Nie miał na sobie koszulki. Poczułem ulgę, bo nie poczułem podniecenia. Powiedziałem do niego:

-Musimy coś omówić.

-O co ci chodzi?- zapytał

-Chodzi mi o twoje zachowanie.

-Czyli?

-Zmieniłeś się.

-Ale o chuj ci chodzi?

-O twoje zachowanie. Dobierasz się do Emilki, a ostatnio też do mnie! Opanuj się!

-Przecież ta twoja lalunia została porwana w celu oddania jej naszemu Panowi. Oszczędziłem ją, a ona jeszcze narzeka? 

-To wcale nie jest moja dziewczyna!

-Ta, jasne. Wyleczę cię z miłości do niej. Od razu mówię: nie jestem homo.

Po tych słowach Taco zbliżył się niebezpiecznie blisko mnie. Oddalałem się, ale zatrzymała mnie ściana. Mężczyzna zassał się w moich ustach. Nie wiem co się stało, ale spodobało mi się to! Całowaliśmy się coraz namiętniej. Nagle otrzeźwiałem i pomyślałem sam do siebie:

-Kurwa, opanuj się!

I już chciałem go ode mnie odepchnąć, gdy nagle stało się coś strasznego. Uchyliły się drzwi i stała w nich Emilka! Z płaczem wybiegła z budynku willi. Odepchnąłem Taco na łóżko i za nią pobiegłem. Gdy wyszedłem z budynku, nigdzie jej nie było. Widziałem tylko ślady jej butów na błocie. W końcu jednak ono się skończyło i nie było żadnych śladów Emilki. Ze łzami w oczach szedłem przed siebie. Nie wierzyłem że ją znajdę. 

Po 30 minutach bezowocnych poszukiwań zobaczyłem postać leżącą pod drzewem. Wyglądała jak Emilia! Pomyślałem że nie żyje i zacząłem płakać. Podbiegłem do niej i ją pocałowałem. Okazało się, że żyje i jest świadoma, ale podcięła sobie żyły i obficie krwawi. 

-Zostaw mnie!- powiedziała

-To nie było tak. On sam zaczął mnie całować. Byłem sparaliżowany z zaskoczenia, dlatego go nie odepchnąłem. Gdy zobaczyłem że płaczesz od razu za tobą pobiegłem!

-Jezu jesteś kochany! Wybaczam ci!

-Obiecaj że już się nie zranisz.

-Obiecuję!

I nagle stało się coś okropnego. Emilia straciła przytomność. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do willi. Wsiadłem z nią do samochodu i z ogromną prędkością pojechaliśmy do szpitala. Tam zajęli się nią lekarze. Poszli z nią na salę operacyjną.

*4 godziny później*

Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. 

-Była w ciężkim stanie, ale ją uratowaliśmy. Za 3 dni opuści ten szpital.

-Całe szczęście! 

-Jest pan z nią spokrewniony?

-Jest moją Candy!

-Pańska Candy ma za sobą ciężką przeszłość. Widzimy, że ma dużo blizn.

-Wiem. Była gnębiona w szkole.

-Musi pan ją wspierać.

-I to robie. Przestała się ciąć dzięki mnie.

-Rozumiem. Teraz przeniesiemy Emilkę na badania.

-Dobrze. To ja już sobie pójdę.

I wyjechałem ze szpitala i wróciłem do mojej willi. Na korytarzu spotkałem Taco. Potraktowałem go jak powietrze, a wiem że on tego nie lubi. Ale wciąż go lubię. Mam nadzieję że przestanie tak odpierdalać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top