Rozdział 30

Obudził mnie śpiew porannych ptaków, a pierwszą rzeczą którą zobaczyłam był Paweł śpiący na podłodze. Jego brązowe włosy opadały na jego twarz i widoczne były jedynie jego różowe usta. Zakochałabym się w nim ale jest gejem. Postanowiłam na niego patrzeć, póki nie jest niewolnikiem Petera. Po 10 minutach jego niebieskie i zielone oczy (ma heterochromię) otworzyły się. Odgarnął z nich włosy i poszedł pod prysznic, a ja poszłam umyć się do łazienki, w której mieszkała Amelia.

Umyłam swoje ciało żelem pod prysznic o zapachu róż, a włosy szamponem o zapachu lasu. Założyłam legginsy i czerwoną, nieco za dużą bluzę.  

Wróciłam do swojego pokoju. Na moim łóżku siedział Paweł, który czytał książkę.

-Nie przeszkadzam?- zapytał

-Nie, czytaj- odparłam.

Niespodziewanie drzwi od pokoju uchyliły się. Wszedł do niego Peter. Miał ze sobą strój sprzątaczki, którym rzucił w Pawła.

-Po co mi to?- zapytał Paweł.

-Jak to po co? Przecież masz być moim ruchadłem- odparł Peter z niemieckim akcentem.

-Nie ma mowy że to założę!

-W takim razie wezmę cię w twoich ubraniach- powiedział Peter, po czym wziął Pawła na ręce i zaniósł do swojego pokoju. 

Z pokoju Petera dobiegały krzyki i jęki. Można było po nich sądzić, że uprawiają seks BDSM. To chyba nie był gwałt, ponieważ Pawłowi się to podobało, oraz sam krzyczał ,,Mocniej!".

Z drugiej strony dziwnie się z tym czułam. Przecież ta willa niedługo zamieni się w burdel! Może i ja mam zostać prostytutką? Nie dam się tak traktować, a każdego, kto mnie dotknie i nie jest Quebo lub Taco kopnę w krocze. 

Postanowiłam zadać Borisowi, który się zmienił, pytanie.

-Po co właściwie trzymamy tutaj Petera? Quebo i Taco nie chcą odpowiedzieć.

-Ummm...

-Co?

-To mój były chłopak z czasów gimnazjum. Nadal uprawiamy przygodny seks, a być może będę mógł użyć też Pawła

-Że co kurwa? Traktujecie go jak rzecz, którą można użyć? Co na to Taco i Quebo?

-Życie to nie bajka kochana. Żeby ktoś miał przyjemność, inny musi cierpieć. A Taco i Quebo to tolerują, gdyż jestem im przydatny. 

-Aha kurwa, to jest jakaś patologia- odparłam, po czym trzasnęłam drzwiami i poszłam do siebie.

Przez kilka godzin słuchałam muzyki. Gdy Quebo wrócił do willi, zadałam mu pytanie:

-Po co trzymacie tutaj Borisa? On jest dla nas szkodliwy

-Właśnie jest bardzo przydatny. Ma wtyki w najwyższych władzach, dzięki czemu jeszcze nie siedzimy.

Strasznie szkoda było mi Pawła, ale najwyraźniej musi cierpieć. Postanowiłam pójść do niego i go pocieszyć. 

Chłopak leżał nagi na łóżku, przypięty do niego kajdankami. 

-Kiedyś cię uwolnię- rzekłam.

-Nie chcę! Tutaj jest zajebiście!- powiedział Paweł. Miałam wrażenie, że był pod wpływem czegoś dziwnego.

-Przecież oni traktują cię jak szmatę!

-Ale ja to lubię!

Nie miałam na to siły. Poszłam do siebie i krzyczałam w poduszkę. Atmosfera tutaj jest naprawdę gęsta. Ponadto Taco i Quebo zrobili się jacyś tacy oschli. Już nie jest tak jak kiedyś. Muszę stąd uciec razem z Pawłem, gdyż widziałam, że nie był w pełni świadomy, oraz był czymś odurzony.

Nim się spostrzegłam, była już 1 w nocy. Postanowiłam pójść spać. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top