Rozdział 11
Obudziłam się na ziemi w jaskini a Quebo tam nie było. Zaniepokoiło mnie to. Na szczęście po chwili wrócił. Miał ze sobą arbuza. Przekroiliśmy go na 2 kawałki i razem go zjedliśmy. Tuż potem poszliśmy się umyć do pobliskiego jeziora. Następnie się umyliśmy. Po ubraniu się, poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do naszego nowego mieszkania. Podróż trwała 15 minut. To mieszkanie znajdowało się w starej kamienicy w samym centrum Warszawy. W środku było nowoczesne i dość bogate. Wnętrze było utrzymane w kolorze bieli. Poszłam do mojego pokoju. On również był biały i nowoczesny. Na ścianie wisiała duża plazma. Podobał mi się. W środku były wszystkie moje rzeczy, których nie wzięłam z willi i nowe ciuchy, które jeszcze były w worku. Nie chciało mi się ich rozpakowywać. Postanowiłam pooglądać telewizję. Przez kilka godzin oglądałam seriale. Nim zauważyłam, była już 22. Postanowiłam się umyć, a potem zasnęłam.
Obudziłam się w środku nocy. Czułam zapach dymu. Przerażona wybiegłam do pokoju Quebo.
-Ja pierdole płoniemy!- wykrzyknęłam
-Spierdalajmy stąd!- odpowiedział Quebo.
Pobiegłam jeszcze do swojego pokoju po moje najpotrzebniejsze rzeczy oraz po worek z ciuchami. Następnie wybiegliśmy z budynku kamienicy. Mieliśmy szczęście, bo mieszkaliśmy na 1 piętrze.
Gdy wybiegliśmy na zewnątrz, zauważyliśmy że cały budynek jest zajęty ogniem i tylko nasze piętro jeszcze się trzymało. Padliśmy w swoje objęcia. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Nagle usłyszałam ogromny huk, ale się nim nie przejęłam. Wciąż trwaliśmy w pocałunku. Z powietrza opadały płonące części budynku.
-Co teraz zrobimy?- zapytałam
-Musimy wrócić do willi
-No dobra...
Poszliśmy do naszego samochodu i zapakowaliśmy nasze rzeczy, po czym odjechaliśmy do willi. Weszliśmy do niej, wnieśliśmy rzeczy, po czym zasnęliśmy w jednym łóżku.
-Nie wiesz w jakim stanie jest Taco?- zapytał Quebo
-Jest z nim już lepiej.
-To dobrze.
Następnie namiętnie się pocałowaliśmy, a potem zasnęliśmy wtuleni do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top