Rozdział 10

 Obudziłam się równocześnie z Quebo. Daliśmy sobie soczysty pocałunek, a potem Quebo poszedł do lasu po jakieś jedzenie. Przyniósł 2 garści malin. Zjadłam je. Były pyszne. Postanowiłam, że pójdę się umyć. Nie miałam przy sobie żelu, ale woda była czysta i pachnąca. Rozebrałam się i do niej weszłam. Była ciepła. Myłam się w niej i nagle usłyszałam głos silnika. Zaczęłam uciekać zupełnie naga. Niestety oni byli szybsi. Dogonili mnie i przyłożyli do twarzy szmatkę z chlorofomem, przez co momentalnie zasnęłam.

Obudziłam się w ciemnej piwnicy. Byłam przykuta do jakiegoś stołu. Bałam się że będą mnie gwałcić albo przeznaczą na organy. 

Nagle do pokoju weszło 3 zamaskowanych mężczyzn. Byłam przygotowana na gwałt oraz na śmierć.

-Co zrobimy z tą ślicznotką?- zapytał jeden z nich.

-Musimy ją ukarać. Swoim postępowaniem zhańbiła naszego Pana. 

-Jak to zrobimy.

-10 batów. 

-Co tak mało?

-To jej pierwszy raz. Poza tym jest piękna i chyba nie chcesz, by tak piękne ciałko się zmarnowało?

-W sumie racja...

Chciałam stąd uciec, ale nie mogłam. Nagle poczułam na moim ciele pierwsze uderzenie. Bolało. Potem drugie, trzecie i tak dalej. Gdy przestali, zaczęłam krwawić. Wkrótce jednak przestałam. Mam nadzieję że ta rana zniknie.

-To może teraz coś więcej?- zapytał jeden z nich.

-Na razie nie. Nie mam ochoty- odpowiedział.

Wtedy zapytałam się:

-Wiecie w jakim stanie jest Taco?

-Już z nim lepiej. Ale ostro sobie przejebałaś to robiąc.

-Przepraszam.

-Jakie kurwa przepraszam? Za karę kolejne 5 batów.

Nim zdążyłam wydać z siebie jakiś dźwięk, zostałam uderzona 2 razy. Tuż przed 3 usłyszałam ogromny huk i poczułam wstrząs. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam samochód wbity w ścianę w którym siedział Quebo.

Zaczęłam piszczeć ze szczęścia w myślach. On serio to dla mnie zrobił? On jest cudowny! Quebo wysiadł z samochodu i wyjął karabin. Wycelował w nich i powiedział:

-Albo wypuścicie Emilkę, albo każdy z was otrzyma po kulce!

Natychmiastowo zostałam uwolniona. Poszłam za Quebo i wsiedliśmy do tego samego samochodu. Nawet nie był jakoś specjalne uszkodzony. Słabe mieli te ściany.

-Ty serio załatwiłeś dla mnie prawdziwy karabin?

-Nie. To zabawkowy karabin.

-Aha. Rozumiem. Ale i tak cię kocham!

-Tak w ogóle to mój przyjaciel załatwił nam nowe mieszkanie, do którego wprowadzimy się już jutro! Dzisiaj jeszcze musimy spać w jaskini. 

-Świetnie!

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Quebo jedną ręką kierował, a drugą trzymał mnie za dłoń. On jest tak romantyczny!

Gdy dojechaliśmy do celu, położyłam się na ziemi. Quebo położył się obok mnie. Zaczęliśmy się całować, ale tylko na tym się skończyło. Potem przytulaliśmy się, a następnie zasnęliśmy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top