Rozdział 28
Obudził mnie śpiew ptaków za oknem. Umyłam swoje ciało, a moje długie, kruczoczarne włosy upięłam w kucyka. Założyłam jasnoniebieskie szorty i czarny crop top. Poszłam na stołówkę by coś przekąsić. Zjadłam tosty z serem i szynką. Postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Na podjeździe zauważyłam dziecięcy wózek. Zdziwiło mnie to. Otworzyłam go i była tam mała dziewczynka, obok której leżała koperta z napisem ,,Do Kuby". Otworzyłam ją. Jej treść brzmiała tak:
,,Zrobiłeś mi dziecko to się nim zajmij!"
Zdenerwowana wzięłam dziecko z wózka oraz list. Poszłam do pokoju Quebo.
-Mogę wiedzieć co to kurwa ma być?- zapytałam
-Dziecko- odparł Quebo
-Jakiś ty kurwa zabawny. Przeczytaj ten list- powiedziałam, po czym wręczyłam mu kopertę.
Quebo ją wziął i przeczytał, po czym powiedział:
-Zerwałem z nią, ponieważ wpadliśmy, ale ona o tym jeszcze nie wiedziała. Wyjechałem na drugi koniec kraju, żeby nie mieć z nią kontaktu. Nie wiem jak ona mnie znalazła!
-Aha, czyli wywinąłeś się od odpowiedzialności? Może mnie też miałeś zamiar zostawić? Z nami koniec!- powiedziałam, po czym uciekłam do swojego pokoju.
W nim wpadłam na pomysł powrotu do Taco. Czuję coś do niego i przeczuwam, że on też. Poszłam do niego i powiedziałam:
-Cześć.
-Czego chcesz?
-Wrócimy do siebie? Quebo okazał się dwulicową świnią, a ja wciąż cię kocham.
-Ja też cię kocham- powiedział, po czym się pocałowaliśmy.
Postanowiłam rozwieść się z Quebo. Już chciałam zejść na dół i pojechać do kancelarii, ale nagle na schodach podwinęła mi się noga. Spadłam z nich i poczułam ogromny ból brzucha. Od razu pomyślałam że to poronienie.
-Pomocy! Moje dziecko!- wykrzyknęłam, po czym natychmiastowo podbiegł do mnie Taco, który wziął mnie na ręce i włożył do samochodu. Pojechaliśmy do szpitala. Poczułam krwawienie. Rozpłakałam się, bo mimo że Quebo mnie skrzywdził, kochałam to dziecko. Chciałam je wychować razem z Taco. Gdy dojechaliśmy do szpitala, zajęli się mną lekarze, którzy wprowadzili mnie w stan narkozy. Nim się zorientowałam, wchłonęła mnie ciemność, a ja straciłam świadomość.
Gdy się obudziłam, lekarz powiedział:
-Przykro mi, ale nie udało uratować się pani dziecka.
Rozpłakałam się. Podszedł do mnie Taco. Przytulił mnie i pocałował. Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Kątem oka zobaczyłam Quebo, który z kimś pisał na telefonie i miał na ustach uśmiech. Wkurzyło mnie to. Wstałam z łóżka i wykrzyknęłam do niego:
-Poważnie? Twoje dziecko umarło, a ty masz na to wyjebane? Rozwodzimy się!
-I tak do ciebie nic nie czułem. Szkoda mi tego dziecka, ale trzeba żyć dalej. Już złożyłem papiery o rozwód.
-Dzięki. Też miałam zamiar to zrobić- powiedziałam, po czym odwróciłam się i wróciłam na łóżko.
Przez resztę dnia miałam różne badania. Taco był przy mnie zawsze, kiedy tylko mógł. Tej nocy nie spałam, gdyż badania ciągle trwały, a poza tym w mojej głowie było za dużo emocji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top