8. Podwójna kłótnia Konoszan.
~Naruto~
- Wszyscy macie zebrać się ponownie w akademii! - usłyszałem wołanie senseia Iruki i chyba tak jak cała reszta, spojrzałem w jego stronę.
Wyjrzałem przez dziurkę w ścianie i zobaczyłem, że wszyscy przed nim stoją, odwróceni ode mnie.
Tylko Kiba się na mnie gapił. Ooo! Co z nim jest?! Może zaraz jeszcze zacznie warczeć? Bo właśnie tak wygląda...
Odsunąłem się szybko od dziury, kiedy Iruka sensei spojrzał na nią czyli na mnie.
W sumie, to nie mam pojęcia czy mógłby mnie przez nią zobaczyć, ale wolałem być... niezauważony.
Bo wcale się nie bałem!
No dobra, poszli sobie? Chyba odeszli. A co mi tam!
Wyskoczyłem zza ściany na drugą stronę czyli tam, gdzie stała wcześniej moja klasa.
- No i co? Możecie mnie teraz...! - nie dokończyłem tego zdania, bo ze zdziwieniem stwierdziłem, że stał tutaj tylko... jakiś biały, włochaty pies.
- Ej. Ja cię chyba kojarzę. - Nachyliłem się nad nim i zacząłem przyglądać. Patrzyliśmy chwilę na siebie.
Do póki ten mały włochacz nie zaczął na mnie warczeć i...
- Ej! Puszczaj! No, odczep się! Ała! - krzyczałem, kiedy rzucił mi się na twarz. - Aaaa! Kiba ty dziwaku! Zabierz stąd tego...!
- Heh - usłyszałem ten jego złośliwy rechot.
No i rzuciłem w niego tym psem. Oczywiście po odczepieniu go od swojego nosa. Czemu musiał złapać akurat za nos?! Czy on wstydu nie ma? To chyba coś jak jego właściciel.
- Zabieraj stąd swojego... - warknąłem, ale znów mi przerwał.
- Hę? Chciałeś coś powiedzieć o Akamaru? Bo nie dosłyszałem - stwierdził tym swoim prowokującym głosem i z zadziornym błyskiem w oku.
Patrzyliśmy się tak na siebie, jakbyśmy mięli się zaraz nawzajem pozabijać, albo chociaż próbować porozszarpywać, ale zaraz zauważyliśmy między sobą czarną smugę
- Naruto! Kiba.
- Iruka sensei! A co pan tutaj robi? Czy nie miał pan przypadkiem... eee... - próbowałem coś wymyślić. Byłem trochę zakłopotany, bo myślałem, że jesteśmy tutaj sami, we dwójkę. Z tym Kibą.
No i ten, z Akamaru...
- Kiba wracaj do klasy. Zaraz do was dołączę - powiedział do niego nasz nauczyciel. - Chciałbym chwilę porozmawiać z Naruto.
Kiba skinął na "tak" i pewnie chciał posłać mi mordercze spojrzenie, ale powstrzymał się przed senseiem.
Też ma problemy - ja mu posłałem.
Obaj wiedzieliśmy, że tę sprawę będziemy musięli jeszcze dokończyć.
Ale kiedy brunet razem z tym małym pchlarzem sobie odeszli, zrobiło się nagle strasznie poważnie. I przeszły mnie dreszcze.
Widocznie zwykła kurtka to za mało na tą pogodę.
Iruka sensei westchnął. Nie lubiłem kiedy tak robił, bo to oznaczało, że sprawiam mu kłopoty.
- Iruka sensei! - zacząłem pierwszy. - To może pan powie temu całemu Kibie, żeby przestał się tak mnie czepiać? Albo jak już chce to robić, to niech zostawi...
- Naruto. Nie możesz zawsze zrzucać winy na innych. Dzisiaj to ty narozrabiałeś.
"A czego się sensei spodziewał? W końcu musiałem zacząć te półrocze z hukiem!" - pomyślałem i już chciałem powiedzieć to na głos, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.
- Wiesz, że będziesz musiał to wszystko posprzątać? I to dość szybko, bo tamten plac posłuży nam jutro... - Jakoś nie miałem ochoty tego słuchać, więc znowu się odezwałem:
- A dlaczego cały czas mówimy o akademii? No i skoro Sasuke i tak cały czas "trenuje", to może niech sam posprząta sobie to...
- Naruto! Odpowiedzialność spada na ciebie! - podkreślił, wskazując na mnie palcem.
- No i dlaczego to zawsze mnie się obrywa! Bo kiedy inni coś przeskrobią, to zawsze jest pan spokojny. - No prawie, dodałem w myślach. - A tak w ogóle, to nie ja tym razem zacząłem! To on i ten jego pies.
- Naruto przestań - powiedział nauczyciel ostrzegawczym tonem.
- Dlaczego?! - krzyknąłem. - Skoro tym razem to ja mam rację, to dlaczego i tak nikt mi nie wierzy?
Skrzyżowałem ręce i odwróciłem wzrok. Miałem dosyć tej rozmowy i straszną ochotę już wracać do siebie do domu.
-Gaara-
Razem z Kankuro rozdzieliliśmy się. On poszedł w miejsce bliżej akademii, a ja gdzieś w środku wioski.
Patrząc z góry, rzucił mi się w oczy pewien punkt. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że ten młody Uzumaki tam właśnie będzie. Dotarcie tam nie zajęło mi zbyt dużo czasu.
Już z pewnej odległości usłyszałem jakieś krzyki, tak jakby ktoś się tam właśnie kłócił.
I rzeczywiście tak było.
W jednej z bocznych ulic zobaczyłem chunnina i ucznia akademii. Widziałem ich już wcześniej - to było drugiego dnia od przybycia do Konohy, kiedy hokage wezwała nas do siebie.
"Czyli Uzumaki rzeczywiście tu jest". Zdziwiłem się trochę, bo nie wiedziałem skąd się wzięło tamto przeczucie, jednak szybko wróciłem do obserwacji.
W pewnym momencie blondyn odwrócił się tyłem i skrzyżował ręce. Spojrzał w dół. Gdy podszedł do niego nauczyciel, zaczął głośno mówić i wymachiwać rękami. A potem skoczył na ścianę budynku, odbił się od niej i pobiegł w swoją stronę.
Chyba nawet nie zauważył, że minął mnie po drodze.
Za to jego nauczyciel wyglądał na zmęczonego, jakby nie pierwszy raz musiał odbyć z nim taką "rozmowę". No cóż. Widocznie każdy ma swoje problemy.
~Naruto~
- Mam dość! - zdenerwowałem się, a potem skoczyłem na ścianę i z niej na dach.
Wolałem wracać do domu niż kłócić się tam z senseiem Iruką, co i tak nie miało narazie za bardzo sensu.
Chyba lepiej będzie, kiedy on wróci pilnować innych, a ja dam sobie na dzisiaj z nimi wszystkimi spokój.
Jednak trochę głupio mi było tak sobie uciekać, ale stać tam też nie miałem ochoty, dlatego wybrałem tą pierwszą opcję.
Na początku chciałem wejść do swojego pokoju przez okno, ale okazało się, że je przymroziło i... nie mogłem go otworzyć. No a potem poszedłem normalnie do drzwi, ale...
- Gdzie jest ten klucz? No dalej, dalej! - zacząłem nerwowo przeszukiwać swoje kieszenie.
"Nie mam zamiaru spędzić reszty dnia na dworze więc lepiej, żeby tu gdzieś był!"
Nie wiem czemu, ale kiedy grzebałem w swojej bluzie i spodniach, to zaczęła przypominać mi się moja droga ucieczki.
I nadal nie mam pojęcia czemu, ale mam w głowie jedno pytanie.
Oprócz tego klucza oczywiście.
I brzmi ono:
...
Czy na tamtym dachu ktoś był?!!!
------------------------------------------
No wiem. Tytuł - dziwny. Ale niby jak nazwać mieszkańców Konohy? Konahanie? Konohaninowie? Może lepiej nie wchodźmy w szczegóły...
No ale przejdźmy do konkretniekszych rzeczy.
Wymyśliłam taką zabawę w której ja zadaję pytanie no a wy w komach odpowiadacie.
Może nie jest to jakoś super kreatywne ale pomoże mi w tworzeniu tej książki (choć na pierwszy rzut oka nie bardzo) ale mam nadzieję że mi w tym pomożecie ;)
No to zadam pierwsze pytanie: którego z jouninnów najbardziej lubicie?
Przyda mi się to do następnego rozdziału więc no ten... bez odpowiedzi jakby nie ruszę.
A jakby wam się jeszcze nudziło kiedyś to możecie napisać za co. To też się przyda.
No a narazie to narka!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top