7. "Zwiew" w stylu Naruto.

Naruto nadal stał i śmiał się tak, kiedy inni patrzyli na jego dzieło. No cóż... w każdym razie robił to do póki reszta jego rówieśników nie zaczęła się odzywać.

- Ale z ciebie dureń - wymamrotał Sasuke, trzymając rękę przy czole.

"Tak, masz rację Sasuke" - pomyślała sobie Sakura, pewnie tak jak większość, jeśli nie wszystkie dziewczyny stojące akurat na dachu akademii w ten mroźny poranek.

A potem różowowłosa postanowiła wspomóc chłopaka słownie. Choć on akurat mało sobie z tego później robił.

- Naruto! - rozbrzmiał między wszystkimi jej donośny głos. - Co ty sobie myślisz Naruto?!

"On chyba w ogóle nie myśli" - dodała do tego wewnętrznie Ino, krzyżując ręce.

A Sakura kontynuowała swój wywód:

- Nie możesz tak sobie po prostu malować tych swoich bochomazów gdziekolwiek! Szczególnie kiedy...

- Nie podoba ci się? - przerwał jej pytaniem blondyn.

"O rany. Ale z niego kretyn. Pewnie zaraz za to oberwie" - doszedł do wniosku Shikamaru, stojąc z Choujim na lekkim uboczu.

I jak się okazało, to całkiem słusznie przeczuwał, że szykują się jakieś kłopoty. Głównie dla Naruto oczywiście, ale w sumie każdy mógł by się tego spodziewać. A już szczególnie ten, kto planował zrobić to:

Któryś z tego tłumu, tej grupy jakże zgranych i nie do końca przewidywalnych osób, trafił w żartownisia śnieżką. A potem ktoś rzucił kolejną i następną...

- Hej! No przestańcie! - krzyczał obrzucany gradem pocisków, zasłaniając się przed nimi częściowo Uzumaki.

- No dobrze. Już przestańcie - nakazał ich nauczyciel, ale i to nic nie dało.

A do tego dzieciaki stwierdziły, że nie wystarczyły zwykłe śnieżki. Co odważniejsi wyciągnęli swoje kunaie i skoczyli z nimi na blondyna. Ale on nie zamierzał poddać się bez walki.

Nie, chwila.

Jednak jeśli chodzi o to czy lepiej stać i walczyć z jakąś piętnastką przeciwników czy uniknąć dalszej części zajęć, to Naruto był tym typem, który zdecydowanje wolał już sobie zwiać.

Większość jednak pobiegła za nim. Zostali tylko Shikamaru, który nie miał ochoty nigdzie bez celu łazić, Chouji - jego najlepszy kumpel i Sasuke. Ten ostatni zeskoczył sobie samotnie na plac treningowy.

"Dziwne. Nie jest mu zimno chociaż ma na sobie to co zwykle. Żadnej kurtki..." - pomyślał Iruka, patrząc chwilę za nim.

Zaraz jednak otrząsnął się i wrócił do patrzenia na resztę swojej cudownej klasy.

- Oj Naruto - szepnął sam do siebie. - A miałeś dzisiaj siedzieć spokojnie. - Tylko... kto ci to powiedział Iruka sensei?

Nieważne.

Pogoń trwała dalej w najlepsze, a tłumowi tych nie-uciekających przodowała Sakura.

Krzyczała coś w stylu... tym co zawsze czyli darła się na biednego Naruto, który oddalał się od nich coraz bardziej.

O milimetry, ale bardziej.

Urwis w pomarańczowej kurtce (spodniach też, ale o tym się zwykle nie wspomina) zeskoczył najpierw na parapet któregoś okna akademii, ale zamiast po ninjowemu zeskoczyć na ziemię, pośliznął się i zleciał w zaspę śniegu.

Licząc wczoraj i dziś, to będzie już drugi raz.

Ciekawie byłoby by wiedzieć, co o tym myślał sam Naruto...

~Naruto~

Skoczyłem z dachu, jedną nogą na parapet. Szkoda tylko, że był oblodzony i nikt mi tego wcześniej nie powiedział. Przez to zjechałem i spadłem w dół.

No nie! To już drugi raz, kiedy wpadam w zaspę jakiejś brudnej kupy śniegu! Oby Kiba nie chodził tu wcześniej ze swoim psem...

Zaraz usłyszałem nad sobą głos Sakury. Ojejku - ona mówi do mnie! Zresztą wcześniej też to robiła, tylko że wtedy brzmiało to bardziej jak oskarżanie mnie o coś. A teraz było ze dwa razy głośniej.

Nie skupiłem się za bardzo na tym, co do mnie mówiła, bo nie chciało mi się kolejny raz słuchać, jakie to moje dzieło było beznadziejne. A częściowo dlatego, że śnieg wpadł mi do uszu. Aj, zimno!

Za to usłyszałem dokładnie głos Ino.

- Naruto, ty bachorze! Jak mogłeś tak nas wszystkich podpóścić! I dlaczego tak prowokujesz Sasuke!?

Jejku. To o to im chodzi? Teraz żałuję, że nie słuchałem tego, co Sakura do mnie mówiła, bo może ona nie gadała tylko o Sasuke...

Podniosłem się i pobiegłem dalej. Świetnie, znów byłem cały mokry.

Wiecie co? Ja myślę, że ten cały Sasuke zrobił to specjalnie. Napóścił ich na mnie, bo boi się ze mną walczyć sam! Ale ja mu jeszcze pokażę. Skoro mam już chodzić do tej całej akademii, to na pewno nie będę gorszy od niego!

No dobra... A teraz trzeba się stąd zmywać. Obejrzałem się na chwilę do tyłu. Ale wolniachy! Są na tyle daleko, żebym zdążył zrobić TO.

Skręciłem w boczną uliczkę i miałem nadzieję, że ci wszyscy pobiegną za mną. No... będzie im się zdawało, że tak zrobią.

Ta uliczka, do której wbiegłem kończy się ścianą. Nie wiem po co ona tam stoi, ale mnie to akurat na rękę, więc nie będę marudził.

Skoczyłem po balkonach znajdujących się po obu stronach zaułku, a potem na dół. Ale się zdziwią!

O, chyba przybiegli.

- Hej. Gdzie on jest? - usłyszałem głos Sakury.

- Pewnie nie widzisz go przez to swoje wielkie czoło! Lepiej ja go poszukam.

- Ino ty ś...!

- Ja lepiej się do tego nadam - usłyszałem gdzieś blisko głos tego całego Kiby. - I powinien być gdzieś... tutaj. - Poczułem nagle, jakby patrzył w moją stronę.

I chyba się zbliża. Aż się wzdrygnąłem. Czekałem w swoim ukryciu nadal, aż do momentu, kiedy...

------------------------------------------

...kiedy co? No właśnie. Może wy macie jakieś pomysły? Jak myślicie, co się stało po tym "kiedy"?

No i wiem, że przeciągam to całe dojście fo pierwszego "prawdziwego" spotkania Naruto i Gaary, no ale tak jakoś mi jest to potrzebne tak więc...

Powinnam się z tym wyrobić przy jakichś najbliższych trzech rozdziałach.

No a w następnym już chyba NAPRAWDĘ nie będę miała o czym pisać tu na dole więc wymyśliłam coś w czym myślę że mi pomożecie.

No a narazie koniec! Chociaż pewnie wszyscy wiecie co jest po "kiedy".

A tym czasem - do widzenia! Zobaczenia? No...

Do gdzieś za tydzień albo dwa czy coś!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top