...
Obudziłem się w szpitalu w Dubaju. Ręka bolała jak diabli. Gdy próbowałem wstać z łóżka, podeszła do mnie Skelet i kazała mi się spowrotem położyć. Chwilę później w sali był już Shade i Tank.
-Jaki mamy dzień? - spytałem
- Minęły cztery miesiące, byłeś w śpiączce...-odpowiedział Shade
-Co?... Cztery miesiące? - spytałem z ogromnym smutkiem
- Tak naprawdę jest piątek. Spałeś jeden dzień. Żebyś Ty widział swoją twarz. Haha! - uspokoił mnie Tank
- Szykujcie transport do jednostki. Muszę złoić skórę kapitanowi.
- Po takim postrzale nie powinieneś nawet siedzieć. Lepiej poczekać. - Zaczęła Skelet
- Tak? Mam to gdzieś - powiedziałem wstając.
Zerwałem z siebie wszystko, co do mnie poprzypinali. Ubrał ciuchy, które leżały przygotowane na krześle obok łóżka. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdumieniem.
W końcu Shade zaczął coś mówić:
- Zawsze miałeś twardą dupę, ale nawet Ty, po tak silnym postrzale potrzebowałbyś tygodnia odpoczynku.
- Może to te nanoboty-powiedzialem zdejmując bandaż - rana się już zagoiła.
-Przecież to niemożliwe - Wykrztusił ze zdumieniem Tank
- A jednak, jak widzisz wszystko jest możliwe. - skontrowałem
Chwilę później byliśmy już na korytarzu. Czekało tam na nas dwóch żołnierzy z Polski. Poleciłem im jak najszybciej przygotować transport prosto do jednostki.
Godzinę później byliśmy na lotnisku. Samolot już czekał. Szybko przesiadliśmy się do niego. Zaczęliśmy królować jeszcze zanim usiedliśmy na miejsca. Lot był męczący. Ciągłe turbulencje nie pozwoliły mi się nawet zdrzemnąć.
Przylecieliśmy do Wrocławia. Kapitan czekał na nas na lotnisku.
- Co to miało być?! Chciałeś się nas pozbyć!? - zacząłem ostro
- Uspokój się sierżancie.
- Jak mam się uspokoić!? O mało nie zginęliśmy!!
- A ten ich dowódca oświadczył nam, że się na nas zemści. - dodał Shade
- To nie moja wina, że zawaliliście - dodał krótko Kapitan
- Ale to Ty wysłałeś nas na samobójczą misję.
- Mniejsza o to. Dajcie mu zastrzyk - powiedział odwracając się
- Jaki zastrzyk? - spytałem wciąż wściekły, przeszło mi przez myśl, że chcą wstrzyknąć mi coś na uspokojenie.
- Nanoboty, straciłeś dużo krwi, więc prawdopodobnie one też wpłynęły. - odpowiedział, oddalając się.
Poczułem ukłucie w bark. Znów najpierw mówienie, potem cholerny ból. Chwilę później było po wszystkim.
Usiedliśmy w śmigłowcu, który miał nas zabrać spowrotem do domu. Tym razem pominęliśmy przesiadkę w jednostce. Śmigłowiec po prostu lądował na polach obok naszych domów. Było już ciemno, dzięki czemu ludzie nawet nie zwrócili uwagi na to, że coś ląduje obok ich domów. Gdy wróciłem do domu zostałem ciepło przywitany. Wszyscy się martwili, ponieważ miałem wrócić dzień wcześniej.
Był piątek wieczór. Jutro urodziny Skelet, trzeba się ogarnąć i zapakować prezent.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top