Rozdział 3

1.09.1972

Pierwszy dzień w Hogwarcie

W dormitorium znajdowały się cztery łóżka pokryte błękitnymi, jedwabnymi narzutami, z baldachimami. Pokój miał kształt półkola i posiadał pięć okien. W środku znajdowały się już dwie inne dziewczyny. Jedna z nich Charity, niska szatynka z włosami sięgającymi ramion i półprzezroczystymi okularami, mieszkała w tej samej dzielnicy Cambridge, co ja. Drugą, trochę wyższa o długich, rudych włosach i błękitnych oczach widziałam pierwszy raz w życiu.
- Cześć, Lucinda Lloyd. - przedstawiłam się.
- Miło mi cię poznać, Adan Nitter . - podała mi dłoń i lekko się do mnie uśmiechnęła.

Byłyśmy już pogrążone w rozmowie, gdy do pokoju weszła nasza współlokatorka. Wysoka brunetka o opalonej karnacji i latynoskich rysach przedstawiła się, jako Sloane Trembless. Po jej przyjściu, już we cztery rozmawiałyśmy do późna o książkach, naszych pasjach i ogólnie, życiu.

Było już bardzo późno, gdy kładłyśmy się spać, co prawdopodobnie nie było mądre zważając na to, że zajęcia zaczynały się o dziewiątej, ale pomimo tego długo nie mogłam zasnąć, byłam zbyt podekscytowana wydarzeniami dzisiejszego dnia, a jutro miałam mieć pierwszą lekcję z latania, co prawda mama próbowała mnie kiedyś nauczyć, bo sama uwielbiała Quodpot i Quidditch, ale chyba nie odziedziczyłam po niej talentu.

*

2.09.1972

Zeszłam na śniadanie razem z resztą i usiadłam do stołu. Spojrzałam w stronę stołu Slytherinu, żeby poszukać wzrokiem Candice.

CJ siedziała z trzema innymi Ślizgonkami z pierwszego roku i rozmawiała. Nie powinnam być zazdrosna, w końcu ja też znalazłam nowe koleżanki, ale czułam się w pewien sposób zdradzona, dziwne.
- Hej, Lou wszystko okej? - Adan machnęła mi ręką przed twarzą.
- Tak, po prostu... zamyśliłam się. - zaczęłam dziobać naleśniki, które miałam nałożone na talerz.
- Widzę, że nie idzie ci to jedzenie. - pociągnęła mnie za rękę. - Chodź przejdziemy się na błonia.
- A wy idziecie? - zwróciłam się do reszty.
Dziewczyny ruszyły za nami, a ja ostatni raz spojrzałam w stronę Domu Węża. Po pewnym czasie zaczęli przychodzić Puchoni i Ślizgoni, z którymi mieliśmy lekcję. W jednej z uczennic domu borsuka rozpoznałam dziewczynę, która płynęła ze mną i Candy łódką przez jezioro. Pamiętam, że miała francuskobrzmiące imię, ale nie pamiętam, jak dokładnie brzmiało. Obok niej stała dziewczyna, którą często widywałam w Cambridge, Clementaine. Po chwili przyszła profesor Hooch, nauczycielka latania, a także sędzia meczów w Hogwarcie. Kazała nam stanąć tak, żeby miotła znalazła się po naszej prawej stronie. Potem mieliśmy wyciągnąć nad nią rękę i krzyknąć "Do mnie", gdy komuś się udało, należało polecieć kilka metrów w górę i wylądować. Za pierwszym razem sukces odniósł tylko jeden chłopak ze Slytherinu. Był bardzo chudy, miał ciemną cerę i włosy w nieładzie. Idealnie nadawał się na szukającego.

- Bardzo dobrze. - powiedziała nauczycielka. - Jak się nazywasz?
- Katharsis Kemp . - wylądowała i poprawiła włosy.
- To dziewczyna? - słyszałam szept jakiegoś chłopaka, który stał obok mnie. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.

*

Następną lekcją były dwugodzinne eliksiry z Gryfonami, które prowadził profesor Slughorn. Na biurku mężczyzny stały trzy kociołki, z jednego z nich unosił się piękny zapach.
- Witajcie, pierwszy dzień co? - uśmiechnął się. - Eliksiry, które mam teraz na biurku, uwarzyłem dla szóstorocznych, ale może ktoś z was zna ich nazwy. Paru Krukonów, w tym ja, podniosło ręce.
- Proszę może pan, panie? - zwrócił się do szatyna siedzącego z tyłu klasy.
- Nazywam się Dirk Cresswell, panie profesorze, a eliksiry to Wywar Żywej Śmierci, Felix Felicis, znany również jako Płynne Szczęście i Eliksir Miłosny, czyli Amortencja.
- Bardzo dobrze. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Dwadzieścia punktów dla Ravenclaw, a teraz zajmiemy się czymś, przygotowanym dla was. Na dzisiejszej lekcji będziecie w parach warzyć napój leczący z czyraków, strona dziesiąta proszę.

Wszyscy zaczęli kartkować książkę, a następnie szukać kłów węża, rogatych ślimaków i kolców jeżozwierza, które były składnikami tego eliksiru. Podczas gdy Adan, z którą pracowałam, poszła po rzeczy, wymienione w przepisie, ja postawiłam kociołek na palnik i przygotowałam nasze miejsce pracy. Po powrocie dziewczyny rozgniotłyśmy kły na drobny proszek tłuczkiem, dodałyśmy jego cztery szczypty do naczynia i zostawiłyśmy na dziesięć sekund. Potem machnęłam różdżką i zostawiłam na trzy kwadranse. Po tym czasie wrzuciłyśmy jeszcze cztery ślimaki i zdjęłyśmy eliksir z ognia. Kolejnym krokiem było dodanie dwóch kolców, wymieszanie pięć razy w prawo i machnięcie różdżką*. Byłam dumna, że eliksir się udał, nawet profesor Slughorn podchodząc do naszego biurka pochwalił jego barwę. Czułam, że polubię ten przedmiot.

___________________________
*przepis według "Magicznych wzorów i napojów"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top