XXXVI

26 ABY, Ilum

— Mam za sobą przyjemniejsze lądowania — stwierdził Luke, gdy jego przyjacielowi ledwo udało się nie roztrzaskać o powierzchnię lodowej planety.

— Ale takiego pokazu umiejętności, młody, już dawno nie miałeś okazji zobaczyć — zażartował Solo, na co Chewbacca warknął, mając zupełnie inne zdanie o umiejętnościach współpilota.

Przedostali się przez osłony, otaczające planetę, udało im się dostać na teren bazy, ale pozostało pytanie, jak teraz wykonać pozostałą część zadania, by reszta rebeliantów mogła zaatakować? Pogoda nie była najgorsza jak na Illum. Wszystko było pokryte lodem, ale nie było nawet znaku, który mógłby przepowiadać nadchodzącą burzę śnieżną. Chłód wszystkich przenikał aż do kości i gdy tylko przekroczyli próg pierwszego pomieszczenia, oblało ich przyjemne ciepło. Wewnątrz, Finn dostrzegł lśniący srebrem strój swojej byłej dowódczyni, a w jego głowie pojawił się pomysł. Trwał alarm, przybycie rebeliantów nie pozostało niedostrzeżone, ale zamieszanie pozwoliło im zaczaić się na kapitan Phasmę i schwytać ją, a jej zniknięcie może zostać długo niedostrzeżone. Nie było łatwo zmusić ją do współpracy. Bez szantażu i manipulacji się nie obeszło, ale wreszcie unieruchomiła bariery i rebelianci mogli nadać sygnał generał Organie, że czas na ruch pozostałych. Mogli już uciekać, zadanie, choć z pozoru tak niebezpieczne, nie zajęło im dużo czasu, ale było jeszcze coś, co musieli zrobić.

— Gdzie przetrzymujcie porwanego rebelianta?! — krzyknął Finn na swoją dawną dowódczynię, ale ona nie zdradziła nawet słowa. Zdjął jej hełm, pokazując pozostałym kobiecą twarz, o krótkich blond włosach i przenikliwych, niebieskich tęczówkach. Chciał, by Phasma patrzyła mu prosto w oczy, gdy mówił. Nie żartował, twierdząc, że jest w stanie zrobić jej krzywdę, jeżeli mu nie powie. Przyłożył jej blaster do głowy i patrzył z wściekłością. — Gdzie jest przetrzymywany rebeliant? Mów, no już!

— Nie wiem — stwierdziła niskim głosem.

— Kłamie — oskarżyła ją Rey, a zdrajca szturmowców wiedział, że przyjaciółka miała rację. Finn posłał pojedynczy pocisk tuż obok głowy Phasmy i choć ta nie drgnęła, wyczuł od niej strach. Nie musiał strzelać ponownie, zdradziła mu, gdzie trzymali więźniów. Musieli się tam tylko przedostać, a Poe będzie mógł wrócić do domu.

Han i Luke oddzielili się od pozostałych, chcąc zająć się sprawą kapitan, która mogła wydać ich pozycję. Prowadzili ją do zgniatarki śmieci. Drobna zemsta, za stare czasy na ich pierwszej Gwieździe Śmierci. To miejsce, jak się dowiedzieli, nosiło inną nazwę. Było bazą Starkiller, o broni, która czerpała energię z gwiazd, niszcząc je, by później wysłać w niebyt dowolny punkt w galaktyce. To nie zapowiadało się najlepiej, ale ani Han, ani Luke nie mogli nic poradzić na to, że się uśmiechali. Przez większość życia zmagają się z wojną, każda, podjęta przez nich decyzja, była od niej uzależniona. Jednak nie każde wspomnienie było złe. Dzięki wojnie odnaleźli Leię, dla jednego siostrę, dla drugiego miłość. Sami wylądowali w zgniatarce śmieci, a z perspektywy czasu, potrafili się już tylko z tego śmiać. Dlatego teraz uśmiech też nie schodził im z twarzy, bo i to, kiedyś, będą mogli wspominać ze śmiechem.

— Pożałujecie tego! Najwyższy Porządek zniszczy Ruch Oporu i nawet... — zaczęła im wygrażać, gdy Han nacisnął guzik, służący do zamknięcia drzwi i nim skończyła, zniknęli jej z oczu.

— Mam wrażenie, że słyszę to samo od trzydziestu lat — pilot poskarżył się przyjacielowi.

— Bo są tak samo głupi, jak trzydzieści lat temu — westchnął Luke.

— Wychodźmy stąd, mam dość wspomnień.

Przekradanie się nie było niczym łatwym, szczególnie gdy było się poszukiwanym. Rebelianci nie wiedzieli o tym, że cała uwaga Kylo była skupiona na jego ojcu. Dla małej grupki, starającej się uratować Damerona, ta przewaga była znacząca, ale dwoje pozostałych musiało uważać na każdym kroku. Młodsza część grupy wraz z Chewiem dotarła do kwater więziennych, a tam tylko jedna z cel była strzeżona. Najwyższy Porządek nieczęsto brał więźniów. Szturmowcy, postawieni przed wejściem, nawet nie zdążyli mrugnąć, a już nieprzytomni padli na ziemię. Zadaniem Wookiego było stanie na straży, gdy pozostali wchodzili do środka. Drzwi się uchyliły, a w tej samej chwili, Poe, uzbrojony w kubek, rzucił się na pierwszą osobę, która postawiła przez nie krok, spodziewając się, że ponownie ujrzy w nich Rena.

— Auć, Poe, oszalałeś? Przyszliśmy ci pomóc — szepnął Finn, który dostał w głowę. — Tym? — Wskazał na kubek. — Tym chciałeś kogoś pokonać?

— To jedyne co mam. Okazuje się, że Najwyższy Porządek nie powierza broni więźniom — zauważył pilot.

Mogliby się na siebie gniewać. Jeden za to, że jego przyjaciel ryzykował życie dla głupich informacji, dając się złapać, a drugi przez to, że jego koszmar się spełnił, gdy rebelianci bezmyślnie wtargnęli na teren wroga, by uratować jedno, tak nieistotne życie. Dla nich nie był nieistotny. Finn zamknął przyjaciela w uścisku, wciąż niedowierzając, że widział go całego. Poe również oplótł go ramionami, ciesząc się, że go widzi, nawet jeżeli nie byli w najciekawszej sytuacji. Nawet gdy przerwali uścisk, patrzyli na siebie nieco zbyt długo, ciesząc się wzajemnym towarzystwem i zapomnieli, że Rey wraz z Chewiem również tam byli. Dziewczyna splotła ręce na piersi, a gdy uderzyła ją pewna myśl, z zaskoczenia szeroko otworzyła oczy. Zachowywali się, jakby świat wokół przestał istnieć, a tak nie patrzyli na siebie tylko przyjaciele.

— Wciąż tu jestem — upomniała się. Nie mogła przestać patrzeć na nich z szerokim uśmiechem, a gdy odskoczyli od siebie, na dźwięk jej głosu, czerwień pokryła im policzki.

— Co cię tak bawi? — zapytał Finn.

— Nic takiego. Po prostu uroczo razem wyglądacie — odpowiedziała, pesząc ich jeszcze bardziej.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — stwierdził, ale nie uwierzyła mu w żadne słowo. — Za niedługo będzie tu Ruch Oporu, zmywajmy się, zanim zaatakują i... och, o ile się nie mylę, chciałaś stąd jeszcze pogadać ze swoim chłopakiem — zauważył kąśliwie.

— Skąd ty... — zaczęła, ale zdała sobie sprawę, że jak w przypadku innych, wrażliwych na moc, Finn po prostu przeczuwał, że chciałaby wykorzystać sytuację, by próbować zawrócić Bena z mrocznej ścieżki, jeżeli tylko na niego natrafi. Niczym trudnym było też to wywnioskować. — Nie mam żadnego chłopaka.

— Ja też nie — pisnął i wybiegł z pomieszczenia, chcąc wreszcie wydostać się z bazy. Poe tylko wzruszył ramionami i pobiegł zaraz za nim.

Uciekali, po drodze pozbywając się w ciszy kilku szturmowców, ale przez większość czasu starali się raczej niespostrzeżenie zakradać przez korytarze. Mniej lub bardziej efektownie, obie grupy dotarły do ostatniego pomieszczenia. Młodsi rebelianci wraz z Wookiem, byli już u wyjścia, czekając aż Mistrz Skywalker i Han pojawią się na horyzoncie. Czekali na balkonie nad drzwiami, skąd patrzeli na most, który był ostatnią prostą do wydostania się z piekielnej bazy. Gdy usłyszeli kroki, Rey lekko wychyliła głowę, ale to dostrzegła tam nikogo z Ruchu Oporu. Kylo Ren stawiał powolne kroki przez most, a przez to, jak długo strażniczka wpatrywała się w tamto miejsce, Finn i Poe również odważyli się spojrzeć. Cała trójka zaraz potem się ukryła, ale Rey zaczęła pełzać, by zejść do upadłego Jedi. Chłopcy niemalże równocześnie ją zatrzymali, wzrokiem prosząc, by tego nie robiła. Z bólem serca się zatrzymała. Jeszcze nie teraz Ben, pomyślała, najpierw niech oni będą bezpieczni.

Przyjaciele Rey zdążyli ją powstrzymać, ale Luke nie miał szansy odwieść swojego szwagra od niebezpiecznego planu. Niemalże czuł, jak w Hanie Solo szalały emocje. Nie był pewien, czy chciał uciec, pójść do syna i go przytulić, czy zabić, żeby już dłużej nie musiał się męczyć jako potwór, którym się stał. Jedno uczucie było pewne, wszechogarniający żal, który pilot miał do siebie przez to, jak bardzo zawiódł syna. Powinien był zrobić coś więcej, pilnować go na każdym kroku, bo świetnie zdawał sobie sprawę, że potrafił odpędzić ciemność z serca Bena. Odkąd ten był niemowlęciem, to zadanie spoczywało na barkach jego ojca, ale pozwolił odebrać sobie chłopca, którego powinien był strzec. Poczucie winy nie pozwoliło mu się ukrywać, gdy zobaczył człowieka, na którym zależało mu najbardziej. Może Leia już spisała go na straty, ale widząc go, jej mąż nie potrafił podzielić tych myśli. Jego syn musiał gdzieś tam być.

— Ben! — głos Hana Solo poniósł się po pomieszczeniu.

Serca rebeliantów zamarły. Jedno słowo wystarczyło, by strach sparaliżował wszystkich. W innej sytuacji, jak niebezpieczna mogłaby być rozmowa ojca z synem? Ta rzeczywistość była zupełnie inna, ale starszy Solo zdawał się tego nie rozumieć. Nawet Luke nie zdołał go powstrzymać, jedynie wciąż chował się za filarem. Jeżeli jego dawny uczeń by go zauważył, z pewnością by zaatakował. Szmugler w pojedynkę miał większe szanse, by to przeżyć, ale wciąż zbyt małe. Kylo odwrócił się w stronę pilota. Odezwał się do niego, mówił pozbawionym emocji głosem i choć mężczyzna przed nim, należał do jego rodziny, chłopak zwracał się jak do obcego. Nie miał na sobie maski, była zniszczona, więc Han, ginąc, będzie mógł spojrzeć mu w oczy. Marzenie głupca. Ben już nie był jego synem, a Kylo Ren jedyną rodzinę miał w Najwyższym Porządku. Zbliżali się do siebie, powoli.

— On ciebie zabije. Wykorzysta cię, a gdy to wszystko się skończy, pozbędzie się ciebie — Han, mówiąc, zdobył się na odwagę, by podejść bliżej. Ciekawskie oczy przyglądały się całemu zajściu, ale nikt nie ingerował. — Tęskniłem za tobą. Twoja matka za tobą tęskni. Proszę, wróć ze mną do domu.

— Tu jest mój dom — powiedział pewnie, ale jego ojciec nie dał się nabrać.

Pilot powoli wyciągał dłoń w stronę skaleczonego policzka chłopca. Kylo nawet nie drgnął. Han już tak długo nie miał okazji, by dotknąć własnego syna, mimo tego, że gdy był Ben niemowlęciem, niemalże nie wypuszczał go z ramion. Tamte czasy już nie wrócą. Był tak dorosły. Te wszystkie lata minęły tak szybko, że Han wciąż nie potrafił połączyć obrazów małego chłopca, którego wychowywał na pokładzie Sokoła, z dorosłym, postawnym rycerzem, stojącym przed nim. Był zagubiony i skrzywdzony, ale to wciąż był ten sam chłopiec, szukający aprobaty w oczach ojca, za każdym razem, gdy coś mu się udało. Teraz zmieniło się tylko to, że patrzył na rodzica z góry. Han poczuł złość za niesprawiedliwość tego świata. Moc miała przypilnować, żeby do tego nie doszło, a nie wprowadzić go w mrok. Obiecano mu, że jego syn zostanie wielkim Jedi, nie jego największym wrogiem! Pilot pozwolił mu odejść, co doprowadziło do tej sytuacji, teraz gdy będzie u jego boku, będą mogli wszystko naprawić.

— Jesteś tego pewien? — zapytał, delikatnie głaszcząc go po policzku. — To on cię skrzywdził, prawda? — Jego syn nie odpowiedział, jedynie strzepnął dłoń ojca. Nagłe zdenerwowanie Rena wystarczyło, by domyślić się prawdy. — Możesz się od tego uwolnić.

— Nie mam dokąd odejść. Jest już za późno — tłumaczył się.

— Nigdy nie jest za późno. Kocham cię, synu i nie mam już siły patrzeć, jak cierpisz.

Oczy Kylo napełniły się łzami. Zadanie, które zgodził się wykonać, nagle stało się znacznie trudniejsze i powoli tracił nadzieję, że uda mu się to zrobić. Musiał wziąć się w garść, nie zawiedzie swojego mistrza. Ciężko łapał powietrze, gdy jasna i ciemna strona walczyły o dominację w jego sercu. Han nigdy nie chciał, by to się tak skończyło i Ren był tego świadom. Tak długo go karał przez jeden, głupi błąd. Patrzył na ojca, który przy nim wydawał się mały i bezbronny. Zabicie go nie powinno przychodzić z takim trudem, ale nic nie kusiło rycerza bardziej, niż chęć, żeby wreszcie mu wybaczyć. Szum głosów w jego głowie zaczął nabierać na sile. Ciemna strona mocy nie wypuści go tak łatwo. Gdyby Kylo teraz zrezygnował, znów mógłby mieć ojca i matkę, mógłby odzyskać Rey. Nie walczyłby z ciemną stroną sam.

— Nie będziesz musiał — powiedział Ren, a jego ociec się uśmiechnął na myśl, że udało mu się namówić syna do powrotu.

Tylko on jeden dał się nabrać. Kylo chwycił za swój miecz świetlny. Stał obok ojca, więc wystarczył jeden, szybki ruch, a czerwone ostrze przebiło się na wylot. Jednak nie trafiło tam, gdzie chciał właściciel. Rey domyśliła się, co chłopak miał zamiar zrobić. Znała jego myśli lepiej, niż ktokolwiek i zdążyła zareagować na tyle szybko, by miecz przebił się przez bok, a nie przez serce, które było celem. Han upadł na kolana, rana była na tyle poważna, że mogła go zabić. Szybka pomoc była dlaniego ratunkiem, jeżeli jej nie dostanie, nie miał za dużo czasu. Dla Rena był już martwy. Dziewczyna się wściekła. Zabił własnego ojca! Zabił jej mentora! Jak mógł się do tego dopuścić? Złość ją zaślepiła, Rey chwyciła za miecz i zaatakowała dawnego przyjaciela. Przekroczył granicę, do której nigdy nawet nie powinien był się zbliżyć. Pierwszy raz pomyślała o nim jako potworze. Może faktycznie nie było dla niego nadziei? Jeżeli tak, jeżeli Kylo zabił Bena, ona nie odejdzie, nim go nie pomści.

Ataki Rey napierały z siłą, jakiej się po sobie nie spodziewała. Zwykle to zręczność była umiejętnością, na której polegała, ale przypływ złości i smutku pozwalał jej na uderzenia, które niemalże wybijały jej przeciwnikowi miecz z dłoni. Zeszli z mostu, znikając za drzwiami, a gdy nie było po nich śladu, zza filaru wyłonił się Luke, który bez zastanowienia podbiegł do przyjaciela. Han Solo wciąż żył. Pozostali też przybiegli. Skywalker Kazał Chewiemu zabrać Solo na statek, a Finnowi i Poemu uciekać razem z nimi. Sam chciał pomóc Rey w walce, ale gdy dostrzegł, co działo się za drzwiami, nie drgnął, bo inaczej oboje byliby już martwi. Dziewczyna dała się wprowadzić w pułapkę, przez co w kilka chwil, została otoczona przez armię szturmowców. Jeżeli jeszcze raz poniosłaby broń na Kylo, żołnierze postrzeliliby ją. Ren odebrał jej miecz, kazał zakuć i prowadził od sali tronowej Snoke'a, choć ziemia trzęsła się pod ich stopami.

Na niebie trwała walka, Ruch Oporu zaatakował na rozkaz Lei Organy, mając nadzieję, że załoga, która przyleciała wyłączyć zasłony, już dawno zdążyła stamtąd uciec. Generał Hux nie miał zamiaru tak po prostu dać im wygrać. Kazał załadować broń, by baza Sarkiller mogła bronić się sama. Energia słoneczna ładowała działo, które chociaż niesprawdzone, było śmiercionośną broną nawet dla całych planet. Jednak testy nad nią jeszcze nie zostały ukończone, a mimo tego, generał był uparty. Co jakiś czas, wstrząs poruszał ziemią pod ich stopami, ale to nie było wystarczająco, by Armitage zmienił zdanie. Wygra to starcie, choćby miał przez to zginąć. Udowodni wszystkim, że nie jest gorszy od Kylo, nigdy nie był. Był wart więcej, niż ktokolwiek z Najwyższego Porządku i miał szansę to udowodnić.

— Naładowanie wynosi pięćdziesiąt procent, generale. Wystrzelić? — zapytał obsługujący maszynę żołnierz.

— Czekać aż będzie sto procent — rozkazał Armitage.

— Ale to może spowodować przeciążenie sys... — zaczął tłumaczyć ekspert.

— Powiedziałem, czekać na pełnię mocy! — wrzasnął Hux, a nikt nie odważył się z nim kłócić.

W tym samym czasie Ren prowadził rebeliantkę do windy, która była jedynym wejściem do sali tronowej Najwyższego Wodza. Rey była zbyt cenna, by zabić ją, jak postąpiono by z resztą rebeliantów. Kylo wierzył, że Snoke zdoła namówić ją, by dołączyła na ciemną stronę mocy, tak samo, jak namówił jego do pozostania. Ona też nigdy nie miała prawdziwej rodziny, a Najwyższy Porządek wreszcie mógł zrealizować to pragnienie. Znów będą walczyć po jednej stronie, choć z zupełnie innej strony. Tak bardzo o tym marzył, ale czuł bijącą od dziewczyny nienawiść. Była zła za to, że zabił Hana, ale przejdzie jej, przeszłość nie powinna mieć wpływu na jej wybory. Byli zamknięci w metalowym dźwigu, odcięci od wzroku wszystkich i ingerencji, a Rey wciąż wyglądała, jakby chciała go zabić, gdy ręce trzęsły jej się w kajdankach od powstrzymywania ataku.

— Musiałem to zrobić. Tylko tak mogłem udowodnić, że odciąłem się od przeszłości — zaczął się tłumaczyć. Mimo wszystko wciąż zależało mu na jej zdaniu. Nie opowiedziała, nie zasłużył na jej zrozumienie, nie po tym. — Wiem, jaka czeka cię przyszłość. Gdy przyjdzie czas, będę trwać u twojego boku, jak już zasiądziesz na tronie Sithów. Nie będziesz już nikim.

— Chcę być nikim — warknęła. — Prostego życia. Nie tego. Nie rodziny, którą tak bardzo chcesz mi podarować. Naprawdę wierzysz w ich bzdury?

— Najwyższy Porządek nigdy mnie nie wykluczył i nie zostawił! — krzyknął na nią. — Nigdy nie było dla mnie miejsca w Świątyni Jedi, bo jestem wnukiem Dartha Vadera! — żalił się, a Rey na te słowa posmutniała. Rozumiała to, jej ostatni czas wśród rebeliantów też dał jej się we znaki, gdy inni poznali prawdę, kim była.

— Wiem, kim byli moi rodzice — powiedziała cicho.

Ren jeszcze nie miał okazji dowiedzieć się, że miała nazwisko. Wstydziła się tego, unikała porównań i nie pozwalała nikomu zwracać się do niej tym potwornym imieniem. Już wolała być nikim niż Palpatine. Kylo ledwo dosłyszał jej słowa, więc powtórzyła je głośniej. Wpatrywał się w nią, ale nie odwzajemniła spojrzenia. Złapał ją za brodę i obrócił głowę w swoją stronę. Wtedy upewnił się, że mówiła prawdę, wchodząc w jej myśli. Ujrzał jej dzieciństwo, przeszłość, która zamazała się w jej pamięci. Moc otworzyła przed nimi ich umysły, łącząc uczucia i wspomnienia. Rycerz zobaczył ucieczkę rodziny Rey wraz z małą załogą przed Imperatorem Palpatine'em, gdy jej rodzice usilnie starali się ukryć ją przed całym światem. Słyszała różne rzeczy, ich rozmowy, gdybania co do przyszłości, ale była wtedy jeszcze za mała, by móc połączyć wszystkie szczegóły. Ren pomógł jej wyciągnąć to wszystko na wierzch i to, co wtedy usłyszała, nagle zaczęło układać się w spójną całość. Kylo czytał historię z jej myśli, rozumiejąc wszystko, choć te zdarzenia wciąż kryły się na dnie umysłu. Nie mogła sobie nic z tego przypomnieć.

Sama Rey zobaczyła przyszłość chłopca przed sobą. Niedaleką, z sali tronowej, do której właśnie się kierowali. Widziała, jak nie ugiął się pod jego wpływem. Znów odżyła w niej nadzieja. Czuła jego ból, chłopak cierpiał przez czyn, którego się dopuścił. Miała wrażenie, że nie chciał tego zrobić, tylko coś kazało mu zabić Hana, a Ben był zbyt słaby, by się temu samotnie przeciwstawić. Trwał w nim konflikt, który słowa ojca podsyciły do granic możliwości. Jej złość ucichła, gdy Rey zrozumiała, że to nie był mrok Kylo, który kazał mu robić okropne rzeczy. Nigdy nie przeszedł na ciemną stronę, poddał się jej władzy, gdy zabrakło mu siły, by walczyć. Jak dziewczyna mogłaby być na niego zła, wiedząc, że nie była jego wina? Musi mu pomóc, nie wyżywać się za bycie pionkiem w niesprawiedliwej grze. Gdy tylko odzyska Bena, oboje będą szukać zemsty za czyny ciemnej strony.

— Może jeszcze nie wszystko jest stracone — stwierdziła, widząc w nim światło.

— Nie, nie jest — odpowiedział Ren, wyczuwając od niej mrok i pragnienie zemsty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top