XXXV

26 ABY, Ajan Kloss

Leia na widok swojego brata pobiegła i zamknęła go w uścisku. Najważniejsze dla niej było to, że wszyscy przeżyli. Dameron wciąż nie wrócił, ale dzieki niemu informacja, którą otrzymali od szpiega, była bezpieczna w nowej bazie. Wreszcie rebelianci mogli ją odczytać. Pomógł im w tym Artoo, wyświetlając mapę, w której oznaczony był jeden punkt, który każdy z Jedi świetnie znał. Generał wiedziała, że szpieg miał im przekazać lokalizację bazy Najwyższego Porządku i gdy zobaczyła, gdzie ukrywał się jej syn przez ostatnie lata, wstrzymała oddech. Tam musieli przetrzymywać Poe'a, ponadto, pozbycie się znajdującej tam armii szturmowców, mogło znacznie ułatwić im kolejną bitwę. Kobieta zwróciła wzrok w stronę Finna. Może usunięcie ich nie było jedyną opcją. Zawsze było dla nich miejsce w Ruchu Oporu.

— Ten gnojek ukrywa się na Ilum — powiedział głośno Anthuri. — Wiedział, jak ważne dla Jedi jest to miejsce, a i tak się tam zagnieździł! Gnida!

— To teraz nie ma znaczenia — wtrąciła się Osaasha. — Liczy się to, żeby odzyskać, co nasze.

— Musimy zniszczyć ich bazę, ale do tego jest nam potrzebny plan — stwierdziła Voe.

— Zwołam naradę. Na razie odpocznijcie, chociaż chwilę — odezwała się Leia, patrząc na twarze Jedi, umorusane czerwonym pyłem i solą we włosach.

Finn i Rey spojrzeli po sobie. Nikt nawet słowem nie wspomniał o ratowaniu ich przyjaciela, a pozostawienie go na pastwe wroga nie wchodziło w grę. W bazie Starkiller Poe zmuszony był wytrzymać cały dzień, nim wściekły Kylo Ren wrócił, pozbawiony swojej armii. Więzień nie dostał ani jedzenia, ani wody, ale to go nie obchodziło. Wciąż nie mógł się nadziwić temu, że żył. Skoro przywódca rycerzy nie zgodził się na egzekucję, to oznaczało, że wciąż było w nim coś z chłopca, który uratował go przed zbirami na księżycu Yavin. Dameron czuł, jak chłód przenikał go do kości. Nie wiedział, gdzie go zabrano, wychodząc ze statku, mógł zauważyć jedynie powierzchnię lodowej planety, ale nikt nie przejął się tym, by poinformować go o dokładnej lokacji. Nikt nie zakładał, że uda mu się to przeżyć. Westchnął ciężko. Ucieknie stąd, na pewno. Tylko jeszcze nie wiedział jak.

Ren ponosił karę za niepowodzenie misji, podczas gdy Ruch Oporu zastanawiał się nad kolejnym krokiem. Finn nie mógł się skupić. Wszyscy rozmyślali nad tym, jak najskóteczniej pozbyć się istot, które kiedyś uważał za rodzinę. Nikt nie chciał, by niewinni cierpieli za nieswoje grzechy. Nnie wiedział, co mógłby zrobić, by przeżyli. Wyjdzie i krzyknie "hej, zimno tu, dołączcie do Ruchu Oporu, mamy lepszy klimat!". Nie, to nie wchodziło w grę. Nie wierzył w to, że mogłoby mu się udać kogokolwiek, by porzucił bycie szturmowcem, ale w tej sprawie nie był jedyny. W rebelii był już jeden oddział, który zbuntował się przeciwko Najwyższemu Porządkowi i to właśnie dzięki chłopcu, który dawniej nazywał się FN-2187. Jeżeli udałoby mu się wywołać bunt, ich wojska znacznie by się powiększyłu, ale to wciąż mogło być za mało. Musieli znaleźć więcej sojuszników, ale tym generał Organa zdążyła się już zająć.

Niedługo po odlocie na Ajan Kloss, nadała wiadomość do Lando Calrissiana, prosząc go o wsparcie. Miała opory, by wcześniej się do niego odezwać. Gdyby chciał, sam przyłączyłby się do walki, ale z jego strony była cisza. W tej sytuacji jego pomoc była nieoceniana i niedługo po tym, gdy wsiadła na statek, Leia przełknęła dumę i skontaktowała się ze starym przyjacielem. Pojawił się niedługo po zakończeniu narady rebeliantów, ale nie przybył sam. Sokół Milenium wylądował na planecie, do której doprowadziły jego załogę, współrzędne, dane im przez generał. Kobieta nie była pewna, czy czuła się raczej zaskoczona obecnością męża, czy poczuła ulgę, jak za każdym razem, gdy widziała go żywego. Przywitała się z całą trójką, a gdy przyszedł jej brat, przedstawili im sytuację, a ich słowa były uzupełniane przez wtrącenia C3PO.

— Wiecie, gdzie jest baza, banda żołnierzyków jest gotowa do walki, ale powiedz mi, jak chcecie przebić się przez osłony? — zauważył Han Solo.

— Tego jeszcze nie wiemy — przyznała się generał.

— Trzecia Gwiazda Śmierci... Dla Sokoła Milenium to nie byłaby pierwszyzna — powiedział Luke.

— Nie! — krzyknął Han, nawet nie chcąc wiedzieć, jak jego przyjaciel miał zamiar dokończyć myśl. — Rozumiem, że tęsknisz za czasami, gdy bawiliśmy się w ratowanie księżniczki, ale ja będę się z tym męczył jeszcze raz.

— Han — powiedziała Leia, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Jeżeli nam nie pomożesz, dla rebeliantów nie będzie już żadnej nadziei. Proszę — mówiła tonem, jakim na władczynię przystało.

Nie była już księżniczką. Leia była generałem Ruchu Oporu, wcześniej przywódczynią Rebelii, senator Organą za czasów panowania Nowej Republiki. Była wtedy taka dumna, mogąc iść w ślady ojca, który ją wychował. Han nigdy nie widział jej jako osoby pod żadnym z tych tytułów. Była jego królową i zrobiłby dla niej wszystko, nawet gdy doprowadzała go do szewskiej pasji. Była jego żoną i mimo rozłąki, nigdy nie przestał jej kochać. Spojrzał przez ramię, w przestrzeni przed sobą szukając odwagi, by mógł jej odmówić. Nie potrafił. Mimo tylu lat Leia wciąż była jedyną osobą, której nie potrafił po prostu odmówić. Zawsze wymykał się bez pożegnania, bo gdyby poprosiła, by został, nie umiałby odejść. Teraz był w pułapce, jej drobna dłoń wciąż pozostawała na jego ramieniu, a piękne, ciemne oczy wpatrywały się w niego, choć mężczyzna usilnie odwracał wzrok. Han przegrał wojnę z samym sobą i spojrzał żonie w oczy.

— Nigdzie nie idę bez pocałunku na pożegnanie — odezwał się po chwili, na co Leia się uśmiechnęła. Przytuliła go, żałując, że tak długo nie miała do tego okazji.

Lando jednym poniekąd słuchał rozmowy, ale jego wzrok uciekał do małej grupki rebeliantów, która siedziała dość oddzielona od reszty osób, jakby czuli się tam nieswojo. Nie wiedział, że była to grupa, która kiedyś walczyła w strojach szturmowców, przez co wciąż nie umieli przywyknąć do świata Ruchu Oporu. Jego wzrok odwróciła dziewczyna, mógł przysiąc, że nigdy jej nie spotkał, ale znał jej uśmiech tak dobrze, że nie mógł przestać mu się przyglądać. Dawniej mógł go oglądać każdego dnia u swojej żony. Stracił ten przywilej, Tendra odeszła, a ich córeczka została porwana przez Najwyższy Porządek i nie wiadomo, czy uszła z życiem. Przez chwilę pomyślał, że może to mogła być ona, jego mała Risant, ale szybko odgonił tę myśl. Jego dziewczynka nie żyła, zabrana przez wojnę, jak miliardy innych dzieci.

Inwazja na bazę Starkiller musiała zaczekać. Rebelianci, a szczególnie Jedi, byli wykończeni po ciężkim dniu, przeprowadzka z Tantive Cztery na Ajan Kloss nie była nawet skończona, zadanie nie mogło zostać wykonane przed porankiem. Wielu oponowało, a najgłośniej Finn wraz z Rey, których przyjaciel pozostawiony był na łaskę wroga. Jaką mieli pewność, że dożyje następnego dnia? Mrozy Ilum musiały dawać mu się we znaki. Jeżeli miał jakieś rany, rebelianci mogli być pewni, że nikt go nie opatrzył. Może się wykrwawić, paść z odwodnienia albo ktoś skrzywdzi go zbyt mocno, żeby mógł otworzyć oczy, nim wojownicy rebelii zdążą odpocząć. W głowie pojawiały im się najmroczniejsze scenariusze w sprawie przyszłości Damerona, ale Leia byłą nieugięta. Jeżeli zaatakują, nim będą pewni, że są w stanie wygrać bitwę, na pewno przegrają i chociaż uwielbiała tego chłopaka, nie zaryzykuje dla niego powodzenia całej misji.

Wszystkich czekała ostatnia noc przed początkiem końca. Uderzenie w miejsce, najważniejsze dla Najwyższego Porządku, mogło utrudnić im realizowanie potwornych planów. Będą musieli zastanowić się nad kolejnym krokiem. Jednak najważniejsze było to, że we wszystkich odżyje nadzieja. By skończyć wojnę, potrzebna była armia, a wygranie bitwy będzie iskrą, którą Ruch Oporu roznieci, gdy tylko skończy się noc. Oby dla wielu nie okazała się ostatnią, ale każdy wiedział, że właśnie tak to mogło się skończyć. Była to cena, którą każdy z rebeliantów godził się zapłacić. Nic nie było ważniejsze od wolności, nawet życie. Nie każdy spędził ostatnią noc, pozwalając sobie na odpoczynek. Strach mógł spędzać im sen z powiek, niektórzy świętowali, póki mogli, a inni zwyczajnie nie chcieli być tej nocy sami.

Han przekręcił się na łóżku, by spojrzeć żonie w oczy, które wydawały czarne z winy mroku, panującego w pokoju. Rozpuszczone włosy opadały jej na twarz. Nie były już brązowe, zdążyły pokryć się szarością, ale to nie ujmowało im urody. Leia zwykle nosiła wymyślne fryzury, ale Solo wolał, gdy pozwalała im swobodne opadać. Uniósł się na tyle, by móc z góry spoglądać na swoją żonę. Odgarnął jej włosy z twarzy i nachylił się do pocałunku. Dla niej zgodził się na misję, z której mógł już nie wrócić, więc całował ją, jakby ta noc miała być ich ostatnią, a Leia przyciągnęła go do siebie, ciesząc się z chwil, których niedane jej było przeżywać od lat.

Rano, Han Solo musiał wystartować jako pierwszy, a pozostali zaatakują, dopiero gdy osłony zostaną wyłączone. Nie musiał wykonywać tego zadania na własną rękę, Chewie był nieodłączną częścią jego załogi, a Luke wprosił się do środka, twierdząc, że to był jego pomysł i powinien być jego częścią. Na pomoc zgłosił się również Finn, dla którego strata Poe'a była niewyobrażalnym ciosem. Ostatnim ochotnikiem była Rey, której głównym zadaniem było coś zupełnie innego, niż pozostałych. Chciała dopilnować, by Ben wrócił do domu. Nie miała okazji, by zbliżyć się do niego na Crait, zamiast tego stawiała czoła jego rycerzom. Jeżeli jej dawny przyjaciel zostanie na Ilum, gdy do walki wkroczą rebelianci, już nigdy może nie mieć szansy, by zobaczyć go żywego.

— Nie powinnaś z nimi lecieć, Rey — odezwała się Voe, zatrzymując dziewczynę, która wraz z Finnem zbliżała się do Sokoła. W odpowiedzi rycerz dostała tylko pytające spojrzenie. Tai szedł obok swojej najlepszej przyjaciółki, samemu nie do końca wiedząc, o co dokładnie chodziło.— We śnie widziałam twoją przyszłość, nie możesz lecieć z nimi na Ilum — upierała się.

— Nie boje się śmierci. Jeżeli mam zginąć, to chcę zginąć w walce — odpowiedziała strażniczka i odwróciła się, by iść dalej.

— Nie zobaczyłam, jak umierasz. — Voe złapała swoją dawną padawan za ramię i odwróciła w swoją stronę. — Zobaczyłam, jak stoisz przy tronie Sithów. Jeżeli teraz tam pójdziesz, mrok przejmie nad tobą kontrolę.

— Potrafię nad nim panować — warknęła Rey, wyrywając rękę. — Muszę iść. Zobaczymy się, gdy wrócę.

— Jesteś tego taka pewna? — zapytała starsza z dziewczyn z gorzkim uśmiechem na ustach. — Nie ciebie jedną widziałam.

Rey od razu domyśliła się, o kogo mogło chodzić. Ta wizja ją prześladowała. Kamienny tron, mrok i chłód, panujące w całym pomieszczeniu, a po jego środku ona, z czerwonym mieczem w dłoni i Kylo Renem po swojej stronie. Od kiedy okazało się, że Rey była Palpatine, żaden z Jedi nie patrzył na nią tak samo. Zaufali już jednemu Jedi z przodkiem, który przeszedł na ciemną stronę mocy. Ich zaufanie było mocno nadszarpnięte, a każdy wiedział, jak blisko Rey była z Benem. Nie dawali jej szansy na inną przyszłość, niż jego, tym bardziej że już od lat nie uważała się za Jedi. Skreślili ją, mimo tego, że jeszcze nie zdążyła upaść. Nawet Voe nie potrafiła jej zaufać. Rycerz wciąż miała przed oczami swoją małą padawan, która ze smutkiem w oczach, zapytała ją, czy jest złą osobą. Tak, jakby już wtedy podejrzewała, że skończy po ciemnej stronie. Dla Rey Palpatine nie było już szansy, była stracona, jak Ben Solo.

— Jeżeli teraz do niego pójdziesz, Kylo przeciągnie cię na twoją stronę — powiedziała Voe, na co strażniczka prychnęła z niedowierzenia i znów ruszyła w stronę Sokoła. Rycerz wyciągnęła miecz. Na ten specyficzny dźwięk, Rey obróciła głowę, nie na tyle, żeby spojrzeć w tamtą stronę, tylko by lepiej nasłuchiwać, gdzie znajdowała się broń. Chłopcy woleli nie ingerować. Tai, tak samo jak Finn, cofnęli się o kilka kroków. Tę sprawę musiały załatwić same. — Nie pozwolę ci na to. Nie zawiodę cię jako mistrzyni.

— Obie wiemy, że tak naprawdę, to Skywalker był moim mistrzem — dziewczyna odpowiedziała smutno i stała w przygotowaniu na unik, ale cios nie nadchodził.

— Przykro mi, że tak sądzisz, ale wiedz, że się starałam. Pomagałam ci, jak najlepiej potrafiłam i nie chcę twojej krzywdy.

— To dlaczego celujesz we mnie mieczem? — zapytała Rey, niepokojąco spokojnie.

— Dlaczego tak upierasz się, by do niego iść? — Voe zbyła ją pytaniem. — Nie byliście przyjaciółmi. Zakochaliście się, widziałam to po waszych oczach — prychnęła, ale nie brzmiała na zdziwioną, wiedziała od samego początku. — Złamaliście zasady Jedi!

— Nie jestem Jedi — powiedziała strażniczka i wyprostowała się, by patrzeć wprost przed siebie.

— Nie, nie jesteś — zgodziła się rycerz.

Po tych słowach Voe wzięła zamach, celując w dziewczynę, odwróconą do niej plecami. Jej przeciwniczka nawet nie wyciągnęła miecza, nie chciała skrzywdzić swojej mistrzyni. Rey wybiła się w powietrze, a nogi wyrzuciła w górę, jakby grawitacja straciła dla niej znaczenie i dziewczyna próbowała przebiec się po niebie, zamiast po ziemi. Stanęła twardo na ziemi, znów z głową do góry, a gdy jej dawna mistrzyni się odwróciła, spojrzała strażniczce prosto w oczy. Nim zdążyła wziąć kolejny zamach, dłoń byłej padawan stanęła przed jej twarzą, a potem Voe mogła widzieć już tylko ciemność, gdy moc odebrała jej świadomość. Tai nawet nie próbował zareagować, gdy zaczęła się walka, ale Finn wyciągną miecz, którego dopiero uczył się używać i ruszył na pomoc przyjaciółce. Nie zdążył, walka trwała za krótko, by chociaż zdążył do nich podejść, nim się skończyła. Wtedy zrozumiał, jak potężnym Jedi była Rey, skoro w ciągu kilku sekund pokonała dziewczynę, która nazywała siebie jej mistrzynią. Strażniczka złapała upadającą Voe i delikatnie położyła ją na ziemi.

— Żyła w ciągłym strachu, odkąd dowiedziała się, że twoje nazwisko, to Palpatine — odezwał się Tai, gdy podszedł do swojej nieprzytomnej przyjaciółki. — Mrok przylgnął do niej jak na wezwanie. Powiedziałem jej to, ale nie chciała mnie słuchać.

— Mrok jest w każdym z nas. Nie mam jej tego za złe — stwierdziła Rey, głaszcząc byłą mistrzynię po białych włosach.

— Ja nie mam zamiaru was powstrzymywać — stwierdził i spojrzał na Finna, który, nie mając pojęcia, co się właściwie stało, pędził wzrokiem od jednej osoby do kolejnej. — Możesz już opuścić miecz i tak trzymasz go jak kij nad paleniskiem, a nie broń Jedi. Nawet gdybym cię zaatakował, to co byś zrobił?

— Zawołałbym Rey — stwierdził odważnie i wyłączył miecz świetlny.

Tai zaśmiał się, po czym delikatnie podniósł przyjaciółkę. Dziewczynie obok nie umknął wzrok, jakim starszy rycerz patrzył na przyjaciółkę. Nie zazdrościła mu. Voe była osobą, dla której nie było rzeczy ważniejszej niż kodeks Jedi. Złamanie jakiejkolwiek zasady, w jej oczach, było nie do pomyślenia. Jeżeli nawet odwzajemniała jego uczucie, nigdy by się do tego nie przyznała, nawet przed samą sobą. Rey kiwnęła głową, żegnając się w ten sposób z kolegą i wreszcie wraz z Finnem mogli wejść na pokład Sokoła. Czekał tam na nich zniecierpliwiony Han, któremu Luke siedział nad głową, tłumacząc, że prawdopodobnie twórcy trzeciej Gwieździe Śmierci, nie mogą być tak lekkomyślni, jak ponad dwie dekady wcześniej. Przybycie ostatniej dwójki było jak zbawienie. Chewie ryknął, dając sygnał do startu, a frachtowiec wbił się w niebo

26 ABY, Ilum  

Wcześniejszy wieczór nie był dla Kylo Rena niczym przyjemnym. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zawiódł swojego mistrza. Chłopak stał twarzą w twarz z Lukiem Skywalkerem, walczył z nim, a podły Jedi i tak uszedł z życiem. Do tego cała armia szturmowców, wszystkie AT-AT na Crait, przepadły. Straty były duże, biorąc pod uwagę ilość broni, którą Ren dawno temu, sam pomagał ukraść dla Ruchu Oporu. Snoke był wściekły. Wstał z tronu i uderzył swojego ucznia. Rycerz upadł na kolana, a dłońmi opierał się o ziemię. Czuł, jak coś zaczęło wrzynać mu się w twarz. Zdjął hełm, raniąc swój policzek, a gdy trzymał przedmiot w dłoniach, zauważył, że pojawiło się na nim pęknięcie. Pierwsze, o czym pomyślał, to znalezienie osoby, która to naprawi, ale Najwyższy Wódz usłyszał jego myśli i wściekł się jeszcze bardziej. To właśnie tym się przejmował? Wyrwał mu zniszczoną maskę z dłoni i mocą zgniótł jak puszkę. Przedmiot w kawałkach rozsypał się na ziemię.

— Czy myślisz, że wciąż jesteś godny bycia przywódcą Renów? Bycia moim uczniem? — zapytał Snoke.

— To był tylko jeden błąd. To się nie powtórzy, obiecuję, mistrzu — mówił Ren, potulnie.

— Musisz zasłużyć sobie, bym ponownie ci zaufał. Wstań — rozkazał, a jego uczeń spełnił prośbę. Wyciągną rękę, przez co chłopak pomyślał, że znowu zostanie uderzony. Skulił się w sobie, ale Najwyższy Wódz tylko pogładził jego zraniony policzek. — Najwyższy Porządek jest rodziną, a rodzina wybacza błędy. Wybaczę ci, Kylo Renie, ale najpierw sam musisz uwierzyć, że jesteś jednym z nas. Wciąż walczysz ze wspomnieniami o ojcu. Czuję, jak bardzo chcesz do niego wrócić.

— Ja nie... — Ren próbował się wtrącić. Nienawidził ojca i to, nawet gdy był Jedi. Skąd w ogóle Snoke miał takie podejrzenia?

— Powtarzasz sobie to kłamstwo już tak długo, że sam zacząłeś w nie wierzyć. Jednak ja znam prawdę i wiem, że dopóki Han Solo żyje, nigdy nie będziesz mógł stać się w pełni członkiem naszej rodziny.

— Zniszczę Hana Solo! — krzyknął chłopak. — Nie pozwolę, by przeszłość mnie hamowała. Mój ojciec będzie martwy.

Tylko jak miał to zrobić? Nie widział ojca od lat, a nie byłby pierwszym, który go szukał. Na Hana Solo uparł się świat, a skoro udało mu się przed nim uciekać tak długo, czemu nagle miałoby się to zmienić? Może rebelianci mieli jakieś pojęcie na ten temat? Zastanawiał się Ren. Postanowił, że jeszcze raz spróbuje przepytać Poe'a, może przyda się na coś, skoro dalej miał prawo żyć. Kylo chwycił na szklankę wody i skierował się do miejsca, gdzie przetrzymywał rebelianta. Chłopak nie spał, chociaż nie miał pojęcia, jaka pora dnia była, a nic ciekawszego niż sen nie mogło go spotkać. Gapił się w ścianę, zastanawiając, czy jeszcze uda mu się stamtąd wyjść. Nie miał możliwości ucieczki, musiał, jak księżniczka, czekać na ratunek rycerzy. Przeszkadzało mu to, nie chciał, by ktokolwiek ryzykował, by uratować jedną osobę. Gdy ktoś wszedł do jego celi, nawet nie odwrócił wzroku.

— Wyglądasz całkiem zdrowo, jak na poziom obrażeń, które odniosłeś — ocenił Kylo, stawiając szklankę wody przed pilotem. Ten podniósł wzrok, słysząc u niego inny głos, niż dzień wcześniej i zauważył, że chłopak nie miał na sobie maski.

— Wyglądasz całkiem ludzko, jak na bezduszną maszynę — Dameron sięgnął po wodę, chwycił ją jak kieliszek z winem i powąchał, żeby przekonać się, czy nie była zatruta.

— Gdybym chciał cię zabić, już leżałbyś martwy — odezwał się Ren, domyślając, co robił rebeliant. Na te słowa, pilot powoli upił trochę wody, ukrywając to, jak spragniony był.

— Dlaczego tu jesteś? Gdybyś zwyczajnie chciał dać mi wodę, wysłałbyś któregoś z żołnierzyków — domyślił się.

— Muszę kogoś znaleźć...

Na to stwierdzenie, Poe się zaśmiał, a Kylo nie zdążył powiedzieć nic więcej. Snoke nie mógł mu powierzyć tego zadania bez powodu. Musiał przeczuwać, że spotkanie ojca z synem nie było tak odległą sprawą, jak mogłoby się wydawać. Ren bez słowa opuścił kwaterę, nie musiał już przesłuchiwać rebelianta, bo człowiek, którego szukał, sam zjawił się na planecie. Alarmy nie zostały uruchomione, szmugler jakimś cudem nie naruszył barier. To było niedorzeczne, zatrzymywały wszystko, co podróżowało wolniej niż prędkość światła, a niemożliwym było przedostać się szybciej i nie rozbić o powierzchnię planety. Nie doceniał umiejętności Hana Solo. Nie podejrzewał, że mogło mu się to udać, ale nie miał zamiaru lekceważyć przeczucia. W bazie Starkiller rozbrzmiał alarm i już niedługo, Kylo będzie miał okazję, by udowodnić swoje oddanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top