XLII

26 ABY, Exegol

Planeta, na której wylądowali, pokryta była ciemną skałą. Poza połamanymi drzewami można się było dopatrzyć jeszcze zbiorników wodnych, które nagle zaczęły się poruszać. Palpatine poczuł, że ktoś pojawił się na jego planecie i wiedział, co chcieli zrobić. Im wyżej unosiła się woda, tym lepiej widoczne były zarysy statków. Z początku wydawało się, że były ich setki, ale po chwili na niebie zawisły tysiące, na co uczniowie Skywalkera przyśpieszyli kroku. Biegli do jaskini, gdzie miało ich czekać spotkanie z Sithem, a wojna w powietrzu musiała pozostać zmartwieniem rebeliantów. Grupa, dowodzona przez Leię Organę, była mała. Naprzeciw tak ogromnej armii, nie byli niczym więcej niż stadem ptaków, które w mgnieniu oka zestrzelą z nieba.

Jedi dotarli do szczeliny w skalnej ścianie, przez którą widać było tylko ciemność. Osaasha przełknęła ślinę i zapaliła swój miecz świetlny, a kilka osób się dołączyło, rozjaśniając swoją broń, by nie kierować się ślepo w nieznane. Wpływ ciemnej strony mocy był tak silny, że czuli, jak spinają im się wszystkie mięśnie, a dreszcz przechodził po plecach. Słyszeli głos, cichy i kuszący, obiecujący im to, czego najbardziej pragnęli w tamtej chwili; walki, zemsty i zwycięstwa. Rey zrozumiała, przez co Ben musiał przechodzić, przez całe życie i jak silny był, nie ulegając. Obietnice stawały się coraz bardziej osobiste, każdemu mówiąc o przyszłości, która im się marzyła. Odmawiali, z każdą chwilą mniej stanowczo, ale każdy z uczniów wiedział, jaki był ich cel przybycia w to miejsce. Pozbędą się Dartha Sidiousa, raz na zawsze.

Znaleźli go, siedział na wielkim, kamiennym tronie, którego skalne odłamki wychodziły poza zasięg ich wzroku. Zobaczyli starszego człowieka, zupełnie niepodobnego do opisów z czasów jego panowania w Imperium. Był pomarszczony, ale były to oznaki wieku, nie porażenia doznanego przez pioruny, cera nie była nienaturalnie biała, a oczy nie świeciły żółcią, za to były pokryte jasną mgiełką na niebieskich tęczówkach, jak u ślepca. Rey domyśliła się, że to przez to spoglądali na klona, który nie przeżył tego, co jego pierwowzór. Wyglądałby całkiem ludzko, gdyby nie kilka metalowych elementów. Jego nos i usta zakrywała czarna maska. Była owalna i wygładzona, bez żadnych wgłębień, a czarny metal odbijał kolorowe światła ich mieczy. Podobnie było z palcami, w które również wstawiono metalowe części. Można było podejrzewać, że klon nie był tak doskonały, jak Palpatine by tego pragnął i wszystkie braki uzupełnił mechanicznymi częściami.

Na miejscu, wraz z Jedi pojawili się rebelianci, którzy niedługo musieli czekać na starcie, bo niedługo po nich przybył Poe wraz z załogą byłych szturmowców, a za nimi najświeżsi buntownicy. Spojrzeli na niebo przed nimi, na którym pojawiało się coraz więcej statków, a za nimi pokazały się resztki Najwyższego Porządku. Gwiezdny Niszczyciel leciał powoli, co dało innym chwilę, by przyrzec się, jak po nagiej skale maszerowały tysiące żołnierzy. Ruch Oporu był gotowy, wciąż mieli broń i amunicję, którą dawniej ukradli z Supermancy. Na ich maszyny kroczące, odpowiedzieli tym samym, ale ich AT-AT były barwne, jak rebelianccy szturmowcy, którzy dołączyli w szeregi buntowników. Przekaz był jasny, nadszedł koniec mroku. Leia, wraz z minimalną ilością osób, była we własnym Niszczycielu, a wtedy odezwał się do niej przekaźnik.

— Co teraz, pani generał? — zapytał Poe.

— Twój X-wing już na ciebie czeka — odpowiedziała. Ruszył z fotela, zauważając, że wszyscy poza Finnem zdążyli już opuścić pokład.

— Co teraz planujesz? — zapytał go były szturmowiec.

— Wysadzić kilka rzeczy — odpowiedział, na co chłopak tylko kiwnął głową, włożył hełm i zaczął odchodzić. Dameron złapał go za rękę i pociągnął w swoją stronę, niemalże pozbawiając równowagi. Mocno go do siebie przytulił, nie mając pewności, czy jeszcze się zobaczą. — Niech moc będzie z tobą.

— I z tobą.

Niedługo po tym, gdy zajęli swoje pozycje, rozległ się pierwszy strzał. Drugi zlał się z dźwiękiem setek, gdy obie armie stanęły do walki. To, po której stronie byli szturmowcy, można było odróżnić tylko po hełmach, których rebelianci nie mieli najmniejszej ochoty założyć, już nigdy. Finn nie walczył blasterem tak jak jego towarzysze, jego bronią był miecz świetlny, czyniąc go najbardziej wyróżniającym się szturmowcem ze wszystkich. Kładł jednego żołnierza Najwyższego Porządku za drugim, ale wreszcie robił to z czystym sumieniem. Wszyscy mieli szansę, by odejść, ci którzy zostali, to jego wrogowie. Wojna zaczęła się na dobre i w powietrzu i na ziemi, przez co nikt nie zauważył, jak kolejny statek wylądował na powierzchni.

Ben, Ahsoka i Anakin zeszli z pokładu, ale drogę do szczeliny zagradzali im szturmowcy. Skywalker dwa razy się nie zastanawiał, chwycił za swój miecz, który wcześniej oddał mu jego wnuk i ruszył do walki. Miał tę broń w rękach pierwszy raz, odkąd odebrał mu ją Obi-Wan. Musiał przyzwyczaić się do ruchu w tym ciele, ale po chwili walczył jak Jedi, w swoich najlepszych latach. Jego wnuk pobiegł chwilę za nim, by również utorować sobie drogę, rozjaśniając mrok swoim czysto-białym ostrzem. Ahsoka jako jedyna nie miała przy sobie miecza świetlnego, ale nie był jej potrzebny, bo nawet gdy broniła się swoją laską, żaden szturmowiec nie był w stanie zrobić jej krzywdy. Walka tej trójki trwała niecałą minutę, ale dla Bena, to i tak było za długo. Chwycił z ziemi blaster, a swój miecz oddał Tano, by móc popędzić do Rey. Nie mógł już dłużej czekać, sam przebije się szybciej.

— A czym ty będziesz walczył?! — krzyknęła do niego, na co młody Solo odwrócił się w stronę kobiety, nie przerywając biegu, choć plecami w stronę ruchu.

— Dam sobie radę! — odkrzyknął i równocześnie wystrzelił za plecy, nie patrząc w stronę przeciwnika i trafił go prosto w hełm, nim ten zdążył zacisnąć palec na spuście.

— Lekkomyślność ma ze strony Solo — powiedział Anakin do swojej dawnej uczennicy, nie przerywając walki.

— Ale nadpobudliwość ma po twojej — odpowiedziała. Stanęli do siebie plecami, by nikt nie mógł zaatakować ich od tyłu i walczyli, wspólnie, jak lata wcześniej, stosując jedną z taktyk, której nazwa już dawno wyleciała im z głowy. Ben przedzierał się szybko i zniknął im z oczu, tonąc wśród białych zbroi.

W tym czasie uczniowie Skywalkera przyglądali się kreaturze człowieka, która zasiadała na tronie Sithów. Darth Sidious wstał, a jego nogi zaczęły się chwiać. Był wrakiem, jak ktoś w ogóle mógłby się go bać? Jednak nikt nie lekceważył przeciwnika, wiedzieli, czego dokonał i ten jego marny wygląd, mógł być jedynie przykrywką. Rey postawiła kilka kroków przed pozostałych. Przed sobą miała prawdopodobnie ostatniego członka swojej rodziny i chociaż wiedziała, że stoi przed najpodlejszą osobą we wszechświecie, serce ją ściskało, przez to, że będzie musiała go zabić. Czuła od niego czystą, ciemną moc, nie było szansy na to, by zszedł z tej ścieżki. Dekady wcześniej przesiąkł mrokiem na wylot. Uniosła swój miecz, w obu dłoniach pozwalając rozbłysnąć złotym ostrzom. Patrzyła na człowieka, który odebrał jej zdecydowanie za dużo, matkę, ojca i Bena, na tak długo niszcząc też jego życie, tak samo, jak wielu innym. Czuła strach, smutek i złość, a Palpatine uśmiechnął się, co było widać tylko po jego oczach.

— Zaczynałem się bać, że nigdy mnie nie odnajdziesz — powiedział mechanicznym, zachrypłym głosem. — Czuję twoją nienawiść, dziecko. Twoją i twoich przyjaciół, dobrze... Możesz podejść bliżej, jeszcze bliżej — powiedział, na co dziewczyna postawiła kilka kroków do przodu. — Gdy tylko odbierzesz mi życie, miejsce na tronie będzie twoje. Ty i twoi mali znajomi odbudujecie wielkość Sithów. Musisz tylko odnaleźć w sobie mrok.

— Nie poddam się ciemnej stronie — mówiła dziewczyna, wolno i z trudem wypowiadając każde słowo. — Nigdy.

— Więc jesteś tak słaba, jak klon, którego się pozbyłem.

— Nie był jakimś klonem, był moim ojcem — mówiła przez zaciśnięte zęby, a jej dłonie coraz mocniej zaciskały się na rękojeści.

Potrafiła skupić się tylko na tym, by go nie zaatakować, ale to było dla niej niemożliwie trudne. Na jej słowa, sufit skalnego pomieszczenia zaczął się rozsuwać, a kamienne drobinki upadały na ziemię, odsłaniając im widok na wojnę. Żołnierze, czując, jak ziemia pod ich stopami zaczynała drżeć, a potem się rozsuwać, uciekli z tego miejsca, by nie wpaść do środka.

Ben w tym czasie niemalże przedarł się do szczeliny, ale jego walka nie skończyła się na szturmowcach. Strażnicy w czerwonych zbrojach zagrodzili mu drogę. Pamiętał, jak trudno było mu pokonać ich w sali tronowej Snoke'a, a tym razem nie miał przy sobie ani miecza świetlnego, ani Rey. Najróżniejsze bronie pędziły w jego stronę i mógł tylko unikać ciosów. Starał się strzelać, jedynie celując i nawet nie spoglądał, gdzie trafił jego strzał. Pozbył się może dwóch lub trzech osób, ale nie miał szansy w pojedynkę zabić ich wszystkich. Wtedy padł następny, a za nim kolejny, choć nie z jego ręki. Uwaga czerwonych żołnierzy przestała być skupiona zupełnie na Benie, dzięki czemu mógł zobaczyć, kto wyciągnął go z opresji. Przez chwilę myślał, że miał halucynacje, widząc przed sobą rycerzy Ren. Dzięki ich pomocy, ostatni czerwony żołnierz padł na ziemie, a Renowie wycelowali w Solo swoje bronie, nie chcąc, by ruszył się z miejsca.

— Zdrajca — zarzuciła mu Sollona Ren, celując w swojego byłego przywódcę płaskim, fioletowym ostrzem, na którym co jakiś czas pojawiały się elektryczne iskry. Gdyby chociażby go dotknęła, doznany wstrząs by go obezwładnił.

— Opuściłem Najwyższy Porządek, nie was — usprawiedliwił się. Blaster trzymał opuszczony. Jeżeli rycerze go zaatakują i tak będzie po nim.

— Rycerze Ren są częścią Najwyższego Porządku! — wrzasnęła.

— Nie, nie są! Jesteście ponad to. Zabronili wam mieć mecze, wcisnęli w swoje zbroje, dali nowe maski i kazali sobie służyć, jak najemnicy — mówił odważniej, a broń nowej przywódczyni powoli opadała. — Jesteście wojownikami ciemnej strony mocy, nie pieskami Najwyższego Porządku. Moc, ciemna czy jasna, to wciąż moc, a wewnątrz tej jaskini kryje się ktoś, kto zniszczy je obie. On jest waszym wrogiem, nie rebelianci. Posłuchajcie, co podpowiadają wam uczucia, wiecie, że to jest prawda.

— Czego od nas oczekujesz, Kylo Renie? — zapytała, zupełnie opuszczając miecz.

— Jeżeli kiedykolwiek mieliście do mnie szacunek, jako waszego przywódcy, teraz staniecie u mojego boku przy tej ostatniej walce.

Nowa przywódczyni rycerzy Ren kiwnęła głową na znak zgody, a to było wystarczająco, by reszta poszła w jej ślady. Wspólny wróg pozwoli im się zjednoczyć, chociażby na chwilę. Anakin i Ahsoka wciąż byli daleko w tyle, starając się po drodze pozbyć tylu szturmowców, ile tylko się dało. Wnętrze jaskini było najmniej chaotyczną płaszczyzną wojny. Palpatine spojrzał na córkę swojego klona, choć nie mógł patrzeć przez swoje oczy, które nigdy nie rozwinęły się w pełni w tej wadliwej powłoce. Czuł otaczającą go moc, strach wszystkich małych Jedi, którzy nie mieli pojęcia, jaki powinien być ich następny ruch. Rey była na skraju wytrzymałości. Napędzała ją żądza zemsty i nienawiść, którą czuła wobec Dartha Sidiousa. Jeżeli dobrze to rozegra, dziewczyna zabije go, a wtedy przepadnie, pogrążona w mroku, umożliwiając mu przejęcie jej ciała. Znów będzie dość silny, by panować nad galaktyką.

— Możesz do mnie dołączyć lub patrzeć, jak inni przez ciebie cierpią — powiedział.

Jednym, szybkim ruchem, przyciągnął do siebie Mita, który był zbyt słaby, żeby przeciwstawić się tak silnej mocy. Imperator położył swoje metalowe palce na karku chłopca i używając jego mocy, jak własnej, wystrzelił w niebo fioletowe błyskawice. Garstka pilotów, która walczyła w powietrzu z armią Najwyższego Porządku, zupełnie straciła panowanie nad sterami. Poe zaczął uderzać pięściami i wyzywać ustrojstwo, nad którym nie mógł zapanować. Szanse na wygraną ruchu oporu znacznie spadły, gdy nawet ich Gwiezdny Niszczyciel stanął w bezruchu. Rey nie mogła tylko stać i patrzeć, jak jej przyjaciele cierpią. Była najbliżej Palpatine'a, uniosła równocześnie obie swoje bronie, krzyżując je i w jednym ruchu zamierzała się, by odciąć mu głowę, ale moc odepchnęła ją do tyłu. Osaasha, Togrutanka, z którą przechodziła przez próby, znienacka odciągnęła ją do tyłu, domyślając się, co takiego się stanie. Zawsze najłatwiej jej było oprzeć się wszystkim pokusom mroku i w tym wypadku nie było inaczej. Myślała przytomnie i jako jedyna, w porę zdążyła zareagować, nim złote ostrza Rey przebiły kark jej przodka.

— Nie! — wrzasnął Palpatine, który był o krok od dokonania celu i obniżył dłonie, by fioletowe wiązki błyskawic trafiły w Togrutankę.

Dziewczyna poleciała na ścianę, a wszyscy Jedi, widząc cierpienie dwójki młodszych uczniów, wyciągnęli swoje bronie, szykując się do ataku. Palpatine przerwał, widząc, że wszyscy byli w stanie oprzeć się jego wpływowi. Wypuścił Dathomirianina, a ten bezsilnie opadł na kolana. Metalowe palce pstryknęły, a po ziemi poniósł się powiew mroźnego wiatru, unosząc piach i części skał w powietrze, by zaraz mogły opaść. Ciemna moc nabrała na sile. W mroku ciężko było dostrzec czarne płaszcze, leżące na ziemi, ale na rozkaz Dartha Sidiousa, zaczęły się podnosić, jakby nagle zaczęły formować się w nich żywe istoty. Rey wciąż pamiętała ich wiwat ze swoich wizji, ale teraz nie krzyczały jej imienia, jedynie powtarzały coś w kółko w starym języku, którego nie rozumiała. Upadek odciągnął szarą strażniczkę daleko od człowieka, którego starała się zabić, a jej miecze wypadły z rąk i poleciały jeszcze dalej. Podniosła się obolała i ruszyła po broń. Jeden z mieczy leżał bliżej, podniosłą go i chciała iść dalej, ale dostrzegła, że ktoś już trzymał drugą rękojeść.

— Ben — szepnęła, uśmiechając się lekko, ale gdy zobaczyła, kto był za jego plecami, jej uśmiech zbladł.

— Mamy wsparcie — powiedział szybko, uspokajając ją.

Jedi, rycerze Ren, szara strażniczka i Ben utworzyli koło stając do siebie plecami, by móc być twarzą w twarz z nadchodzącym niebezpieczeństwem. Tai rzucił pytanie w przestrzeń, co rycerze Ren tu robili, ale nie dostał odpowiedzi. Zobaczył, że byli po jego stronie i nie mógł zrobić nic innego, tylko im zaufać. Czarne kaptury powstały, otaczając użytkowników mocy z każdej strony. Istoty wewnątrz były jak stworzone z cieni. Żółtymi ślepiami spoglądały na swoich przeciwników, a w dłoni każdego z nich pojawił się czerwony miecz. Potworów powstało tylu, że w mroku ciężko było dostrzec ich koniec. Zaatakowali w mgnieniu oka, a ciemna i jasna strona zaczęły odpierać atak. Ich bojowa pozycja szybko się rozpadła, przez co w niedługim czasie każdy zaczął walczyć za siebie, w najlepszym przypadku kryjąc plecy sojusznika. Nieskończona armia nie stanowiła wielkiego wyzwania dla wyszkolonych wojowników. Kilka machnięć mieczem i przeciwnik leżał martwy na ziemi. To ich ilość stanowiła problem.

Ben walczył w raz z Rey, a oboje znów dzierżyli miecze, którego sercem był ten sam kryształ, choć złamany. Złote ostrza jaśniały, a styl walki był taki, jak dawniej. Wyglądali, jakby zmówili się, kto uderzał, w którym miejscu. Nikt nie znał ich lepiej, potrafili domyślić się, jaki będzie następny ruch tego drugiego i sami wykorzystywali go na swoją przewagę. W walce manipulowali swoimi przeciwnikami tak, że tamci sami się obezwładniali, gdy zaskoczył ich unik połączonej mocą pary. Gdy byli razem nie można było ich zaskoczyć żadnym ciosem. Palpatine i Skywalker znów stali ramię w ramię, jako jeden z najsilniejszych duetów w galaktyce, ale tym razem, nie było to po stronie Imperium.

— Uciekłaś — powiedział Solo w czasie walki do swojej sojuszniczki. Wykorzystał chwilę, odwracając się zza jej pleców, by zrównać się z nią i wbić ostrze w głowę potwora, w którego równocześnie wycelowała Rey.

— To nie jest dobry moment na kłótnię — odpowiedziała mu, kopiąc jednego z potworów i przecinając w pół innego.

— To jest idealny moment na kłótnię — dodał chłopak, łapiąc mocą przeciwnika, by rzucić nim w innych. — Obiecałem ci, że znajdziemy sposób, żeby pokonać Sidiousa, a ty rzuciłaś się, by walczyć na własną rękę.

— Nie pozwolę ci się za mnie poświęcić — stwierdziła stanowczo, wbijając miecz w bok wroga, z którym walczył Ben, by móc stanąć naprzeciwko chłopca.

— A ja nie mam zamiaru znowu cię stracić, schyl się! — krzyknął, bo istota z cienia pojawiła się za jej plecami. Rey wykonała rozkaz, a Solo pozbył się kolejnego przeciwnika. Gdy znów mógł spojrzeć jej w oczy, nachylił się lekko. — Kocham cię — powiedział i pocałował dziewczynę. Przelotnie i delikatnie, bo kolejni przeciwnicy napierali w ich stronę. Rey szybko otworzyła oczy i po kolei pozbyła się obu istot, których czerwone ostrza pojawiły się zbyt blisko, a Ben, znad głowy dziewczyny, zaatakował jeszcze trzecią, na którą nie zdążyłaby zareagować.

Mimo ciągłej walki ilość istot z cienia nie malała. Dopóki Darth Sidious żył, będą pojawiać się nowi, którzy wykonają jego zadanie, gdy wrażliwi na moc wojownicy, wreszcie będą zbyt zmęczeni, by się bronić. Powoli zaczynali tracić nadzieję na to, że mogą wyjść z tej walki zwycięsko, ale w sali tronowej pojawiło się jeszcze dwóch rycerzy. Niebieska i biała broń mistrza i jego padawan, włączyły się do różnokolorowych mieczy, ale jedynie po to, by przepchnąć się do przeciwnika, po którego tam przyszli. Palpatine spojrzał na czerwone ubrania klona i w ułamku sekundy rozpoznał twarz postaci, która się do niego zbliżała. Nie miał blizny na oku ani czarnej maski, na której widok drżała cała galaktyka, ale rozpoznał swojego dawnego ucznia, Dartha Vadera, znów dzierżącego swój niebieski miecz. Głupiec wkroczył na ścieżkę, której nienawidził i znów skończy tak samo.

— Mistrz i jego uczeń, ach, niemalże, jakby Zakon Jedi nigdy nie upadł i wciąż był tak samo głupi, wierząc w to, że można mnie pokonać — powiedział, gdy Skywalker z Ahsoką stanęli naprzeciw tronu.

— Pragnę ci przypomnieć, że lordowie Sithów to moja specjalność — odpowiedział mu Anakin, uśmiechając się lekko, ciesząc się, że wreszcie ma szanse zniszczyć Palpatine'a. Tym razem przypilnuje, by ten już nigdy nie wstał. — A tym razem, nie walczę z tobą sam!

— Ale sam skazałeś was na śmierć! — krzyknął Darth Sidious, a z jego dłoni poleciały pioruny.

Niebieskie ostrze skrzyżowało się z białym, odbijając od siebie fioletowe wiązki. Wspólna siłą Anakina i Ahsoki pozwoliła im postawić krok do przodu i wciąż opierać się atakowi. Wiedzieli, że to może być ich ostatnia walka, a myśl o końcu wojny pozwalała im przeć do przodu. Każdy krok był ciężki, jakby przesuwali przed sobą głazy, ale napędzani nadzieją, byli nie do powstrzymania. Nawet jeżeli dla Anakina miało to oznaczać koniec jakiejkolwiek przyszłości. Gdy to wszystko się skończy, wypełni swoje przeznaczenie, przywróci równowagę, ale będzie go to kosztowało odłączenie od mocy. Przestanie istnieć, ale wreszcie wybaczy sobie błędy, które sprowadziły na galaktykę koszmary, których nikt nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić. Skywalker był coraz bliżej tronu, a dawna uczennica nie opuszczała jego boku, ślepo mu ufając. Błyskawice zaczęły sięgać tego, który je wypuszczał, ale nim zdążyłyby się odbić w jego stronę, przerwał i wyciągnął swój czerwony miecz, zaciskając na rękojeści metalowe palce. Drugi raz nie popełni tego samego błędu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top