Witamy wśród swoich

-Nie zmęczyłaś się?-Pyta.

-Ja? Zmęczona? Chyba cię porąbało!-Przyglądam mu się  z ukosa.-Ale ty tak! A tak w ogóle to daleko jeszcze?-Pytam zaczynało się już ściemniać.

-Kawałek,jak już dojdziemy do lasu to...-Sorry wyłączyłam się na słowie las siła wyższa przypomina o domu.

-Słuchasz mnie?-Pyta Jeff. 

-Wybacz , i nazywam się Kathalia zapomniałam się przedstawić.-Tak jak mówił docieramy do lasu.

-Wiem , podglądam cię od pewnego czasu. Kim był ten chłopak  z którym wczoraj chodziłaś?-Patrze na niego oburzona.

-To mój brat! Jak śmiesz mnie podglądać!-Śmieje się ze mnie.- Dobra w sumie to żartuje nie mam nic do ukrycia. To ty zostawiłeś te kartkę?

-Nom-Przeczesuję włosy.-Ładnie ci w tej sukience.

-Przymknij się.-Syczę, z chodzimy z ścieżki w coraz gęstszy las  a ja zaczyna się uśmiechać. Las tu czuję się bezpieczna.Dochodzimy do jakieś wielkiej willi.

"No jestem pod wrażeniem a ty Candy?"-Pyta Nemezis 

"To jest straszne!"-Krzyczy w odpowiedzi.
-Nemezis zostaw już Candy bo nam się posika.-Komentuje, Jeff podchodzi naciska klamkę rozgląda się po pokoju.

-Ok chodzi,tylko cicho bo jak...-I w tym momencie do pokoju wparowuję dziewczyna w czarnej sukni.

-Jeffrey!-Krzyczy i piorunuje go wzrokiem ten szuka drogi ucieczki. 

-Yyyy...Jane proszę nie teraz.

-Nie teraz!-Krzyczy daję mu z liścia w twarz i znika tak jak się pojawiła, a ja oczywiście zwijałam się ze śmiechu.

-Możemy już iść ?-Pyta,kiwam ochoczo głową.Idę za nim korytarzem.

-Mogę wiedzieć za co dostałeś?-Pytam cały czas uśmiechając się do niego.

-Długa historia... -Przechodzimy obok salonu, z którego dobiegają głośne krzyki.

-Ilu was tu jest?-Pytam

-Wielu ale wiesz części wyjeżdża najczęściej jest nas tu jedenastu.-Kiwam głową,puka do drzwi po lewej.-Poczekaj tu chwile.-Wchodzi do pomieszczenia.Opieram się o ścianę i analizuje wszystko co się zdarzyło, ja to umiem pakować się w kłopoty.

"No ale co chłopak całkiem sympatyczny."-Odzywa się Nemezis.

-Ta jasne.-Uśmiecham się jeszcze szerzej.-Ale masz trochę racji może być  zabawnie.

"Dobre podejście to podstawa."-Komentuje

- Jakoś muszę sobie radzić.-Drzwi się otwierają a w nich stoi Jeff.

-Okej idź.-Mówi biorę  głęboki wdech  i mijam go w drzwiach które za mną zamyka.Pomieszczenie jest średniej wielkości pomieszczenia , na samym jego środku  stoi biurko a za nim siedzi cztero- metrowa postaci bez twarzy ubrana w garnitur.

"Uciekaj"-Szepcze Candy. 

-Witaj dziecko , usiądź.-Wskazuję krzesło ,wykonuje polecenie.Nie wiem ja mówi bez ust 

-Po co mnie pan tu wezwał?-Pytam najspokojniej jak potrafię.

-Mam dla ciebie propozycję , Jeff widział jak zabijasz i cóż on jak i ja jestem pod wrażeniem , dlatego chce ci zaproponować żebyś  do nas dołączyła.- Przyglądam mu się.

"Nie wiem jak ty ale ja uważam że to może być ciekawe."-Komentuje Nemezis .

-Was?

-Zabójców. 

-W sumie chwilowo i tak nie mam pracy... więc tak  









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top