Trucicielka
Wróciłam do pokoju po rozmowie ze Slenderem (a była to długa rozmowa po trwała ponad godzinę)ale udało mi się Abigail ze mną zostaję.W chwili obecnej kuliła się w rogu mojego pokju nakryta kocem.
-Hej już wszytko w porządku możesz tu zostać.-Mówię i podaję jej różową sukienkę którą należała do Sally.-Przebierz się , ja pójdę się umyć gdyby ktoś przyszedł pukaj w drzwi.-Uśmiecham się do niej i znikam w łazience zmywam z siebie krew czyszczę miecz...-Wróciłam...-Abi siedziała na moim łóżku z książką przyglądała się zdjęcia.-Widzę że dorwałaś się do mojego albumo-księgi.-Jej czarno-szare oczy wpatrują się we mnie z zaciekawieniem.Pochodzę i zerkam czemu się tak przygląda.-Nie dasz rady tego odczytać jeszcze żadnemu człowiekowi się to nie udało, asgardzkie runy,zresztą to nic ważnego tylko moje przepisy na trucizny.-Choć na pewno się nudzisz...wiesz choć Sally ucieszy się z nowej koleżanki.-Odkłada książkę i niepewnie idzie za mną przez korytarz,coś tu cicho...zbyt cicho.Pukam do drzwi,za nich dobiega wesoła gwara, no tak mogłam się tego domyślić.Naciskam klamkę.
-Dzień dobry wszystkim.-Mówię , przy małym stoliczku wraz z Sally siedzi Clockwork i Jane bawiły się w herbaciane przyjęcie.Przerywają zabawę na chwilę.
-Hej Kathalia! Pobawisz się z nami?-Pyta słodko Sally.
-No wiesz w sumie to przyprowadziłam ci kogoś kto na pewno z chęcią się z tobą pobawi.- Za moich pleców wychyla się Abigail lekko się uśmiechając. -Sally Abigail, Abigail Sally.
-Pobawmy się!-Krzyczy Sally i łapię Abigail za rękę i ciągnie do zabawy ja tym czasem siadam obok dziewczyn.
-Co się stało z reszt ą?-Pytam.
-Helen jest u siebie, Ben gdzieś wybył pewnie wróci za kilka dni.-Mówi Clockwork.
-Ej, a kim jest ta dziewczynka?-Pyta Jane.
-To długa historia...Jeff nie dotarł?-Pytam.
-Nie widziałam go czemu?
-Nic tak pytam.-Uśmiecham się na widok bawiących się dziewczynek.- Wiecie co idę mam sprawę do załatwienia. Na razie!-Mówię wychodzę z pokoju i biegnę do swojego pokoju sięgam po plecak leżący w kącie. Odpinam pierwszą sprzączkę i wyjmuję z niej wszystkie małe paczki i układam je na biurku. Odpinam drugą sprzączkę rozkładając plecak. Przyglądam się flakonikom z różnokolorowymi substancjami, moją uwagę przykuwa fiolka pełna czarno-czerwonym roztworem opatrzony naklejką. "Moja krew nagroda dla wrogów" No tak obiecywałam sobie że jeśli jeszcze raz spotkam swoich wrogów uraczę i ich własną krwią. To chyba najgorsza kara jaka może kogoś spotkać bo wtedy stoję się moją marionetką aż do momentu kiedy trucizna z krwi przesiąknie już cały organizm i spali go od wewnątrz. Czyli jakieś dwa dni.Na jej bazie tworzyłam następne trucizny w tym moje ulubione: Skroplony Krzyk Bansheego i Iryhorn. Drzwi otwierają się nawet nie odwracając się wiem kto przyszedł.
-Jeff,czego chcesz?-Pytam, nie odwracając się.
-Skąd wiedziałeś że to ja?-Pyta.
-Roztaczasz charakterystyczny zapach, z tond wiem.-Układam paczki na biurku.
-Więc czy według ciebie pachnę co?-Marszczę nos.
-Alkoholem,krwią i trochę wybielaczem.-Mówię,podchodzi do mnie.
-Co tu masz?-Pyta patrząc na zawartości biurka.
-Zestaw trucicielski.-Mówię.
-Myślałem że tylko L.Jack bawi się w takie rzeczy.-Przygląda się wszystkiemu-Moja krew to nazwa trucizny czy to serio twoja krew?
-I jedno i drugie,ale raczej odradzam jej używanie...z wielu powodów.-Przygląda się fiolką.
-Żywa Śmierć,Esencja Nocy ciekawe nazwy aż chce się wypróbować...
- O to właśnie chodzi.
-Idziemy się zabawić?-Pyta.
-Zawsze i wszędzie.-Odpowiadam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top