Terror Krwawej Róży
Ktoś tu ma wybitne poczucie humoru,ech ale nóż ładny bez problemu wyjęłam otrze z kartki i stołu.Jeszcze się spotkamy...Serio ktoś próbuje mnie nastraszyć,czymś takim musi być bardzo zdesperowany.No cóż...Umyłam się i wróciłam do snu.
Rano:
-Cholera, jakim cudem?-Wstaję ,ubieram się ,szybko nakładam makijaż,zakładam opaskę na oko łapię plecak i wybiegam na przystanek ,ledwo się wyrabiam wchodzę do środka. Dziś większości miejsc była wolna a ci którzy jechali rozglądali się nerwowo do o koła.
Brawo już się ciebie boją.-Szepcze Nemezis , siadam na wolnym miejscu z tyłu jak najdalej od ludzi. Kolejny dzień bez sensu. Do nosa dociera dziwnie znajomy zapach , natychmiast wyrywa mnie z zamroczenia. Obok mnie siada chłopak, to on tak pachnie ...krwią.Na głowię miał kaptur ,nie patrzył na mnie. Autobus zatrzymuję się na moim przystanku.
-Ja wiem...-Szepcze i szybko wychodzę to oczywiste. Jak inni mogli tego nie zauważyć? To jasne ze on jest mordercą!
I kto to mówi?-Śmieje się Nemezis.Wchodzę do restauracji(spóźniona),szybko przebieram się w czarną spódnice i białą koszule i słodziutki uśmieszek.Wchodzę do kuchni.
-Hej Jane! -Wita się Lucy uśmiechając się pogodnie przywołując dobre wspomnienia o swojej imienniczce.
- Hejka Lucy.-Witam się, nasza szefowa siedzi z gazetą w reku, Bill już krzątał się przy garnkach.
-O już jesteś Jane!-Mówi szefowa, tego imienia używam na ziemi jest dość zwyczajne by nie rzucać się w oczy ,a o to w tym wszystkim przecież chodzi.
-Przepraszam zaspałam.-Uśmiecha się.
-Dobrze że w ogóle przyszłaś dzisiaj rano dostałam trzy telefony wszyscy boją się wychodzić z domów.
-Co czemu?
-Kolejne pięć morderstw w ciągu dwóch dni.-Mamrocze Lucy
-I co w tym takiego?
-Masz pełną racje Jane gdyby to zrobił jeden zabójca nic strasznego... ale za każde to zabójstwo jest odpowiedzialny inny zabójca.-Dołącza się do rozmowy Bill.
-Skąd ta pewności?-Pytam.
-Każde jest inne, różna broni,różne wykonanie,różny poziom okrucieństwa zresztą każdy zastawia znaki. Pierwszy już zanany wycina swoim ofiarą uśmiechy przedstawił się jako Jeff. Drugi pozbawia swoje ofiary nerek. Trzeci zostawia na komputerach ofiar plik z zapisem :"Spotkał cię straszliwy los czyż nie?". Czwarty szczyci się obrazami z krwi ofiar. Wszyscy ci są już poszukiwani ale ten piąty jest nowy nie wiadomo o nim praktycznie nic, ale jest niezwykle okrutny zostawił tylko cztery znaki żadnych odcisków, śladów buta...
-Skąd ty to wszystko wiesz Bill?-Pyta Lucy.
-Mam w rodzinie trzech detektywów i sam się na niego uczę. Coś jeszcze cię dziwi?
-Nadal nie powiedziałeś jakie są znaki nowego mordercy.-Mówi Szefowa.
Lub morderczyni.
-No więc jej ofiarą padł mężczyzna w parku .... ale to już wiecie z gazet, ja zdradzę ciekawsze szczegóły. Po pierwsze rana w ręce był przygwożdżony do drzewa,wycięty język,jelito cienkie i grube wyjęto i porozwieszano na drzewach, a na twarzy wycięto cztery znaki różę,nóż,czaszkę i ogień. Jeden z pracowników mojego ojca spekuluje że róża może oznaczać iż to kobieta , inni sądzą że to symbol jakieś chorej sekty.-Słucham tego z zachwytem i śmiechem w duszy, aż tak bardzo ich przeraziłam.
-To kobieta.-Mówię nieświadoma.-Doświadczony zabójca i wojowniki , potrafi się maskować, psychopatka i sadystka. Nie złapią jej tak łatwo.-Zasłaniam usta,wszyscy patrzą na mnie zszokowani, sięgam po wielki tasak leżący na stole obok mnie.
-Nie wierze!-Krzyczy Szefowa.
-O jaka szkoda że się wygadałam, bo wiecie bardzo was lubiłam ale cóż mus to mus.Rzucam się na Lucy i podrzynam jej gardło krew opryskuję wszystko w okół. Śmieje się.Szefowa mdleje.
-Jane a ja myślałem że ty jesteś dobra przecież sama mówiłaś...-Patrzy na mnie z przerażeniem i smutkiem .
-Och Bill , to wszystko kłamstwo,farsa,imitacja. Naprawdę nazywam się Kathalia i jestem tym kim jestem. -Rzucam się na niego przyciskając go do ściany.-Jeśli naprawdę chcesz zostać detektywem powinieneś poćwiczyć bo roznosi cię kobieta.-Śmiech.-Wiesz szkoda mi cię zabić,no nie wiem może zostawię te kwestię opaczności. Jeśli będziesz miał szczęście przeżyjesz ,a jak nie cóż... PECH!-Otwieram usta i pewnym ruchem odcinam mu język,potem wydłubuję oczy,na koniec rozcinam brzuch puszczam go a on upada nieprzytomny n ziemię.-A teraz czekaj na wybawienie...jeśli zechce przyjść.-Wbijam tasak w głowę szefowej. Krwią maluję swój znak.-Do zobaczenia w piekle wszystkim!-Wybiegam z restauracji łapiąc jeszcze swój plecak. Biegiem do domu z uśmiechem na białej twarzy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest części siódma , a wraz z nim przybył chaos i nieogarnięty terror i jedno pytanie. Co dalej? Czy Bill przeżyje? Trochę dłuższy niż sądziłam ale mi się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top