Nie Zamknięte Sprawy
-Jeff skończyłeś już?
-Aha.-Wychodzimy z domu naszych ofiar.-Mam pytanie.
-Nom?
-Co łączy ciebie i Toby'ego?-Patrzy na jego gogle na moim czole.
-Nic...-Mówię z lekkim uśmiechem.
-Ta jasne,a robiliście ten teges?-Patrzy na mnie z tym uśmiechem zboczeńca.
-Jeff idioto a ja się dziwę że Jane chce cię zabić!!!!-Zaczyna przede mną uciekać,ale nie dostatecznie szybko bym go nie dorwała.-Idź spać Jeff!-Krzyczę i wrzucam go w zaspę ze śmiechem.
-Zimno!-Krzyczy wyskakując zaspy jak poparzony.
-Trzeba było pomyśleć i się cieplej ubrać!-Krzyczę i nadal się śmieje.
-Nie planowałem tego że ktoś wrzuci mnie w zaspę!-Mówi i rzuca we mnie śniegiem,chybi.
-Musisz się nauczyć trzymać język za zębami Jeffy.
-Kathalia zaraz ci pokaże!
-Najpierw mnie złap!-Krzyczę i puszczam się sprintem,biegnie za mną krzycząc i wyzywając,gogle Toby'ego spadają mi na oczy.Dobiegam do willi,to chyba mój życiowy rekord w przebiegniętym dystansie.
-Gdzie tak pędzisz?-Pyta Jason stojący w holu.
-Wściekła śnieżynka mnie goni.-Mówię ciężko dysząc.
-Co?-Pyta z uśmiechem,do środka wchodzi zziajany Jeff.
-Kathalia...ty mendo.-Pada na podłogę,wybucham śmiechem.
-Jeffuś się zmęczył ojejku.-Śmieje się a Jason razem ze mną.
-Masz ciekawe poczucie humoru.-Dygam ironicznie.
-Dziękuje,a teraz się oddalę za nim wstanie.
-To gogle Toby'ego?-Rzucam mu szaleńcze spojrzenie.
-Już nie!-Śmieje się i uciekam do swojego pokoju,kładę się zdyszana na łóżku.
"Ostatnio dużo myślałam i wpadłam na świetny pomysł..."-Odzywa się głos którego już dawno nie słyszałam.
-Psycho jak miło że się odezwałaś jak dawno się nie słyszałyśmy.
"Bo nie musiałam się odzywać wiedziałaś co robić."
-Więc czy twój pomysł uwzględnia rozlew krwi i masowe ludobójstwo?
"A jak inaczej,nareszcie możemy zemścić się na tych którzy nas krzywdzili przez tyle lat..."
-To kiedy?-Pytam z uśmieszkiem.
"Jak najszybciej.."
-Tylko zabiorę trochę trucizny,noże,katanę,bieliznę,jakieś suche jedzenie,zapałki,kawał dobrego sznura....-Wyliczam rzeczy których będę potrzebować sięgam po plecak i zaczynam się pakować.
-Wybierasz się gdzieś?-Pyta Toby .-Mogę odzyskać moje gogle?-Uśmiecha się do mnie,podnoszę się z ziemi(na której siedziałam szukając czystej bielizny).Zdejmuje gogle i wkładam mu je na głowę z uśmiechem.
-Proszę bardzo.
-Dzięks,opuszczasz nas?
-Tylko chwilowo,mam kilka nie pozamykanych spraw ,tak jakoś od pięciu lat.Chyba najwyższa pora je zamknąć raz na zawsze.
-A mogę jechać z tobą.
-Nie muszę to załatwić sama bez niczyjej pomocy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top