Ku pamięci
Siedziałam na drzewie obserwując okolice w między czasie bawiąc się nożem,wiem że przyjdzie obserwowałam go, dużo się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania.Słyszę szelest suchych liści,odwracam głowę w stronę dźwięku,stoi tam chłopak o czarnych włosach i smukłej posturze.Patrzę z pogardą na mojego dawnego wroga.Spogląda na mnie i wyjmuję z kieszeni i podchodzi do drzewa.
-No dziewczynko może zajdziesz z tego drzewa i się trochę zabawimy, chyba mi nie odmówisz co?-Zakładam nogę na nogę i wybucham śmiechem.
-Kamil,Kamil nic się nie zmieniłeś wziąłeś do lasu jakiś nędzny scyzoryk i zgrywasz kozaka.-Przygląda mi się z zdziwieniem.
-Znamy się?-Pyta,uśmiecham się ale on tego nie widzi tak jak noża schowanego za plecami.
-Nie my się nie znamy,znałeś moją przyjaciółkę wiesz? Strasznie przez ciebie cierpiała i odeszła pięć lat temu,między innymi ty jesteś temu winny...
-Czekaj ty znałaś Wiktorie?!-Pyta z przerażeniem wybucham głośnym śmiechem.
-Nie,nie znałam jej...ja byłam nią kiedyś.-Zrzucam w niego nożem który wbija mu się nogę dokładnie w kolano, zeskakuje z drzewa.Chłopak czołga się po ziemi.-I co już nie jesteś taki hardy?-Wyjmuje nóż,jęczy z bólu.-Muzyka dla moich uszu.-Szepcze.-Więc jak Kamil od czego by tu zacząć...
-Pierdolona suka,powinnaś wtedy zdechnąć.-Coś się we mnie gotuje,rzucam się na niego i dźgam go nożem wielokrotnie ,w wielu miejscach krew tryska strumieniami. Podnoszę się z ziemi.-Nareszcie przyjąłeś godną siebie postawę,trupa.-Odchodzę do mojego obozowiska rozbitego niedaleko ,zbieram swoje rzeczy przebieram się w normalne ubrania.Na dziś zaplanowałam jeszcze jeden wypad.Nucę na dobrze znaną melodie jedno słowo trzy razy.Rozwijam skrzydła,teraz kiedy nie muszę się obawiać że ktoś mnie za to zabije używam ich o wiele częściej. Przewieszam plecak i broń tak by nie przeszkadzały w locie.Wzbijam się w powietrze, zawsze marzyłam o tym by bezkarnie mścić się na ludziach których nienawidzę i w końcu nadarzyła.
-Musze ci podziękować Psycho.
"Zawsze do usług."-Śmieje się.Widzę już swój cel,dom stoi pusty wchodzę przez otwarte okno zostawiam kopertę w jej pokoju rozglądam się po nim.
-Wreszcie tu posprzątała.-Rozglądam się po pokoju,nie było mnie tu pięć lat.
-Czym jesteś? Co robisz w moim pokoju?-Słysze znajomy głos za sobą ,nawet się nie odwracam po porostu wychodzę oknem i odlatuje,rozbijam obóz blisko grodu tam gdzie umówiłam się z nią na spotkanie,mam tylko nadzieje że nadal jest tą samą ciekawską dziewczyną jaką była pięć lat temu.Leże sobie na własnym płaszczu odtwarzając wspomnienia. Siedzę z Antosiom w jej pokoju.
-Teraz ty zadajesz pytanie.
-Okej,jak myślisz byłabyś w stanie kogoś zabić z zimną krwią?-Uśmiechnęłam się.
-Chyba tak ale musiałabym spróbować żeby mieć pewności.ę-Wybuchnęła śmiechem.
-Nie widzę cię jako zabójcy Wiktoria!
-Masz racje to głupie...-Uśmiecham się sama do siebie tyle się zmieniło.Burczy mi w brzuchu.-Wypadało by coś upolować.-Wstaje...
Kilka godzin później:
Obgryzam kość, niedługo tu będzie jakby na zawołanie słyszę szelest krzaków ,podnoszę głowę dwa metry ode mnie stała dziewczyna o pastelowo miętowych włosach ubrana na czarno,ze znajomą twarzą.
-Hej dawno się nie widziałyśmy.-Uśmiecham się,patrzy na mnie zdziwiona podnoszę się z ziemi.-Pewnie mnie nie poznajesz bardzo się zmieniłam...ale ty też zawsze mówiłaś że chcesz mieć takie włosy.
-Skąd mnie znasz?-Pyta lekko niepewnym głosem.
-Miałaś kiedyś przyjaciółkę...-Mówi.
-Czekaj,czekaj tylko jedna osoba...Wiktoria?-Pyta.
-Nie używam już tego,imienia ale tak.
-Co ci się stało?
-Powiedzmy że miałam bliskie spotkanie z ogniem.
-Wiesz że nie o tym mówię...miałaś skrzydła w moim pokoju.
-Dłuższa historia może uznajmy że dzięki temu nadal żyje .-Uśmiecham się -Ty pewnie też masz mi wiele do opowiedzenia...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top