Demon i Potwór

Nie byłam do końca pewna czego się spodziewać w sumie to wyszłam z willi  weszłam na ścieżkę i rozglądając się do o koła i dokładnie on pojawia się znikąd. 

-Na Odyna, Loki przez ciebie umrę kiedyś na zawał!-Krzyczę on tylko się uśmiecha. 

-Hej Kathalia.-Mówi.-Na pewno nie umrzesz wiesz mi na słowo.-Uśmiecham się do niego.

-Dobrze cię widzieć.-Szepcze, przyglądam się mu nigdy nie sądziłam że zobaczę  go  w  jeansach  ubranego po prostu jak zwykłego chłopaka. Książę Asgardu. -Wyjaśnij mi może co tu robisz?-Bóg kłamstw uśmiecha się.

-To nie wolno tak bez powodu?-Śmieje się.-No , więc można  że pojawiła  się mała szpara więc skorzystałem i boom jestem tu.-Uśmiech nie znika mi z twarzy.-To gdzie idziemy albo lepiej jaki masz plan?

-Ja zawsze mam plan zapomniałeś?

-Wziąć największy najbardziej rzucający się w oczy...-Zakrywam mu usta.

-Ciii .... to wtedy wszystko wina Rudego!-Śmiejemy się.

-Haha dlaczego zawsze zwalasz na niego winę?-Pyta nie przestając się śmieć.

-Nie wiem haha po porostu zawsze jest w pobliżu.-Śmiejemy się tak idąc w stronę  miasta.

-Kathalio Rose jest panienka niemiła.-Grozi mi palcem.

-Ale proszę księcia ja przecież nic nie robię!-Znowu wybucham śmiechem , wszystko inne przestaje istnieć, zachowuje się jak mała dziewczynka. 

"To nie jest rozsądne księżniczko"-Upomina mnie Nemezis, w tej chwili jest mi to obojętne o  konsekwencjach pomyśle później albo wcale. Śmialiśmy się dalej , wspominając wiele zabawnych historii miasto powoli się zbliżało a nas to nie obchodziło.Wszystko było po staremu.

-To co teraz? -Pyta rozglądając się do o koła .

-A na co masz ochotę?-Pytam on zastanawia się przez chwilę.

-Nie mam pomysłu.-Mówi zawiedziony , a ja kontem oka zauważam otwartą budkę z goframi , uśmiecham się.

-Poczekaj tu chwilkę. -Kupuje dla nas po jednym, dla niego z bitą śmietaną  ,a dla siebie z cukrem pudrem.-Proszę.-Bierze ode mnie gofra, dość niepewnie  odśnieżam nam ławkę  siadam  obok niego  uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Siedzimy tak przez chwilę w milczeniu i jemy, po czym wybucham śmiechem.

-Co?-Pyta , wycieram mu chusteczką twarz, uśmiecha się do mnie.-Dzięki.-Ludzie trochę dziwnie na nas patrzą pewnie jest dość zimno (wnioskuje po ubraniach przechodniów) a my siedzieliśmy tam ubrani tylko w cienkie bluzy.

-Rzucamy się w oczy bardziej niż ustawa przewiduje...-Mamroczę.

-Wiesz zawsze możemy dać czadu.

-Nic nie mów wiem co masz na myśli.-Uśmiecha się do mnie.

-Demonie.-Mówi.

-Potworze.-Odpowiadam.Łapię moją rękę obraca ją i przejeżdża  po bliźnie ,znaku mojego przekleństwa.

-Do celu po trupach? 

-I chodzi by  pod mym tronem był ich wysoki stos, to on tylko przybliża do celu zawieszonego gdzieś wysoko.-Recytuje dobrze znaną frazę , uśmiecha się.

-Asgardz bez ciebie jest pusty.-Mówi , uśmiecham się.

-Chciałeś powiedzieć nudny?-Zaśmiał się .

-Tak żołnierze nie narzekają odkąd nie okupujesz lasu ukrywają się tak grupki bandytów.-Kiwam głową.

-Czyli Wszech ojciec żałuje?-Uśmiecha się psotnie.

-Nie ale pożałuje.

-Czyżby bóg kłamstwa i intrygi coś planował?

   







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top