9

– Allura! Allura! Cholera jasna, Allura! – krzyczał, wbiegając na salę, gdzie jego współpracownica prowadziła zajęcia z tańca akrobatycznego. Skarcił sam siebie w myślach, gdyż na sali były dzieci, taką samą uwagę otrzymał prosto z oczu białowłosej.

– Dostaliśmy się! Dostaliśmy!

Kobieta, po przetrawieniu informacji, pisnęła na całą salę, rzucając się na mężczyznę i mocno go przytuliła.

– Mamy trzy miesiące. Po dwóch przedstawicieli z każdej grupy. Wreszcie! – mówił szybko, z wielkim bananem na twarzy. Starsza położyła dłonie na jego ramionach, patrząc mu głęboko w oczy.

– Lance, musisz się uspokoić. Zajmiemy się tym. Dobrze wiesz, że jesteśmy jedną z najlepiej zgranych drużyn, przynajmniej w jednej czwartej, w Kansas.

Szatyn wziął głęboki oddech, patrząc w spokojne oczy kobiety.

– Racja. Niech Jack poprowadzi jutro za mnie zajęcia. Ja będę organizował plan i...

– Lance. Lance... Powiedziałam, spokojnie. Pomogę ci z tym. Mam już nawet paru kandydatów.

– Dziękuję, jesteś wielka – powiedział, przytulając ją mocno.

– Wiem. – Poklepała go po plecach.

Wiedziała, że przyda mu się wsparcie.

||•••••••••••••||

Ok, podoba mi się ich relacja (spokojnie, zero podtekstu).

To nie tak, że spędziłam noc na oglądaniu tańca artystycznego i już miałam wizję przyszłych rozdziałów...

Chyba troszkę zdradzam.

SPOJLERY Z VOLTRONA ZAWSZE FAJNE.
PAMIĘTAJCIE!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top