Rozdział 12
- Może jednak sobie odpuścimy to wyjście? - zasugerowała Mia, widząc mój stan. Była widocznie zmartwiona - Posiedzimy w pokoju i coś porobimy.
- Przecież dam radę iść - oznajmiłem i spróbowałem wstać lecz ból od razu dał o sobie znać i spowrotem poleciałem na oparcie - Daj mi chwilkę.
- Raf proszę cię, przecież widzę, że ty się ledwo ruszasz - powiedziała troskliwym głosem.
- Ale przecież Ci obiecałem - przypomniałem.
- Oj obiecałem, obiecałem - powtórzyła - Kiedy indziej możemy gdzieś wyjść. Nie pali się, nie? A z tego ci pamiętam, mamy zaległości.
- Ehh no tak - westchnąłem - W takim razie zamknij drzwi wejściowe na klucz i możemy iść.
Mia ruszyła po klucze, które były za ladą, a ja spróbowałem wstać. Po chwili mi się udało lecz było ciężko.
- Zostaw ten burdel - powiedziała Mia, prawdopodobnie zauważając, że patrzę na poprzewracane krzesła - Później się to ogarnie.
- Niech Ci będzie - oznajmiłem i powoli ruszyłem w stronę windy wraz z dziewczyną.
Po rekordowo długim czasie dotarliśmy do jej pokoju.
Usiadłem na sofie, a ona sprzątnęła rzeczy ze stołu i przyniosła swój plecak.
- Będziesz miał sporego sińca przez jakiś czas - oznajmiła, delikatnie dotykając mojej szyi - Chcesz lodu?
- Nie trzeba - oznajmiłem - Na szczęście jest w porządku. Ale było blisko. Ale mniejsza o to, siadaj i dawaj tą matmę.
Przez następne dwie i pół godziny tłumaczyłem Mii funkcję kwadratową i wielomiany. Pomimo, że cały czas mówiła, że nic nie umie, szło nam całkiem sprawnie.
- I to chyba wszystko - oznajmiłem, kończąc pisać wynik.
- Czyli więcej tematów już nie ma?
- Nie ma. Mam nadzieję, że zrozumiałaś cokolwiek z mojego gadania.
- Powiem ci, że zrozumiałam - oznajmiła - O wiele lepiej tłumaczysz, niż ci nauczyciele w szkole. Serio.
- Cieszę się - uśmiechnąłem się - Masz jakieś pytania do tego?
- Chyba nie - zawahała się - Raczej nie.
- W porządku. Jak coś to pytaj.
- Dzięki - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Uśmiechnąłem się
- Nie ma za co - oznajmiłem i zerknąłem za zegar. Była trzynasta czterdzieści - Wiesz co?
- Jeszcze nie osiągnęłam tego stanu, że potrafię czytać w myślach więc nie wiem - rzuciła Mia, co mnie rozbawiło. Wstałem powoli z sofy. Wciąż byłem obolały lecz ból spowodowany wydarzeniami z dołu na szczęście przestał być tak uciążliwy. Może nie będzie tak źle?
- Ile potrzebowałabyś czasu na ogarnięcie się? - spytałem.
- Nie wiem, dwadzieścia minut? - oznajmiła zaskoczona moim pytaniem - Może trzydzieści. Dlaczego pytasz?
- No bo skończyliśmy, to może jednak gdzieś wyjdziemy? - wyjaśniłem - No chyba, że nie chcesz.
- Ale nie jesteś w stanie - upierała się.
- Jestem - zaprzeczyłem - Przecież nie chcę Cię zabrać na maraton, tylko na zwykły spacer. Tyle przecież przeżyje. A jak nie, to będzie śmiesznie.
- Raf.. - Mia spiorunowała mnie wzrokiem.
- No dobra. Wybacz - przeprosiłem - Chciałem Cię rozbawić. Jesteś jakoś tak przygaszona.
- Sama nie wiem dlaczego - powiedziała smutnym głosem - Może to przez te ostatnie wydarzenia?
Podeszłem do niej i przytuliłem ją.
- Będzie dobrze. Zobaczysz - wyszeptałem.
- Mam nadzieję - powiedziała wtulona w mój tors.
Po kilku minutach odsunęła się ode mnie.
- To leć się ogarniać, a ja idę do siebie - powiedziałem - Jak będziesz gotowa to przyjdź.
- Okej - oznajmiła i ruszyła do innego pokoju.
Ja udałem się do siebie.
Stałem przed szafą i przeglądałem to co mam. Nie było sensu się jakoś stroić, gdyż idziemy się tylko przejść. Po chwili wybrałem szare joggery, biały podkoszulek z jakimś nadrukiem i ciemnozieloną bluzę z kapturem.
Udałem się do łazienki, żeby się przebrać.
Gdy ściągnąłem koszulkę, dostrzegłem kilka dużych siniaków na brzuchu, klatce piersiowej i plecach. O siniaku na szyi i zabandażowanej ranie nie wspomnę. Wyglądałem naprawdę okropnie, a czułem się jeszcze gorzej.
Po ubraniu się, ogarnąłem lekko włosy i udałem się do salonu, aby poszukać jakiejś maści, która choć trochę złagodziłaby ból. Niestety nie znalazłem nic poza tabletkami przeciwbólowymi. Dość mocnymi. Wziąłem jedną w nadziei, że to coś da i położyłem się ma łóżku. Nawet nie wiem kiedy odpłynąłem.
Obudziło mnie jakieś lekkie szturchanie. Gdy leniwie otwarłem oczy zobaczyłem Mię. Siedziała obok na łóżku i robiła coś z moimi włosami, lekko do mnie nachylona.
- No w końcu się obudziłeś - powiedziała.
- Można wiedzieć, co robisz? - zapytałem.
- Masz fajne włosy i śpisz tak słodko - powiedziała z uśmiechem na twarzy - A poza tym budzę cię śpiochu.
Przez chwilę nie rozumiałem, o co jej chodzi lecz bardzo szybko sobie przypomniałem. Zerwałem się gwałtownie do siadu, co nie było dobrym pomysłem.
- Nie mów, że znowu zasnąłem - powiedziałem lekko zdenerwowany na siebie.
- Yup. Znowu zasnąłeś - zaśmiała się - Ale spokojnie. Mamy masę czasu.
Wstałem i obmacałem kieszenie spodni w poszukiwaniu telefonu i portfela.
- Jest dziesięć po drugiej, jeśli chcesz wiedzieć - powiedziała poprawiając kucyka przed lustrem.
- Nie będzie Ci w tym zimno? - spytałem, patrząc na nią. Miała na sobie czarne, chyba nieco grubsze niż normalne, rajstopy? Rajtuzy? Kurwa nie wiem. Za dużo tego jest. Mniejsza. Na nich miała krótką, żółtą spódniczkę oraz zieloną bluzę z kapturem.
- Czemu ma mi być zimno? - spytała lekko zaskoczona - Przecież nie jest zimno, a to nie jest takie cienkie jak myślisz. Dam radę.
- No dobrze - powiedziałem - Idziemy?
- Pewnie - zgodziła się i nie czekając na mnie, ruszyła do drzwi i wybiegła na korytarz jak pięcioletnie dziecko.
- Ojcze dopomóż - powiedziałem, patrząc błagalnie w sufit, po czym skierowałem się do wyjścia.
- Ruszaj się danonku - krzyknęła, zapewne czekając na windę.
Danonku? Że co proszę? Oj Mia miarka się przebrała.
Przyspieszyłem, aby jak najszybciej ją dogonić.
Zauważyłem ją przed windą. Wciskała przycisk, tak jakby goniło ją stado dzikich psów, a winda była jej jedynym ratunkiem. Bardzo cicho zakradłem się do niej i w momencie, gdy drzwi zaczęły się rozsuwać, chwyciłem ją od tyłu, podnosząc i w akompaniamencie jej krzyku wszedłem z nią do windy.
- Zabije cię, przysięgam - krzyknęła Mia wybiegając z windy.
- Nie przesadzaj, przecież lubisz łaskotki - powiedziałem z ogromnym uśmiechem.
- Lubię, ale ty mnie załaskotasz na śmierć - rzuciła wchodząc do pomieszczenia z barem.
- No niech Ci już będzie - powiedziałem i spojrzałem na poprzewracane krzesła.
- Może najpierw tu ogarnę? - oznajmiłem podchodząc do bałaganu.
- To ty sprzątaj, a ja skoczę jeszcze do łazienki - powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
- Dzięki wiesz - rzuciłem za nią, ale nic nie odpowiedziała.
Zacząłem układać krzesła do stolików, żeby, jeśli szef wróci, nie dostał zawału. Zwłaszcza, że nas jeszcze nie będzie.
Na szczęście szybko się z tym uporałem. Mia nie zdążyła nawet wrócić.
Zabrałem zza lady smycz z kluczami i odpiąłem od niej klucz do drzwi wyjściowych.
- Dobra, jestem gotowa - powiedziała, gdy wróciła - Widzę nawet, że ładnie posprzątałeś. Zuch danonek.
- Skąd ty wzięłaś tego danonka?!?! - spytałem załamany.
- No bo jesteś demonem, nie? - powiedziała, powoli idąc w stronę wyjścia - Demonek brzmiało dziwnie, ale od razu przypomniałam sobie o tych serkach. Danonkach. I jakoś tak spasowało. Oto cała, nawet nie minutowa historia.
- Co ja z tobą mam? - spytałem, chwytając się palcami za nasadę nosa i wychodząc za dziewczyną z budynku.
- Nie wydziwiaj. Wiem, że Ci się podoba - powiedziała, gdy zamykałem drzwi - No to gdzie mnie zabierasz?
- Myślałem, że pójdziemy do parku, a co dalej, to się zobaczy - oznajmiłem, a Mia się uśmiechnęła.
- Jak romantycznie mój Romeo - parsknęła śmiechem. Ja naprawdę nie wytrzymam przy niej - No już się tak nie denerwuj danonku i chodź w końcu.
Po tych słowach chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę centrum.
-
Po dwudziestu minutach byliśmy już w parku. Pomimo, że był dopiero wrzesień, liście drzew zaczęły już powoli zmieniać kolor, sprawiając, że park wyglądał jeszcze piękniej.
Spacerowaliśmy alejkami bez konkretnego celu. Świeciło słońce i wiał przyjemny wiaterek. Było idealnie.
W pewnym momencie nasze dłonie splotły się. Nie wiem dlaczego, ale zaczęło robić mi się gorąco, a moje serce zaczęło bić szybciej. Kątem oka spojrzałem na Mię. Wyglądała na szczęśliwą, a promienie słońca dodatkowo podkreślały jej piękno. Kurwa co się ze mną dzieje? Czy to wszystko przez stanie się człowiekiem?
- O czym myślisz? - spytała dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co...? Nie... Ja... - nie wiedziałem co powiedzieć - Nie. O niczym.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć - powiedziała spokojnym głosem.
Westchnąłem.
- Ja sam nie wiem - oznajmiłem - Gubię się. Nie wiem co mam robić. Nie potrafię żyć jako....
- Jako zwykły człowiek? - dokończyła za mnie - Przecież dawałeś sobie radę. Przecież udawałeś zwykłego człowieka. Ukrywałeś swoje...moce. Kontynuuj to.
- Nie potrafię.
- Dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło.
- Właśnie w tym rzecz - oznajmiłem, zatrzymując się i spoglądając na nią - Wszystko się zmieniło. Jest dziwnie i.....czuję rzeczy których nigdy nie czułem.
- Na przykład? - spytała, patrząc mi w oczy, a ja czułem, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
- Skąd mam wiedzieć? - rzuciłem, puszczając jej dłoń i odwracając się od niej - To wszystko jest nowe i dziwne i...ja...ja....
- Boisz się - ponownie dokończyła za mnie, po czym odwróciła mnie spowrotem do siebie i położyła swoje dłonie na moich policzkach. Nie wiem czemu, ale spiąłem się jeszcze bardziej.
- Hej, spokojnie - powiedziała lekko uśmiechnięta - Wszystko jest w porządku.
Otworzyłem i zamknąłem usta, nie wypowiadając żadnego słowa. Chwyciłem jej dłonie, spoczywające na mojej twarzy i spuściłem je w dół, gładząc kciukami ich zewnętrzną stronę.
Co chwilę przenosiłem swój wzrok z jej ust na jej oczy, starając się uspokoić. I szczerze uspokoiło mnie to trochę.
Nagle zbliżyłem swoją twarz do jej i pocałowałem ją lecz szybko przerwałem.
- Wybacz, ja nie..... - chciałem coś powiedzieć, ale Mia przerwała mi ponownie łącząc nasze usta.
Poczułem dziwną ulgę? Ale i.... Radość? Tylko dlaczego? Owszem zależy mi na Mii, ale czy rzeczywiście to coś więcej? Sam już nie wiem.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a Mia popatrzyła na mnie, po czym zaczęła się śmiać.
- No co? - spytałem zdezorientowany - Zaś coś zrobiłem źle?
- Nie po prostu twoja mina była bezcenna - oznajmiła - Chodźmy bo nam się dzień skończy.
Po tych słowach chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w głąb parku.
- Chyba wiem, o co ci chodzi - oznajmiła po jakimś czasie Mia. Ja na szczęście zdołałem się już trochę uspokoić - Boisz się uczuć. Boisz się odrzucenia.
Może i miała rację? Może rzeczywiście o to chodzi? Może boję się, że tak jak rodzina i ona mnie porzuci? Że ponownie zostanę sam.
- Jak rozpoznać, że......? - chciałem o coś zapytać, ale się zawahałem.
- Zapytaj sam siebie, czy zrobiłeś TO, bo musiałeś, czy bo chciałeś? - odpowiedziała, chyba domyślając się o co chciałem zapytać - Wiesz co? Zgłodniałam.
Zacząłem się śmiać z bezsilności. Ja tu mam poważne problemy, a ona wyjeżdża z czymś takim. Ja naprawdę przy niej nie wyrobię.
- Ponoć przy wyjściu od strony centrum stoją food tracki - powiedziałem jednak - Jeśli chcesz możemy podejść.
- Naprawdę? - spytała, z wielkimi oczami. Ta to naprawdę kocha jedzenie.
- Jeśli chcesz.
- Tak tak tak tak - rzuciła mi się na szyję, wołając uradowana.
Po kilkunastu mintach naszym oczom ukazały się różno kolorowe pojazdy. Wokół roznosił się cudowny zapach przeróżnych potraw i przekąsek. Ku mojemu zaskoczeniu nie było jakiś wielkich tłumów, ale może to przez to, że wiele osób było jeszcze w pracy.
- To co chcesz? - spytałem Mię, która przeglądała możliwości.
- Hmmmm, niech pomyślę - oznajmiła - Kusi mnie ten hamburger, ale przy moich zdolnościach, to ja się uświnię po całości.
- Nie przesadzaj - zaśmiałem się - Możemy gdzieś usiąść. Tam są ławki.
- Dobra to idź kupuj, a ja zajmę ławkę - oznajmiła i ruszyła w stronę ławek.
Stanąłem w niewielkiej kolejce i po kilku minutach już zamawiałem jedzenie. Zapłaciłem, odebrałem po chwili zamówienie i ruszyłem do czekającej Mii.
- Smacznego - oznajmiłem, podając jej hamburgera i siadając obok.
- Boże czemu to jest takie wielkie? - spytała, starając się jakoś chwycić jedzenie - Dobrze, że jest ta torebka. Może się nie uświnię.
- Mam serwetki jakby co.
Po wielu próbach, w końcu udało nam się zjeść posiłek. Nie obyło się jednak bez problemów. Troszkę się pobrudziliśmy, ale co tam. Było śmiesznie.
- Masz trochę sosu na... Albo - zacząłem lecz przerwałem, położyłem swoją dłoń na jej policzku i wytarłem ją od sosu. Mia się zaśmiała.
- Ja teraz nie wstanę - powiedziała, rozwalając się na ławce.
- Nikt Ci nie każe. Możemy chwilę posiedzieć - oznajmiłem, a ona przysunęła się do mnie i położyła głowę na moim ramieniu.
- Dzięki, że jednak wyszliśmy - powiedziała - Tego potrzebowałam. Odrobiny normalności i spokoju. Chciałbym, żeby tak już zostało. Tak na zawsze. Chociaż nie. Chciałabym, żeby była tu jeszcze mama. Tęsknię za nią.
- Napewno patrzy teraz na Ciebie i cieszy się z tobą - powiedziałem i objąłem ją ramieniem.
Przesiedzieliśmy tak jakiś czas. W końcu Mia popatrzyła na mnie.
- Wracamy? - spytała.
- Jeżeli chcesz, to możemy wracać - oznajmiłem.
- Yhym... - zgodziła się i pocałowała mnie - Dziękuję.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się - Chodźmy zatem.
Ruszyliśmy spowrotem powolnym krokiem, trzymając się za ręce.
Wkrótce dotarliśmy do baru. W środku paliło się światło.
- Dziwne - oznajmiłem otwierając drzwi - Czyżby już wrócili?
- Możliwe - zgodziła się Mia - Zaraz zresztą się okaże.
Ostrożnie weszliśmy do środka i udaliśmy się do sali z barem.
- Matko Mia, ale żeś mi stracha napędziła - zawołał szef zrywając się z krzesła i obejmując córkę.
- Spokojnie - powiedziała Mia - Byliśmy się tylko przejść. Jestem cała.
- Całe szczęście - powiedział - Następnym razem zostaw chociaż karteczkę.
- Ciesz się, że nie widziałaś, jak twój ojciec histeryzował - oznajmiła Violet - Ten to całe miasto by przeszukała.
- No, już nie przesadzaj - oburzył się - Nie przesadzaj.
- No dobra już dobra - powiedziała kobieta, po czym podeszła do mnie i wyszeptała - I jak na randce?
- Jakiej randce? - oburzyłem się cicho lecz czułem, jak robię się czerwony - Nie było żadnej randki.
- Okej - powiedziała i ruszyła za ladę - Ale pamiętaj, mnie nie oszukasz.
Westchnąłem i udałem się w stronę windy, w której złapała mnie Mia.
- Porobimy coś jeszcze, czy masz już dość? - spytała.
- A co chcesz robić?
- Możemy coś pooglądać, albo pograć, choć nie ma w co. Albo jeszcze coś innego.
- Możemy coś oglądnąć - oznajmiłem, a ona się uśmiechnęła.
Udaliśmy się do jej pokoju. Usiedliśmy na sofie, Mia opatuliła się w koc i włączyła jakiś pierwszy lepszy film.
W połowie, chciałem o coś zapytać, ale okazało się, że zasnęła oparta o mnie.
Ostrożnie wstałem, wziąłem na ręce i zaniosłem do sypialni. Tam położyłem ją na łóżku, poprawiłem koc i pocałowałem w czoło, po czym wróciłem do salonu i do filmu. Lecz w pewnym momencie sen zmógł również i mnie i zasnąłem na sofie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top