*+*////|1|\\\\*+*

(Katherine)

Siedzę u siebie w biurze i odwalam papierkową robotę Willa. Że też musiał jechać na jakieś ważne spotkanie. Wszędzie leżą jakieś kartki , listy , teczki i inne duperele , a ja siedzę przy biurku w całym tym syfie. Zaproszenie na imprezę , rachunki , informacja o wyścigach za tydzień i .... pismo od Rebecki . Nie wierzę że ona to zrobiła. Strzeliłam się po czole i zaczęłam się śmiać. Śmiałam się tak cały czas kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.

-Wejść! - krzyknęłam przez śmiech a do pokoju wszedł zdziwiony Will i usiadł na krawędzi biurka przyglądając mi się w zamyśleniu.

-Ale tu burdel. - skomentował skanując moje miejsce pracy a ja prychnęłam pod nosem.

-W porządku to każdy głupi umie pracować , a w burdelu to tylko geniusze.  - parsknęłam oburzona i trzepnęłam go plikiem kartek po ramieniu na co się zaśmiał.

- Z czego się tak śmiałaś jak wszedłem? - zapytał rozbawiony a ja zaczęłam się cicho śmiać.

-Becca przyszła do mnie ostatnio i zaczęła gadać o tym że chłopcy znowu spalili kuchnie . Ja nie miałam już do tego siły więc zażartowałam i powiedziałam jej żeby napisała pismo. - powiedziałam i zaśmiałam się głośniej.

- I co w związku z tym? - zapytał zielonooki nie rozumiejąc a ja pokazałam mu pismo od Beccki.

-Napisała to pismo. - zaśmiałam się i po chwili Will do mnie dołączył.

-I co na to chłopaki? - zapytał rozbawiony.

-Nie wiem. Jeszcze im nie mówiłam. - powiedziałam i uśmiechnęłam do niego tajemniczo a on odpowiedział przebiegłym uśmiechem. Oboje wstaliśmy i z pismem od Beccki ruszyliśmy do salonu. Rozglądałam się po salonie uważnie i zobaczyłam całą zgraję jak siedzi na sofie i ogląda mecz. Will spojrzał na mnie porozumiewawczo i wyjął zza paska pistolet a ja wyprostowałam się i uśmiechnęłam się kpiąco. Nagle w salonie słychać było huk wystrzału i wszyscy wstali gwałtownie gotowi do ataku.  Zaśmiałam się krótko i gestem wskazałam na trzymaną kartkę po czym schowałam ja do kieszeni. Wszyscy potulnie usiedli na sofie i czekali aż się odezwiemy.

-Mamy tu małe pisemko. - powiedziałam uśmiechając się lekko.

-I to pismo tyczy tylko i wyłącznie facetów. - mruknął niezadowolony William i spojrzał się zirytowany na chłopaków. Ja sama z dziewczynami zachichotałam cicho. Wyjęłam z kieszeni pisemko od Rebecki i pomachałam nim by zwrócić na siebie uwagę.  Sama  Becca spojrzała się na mnie i na kartkę z dumą i wyprostowała się jak dumna mama. Pokręciłam głową rozbawiona i odchrząknęłam.

-A więc dostaliśmy pewne pisemko ze skargą na was. - powiedziałam kiwając palcem na każdego chłopaka a oni przełknęli nerwowo ślinę. Zerknęłam na Willa , on na mnie i oboje spojrzeliśmy na chłopców karcąco a oni poruszyli się niepewnie. Czekałam i milczałam bo wiedziałam że mają na koncie jakieś grzeszki. Uniosłam brew i wzięłam haust powietrza kiedy Kai uniósł gwałtownie ręce.

-Dobra! To było niechcący! Nie chciałem wjechać w ten płot! Byłem pijany! - zaczął się tłumaczyć a ja z Willem powstrzymywałam śmiech.

-Ale... -zaczęłam ale przerwał mi Thomas który wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk.

-Ja naprawdę nie wiedziałem że ten kot jest sąsiadki obok!!Sam mi się nawinął pod spluwę i dostał w czoło!!  - krzyknął zirytowany i westchnął cicho.

-Ale nam.... - zaczął Will ale znowu się ktoś wciął w połowę zdania.

- Okey przyznaję wybiłem okno sąsiadowi ale tego samego dnia je wymieniłem i nikt tego nie widział!! - powiedział zakłopotany Tony i spojrzał na nas niepewnie.

-Pierdolisz. Im chodzi zapewne o ten zestrzelony samochód policyjny co go zestrzeliłem trzy dni temu. - mruknął wkurzony Jacob i puknął się palcem w czoło patrząc na Tonyego.

- Żaden z was nie ma racji . Zapewne chodzi o ten kiosk co staranowałem autem Kath i przy okazji je trochę zarysowałem. - powiedział pewny siebie John a wszyscy zamilkli . Chłopak nagle się skapnął co powiedział i spojrzał na mnie z niepewnym uśmiechem.

-Stary masz przejebane. I to bardzo. - mruknął poważnie Will a ja tylko patrzyłam się wkurwionym wzrokiem na Johna.

-Coś ty kurwa powiedział!! Moje autko zarysowałeś??!! Ja ci kurwa dam!! - krzyknęłam wściekła i zaczęłam za nim ganiać łapiąc w ręce lampę salonową.

(Will)

Obserwowałem z rozbawieniem jak Katherine z mordem w oczach gania Johna z lampą w ręku. Chłopak chyba zapomniał co się dzieje kiedy ktoś ruszy pojazd Kath a już zwłaszcza co się stanie jeżeli coś w nim popsuje. Po prostu umarł w butach. Pokręciłem głową i zrobiłem unik kiedy owa dwójka przebiegła krok ode mnie a lampa przeleciała tuż przed moim nosem. Spokojnym krokiem dotarłem do reszty i usiadłem na kawowym stoliku obserwując każdego uważnie.

-Po pierwsze. Kai masz szlaban na alkohol do końca tego miesiąca. Nie będę ryzykował twoją głową na przedniej szybie. - powiedziałem poważnie patrząc na szarookiego który jęknął niezadowolony ale się nie sprzeciwił.

- Sorka ,szefie. - mruknął ze skruchą w głosie a ja uśmiechnąłem się lekko. Wyczułem poruszenie za sobą i westchnąłem odchylając się do tyłu . Nagle przede mną przebiegł John i Katherine uzbrojona w lampę. Oboje przeskoczyli moje nogi nawet nie patrząc i pobiegli w  stronę altanki drąc się na siebie nawzajem.

- Johnowi chyba życie nie miłe skoro ruszył ukochane autko Kath. - odezwała się zirytowana Alice obserwując brata zza okna.

-Dobrze wiesz że on uwielbia wszystko co jest niebezpieczne. - prychnęła Danielle i usiadła za Tonym przytulając się do jego pleców.

-Niestety z Kath mu się nie uda. Ona jest gorsza od wszystkich niebezpiecznych rzeczy razem wziętych. - westchnęła Sophia opierając się o sofę.

-Dacie mi dokończyć ,drogie Panie? Potem sobie pogadacie , ok? - zapytałem rozbawiony wiedząc że zaczną plotkować.

-Jasne braciszku. Pobaw się spokojnie w tatusia. - zachichotała Victoria a ja zgromiłem ją wzrokiem rozbawiony.

- Thomas masz szczęście że ta babcia ma tyle kotów że nie zauważy braku jednego. Ale ,ale opierdol cię nie ominie. Masz zakaz używania broni do póki nie będzie to konieczne ,jasne. - powiedziałem obserwując kolorowookiego.

-Jak słońce. - potwierdził i zasalutował z uśmiechem a ja westchnąłem.

-Tony jako że naprawiłeś swoją szkodę nie mam do ciebie pretensji ale musi być sprawiedliwie. Sprzątasz do końca miesiąca w pralni i nie słyszę sprzeciwu. - powiedziałem stanowczo widząc jak chłopak chce się wymigać od pralni.

- Will ale ty widziałeś co dziewczyny dają do prania?! - pisnął zniesmaczony.

-Z tego co wiem to bieliznę. - warknęła Hannah patrząc na niego spod byka.

- To co ty nazywasz bielizną nawet do mycia okien się nie nadaje . Tyle tego jest. Kawałek szmatki na sznurku. - prychnął oburzony zielonooki.

-Ehh. Jacob nie zaczepiamy psów do póki nie wejdą nam w paradę ,jasne. Nie mam zamiaru wyciągać was z pierdla i marnować naboje. Do końca miesiąca robisz porządki w garażu. - powiedziałem już znudzony całą tą gadaniną.  

-A co z Johnym? - Zapytała Vi a ja spojrzałem na nadal ganiającą się dwójkę przez okno i prychnąłem rozbawiony.

-Jak widzisz Katherine daje mu niezły wycisk. - zaśmiałem się a reszta razem ze mną.

-O co w ogóle chodzi z tym świstkiem?- zapytał Kai a Rebecka warknęła ostrzegawczo  na co chłopak uniósł zdziwiony brwi.

- Powiem tak. Jeszcze raz spalicie kuchnie to odstrzelę wam po jednym palcu u ręki. Mam dość skakania do sklepu i zamawiania co rusz nowej! -wykrzyknęła wkurwiona fioletowowłosa wstając gwałtownie z miejsca.

-Luz kobieto! Słyszę cię doskonale nie musisz wydzierać japy prosto do mojego ucha.- warknął zirytowany Kai a Becca dała mu po łbie z pięści przez co zleciał dupskiem na podłogę.

-Ja wiedziałam że ich do siebie ciągnie. - usłyszałem szept siostry .

- Szkoda że oni o tym nie wiedzą. - parsknąłem widząc jak czerwonowłosy i fioletowowłosa skaczą sobie do gardeł ale w ich oczach widać radosne iskierki. Zaśmiałem się cicho kiedy usłyszałem głośny wrzask i odgłos wpadania czegoś do basenu. Zajrzałem przez ramię i zobaczyłem zadowolona Katherine idącą w naszą stronę a za nią przemoczony i obolały John.

-Masz szczęście że jestem dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze. - powiedziała czerwonowłosa z wielkim uśmiechem.

-A to się zdaża nie za często. - zachichotała Victoria a Katherine spojrzała na nią zirytowana.

- Przykro mi kochana ale muszę ci popsuć ten humor. - powiedziałem poważnie i każdy w salonie zaczął się nam przysłuchiwać.

-Mianowicie? - zapytała zdenerwowana patrząc się na mnie niepewnie.

-Luchadores wiedzą kim jest OroNero i chcą cię dopaść . - powiedziałem a w salonie zapadła grobowa cisza.

-No ich to chyba popierdoliło!! - krzyknęła wkurwiona na maksa Katherine.

=============================

I jak ?

Podoba się rozdział? 

A tak btw. U góry macie jak wygląda mieszkanko Expendables d'oro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top