I

Trzaśnięcie drzwiami zagłuszyło słowa rudowłosego chłopaka, który wpatrywał się w niego usilnie.

— Jestem w szoku, że żyjesz, idioto — powiedział. Kierowca zerknął na niego z mordem w ciemnoniebieskich oczach i wziął głęboki oddech, zanim uderzył z impetem w kierownicę.

— Zamknij się i wyjazd z auta — warknął. Hinata skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na światła białego Ferrari, odbijające się w bocznym lusterku, gdy drugi najlepszy kierowca podjeżdżał do nich z lewej.

— Otwórz okno — polecił Kageyama, nie odrywając wzroku od rozciągającego się przed nim toru. Ryk silnika wdarł się do wnętrza samochodu, gdy rudowłosy opuścił szybę.

— Miło cię widzieć, Jaskier. — Oikawa Tooru oparł łokieć na ramie otwartego okna i uśmiechnął się do nich, eksponując śnieżnobiałe zęby.— Gratuluję wygranej, Killer — odezwał się do czarnowłosego, który nadal za wszelką cenę starał się uniknąć jego kpiącego spojrzenia. — O mały włos i przegrałbyś z pospolitą sówką.

Kageyama zacisnął dłonie na kierownicy, czując buzującą w żyłach adrenalinę. To nie była jego noc i doskonale o tym wiedział, jednak zarówno tytuł jak i honor zobowiązywał do stawienia się na starcie. Głęboko miał nagrodę i tych wszystkich ludzi, którzy przyszli zobaczyć jego wyścig z Puchaczem.

— Mam nadzieję, że zobaczymy się w sobotę — uśmiechnął się Oikawa, a siedząca obok niego brunetka zaśmiała się cicho. — Czy nasz Samotny Wilk nie ma zamiaru pokazać się na wyścigu walentynkowym? — zakpił. Hinata zmarszczył brwi.

— Oczywiście, że ma — odpowiedział za przyjaciela.

— Sam? — uśmiech Oikawy powiększył się jeszcze bardziej, a jego towarzyszka wydała z siebie ciche parsknięcie.

Kageyama rzucił mu wściekłe spojrzenie.

— Do zobaczenia w sobotę, Królu — warknął i agresywnie wrzucił pierwszy bieg, by po chwili ruszyć z piskiem opon.

— Podrzuć mnie do warsztatu — powiedział Hinata, gdy chłopak wyjechał na główne ulice Tokio.

— Ale mnie wkurwia ten zasrany...

— Słuchałeś mnie w ogóle? — westchnął rudowłosy, opierając łokieć o bok samochodu, podczas gdy Kageyama dobijał do stu dwudziestu kilometrów na godzinę.

— Nie ma opcji, że będę się z nim ścigać czternastego — kontynuował czarnowłosy. — Może mnie pocałować w...

— Znaleźć ci kogoś? — spytał z westchnieniem Shoyō, opadając głębiej w fotelu. — Kiyoko mogłaby się zgodzić, ale...

— Wszyscy ją tam znają — mruknął kierowca, skręcając ostro w stronę warsztatu Karasuno. — Poza tym nie uśmiecha mi się kolejna awantura z DJ'em.

— Tanaka tylko żartował — rudowłosy przewrócił oczami, przypominając sobie ostatni incydent. — Pomyśl o tym, Killer. Może ktoś z uczelni?

— Już to widzę — warknął wjeżdżając na parking przed warsztatem. Daichi pozdrowił go skinieniem głowy i wrócił do grzebania przy swoim Camaro.

Obaj jednocześnie spojrzeli na dwóch tłukących się w głębi warsztatu kierowców Karasuno.

— Kurwa, Noya! — wrzasnął Tanaka i rzucił w chłopaka kluczem francuskim. Ten odskoczył gwałtownie i pokazał mu środkowy palec. Sugawara Kōshi wyszedł z biura i zdzielił ich obu po głowach.

— Na pewno nie chcesz do nas dołączyć? — zapytał rudowłosy, otwierając drzwi.

— Jeżdżę sam — mruknął brunet i wrzucił wsteczny, gotowy do odjazdu.

Hinata wysiadł z samochodu i ruszył przed siebie, unosząc zaledwie dłoń w geście pożegnania.

Kageyama wyjechał z parkingu, ostatni raz kiwając głową szefowi ekipy. Minął zaparkowane Mitsubishi i ruszył z pełną prędkością w stronę swojego apartamentu.

Noc była jeszcze młoda, nie dochodziła nawet druga. Gdyby nie wykład z ergonomii z samego rana, zrobiłby jeszcze kilka rundek, budząc wszystkich w promieniu kilku kilometrów.

Ryk silnika działał na niego uspokajająco. Sprawnym ruchem wrzucił najwyższy bieg, pędząc prawie pustymi o tej porze drogami Tokio.

Był wściekły na cały świat za to, że kiedykolwiek postawił swój samochód na tym samym torze co Wspaniały Król. Cholerny Tōru Oikawa jako jedyny sprawiał, że brunet zaczynał wątpić w swoje umiejętności i wrodzony talent. Killer był w końcu wręcz urodzonym za kierownicą geniuszem jak mawiał Oikawa. Paradoksalnie tylko on jeden potrafił sprawić, że Kageyama zapominał jak zmienia się biegi. Jednym głupim uśmiechem, jednym słowem, jednym głośniejszym warkotem swojego Ferrari 458.

Ścigali się tylko raz.

Pamiętny wyścig, który zostawił mu nie tylko gorzki posmak porażki, ale również paskudną bliznę na ramieniu i pseudonim, który przylgnął do niego równie szybko jak szybko pojawił się na językach tłumu.

Kageyama pozwolił sobie na wciśnięcie gazu aż do podłogi i osiągnięcie nieziemskiej wręcz prędkości zanim zjechał z ekspresówki i skierował się w stronę apartamentowca, w którym ojciec kupił mu mieszkanie, by jak najszybciej wyniósł się z domu zaraz po skończeniu szkoły.

Ryk pracującej maszyny odbił się echem po podziemnym parkingu, gdy chłopak wjeżdżał by zaparkować na swoim stałym miejscu. Zgasił silnik i oparł czoło o dłonie nadal zaciśnięte na kierownicy.

Oikawa miał rację. To, że nie pojawi się na wyścigu walentynkowym, albo pojawi się sam, było prawie pewne. Nie miał zamiaru wystawiać się mężczyźnie jak na talerzu, a był pewien, że Wspaniały Król nie omieszka upokorzyć go przed swoimi fanami i wszystkimi zgromadzonymi.

Kageyama był sam tak długo, że przestało mu to przeszkadzać. Przed pamiętnym wyścigiem z Królem, gdy stawiał swoje pierwsze kroki w podziemnym świecie street racingu, ludzie nazywali go Samotnym Wilkiem.

Kageyama nie wiedział, który pseudonim jest gorszy, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że oba pasują jak ulał. Miał dziwne wrażenie, że odbiły na nim swego rodzaju piętno, które miało nigdy nie zniknąć.

***

Ergonomia o ósmej rano to skaranie boskie wszystkich studentów. Kageyama wjechał na uczelniany parking pięć minut przed rozpoczęciem zajęć, co znaczyło tyle tyle, że nie zdąży nawet kupić kawy, bez której nie miał szans przetrwać nawet jednej godziny wykładu. Poprzedniej nocy długo nie mógł się uspokoić po emocjonującym wyścigu z Puchaczem, jednym z najlepszych kierowców w ich wąskim gronie fanów street racingu. Na Śmietnisku mówiło się, że gdyby tylko pozbył się tych szalonych trików i nawyków byłby w stanie pokonać nawet Króla. Bokuto Kōtarō bawił się jednak zbyt dobrze by przejmować takimi rzeczami jak pieniądze czy sława.

— Ogarnąłeś te notatki, które ci wysłałam? Wiem, że były trochę chaotyczne, ale...

Kageyama podniósł zmęczone spojrzenie na dziewczynę, która właśnie opadała na miejsce obok niego, kładąc na ławce swojego laptopa. Miała dość ciemne i krótkie, częściowo związane włosy i okrągłe, złote okulary. Była jego totalnym przeciwieństwem jeśli chodziło o styl ubierania. Na zajęciach pojawiała się zazwyczaj w dresie albo bluzie i dżinsach, nigdy nie przejmując się makijażem czy jakimiś dodatkami, jak większość dziewczyn z jego grupy. Nie. Ona należała do tych, które miały w poważaniu to, co inni o nich myślą. Pod pewnym względem trochę mu to imponowało.

Tobio nawet nie wiedział jak się nazywa. Od początku semestru, kiedy przeniosła się na ich uniwerek zamienił z nią może dwa słowa, które oczywiście dotyczyły zajęć i tego, co trzeba było zrobić, a czego Kageyama oczywiście nie zrobił.

— Notatki? — zapytał nieprzytomnie, a dziewczyna zmarszczyła brwi.

— Podszedłeś do mnie tydzień temu i zapytałeś czy mogę przesłać ci notatki z zajęć, bo byłeś tak urobiony, że nie wiedziałeś jaki mamy przedmiot.

Kageyama próbował jakoś uzupełnić tę ziejącą pustkę w głowie, jednak jego starania spełzły na niczym.

— Wybacz — mruknął. — Nie wiem o czym mówisz.

— Znowu skończyłeś zajebany żwirem i nie wiesz co się dzieje? — spytała, a widząc jego puste spojrzenie, wyjęła z torby Red Bulla i postawiła przed nim na blacie. Prowadzący nareszcie wszedł do sali, by zacząć zajęcia, dlatego Tobio ściszył głos.

— Co ty robisz?

— Wyluzuj, spałam dwie godziny, mam takich tonę — machnęła na niego ręką, otwierając swój komputer. — Dzisiejsze notatki też ci prześlę. Możesz iść spać.

Kageyama czuł się dziwnie z faktem, że rozmawia z kimś innym niż Hinatą, jednak pech chciał, że rudowłosy nie pojawił się na uczelni, a dziewczyna, którą z braku lepszych opcji poprosił ostatnio o notatki, postanowiła z jakiegoś powodu dotrzymać mu towarzystwa.

Tobio miał nadzieję, że na tym miłym geście się zakończy, jednak instynkt podpowiadał mu, że tacy ludzie łatwo nie odpuszczają.

Ku jego zdziwieniu dziewczyna nie odezwała się do niego aż do końca wykładu, zajęta robieniem notatek i popijaniem swojego energetyka. Po zakończeniu zajęć zapytała go tylko o maila (żadne z nich nie było zdziwione, gdy okazało się, że chłopak podał jej zły adres poprzednim razem) i obiecała, że wyśle mu wszystko jeszcze raz.

Nie zapytał jej o imię. Ona też nie zapytała o jego. Nie obchodziło go to zbytnio, ale dobrze było mieć kogoś, od kogo w razie potrzeby będzie mógł wziąć materiały do sesji, a pod tym względem nie było co liczyć na Hinatę.

Jaskier pojawił się na drugim tego dnia wykładzie, tłumacząc, że musiał wpaść do biura Kenmy, żeby oddać mu koszulę, którą ostatnio pożyczał na egzamin. Niemal od razu dostał w łeb za zostawienie Kageyamy samego na ergonomii, jednak dobrze było znowu mieć przy sobie swojego Jaskra, odpowiedzialnego za wszelkie interakcje z ludźmi i sprawdzanie planu zajęć co chwilę. Hinata na tym samym kierunku był wybawieniem.

Rudowłosy długo trzymał buzię na kłódkę, jednak gdy opuszczali budynek uczelni musiał w końcu poruszyć ten drażliwy temat.

— Co z wyścigiem? — zapytał chłopak, a Kageyama westchnął ciężko.

— Zamknij ryj.

— Weź kogokolwiek — jęknął. — Mam zapytać Kenmę czy nie ma jakiejś wolnej koleżanki?

— Nie mogę wziąć kogokolwiek, kretynie — warknął na niego, wyciągając kluczyki. — Nie będę nikomu, kurwa, tłumaczył, że to co robimy jest nielegalne. Jeszcze nas wsypie i wszystko pójdzie się jebać.

Hinata westchnął z rezygnacją, powoli godząc się z faktem, że jego przyjaciel zostanie srogo zmieszany z błotem w sobotnią noc.

Tobio zwolnił kroku, wpatrując się podejrzliwe w kobiecą sylwetkę, krążącą wokół jego samochodu. Dziewczyna z ergonomii, wpatrywała się z uśmiechem w przednie światła auta, krzyżując ramiona na piersi. Obaj podeszli bliżej, a Kageyama modlił się w duchu, by przyjaciel załatwił to za niego. Nie pierwszy raz jakaś dziewczyna zainteresowała się jego autem, tylko i wyłącznie dlatego że wyglądał na drogi. Nienawidził tych wszystkich szmat, które leciały na niego, bo jego tatuś dorobił się w życiu niezłej sumki.

— Czy to jest Mustang Hennessey HPE700 Supercharged? — spytała, a Hinata uniósł brew z niedowierzaniem.

— Tak — odparł niepewnie Kageyama, lekko przekrzywiając głowę. Naprawdę nie wierzył, że jakakolwiek dziewczyna, która nie była Kiyoko Shimizu, była w stanie rozpoznać ten model.

— Jest niesamowity — powiedziała. — Miałam okazję się takim ścigać... śmigać — Hinata uniósł kącik ust, słysząc tę subtelną wpadkę i doskonale zdawał sobie sprawę, co to znaczy. — Mój znajomy dał mi się przejechać, kiedy jeszcze mieszkałam w USA.

Dziewczyna próbowała robić dobrą minę do złej gry, jednak nawet Kageyama nie byłby w stanie w nią uwierzyć.

Jaskier klepnął go w ramię i rzucił mu wymowne spojrzenie, robiąc krok w stronę białego Maserati, które właśnie wjechało na uczelniany parking. Chłopak wskoczył do środka, po czym razem z Kenmą odjechali, nie chcąc blokować przejazdu.

— Kim wy jesteście? — zapytała z uśmiechem, patrząc za znikającym samochodem. — Macie świetny gust — powiedziała i odsunęła się od Mustanga. — Wybacz, że zajęłam ci czas. Nie mogę przejść obojętnie obok dobrego samochodu.

— Spoko — mruknął brunet. — Dobrze, że chociaż wiesz co to za marka.

— Marka, model i rocznik, mój drogi — uśmiechnęła się. — Jestem w temacie.

Dziewczyna poprawiła okulary szybkim ruchem dłoni i odeszła, rzucając mu jeszcze jedno spojrzenie na pożegnanie.

Kageyama wiedział, że dostanie od Hinaty niezłą zjebę, ale wsiadł do samochodu i odjechał, licząc na jakiś pieprzony cud, który sprawi, że przestanie być społeczną pizdą.

***

— Widzisz? — odezwał się Hinata, siadając obok niego w sali wykładowej. — Rozwiązanie samo się znalazło.

— Ta — mruknął czarnowłosy. Jaskier odstawił z hukiem butelkę smakowej wody na blat małego stolika i spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Nie — rzucił, jakby sam siebie chciał przekonać, że jego przyjaciel jednak nie jest skończonym tchórzem. Kageyama milczał wymownie. — Nie.

— Zamknij się.

— Jesteś idiotą — powiedział chłopak, śmiejąc się z niedowierzaniem. — Miałeś tak idealną okazję, żeby zaprosić ją na ten durny wyścig, ale nawet się o tym nie zająknąłeś, co?

— Ona zupełnie nie pasuje do tego towarzystwa — powiedział czarnowłosy, zerkając na brunetkę, siedzącą trzy rzędy przed nimi. Hinata spojrzał w tym samym kierunku i westchnął.

— Ty wiesz, że ludzie poza uczelnią raczej nie chodzą w dresie i wyglądają normalnie, nie? — zapytał, po czym wziął głębszy oddech. — Serio myślisz, że gdybyś zaprosił ją na wyścig, przyszłaby o tak?

Kageyama zerknął na spraną granatową bluzę, niechlujnie związane włosy i zsuwające się z nosa złote okulary, gdy dziewczyna odwróciła się w stronę towarzyszki obok.

— Bądź mężczyzną, Killer — westchnął rudowłosy. — Zobaczysz, nie będzie tak źle. Mam ci, kurwa, przypomnieć, że nie masz wyboru?

Kageyamie trudno było się kłócić z takim argumentem, dlatego gdy zajęcia dobiegły końca, podszedł do niej, wziął dwa głębokie wdechy i zapytał:

— Możemy porozmawiać?

Brunet chyba nigdy w życiu nie widział równie zszokowanej osoby. Dziewczyna jednak zmusiła się do nerwowego uśmiechu i wyszła za nim na parking za uczelnią.

Tobio rozejrzał się, sprawdzając obecność potencjalnych świadków, jednak większość studentów siedziała teraz na zajęciach lub na stołówce.

— Chcesz mi sprzedać narkotyki? — spytała, widząc jak chłopak ogarnia wzrokiem otoczenie. — Biorę tylko zioło.

— Co? Nie — mruknął przenosząc na nią rozbiegane spojrzenie.

— Albo to, albo chcesz mnie uprowadzić, nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Kageyama uniósł kącik ust bardziej z czystej uprzejmości niż rozbawienia, domyślając się że słowa dziewczyny miały być żartem. Dość kiepskim żartem.

— Słuchaj... — zaczął, przeczesując włosy palcami i zatrzymując dłoń na karku. — W sobotę jest wyścig i pomyślałem, że może chciałabyś się zabrać — powiedział dość niemrawo, a dziewczyna uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

— To coś specjalnego? — spytała, dobrze odczytując jego zamiary. — Walentynki czyż nie?

Kageyama zacisnął usta.

— Oj, bardzo jesteś zdesperowany skoro mnie pytasz — zaśmiała się i spojrzała najpierw na czarnego Mustanga, stojącego nieopodal, po czym znowu na niego. — Bardzo to nielegalne?

Czarnowłosy zmieszał się lekko, słysząc to pytanie, jednak wiedział, że nie ma co owijać w bawełnę.

— Tak.

Dziewczyna zaśmiała się wesoło, odgarniając z twarzy luźne kosmyki włosów.

— Zajebiście — rzuciła. — Wchodzę w to.

Kageyama nie wiedział, czy zestresował się jeszcze bardziej, czy poczuł ogarniającą go ulgę, że jednak nie zostanie sam.

— Dzięki — mruknął.

— Podeślesz mi adres czy...?

— Podjadę po ciebie — powiedział, a brunetka uniosła brew.

— Podjedziesz?

— Nie wejdziesz tam sama — odparł jakby to było oczywiste. — To zamknięta impreza.

— Ale zaszczyt — uśmiechnęła się lekko. Kageyama przymknął oczy, wzdychając ciężko, na co bruntka tylko jeszce bardziej uniosła kącik ust. — Po prostu... Nie wyglądasz mi na dżentelmena.

Chłopak przygryzł dolną wargę lekko kiwając głową.

— Jakoś mnie to nie dziwi.

Brunetka westchnęła, opierając dłonie na biodrze.

— Żarty żartami, ale narobię ci wstydu jak nie będziesz otwierał mi drzwi.

Tobio zmarszczył brwi, wpatrując się w nią intensywnie z niemym pytaniem w spojrzeniu ciemnych oczu.

— Śmieję się — powiedziała, powoli kierując się z powrotem w stronę uczelni. — Albo nie.

Kageyama patrzył jak odchodzi, rzucając mu jeszcze jeden uśmiech, po czym odetchnął kilkukrotnie i wszedł do budynku by powiedzieć Hinacie, że jeśli to nie wypali, Kenma opłaca jego wyjazd za granicę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top