"Musimy porozmawiać"
Rozdział dedykowany starychujwmiejskim
5 miesiąc i 3 tydzień. 16. 07.2015r.
Przez te pięć miesięcy i trzy tygodnie, zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że będę mieć trojaczki. Nadal nie wiem jak sobie dam radę, ale nie mogę się poddawać. Jeżeli nie miałabym uczuć oddałabym dziecko do adopcji.
Ale... po pierwsze mam te uczucia i nie chce, aby dziecko żyło z świadomością, że jego matka go nie chciała i w ogóle to dziecko nie powinno istnieć... Po drugie może i nie wiem jak jest nie znać matki, ale wiem że to boli. Wiem po przykładzie Jake. Ciemnowłosy nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że jego przybrana kuzynka zadaje ten ból innemu dziecku, choć on już go przeżył... Ostatnim argumentem jest to, że dziecko potrzebuje ciepła domu rodzinnego, miłości ze strony matki i ojca, potrzebuje mieć swój własny kącik, swój własny świat do którego będzie się wybierało w smutne dni. Dziecko potrzebuje ciepła, spokoju, zaufania i miłości, a w sierocińcu nie będzie tego miało.
Siedzę w altance w ogrodzie i czytam książkę. Zaczynam częściej czytań, nie pisać. Wtedy odcinam się od świata rzeczywistego i płynę w słowach zapisanych na elektronicznym papierze. Mogę wtedy poczuć, jakbym była w innej osobie i innym życiu. Życiu pełnym miłości, fantazji, porywów i przygód bohaterów. Mogę ponieść się wodzy fantazji stworzonej nie przez znanego pisarza, tylko przez normalnych ludzi. Każdy może pisać, nikt nikomu nie zabrania. Można być anonimowym lub pokazać się z jak najlepszej strony. Można pisać co się chce, jak się chce i o czym się chce. Nie jest tam nic narzuconego. Można pisać fantastykę, horror oraz zwykły romans. Można się na niej bardzo mocno wybić, ale i można być malutkim użytkownikiem. Można mieć książkę, a ona będzie mieć 5 milionów wyświetleń, a może mieć i tylko 100. To nie zależy od tego czy jest ona dobra, czy nie, bo na przykład może ktoś mieć denną książkę, ale przeczyta jakiś bardziej sławy użytkowników, a może ktoś mieć bardzo fajną, zabawną i porywającą książkę, a nie przeczyta jej nikt kto da na przykład jedna gwiazdkę lub komentarz. Dla niektórych jest ważna ilość, a nie jakość. Ilość wyświetleń, gwiazdek i komentarzy. Jakość, aby podobała się w jaki sposób jest pisana. Oczywiście, że są takie książki, które są tak dobre, że aż zostały wydane, ale co było dla nich ważniejsze? Ilość czy jakość? Można kłamać albo mówić prawdę, ale każdy niech odpowie sobie na to sam. Niech nie dzieli się z przyjaciółką lub kolegą gejem. Niech zrobi to tylko i wyłącznie dla siebie. Tak jak ja, sama mogę przyznać się bez bicia, że fajnie by było mieć sławną książkę, ale nie pisze tylko z tego powodu. Piszę z własnego powodu, każdy taki ma. Z nudy, z tego że chce wieść inne życie lub z tego, że musi wyrzucić z siebie wszystko co w nim siedzi na elektroniczny papier. Może i są jeszcze inne powody, ale te są typowe. Z nudy, bólu czy nowego życia.
- Scar! Gdzie ty się podziewałaś? Szukałam Cię - krzyczy moja ciotka wyrywając mnie z zamyślenia.
- Już idę - wstaję, szybkim krokiem chcę ją wyminąć, ale ta łapie mnie za nadgarstek i przy okazji mnie zatrzymuje.
- Nie siedziałabyś tyle na tym telefonie. Zobacz, piękna pogoda, a ty się w komórkę patrzysz - burknęła ciotka Sarah. - Zamiast tak siedzieć, to matce być pomogła.
- W czym? - pytam dość zdezorientowana.
- Nawet nie wiesz. Dzisiaj przyjeżdża jej kolega z pracy i to z synem - informuje mnie Sarah.
- Dobra zaraz jej pomogę - mruczę pod nosem.
- Nie zaraz tylko już! - krzyczy mi do ucha tracąc cierpliwość. Matko, bardzo wybuchowa.
- Mogę chociaż podłączyć telefon do ładowarki? Hmm?
- A idź w... - nie słyszę do końca, bo wbiegam do domu i szybko gnam do pokoju, aby podładować mój telefon, na tyle szybko na ile pozwalał mój stan. Gdy już to zrobiłam, schodzę po schodach i kieruję się do kuchni w bardzo nieodpowiednim momencie.
Tata akurat całuje się z moją rodzicielką, stoi pomiędzy jej nogami podparty rękoma po boku jej bioder.
- Ekhm! - chrząkam troszkę zawstydzona.
- A tak, tak. Scarlett! - przerywają natychmiastowo czynność. - Pomożesz mi nakryć do stołu, racja? - pyta trochę speszona.
- Tak - niechętnie przyznaję jej rację.
- Dobrze, a więc weź talerze i porozkładaj wraz ze sztućcami - wskazuje na talerze, a na nich łyżki, łyżeczki, widelce i noże.
Biorę do ręki przygotowany przez moja matkę niezbędnik i ruszam do jadalni. Rozkładam talerze i sztućce, a następnie wracam się do kuchni. Biorę w ręce wazon z kwiatami i mam już ruszyć do jadalni, ale zatrzymuje mnie Jake, wchodzący do kuchni.
Spogląda na mnie, a następnie dalej utrzymując kontakt wzrokowy łapie wazon z pomiędzy moich dłoni i stawia go na blat. Podchodzi do mnie bliżej i łapie moje biodra. Zaczyna się cofać tak, że idę tyłem. Siadam na blacie, a on przybliża się powoli do mojej twarzy i w przeciągu chwili wbija się w moje usta jak pijawka. Nie trwa to jednak długo, ponieważ przerywa nam chrząknięcie. Odrywamy się od siebie i równocześnie odwracamy się w stronę osoby, która wydobyła ten dźwięk i w progu kuchni stoi mój tata wraz z matką.
- Nam przerywasz, a sama zajmujesz moje miejsce na blacie wraz z Jake'iem? - pyta rozbawiona.
- Daj spokój Harper - karci ją ojciec.
***
- Czym się zajmujesz Niall? -pyta moja matka przy obiedzie. Nie powiem, ten cały Niall i jego ojciec są bardzo przystojni i szarmanccy. Moja rodzicielka i ciotka Sarah przez cały obiad wpatrują się w nich jak w obrazek. Za to mój ojciec i Jake, patrząc na nich zaciskując szczęki, a ręce same zaciskają się w pięści.
- Jestem jeszcze w szkole, ale za niedługo idę do collegu - stwierdza chłopak zerkając na moją mamę.
***
Kolacja minęła bardzo przyjaźnie i spokojnie. Po zjedzeniu pyszności przygotowanych przez moja mamę, oni poszli na spacer, a ja zostałam sama. Jake wyszedł z kolegami. Myśląc, że jestem sama, dziwię się, gdy słyszę pukanie. Po wypowiedzeniu cichego "proszę" do mojego pokoju wchodzi Niall. Patrzę na niego jak wchodzi do pokoju.
-Musimy porozmawiać - mówi zamykając drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top