"Możemy porozmawiać?"
O nie! O nie! O nie! To nie on! To nie on! To nie on! Powtarzam sobie te słowa na zmianę bo zobaczyłam kto to. To był... "
Aaron! To był Aaron! Nie to nie on!
Nie dowierzam i już mam wstawać, aby mu zrobić awanturę na cały ten lokal, ale się powstrzymuję. Przecież mogę to zrobić jutro! Ale jeśli się wyprze? Wiem! Zrobię mu zdjęcie tylko szybko, bo zaraz przestaną się całować!
Szybko wyciągam mój telefon z kieszeni i robię im zdjęcie.
***
Leżę w łóżku i ryczę! Ryczę jak najęta! O nie, nie to.
Wstaję z łóżka i szybko biegnę do toalety, niestety jest zajęta, więc pędzę do łazienki na parterze. Nie zauważam nawet rodziców siedzących w salonie i rozmawiających o czymś. Jednak przestali, gdy zobaczyli mnie jak wparowuję do toalety z dłonią przy ustach, aby nie zwymiotować w środku drogi. Wchodzę szybko i nawet nie zamykam drzwi na klucz, ponieważ nie mam czasu na takie głupoty. Wyparowuje tam jak poparzona i podbiegami do toalety, podnoszę klapę.
***
- Jak się czujesz kochanie? - pyta troskliwie moja mama.
- Wszystko okej- odpowiadam z pastą do zębów na ustach, ponieważ myje zęby już od trzech minut, aby pozbyć się tego ohydnego smaku w ustach.
- Zjadłaś coś nieświeżego czy co?
- Nie, nie... Nie wiem. Mamo już od kilku dni tak mam. - odpowiadam załamanym głosem, bo nie mam na to siły. - A do tego wszystkiego dziś widziałam jak Aaron całuje inną dziewczynę. To tak boli! - ostatnie słowa, aż wykrzyczałam ze złości i bezsilności.
- To straszne skarbie. - mówi ciszej moja mama, głaszcze moje plecy, bo przed chwilą przyciągnęła mnie do siebie, aby zamknąć mnie w czułym i uspokajającym uścisku.
***
Czekam w kolejce do lekarza, ponieważ moja mama mnie do tego zmusiła. Denerwuje się, ale nie wiem dlaczego, przecież na pewno nic mi nie jest.
- Zapraszam Scarlett oraz Harper Watson. - po całej poczekalni rozbrzmiewa głos jednej z pracujących tu kobiet. Wchodzę z mamą i od wejścia kobieta bardzo się przejęła. Może się o mnie boi. Może... Nie wiem.
- Co dolega tak zdrowym z widzenia kobietkom? - pytaa z uśmiechem na ustach lekarka.
***
- Boże, kochanie. Jak to możliwe, że jesteś w ciąży?
Achh.. Dlatego się tak czułam, to wszystko wyjaśnia.
***
- Możemy porozmawiać? - pytam mojego, za niedługo już byłego chłopaka z bólem w oczach.
- Pewnie skarbie, co się stało?
- Po pierwsze... - robię mała przerwę aby odetchnąć i aby z powrotem wciągnąć więcej powietrza do płuc. - Nie mów do mnie skarbie, to jest teraz ohydne, a nie słodkie. Po drugie... - znów muszę odetchnąć i wciągnąć więcej powietrza. - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o twojej drugiej albo i trzeciej połówce? Hmm? - pytam z wymuszonym uśmiechem, choć w środku czuje jak serce mnie ściska i przeszywa je milion ostrzy.
- O czym ty mówisz? Aaa, mówisz o Van, to jest moja kole-chłopak zawiesza się -kuzynka.
Ta akurat ci uwierzę! Nie okłamuj mnie. Wiem swoje i tego nie zmienisz.
- Ach, kuzynka? W takim razie muszę ci coś pokazać, bo akurat tak się złożyło, że mam wasze zdjęcie jak wpychasz jej swój język do tej jej pieprzonej twarzy - z jego kłamstwa aż się unoszę.
- J-Jak to masz zdjęcie...? - nawet nie daję mu dokończyć.
- No tak jakoś wyszło! - krzyczę pokazując mu komórkę z zdjęciem, na którym się całują. - Nie próbuj nawet zbliżać się do mnie i mojego dziecka! examvy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top