21. Kim Yoongi

Ja

hej

sorki że nie pisałem


Hoba

Yoongi hyung!!!!

Hej!!!!

Co u ciebie? Jak tam dziekanatka???


Ja

wziąłem ślub

mieszkam z mężem


Hoba

Wow O.O

Przystojniak?


Ja

tak

ale chyba nie twój typ


Hoba

Skąd wiesz jaki jest mój typ? O.O

Co mnie zdradziło?


Ja

widziałem na instagramie zdjęcia twoje i Jungkooka


Hoba

Oooooo


Ja

jest uroczy


Hoba

Noooo wiem! <3 <3 <3 Jest taką pućką, uwu!

Mam całą galerię w jego zdjęciach?

A twój mąż?

Jest uroczy?


Ja

nie

nie ten typ


Hoba

Ahhhh

Ale jest w twoim typie?


Ja

um

chyba?

nie wiem

jest ok

chyba za ładny dla mnie


Hoba

Hyuuung!

Jesteś uroczy!

Taki do schrupania

Nikt ci się nie oprze


Ja

oprócz wszystkich alf które spotkałem


Hoba

Poza tym jednym, który cię zaobrączkował!

I sam mówisz, że przystojniak!

Może wszyscy inny byli zbyt onieśmieleni żeby do ciebie podbić B)))


Ja

kekeke

wątpię

chyba po prostu cuchnąłem fajkami


Hoba

Fajki są seksi


Ja

nie

mój mąż ich nie lubi


Hoba

Pewnie martwi się o twoje płuca


Ja

mam dwa


Hoba

I wdychasz tylko jednym?


Ja

...

a jak u ciebie


Hoba

Jest super!

O! właśnie! Mam pracę dorywczą w studiu tanecznym!


Ja

łał!

brawo!


Hoba

Yhm! <3 <3 <3

No i uczę w szkole tańca

Za jakiś czas mamy występ

Jak przyjedziesz do Busan, to przyjdziesz zobaczyć, nie?

Jungkook będzie

Wreszcie was zapoznam!


Ja

um...

nie wiem czy wrócę na ten semestr


Hoba

Co?!

Czemu?!

Coś się stało?!

Nic ci nie jest?!! Nie jesteś w szpitalu, prawda?!


Ja

nie, nie

nic mi nie jest

po prostu

chyba będę studiował zdalnie


Hoba

Oh...

A będziesz czasami przyjeżdżał?


Ja

nie wiem


Hoba

To może ja kiedyś odwiedzę cię w Ddaegu?


Ja

gdybyś chciał


Hoba

A...

Jeżeli chcesz mówić

To czemu on zdalnie?


Ja

tae chce żebym został w domu


Hoba

Oh

Rozumiem

Ale będziesz pisał?


Ja

jasne


Hoba

Okej!

Będę cię trzymał za słowo!

***

    Yoongi patrzył przez długą chwilę na szarą ścianę, na blok zbitych, oszlifowanych desek, które składały się na szafę, na obce, puste biurko i szafkę na książki...

    Jego serce waliło jak dzikie.

    „Gdzie jestem, gdzie jestem, gdzie jestem...?!"

   „Oh...

    „Akademik."

    Przymknął oczy i wziął głębszy wdech; wszystko było w porządku – poranek był ciepły, kołdra miękka, współlokator nadal spał, Yoongi wprowadził się tu bez problemów i powoli zaczynał przyzwyczajać do nowej rutyny dnia...

    Tyle, że całe jego jestestwo opanowywała nagła fala dyskomfortu: wszystko było nadal dość obce aby budzić niepokój; jak dopiero co poznany nieznajomy, o którym jeszcze się nie wie czy ma dobre, czy złe intencje. Ściany tego pokoju, rama tego łóżka, framugi tych okien; wszystko to wydawało się kryć w sobie intencje, jakiś ułamek wiedzy na temat przyszłości Yoongiego; paraliżowała go świadomość, że może nie mieć tu racji bytu, że być może popełnił ogromny błąd, że znienawidzi wszystko co go tu otacza, że być może JUŻ to znienawidził, że wpakował się w ślepą uliczkę, że przekreślił całą swoją przyszłość tą jedną, durną decyzją...!


   Otworzył oczy.

   Patrzył na zieloną ścianę, na linie ciemnych, oszlifowanych desek, które tworzyły półki, na obce, nieznane mu tytuły książek i stojący obok stołek...

    Gdzie jestem...?

    A...

    Dom Jimina i Namjoona...

    Wziął głębszy oddech: czuł zapach ziół i roślin, duszność powietrza w małym, zapchanym saloniku, resztki woni tłuszczu z wczorajszej kolacji...

    Bicie jego serca powoli zwalniało. Nie czuł już panicznej potrzeby aby uciec, aby zniknąć, nadać się z powrotem kartonem do domu. Nie leżał na obcej pościeli – leżał w swoim (prowizorycznym) gnieździe z ulubionym kocem, swetrem Boemgyu, bluzą Taehyuna, koszulami Taehyunga, koszulką Jimina i kilkoma parami dresów Namjoona.

    Był bezpieczny – nie musiał stąd uciekać.

    Pracując nas uspokojeniem oddechu – wdech, wydech, wdech wydech... – powoli przypominał sobie swój sen.

    Było to wspomnienie jednego z pierwszych poranków w akademiku, jakoś tydzień po przyjeździe. Pamiętał jak bardzo się wówczas przeraził – jak bardzo ZNIENAWIDZIŁ to nowe miejsce – tak bardzo obce, tak bardzo przerażające w swojej nowości, w wyciu syren tuż pod oknami, w sennych szeptach i zbitkach sylab wypowiadanych przez nowego współlokatora, w zatęchłym zapachu starych ścian, w skrzypieniu podłóg i w nie domykających się drzwiach łazienki...

    Yooongi miał wrażenie, że to nie on przyjechał do Busan tylko Busan ściągnęło go do siebie – jak rybak ciągnący rybę na żyłce; i gdy już złapało Yoongiego, połykało go w całości: każdy kolejny dzień był bolesnym procesem trawienia przez wnętrzności ogromnego, miejskiego stwora.

    Pamiętał jak, przez pierwsze dwa-trzy tygodnie, niemal zaczynał drżeć i płakać za każdym razem kiedy musiał wyjść z akademika – paraliżowało go na samą myśl o spacerowaniu obcymi chodnikami, jechaniu obcym autobusem, wpadaniu na przypadkowe osoby...

    Nie był nawet pewien skąd bał się ten strach: Busan i Ddaegu nie różniły się przecież tak bardzo – to nadal była Korea Południowa, to nadal byli Koreańczycy, Yoongi chodził chodnikami, jeździł autobusami, i spotykał nowych ludzi (choć niechętnie) całe życie. Racjonalnie wiedział, że nawet jeśli pomyli autobusy, to pewnie nadal zdąży na zajęcia – a jeśli nie zdąży, to najwyżej się spóźni – a jeśli za bardzo się spóźni to, pewnie nadal zdoła pożyczyć od kogoś notatki – a nawet jeżeli ich nie pożyczy, to nadal spokojnie zda kolokwium, przecież to tylko jeden temat...

    Ale to może obniżyć jego ocenę.

    I wtedy nie dostanie stypendium.

    I nie będzie mógł wrócić na kolejny rok.

    A potem nie zdoła uzbierać odpowiedniej sumy i nigdy nie wróci na studia.

    I zawali sobie całe życie.

    I nigdy nie spełni swoich marzeń.

    I skończy jako sprzątacz w jakiejś prywatnej szkole, opluwany przez uczniaków, samotny, nienawidzący sam sienie i wszyscy będą patrzeć na niego z politowaniem oraz obrzydzeniem...


    Yoongi westchnął cicho, wtulając nos w koc.

   Wiedział, że większość jego obaw była bez sensu.

    Ale świadomość nie zmieniała faktu, że nadal je MIAŁ – i na początku ledwo sobie z tym radził, obrót życia o sto osiemdziesiąt stopni ciążył mu jak glob na ramionach Atlasa.

    Odbierając paczki z dosłanymi przez Ośrodek rzeczami, patrzył na pudła niemal błagalnie, mając cichą nadzieję, że te są przeklęte, że zaraz się na niego rzucą, opakują go swoimi brązowymi ściankami, zakleją taśmą i nadadzą z powrotem.

    Niestety, ludzkość nie znała zbyt wielu sytuacji, w których kartony zostawały zbawcami – zwłaszcza zbawcami naiwnych, tchórzących idiotów, którzy, zrobiwszy krok w przód, natychmiast mieli ochotę wykonać trzy w tył.

    Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, Yoongi wiedział, że Busan nie było żadnym potworem: nie był nim obskurny, brzydki pokój ani nawet gadający przez sen współlokator (nawet jeżeli pojedyncze, upiorne śmiechy przez sen, mówiły co innego).

    Omega znalazł się po prostu w kompletnie nowym miejscu, zupełnie sam, zaczynając nowy rozdział, jak by to powiedział Namjoon. A to co nowe, zawsze jest straszne.

    Jednak kiedy wszystko się uspokoiło – kiedy miał już wydrukowany plan, profesorzy okazali się nie ukrywać demonicznych różków pomiędzy strzępkami siwizny a Hoseok zapukał do drzwi, Busan, wcześniej będące obślizgłym, pełzającym potworem, szybko otoczyło się kokonem z zadomowienia oraz przyzwyczajenia a następnie przeistoczyło w motyla miłości dla miasta, dla wszystkiego co spotkało w nim Yoongiego – dla późnego chodzenia do kawiarni żeby zamówić najtańsze Aamericano i posiedzieć ze słuchawkami przy laptopie, dla spacerów z Hoseokiem, dla wykładów, które, choć dawały kopa w dupę podczas sesji, to karmiły głód wiedzy muzycznej, którą próbował zebrać od lat.

    Yoongi nie wierzył w raj na ziemi, ale Busan z pewnością było jego azylem – jego pierwszym większym sukcesem, pierwszym większym krokiem po całym życiu nieśmiałego drobienia i stąpania na paluszkach.

    Yoongi miał wrażenie, że znalazł się bliżej szczęścia niż kiedykolwiek indziej – słowo „dom", wcześniej przypisywane Ośrodkowi, powoli zaczynało zmieniać swoją definicję i uwzględniać „akademik", uwzględniać „akademię", uwzględniać całe „Busan", Hoseoka, ulubiony bar i kawiarnię, i autobus, którym zawsze jeździł na zajęcia, i pobliski supermarket...


    A potem odebrano mu stypendium.

    Pojawił się Taehyung.

    Podpisali umowę małżeńską.

    Yoongi spędził rok w Ddaegu, mając wrażenie, że cały ogromny krok, który postawił wyjeżdżając do Busan został wymazany jednym kliknięciem przycisku „cofnij" – znów stał w miejscu, znów został niewolnikiem beznadziejnej sytuacji finansowej, łaski innych ludzi i bezlitosności systemu.

    Znalazł się w puncie bez wyjścia – małżeństwo, które miało otworzyć mu drzwi powrotne na ukochane studia, okazało się tym, co skutecznie je zablokowało. Brak finansowej niezależności, podpis złożony na kawałku papieru, zobowiązana wobec osób, które wcześniej nawet nie istniały w jego życiu...

    Yoongi nie wykopał sobie dołu – nie, on stopniowo wchodził głębiej i głębiej do już przygotowanej dziury, do potężnego, zdobionego grobowca, licząc, że znajdzie wyjście, nieświadomy, iż to zamykało się za nim z każdym krokiem.

    Yoongi nie mógł wrócić – nie miał jak.

    I, szczerze...?

    Mógł być zły tylko na siebie.

    Zignorował wszystkie czerwone flagi, wszystkie sygnały ostrzegawcze na rzecz głupiej nadziei, drogi na skróty – z jakiegoś powodu uważając, że może, może Taehyunowi faktycznie na nim zależy, że da mu szansę rozwijać się i spełniać marzenia...

   Może i lepiej: osoba tak naiwna i głupia jak Yoongi i tak nie poradziłaby sobie w świecie, a co dopiero w świecie show-biznesu. Osoby takiej jak Yoongi nie zasługiwały na podobne przywileje – może, porzucając go, jego rodzice mieli rację: z Yoongiego i tak nic by nie wyszło, niczego miał nie osiągnąć, więc po co dawać mu szanse, które i tak miał zmarnować? Może jego matka albo ojciec, po spojrzeniu na jego brzydką, niemowlęcą twarz uznali: „nie, to nawet nie jest warte zachodu". Być może Yoongi urodził się tylko po to aby być szarym, nic nie znaczącym ludzikiem, dodatkowym numerkiem w liczniku populacji i niczym poza tym. Może ludzie tacy jak Yoongi istnieli tylko po to, aby dopełniać ludzi takich jak Taehyung – może nie mieli większego znaczenia niż narzędzie w dłoni mistrza przy pracy...

    Yoongi nie miał znaczenia – nie w dłuższej, ani tym bardziej w krótszej, perspektywie. Nie miał zdolności ani koneksji Taehyunga, która potrafił ustatkować się w życiu i poprowadzić nim dokładnie tak jak chciał, nie miał pasji Namjoona czy Hoseoka, którzy stanowczo podążali za marzeniami, nie ważne jak mało profitowe by się nie wydawały, nie miał siły charakteru Jimina, który zawsze robił to co chciał i tylko to co chciał, nie miał odwagi Boemgyu żeby uciec od poprzedniego życia i zacząć zupełnie od początku...

    Yoongi był nikim.

    A czy nikt zasługuje na to, na czym mu zależy...?

    Nie.


Dzień dobry,

Piszę z prośbą o przeniesienie mnie na najbliższy semestr na studia w trybie zdalnym. Nie jestem w stanie uczęszczać na zajęcia stacjonarne z powodu mojego świeżo zawartego małżeństwa – mój małżonek mieszka w Ddaegu i, ze względu na naszą chęć założenia rodziny, zdecydowaliśmy się pozostać w mieście.

Z góry dziękuję za rozpatrzenie mojej prośby,

Kim Yoongi




Uhhhh... trochę mi to zajęło, ale wróciłam!

Przyznam, że mam nieco mieszane uczucia co do tego rozdziału. Miałam jakieś trzy-cztery wersje(?), z których żadna mi się nie podobała. Na początku chciałam się skupić na interkacjach Yoongi-Namjoon-Jimin, ale, po napisaniu powyższego tekstu, uznałam, że interakcjach skupię się nieco później.

Ale mieliśmy Hobiego!

Wielkimi krokami zbliżamy się do moemntu kulminacyjnego! Osobiście uważam, że to dobry moment aby stawiać zakłady na to jak rozwinie/skończy się historia TaeGi ;)

Mam też małą prośbę: jako, że moje publikacje są raz na dwa tygodnie (albo rzadziej, jak widzicie po ostatnim miesiącu) algorytmy wattpada nie polecają mnie zbyt często, a chciałabym dotrzeć do nieco szerszej rzeszy czytelników. Jeżeli więc macie jakiś znajomych lub kogoś innego, kto szuka nowej lektury i jest w fandomie, to bardzo się ucieszę jeżeli napomkniecie im o "Untouched" :D

Mam nadzieję, że wakacje przebiegają Wam w wyśmienitym nastroju, a ja lecę ogarniać parę spraw!

Zawsze Wasza,

~Nico



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top