17. Toast
– Dlaczego jest u was policja?
Yoongi nawet nie musiał się odwracać żeby poznać właściciela głosu.
Mimo to wykręcił głowę; Kim Taehyung jak zwykle miał na sobie komicznie duże ubrania, przydeptane sandały i narzuconą na wierzch koszulę, o której Yoongi wiedział, że zostanie tego wieczora w Ośrodku.
– Ktoś uciekł – wyjaśnił zdawkowo, nawet nie drgając gdy Alfa usiadł obok niego na ławce.
Było południe, zbliżał się zenit, słonce prażyło niemiłosiernie i normalnie Yoongi robiłby wszystko aby spędzić ten czas w klimatyzowanym pomieszczeniu.
Tyle że okoliczności nie były normalne: Boemgyu i Taehyun zniknęli, Kangurzyca podniosła raban, Ośrodek wezwał policję, Yoongi był już przesłuchiwany a jego pokój przeszukiwano. Rzecz jasna, zapytany o to czy wiedział coś o zniknięciu przyjaciół, skłamał: powiedział, że obudził się rano i Gyu już nie było, że ten nigdy nic nie wspominał o ucieczce, że jego rzeczy leżały rano w szafie starszego, najpewniej podrzucone przez samego właściciela.
– Uciekł? Czemu?
Omega nie miał ochoty wdawać się w szczegóły, wyjaśniać, że odszedł jego najlepszy przyjaciel, a w zasadzie to dwóch. Taehyung mógł się obejść bez tych informacji.
– Chcieli go wydać za mąż.
– Jego Alfa był aż takim dupkiem...?
– Policja uważa, że uciekł ze swoim Alfą.
Kim zmarszczył brwi.
– Nie rozumiem...? Jeżeli z nim uciekł, to czemu nie mógł za niego wyjść...?
Yoongi wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– Może szukali atencji...?
Omega poczuł nagły napływ irytacji.
– Nie gadaj o rzeczach, o których nie masz pojęcia – warknął.
– Okej, sorka, sorka. – Mężczyzna uniósł obronnie ręce. – Tylko się zastanawiałem...
– To przestań – syknął Yoongi. – Nie masz pojęcia jak potrafi wyglądać czyjaś sytuacja, więc po co mielisz jęzorem...?
Był praktycznie pewien, że Alfa wstanie i sobie pójdzie – Omegi powinny być kulturalne, ułożone, nie pyskować i zdecydowanie nie insynuować komuś, że jest durny albo zachowuje się jak dupek (zwłaszcza jeżeli ten ktoś się do nich zalecał).
Ale Kim Taehyung najwyraźniej postawił sobie za cel życiowy robić wszystko na przekór bo nadal siedział w miejscu. Zwiesił ramiona i przez dłuższą chwilę tylko patrzył przed siebie, nieobecnym wzrokiem.
– Też być uciekł, gdybyś miał wziąć ślub...?
Yoongi wywrócił oczami – naprawdę to Alfa wyciągnął z ich konwersacji...?
– Nie wiem, może. Zależy z kim miałbym go brać.
– Ze mną...?
Omega czuł jak jego serce gwałtownie przyśpiesza; tak wiele czasu minęło od kiedy ostatnio dał się czymś równie mocno wyprowadzić z równowagi, że przez sekundę myślał, iż zbiera mu się na wymioty.
– Oświadczasz się? – zapytał wreszcie. Miał nadzieję, że jego głos nie brzmiał na zbyt zduszony.
– Nie – powiedział Alfa. – Nie będę ci oświadczać skoro możesz uciec kiedy to zrobię.
– Nie muszę uciekać, mogę się zwyczajnie nie zgodzić – wytknął Yoongi.
– ...Zamierzasz się nie zgodzić?
Omega mógł oczekiwać tego pytania, a mimo to złapało go kompletnie bezbronnego, próbującego wymyślić jakąkolwiek wymówkę.
– Na razie skupiam się na studiach.
– Małżeństwo jakoś w tym przeszkadza...?
– Omegom? Zwykle tak.
– A gdybym obiecał, że nie będziesz miał problemów ze studiowaniem jeżeli za mnie wyjdziesz?
Yoongi aż prychnął.
– Ludzie obiecują wiele rzeczy. Uwierzę, jeżeli dasz mi to na piśmie.
– W porządku.
Yoongi aż spojrzał na mężczyznę i mrugnął kilka razy, szukając jakichkolwiek oznak, że ten żartuje albo gorzej, kłamie.
– Słucham?
– W porządku, nie ma problemu. Poproszę o spotkanie z Przedstawicielem, załatwię prawnika. Pasuje ci środa? Albo piątek?
Omega rzez dłuższą chwilę nie mógł znaleźć słów.
– Żartujesz – powiedział wreszcie, oskarżycielskim tonem.
Taehyung spojrzał na niego, a jego wzrok był tak poważny, iż Yoongi odniósł wrażenie, że zamieni się pod nim w kamień.
– Mam wrażenie, że moje intencje były dosyć oczywiste. Zalecałem się do ciebie praktycznie od samego początku. Po zalotach są zaręczyny. Potem ślub, jeżeli się zgodzisz.
– Co jeżeli się nie zgodzę?
Taehyung uniósł jedną brew.
– Wtedy nie bierzemy ślubu...? Co innego miałoby się stać?
Yoongi wzruszył ramionami; czy ten Alfa naprawdę nie wiedział jak potrafią działać aranżowane małżeństwa?
– Nie mam posagu ani wykształcenia, nawet pracy. Nic nie wniosę. No i jestem od ciebie starszy, więc jeżeli chcesz zakładać rodzinę to lepiej poszukaj kogoś młodszego – mówiąc to, oparł się ciężko na udach.
– Nie potrzebuję twojego posagu, zresztą, nie spodziewałem się żebyś go miał. Zarabiam dość pieniędzy żeby cię utrzymać, jeżeli o to się martwisz – Alfa mówił takim tonem jakby prowadzili tylko luźną pogawędkę, a nie wstępne negocjacje matrymonialne.
Yoongi widział jednak jak spięty faktycznie jest, ile kosztuje go to nerwów – czuł jego feromony i znudzona mina nie mogła wiele zdziałać.
Omega wahał się nim zadał kolejne pytanie – wiedział, że stąpa po cienkim lodzie i nie miał pojęcia jak głęboka jest pod nim woda.
– A co gdybym potrzebowałbym kogoś kto opłaci mi studia...? – Spojrzał kątem oka ku Alfie, oczekując jego reakcji.
– O to się martwisz? – zapytał mężczyzna, patrząc prosto na niego.
Yoongi poczuł jak z zawstydzenia czerwienieją mu policzki.
– Nie tylko. Ale między innymi tak – przyznał.
– Masz problemy z opłaceniem studiów?
– Straciłem stypendium – wyjaśnił Yoongi. Zgarbił ramiona zupełnie jakby ciężar, związany z martwieniem się o to oraz mnóstwo innych spraw, fizycznie ciążył mu na plecach.
Taehyung mruknął w odpowiedzi, najpewniej przetrawiając tę informację.
– Mógłbym ci je opłacić, ale pod jednym warunkiem.
Yoongi spojrzał na niego, marszcząc brwi – nie podobało mu się gdzie zmierzała ta rozmowa.
– Jakim?
– Zrobisz sobie rok przerwy. Żebyśmy mogli odpowiednio spędzić miesiąc miodowy: poznać się, spędzić razem czas...
Yoongi jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
Dziekanka z powodu świeżo zawartego małżeństwa* była możliwa, jak zdawał sobie sprawę. Teoretycznie więc mógłby spełnić prośbę Taehyunga; rok w plecy nie był czymś o czym marzył, ale stokrotnie przewyższał opcję kompletnego porzucenia studiów (zwłaszcza teraz, kiedy czekał na niego Gyu).
– Musiałbyś mi to zapewnić w umowie. Że opłacisz studia i że będę mógł na nie wrócić.
– W porządku. – Taehyung skinął głową. Korzystając z tego, że Omega był zwrócony w jego stronę, spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. – Czy to znaczy „tak"? Przyjmujesz oświadczyny?
Czyli to jednak są oświadczyny: pomyślał z przekąsem Yoongi.
– Załatw spotkanie z Przedstawicielem i prawnikiem – odrzekł po dłuższej chwili. – Ustalimy wstępną wersję umowy i wtedy pomyślę. Ale to jeszcze nie jest „tak". To „może" – dodał, podkreślając ostatnie zdanie surowym spojrzeniem.
Taehyung uśmiechnął się nieśmiało, zaledwie jednym kącikiem ust.
– No to widzimy się w środę.
W kieszeni koszuli, którą zostawił mu na oparciu ławki, Yoongi znalazł pudełeczko z obrączką zaręczynową.
***
Dwa dni później Omega otrzymał od Kima SMS-a z datą oraz godziną spotkania. Poinformowany odpowiednio wcześniej, miał mnóstwo czasu aby się na nie przygotować – a i tak, idąc w środę korytarzem, nadal nie mógł przetrawić faktu, że będzie dyskutował swoją umowę małżeńską.
Przed wyjściem z pokoju długo rozważał czy założyć pierścionek – byłoby to równoznaczne z przyjęciem zaręczyn, ale czy tym samym nie było podjęcie samych pertraktacji...? To co powiedział Taehyungowi było jednym, ale to co mieli pomyśleć jego rodzice drugim: jeżeli faktycznie zamierzał poślubić Kima Taehyunga (o Boże, zamierzał poślubić Kima Taehyunga?!) to musiał spróbować zrobić dobre wrażenie, prawda...?
Ostatecznie założył obrączkę, ale, na wszelki wypadek, narzucił na siebie największą posiadaną koszulę (własną, nie Alfy), która, w razie czego, zakryłaby palce. Uznając, że lepiej przygotowany nie będzie, poszedł do jaskini lwa.
Taehyunga i Państwa Kimów jeszcze nie było, czekała tylko Pani Choi oraz Przedstawiciel; pił swoją ulubioną herbatę, której zapas zawsze leżał na półce w gabinecie.
Pani Choi spojrzała na niego znad ramy swojego komputera. Szkła jej okularów jak zwykle były nieco zamglone, a włosy, jeszcze zeszłego tygodnia fioletowe, zmieniły kolor na jaskrawy róż.
Napotkawszy wzrok Yoongiego, skinęła mu głową – odpowiedział jej ukłonem, wiedząc, że kobieta ma problemy z biodrem i nie może zbyt często wstawać.
– Dzień dobry, Yoongi. – powiedział Przedstawiciel, odstawiając kubek. – Jednak przyszedł twój czas, hm? – dodał, posyłając mężczyźnie krótki uśmiech.
Ton Bety brzmiał jakby badał grunt i Omega nie mógł mu się dziwić; biorąc pod uwagę jak często Seokjin przyjeżdżał do Ośrodka i jak często Yoongi zachodził do pokoju pracowniczego żeby spędzić czas z kimś kto nie był poniżej legalnego wieku, musieli raz na jakiś czas skrzyżować drogi. Nie byli może przyjaciółmi, ale łączyła ich koleżeńska relacja; na tyle koleżeńska aby Seokjin znał nastawienie Omegi do małżeństwa.
– Zobaczymy – odparł złowróżbnie Yoongi.
– Oj, zobaczyć na pewno zobaczymy. Nawet sobie nie wyobrażasz jakiego dżentelmena znalazł Yoongi – zwróciła się do Seokjina. – Wiem, że cicha woda brzegi rwie, ale żeby aż tak... – dodała, znacząco unosząc brwi.
– Aż tak? – Seokjin powtórzył przesadnie dramatycznym tonem. – A myślałem, że to Boemgyu miał do tego smykałę... Swoją drogą, wiadomo coś o nim?
Kobieta westchnęła ciężko, odsuwając monitor na bok.
– Jego matka nadal wszczyna awantury i twierdzi, że to nasza wina. Po tylu latach w tym miejscu człowiek pozna psychopatę jak jednego zobaczy i, słowo daję, ta kobieta nie jest normalna – prychnęła. – Jeżeli ci chłopcy uciekli, to, szczerze?, lepiej dla nich. – W tym momencie uniosła wzrok znad ekranu i spojrzała wprost na Yoongiego. – A ty? Nadal nic nie wiesz? – rzuciła sarkastycznie, choć bez jadu w głosie.
Mężczyzna uciekł wzrokiem na co jego rozmówczyni zrobiła pobłażliwą minę.
– Lepiej dla nich – podsumowała.
– Nie chcę nikogo obrażać, ale Pani Kanga faktycznie... potrafiła czasami zbyt mocno naciskać.
– To suka i tyle – warknął Yoongi.
– Spotykałam milsze suki – prychnęła Pani Choi. – Ona ma nierówno pod sufitem.
– A jak twoi szwagrowie...? – zwrócił się nagle Seokjin do Yoongiego. – Też są... zbyt ingerujący...?
– Nie wiem.
– Przyjdą tu po raz pierwszy – wyjaśniła Pani Choi. – Dotąd przychodził tylko książę. Zresztą, zwykle się nie rejestrując – dorzuciła z przekąsem.
– I jaki jest? – Seokjin wziął duży łyk herbaty, spoglądając znad brzegu kubka na Yoongiego; Yoongi pamiętał ten kubek, nie wiadomo ile lat temu jakieś dziecko namalowało na nim nieludzko brzydką lamę i Beta natychmiast uznał, że ją uwielbia; chyba miał słabość do brzydkich i pokracznych rzeczy, biorąc pod uwagę chociażby jego zawód.
– Nie jest... najgorszą opcją.
– Ale najlepszą też nie...? – odgadł Seokjin.
– A jest jakaś najlepsza? – Yoongi rzucił mu harde spojrzenie.
– Znam sporo aranżowanych małżeństw, które są całkiem szczęśliwe – usiłował pocieszyć Beta.
– „Całkiem".
– Jeżeli jesteś temu taki przeciwny, to czemu się zgodziłeś...? – przerwała im Pani Choi.
– Jeszcze się nie zgodziłem – zaprotestował Yoongi, czując dyskomfort z powodu lustrującego go spojrzenia kobiety. Jezu, czy wszyscy psychologowie patrzyli w taki sposób...? Może to i dobrze, że nigdy nie poszedł na terapię... – To tylko wstępna rozmowa; dopiero po niej... podejmę decyzję.
– Dlaczego w takim razie w ogóle chcesz o tym rozmawiać...? – drążyła dalej kobieta. Omega miał ochotę warknąć jej w twarz, że to nie jej sprawa.
Milczał chwilę, nawet przed samym sobą wstydzące się głównego powodu.
– Obiecał opłacić mi studia. – Spojrzał na swoje dłonie. Czy stał się właśnie jedną z tych Omeg, które żerują na Alfach dla pieniędzy...? Tych, które są antagonistami w filmach, książkach i serialach, które zwykle są tanimi dziwkami i giną na końcu albo zostają pokazowo porzucone...?
Czy był złym człowiekiem...?
– Wiesz, że takie klauzule nigdy nie zostają zaoferowane bez żadnego haczyka. Powiedział czego będzie chciał w zamian? Obiecał umieścić to na piśmie?
– Tak. Chciał żebym przerwał naukę na rok i „odpowiednio spędził z nim miesiąc miodowy, żebyśmy mieli czas się poznać" i tak dalej ... – Omega spojrzał na Seokjina z zapytaniem w oczach.
Ten zmarszczył brwi.
– Trzeba będzie dodać paragraf o oddzielnych kątach bankowych – powiedział wreszcie. – Jeżeli główną kartę przetargową stanowią pieniądze, nie może mieć możliwości zamrożenia ci kąta ani odcięcia od funduszy. Zniewolenie finansowe nadal się czasem zdarza, Yoongi – upomniał go Seokjin poważnym tonem. – Masz mój numer na wszelki wypadek? Gdyby zaczął ci grozić, natychmiast do mnie zadzwoń. I miej gdzieś zapisane wszystkie kontakty, znajdź najbliższy punkt gdzie mogą ci udostępnić telefon: kawiarnię, sklep, gdziekolwiek. Gdyby zabrał ci telefon musisz działać szybko, zwykle nie trzeba wiele żeby potem zamknęli cię w pokoju i...
– Wiem, hyung – przerwał mu Yoongi. Co roku Omegi w legalnym wieku miały z nim tę pogadankę, Yoongi mógłby pewnie wyrecytować większość z pamięci. – Jeszcze nawet nie wiem czy faktycznie się zgodzę. Zdecyduję się dopiero kiedy przeczytam wstępną wersję umowy. I tylko wtedy zacznę przygotowania.
Beta skinął powoli głową.
– Jasne, wiem, że wiesz, po prostu... sam rozumiesz: lepiej być bezpiecznym niż...
– ...żałować – zakończył razem z nim Yoongi.
– A jeżeli nie złamie umowy i zwyczajnie będzie dupkiem... – wtrąciła Pani Choi – ...powiedz, że wezwałam cię do Ośrodka. Jeżeli będzie miał wątpliwości, niech do mnie zadzwoni; jakoś za ciebie pokryję i wymyślimy coś na miejscu – zaoferowała.
– Dziękuję – odpowiedział Omega; ciężar, który czuł dotychczas, nieco zelżał: nawet gdyby doszło do najgorszego, nadal miał opcje. Seokjin był dobry w tym co robił: nie ważne jakiego prawnika nie zatrudnili Kimowie, Beta siedział w tym biznesie od wielu lat i umiał wynegocjować korzystną, lub przynajmniej neutralną, umowę dla Omegi. A gdyby nawet wtedy wszystko wzięło w łeb, zawsze mógł tu wrócić i liczyć, że ochroni go ktoś większy od niego samego.
(Co nie znaczyło, że chciał znaleźć się w sytuacji, gdzie będzie potrzebował tej ochrony.)
Rozmawiali jeszcze przez około kwadrans, a Yoongi zaczął się zastanawiać czy Taehyung bynajmniej nie zmienił zdania i nie uznał, że Omega to jednak za dużo zachodu – może jego rodzicie odwiedli go od pomysłu małżeństwa kiedy ich syn opowiedział im o swoim wybranku...? Może dwudziestopięcioletni partner, który dopiero co zaczął studia, nie umiał się na ich utrzymać i nie wiadomo czy w ogóle miał je skończyć, a do tego nie planował przez najbliższe kilka lat dzieci i nawet nie cieszył oka, to przesada dla jakiejkolwiek szanującej się rodziny...?
Bo w zasadzie jakie korzyści mogło przynieść Kimowi to małżeństwo...? Jedyne co Yoongi mógł mu zaoferować to seks. Czy Taehyung chciał go poślubić tylko po to aby go przelecieć? Szukał dmuchanej lali, która nie była zbyt wymagająca, nie stawiała zbyt wielu warunków i najpewniej nie zrobi awantury, kiedy się nią znudzi i zacznie puszczać za jej plecami...?
To... chyba najbardziej prawdopodobna możliwość, myślał zgorzkniale Yoongi. Co przerażało go nawet bardziej, to fakt, że nie uważał tej opcji za taką złą: przez kilka lat musiałby się zmuszać do seksu, który, jeżeli Alfa nie okaże się sadystą ani zaparzałam fanem BDSM, w najgorszym scenariuszu będzie po prostu nieprzyjemny, a potem miałby spokój: mógłby poświęcić swoje życie studiom i karierze, znalezieniu pracy, może, może! kiedyś dzieciom – jeżeli Kim okaże się na tyle znośny aby uznać go za dobrego przyszłego ojca (a Yoongiego nie na tyle przerażonego aby panikować na samą myśl o zastaniu tatą).
To nie była zła opcja – to mogła być jedna z lepszych opcji jakie Yoongi miał; nie tylko teraz, ale w całym swoim życiu. Bo co innego tak zapewnia stabilność i poczucie bezpieczeństwa jak mąż-prawnik z bogatej rodziny a do tego jedynak...?
Dodać do tego urodę Alfy i faktycznie można uznać, że cicha woda urwała porządny, żyzny kawałek brzegu – tylko, że z brzegami jest taki problem, iż dają znać tylko o tym co na zewnątrz, nie tym co w środku.
Bo ile tak naprawdę mógł dowiedzieć się Yoongi o Kimie Taehyungu przez te dwa, dwa i pół miesiąca (trzy, jeżeli liczyć ich spotkania w maju)...?
Być może Yoongi zagłębiłby się w tej gonitwie myśli jeszcze bardziej i wyszedł, uznając, że to małżeństwo jest z góry skazane na porażkę, ale, szczęśliwie (lub nie), rodzina Kim wreszcie przyjechała.
Zapukawszy, weszli do środka i przeprosili za spóźnienie – podali jakiś konkrety powód, korki lub coś równie racjonalnego – może Yoongi wyłapały to lepiej gdyby słuchał, zamiast skupiać się na lustrowaniu wzrokiem potencjalnych przyszłych teściowych.
Panie Kim były wysokimi kobietami, wyglądającymi na tyle podobnie, że można by je uznać za siostry – aczkolwiek po dłuższym przyjrzeniu się, Yoongi uznał, iż podobieństwo wynika bardziej z podobnego stylu noszenia się i mimiki twarzy niż z podobieństwa rysów.
Pierwsza, Alfa, miała te same ciemne, kręcone włosy co Taehyung, ale dłuższe, z grzywką nad oczami i związane w wysokiego kucyka; wydawał się nie być zupełnie Koreanką, Yoongi zgadywał, iż ma w sobie domieszkę krwi filipińskiej lub kazachskiej...? Miała też ten sam nos – duży, ale zgrabnie zgrany z resztą twarzy. Jej rysy wydawały się jednak mniej harmonijne od tych syna, kontur twarzy bardziej kanciasty, surowszy, a oczy większe, głębiej osadzone. Nałożyła czerwoną koszulę, obcisłe, czarne spodnie, buty na wysokim obcasie, a na twarzy miała ledwie widoczny makijaż, wyglądający jakby zrobiono go bardziej z powinności niż z dla siebie samej.
Wyglądała jak główna bohaterka filmów o ludziach, którzy stracili już sens życia, ale, po ciągu zdarzeń, który zajmował większą część seansu, powoli zaczynali odzyskiwać wiarę w siebie i w ludzkość.
Jednym słowem, robiła na Yoongim podobnie wrażenie co za pierwszym razem zrobił jej syn – kompletnie nie wiadomo było co o niej myśleć.
Druga z kobiet, Omega, wyraźnie starała się o mniej onieśmielający wizerunek: koszula z delikatnego materiału i wstążką pod szyją, kraciasta spódnica, sandały i torebka ze srebrnym łańcuszkiem, farbowane na blond włosy, modna grzywka oraz lekki makijaż, w którego wyraźnie włożono dużo pracy.
Mimo pewnych różnic, kobiety miały podobny krok, podobnie marszczyły brwi, lustrowały uważnie pokój i szły niemalże w formacji, jedna przed, druga za synem niczym tarcze chroniące go przed całym złem tego świata.
Yoongi poczuł ukłucie zazdrości na myśl o tym, że sam mógłby mieć coś takiego, mógłby mieć rodzinę, która by go chroniła, matkę i mamę, matkę i ojca, ojca i tatę, (Gyu i Tae) gdyby, z nieznanych sobie przyczyn, nie został porzucony.
Czy jeżeli wkradnie się w łaski tych kobiet, zaakceptują go w swojej rodzinie...? Czy zaakceptują go na tyle aby wreszcie czuł, że gdzieś przynależy, że jest gdzieś chciany...?
Takie scenariusz przemawiał do Yoongiego dużo bardziej niż sama wizja małżeństwa – nie ważne jak spiperzonego nie miałby związku, chętnie by w nim został gdyby tylko zaakceptowały go dwie kobiety takie jak one, które wyraźnie dbają o swoich i umieją się o nich zatroszczyć, postawić w ich imieniu.
(Tae pewnie nawet nie wiedział jak jest szczęśliwy, prawda...?)
– Witam, miło mi Państwa wreszcie poznać. – Pani Choi wstała i ukłoniła się krótko, Seokjin dawno poszedł w jej ślady.
Yoongi, zdając sobie sprawę ze swojej gafy, jak najszybciej poderwał się z siedzenia – mimo to, jego opóźnienie było zauważalne. Niższa kobieta rzuciła mu trudne do zinterpretowania spojrzenie, wyższa chyba usiłowała to zignorować.
Kurwa, świetny początek – pomyślał zgorzkniale Omega.
***
Dyskusja ciągnęła się dużo dłużej niż Yoongi oczekiwał– w pewnym momencie aż zaczął się zastanawiać czy może Pani Kim – prawniczka podobnie jak syn i jego przedstawicielka podczas układania umowy – nie stosuje taktyki „zmęcz oponenta tak bardzo, że ulegnie"; być może faktycznie tak było bo w pewnym Seokjin momencie zaproponował przerwę aby wszyscy „nabrali świeżego powietrza, rozprostowali kości i przemyśleli dotychczasowe ustalenia".
Niższa kobieta sprawiała wrażenie zirytowanej takim obrotem spraw, ale, ponieważ zarówno jej żona jak syn skinęli głowami, po chwili również uległa.
Yoongi, tym razem pamiętając o ukłonie, wymknął się z gabinetu jak najszybciej; miał wrażenie, że wzrok Pani Kim świdrował jego plecy jeszcze długo po tym jak zamknął za sobą drzwi.
Kiedy wrócił z sypialni z paczką papierosów i podszedł do bujanej ławki, Seokjin już na niego czekał.
– Co o nich myślisz...? – zapytał Omega, ciężko opadając obok. Beta podsunął mu zapalniczkę, którą Yoongi uprzejmie przyjął choć miał w kieszeni własną.
– To zdecydowanie nie to samo, co dyskusje z tymi ważniakami z kancelarii. Dla nich to tylko kwestia „wygrania" umowy, dla niej to walka o syna – zaczął Seokjin, już mając kliknąć zapalniczkę kiedy Yoongi mu przerwał:
– Masz, zapal od mojego.
Beta chętnie skorzystał po czym mocno się zaciągnął – szary dym uleciał ku górze, gdzie uderzył o paskowany baldachim.
– Jego matka ma sporo doświadczenia. Może nie w dyskusjach matrymonialnych, ale tak ogólnie. – kontynuował Seokjin. – Ale to rozsądna kobieta. Nie miała wygórowanych wymagań, chyba po prostu chciała dopilnować aby wszystko było fair i nikt nikogo nie wykorzystał. Jeżeli więc chodzi o teściową to przynajmniej nie trafiłeś na świruskę. Masz więcej szczęścia niż Gyu.
– Dzięki – mruknął Yoongi bez przekonania. – A Alfa?
– Tu niewiele pomogę. Sam widziałeś, że ledwo się odzywała.
Yoongi musiał przyznać mu racje – jeżeli w pomieszczeniu była druga równie skonfundowana osoba co on sam, to właśnie Pani Kim – podczas tej dziwnej potyczki umysłów, którą prowadziła jej żona z Seokjinem, rzucała naokoło zakłopotane spojrzenia jakby sprawdzała czy tylko ona nic z tego nie rozumie.
– Jak się trzymasz...? Wiesz, po ucieczce Boemgyu? – zapytał nagle Beta, spoglądając ku młodszemu kątem oka.
Mężczyzna westchnął.
– A jak mogę się trzymać...? Zostałem sam na tym cholernym świecie, jakby nie wystarczyło, że porzuciła mnie moja matka. Oby TYLKO matka. Mam nadzieję, że ojciec zwyczajnie nie wiedział o moim istnieniu. Albo druga matka. Albo drugi ojciec. Cholera ich wie. – Omega odchylił głowę do tyłu, przypadkowo uderzając karkiem o oparcie. Syknął i potarł obolałe miejsce dłonią.
Seokjin patrzył na niego z troską.
– Co myślisz o tym Taehyungu? Tak szczerze? – zapytał, ponownie się zaciągając.
– Nie jestem pewien...? Na razie robi... okej wrażenie. Miał swoje gorsze momenty, widać, że pewnie nigdy wcześniej się do nikogo nie zalecał; dam sobie palce uciąć, że jest prawiczkiem – prychnął Yoongi, wspominając feralną historię z kwiatami.
– To źle? – chciał wiedzieć Beta.
– Chyba nawet byłoby lepiej; nie rzuci się na mnie jak zwierzę od razu po ślubie .
– A właśnie, temat seksu. Jak się na to... nastawiasz? – Seokjin wyraźnie próbował delikatnie dobrać słowa i Yoongi nie wiedział czy być mu za to wdzięcznym, czy tylko wywrócić oczami.
– Byle nie był agresywny. Poza tym jakoś przeżyję.
– To znaczy, że już się zdecydowałeś...? – nieśmiało wyciągnął wnioski Beta.
Yoongi wypuścił dym zanim mu odpowiedział:
– Sam powiedziałeś, że dyktują rozsądne warunki. To może być moja jedyna szansa żebym wrócił na studia, a jeżeli wszystko szlak trafi to, ile tam będę musiał czekać do rozwodu...?
– Dwa lata – podpowiedział Seokjin. – Chyba, że wcześniej dojdzie do obopólnej zgody aby zerwać umowę.
– Właśnie. – Omega skinął głową. – W najgorszym wypadku przemęczę się z nim dwa lata i dostanę odszkodowanie.
– Chyba, że go zdradzisz – przypomniał Beta, dyktując wypunktowane wcześniej ustalenia.
– A jeżeli on zdradzi mnie, dostanę pięć czwartych odszkodowania z normalnego rozwodu – dodał Yoongi przesadnie entuzjastycznym głosem; uniósł szluga do góry jakby miał zaraz wygłosić toast.
Seokjin wciąż spoglądał na niego smutnym wzrokiem.
* przerwa dziekańska z powodu zawartego małżeństwa – w prawdziwym życiu raczej nie jest możliwa, a przynajmniej nigdy o takiej nie słyszałam. W świecie przedstawionym została dodana gdyż instynkty i Oznaczenie mają duże znaczenie dla psychiki ludzkiej i długoterminowe odseparowanie pary, która niedawno zostawiła na sobie Oznaczenia może być brzemienne w nieprzyjemne skutki, takie jak np. stany depresyjne, zaburzenia kompulsywno-nerwowe u Alf, a czasem może też trwałe „uszkodzenie" związku.
Przyznaję szczerze, że ten rozdział to nie majstersztyk jeżeli chodzi o korektę: za każdym razem jak siadałam do poprawek, byłam starsznie zamulona (piszą to też jestem) i nie wiem czy to kwestia nastroju, czy powrotu do leków. Na szczęście ten rozdział był wyjątkowo... prosty(?) jeżeli chodzi o poprawki (kto by pomyślał, że dialogi poprawia się o tyle prościej od tekstu ciągłego...), więc mam nadzieję, że nie wkradło się za dużo powtórzeń czy zmian w tempie.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że nie planowałam w ogóle umieszczać Seokjina w akcji, tylko Namjoon miał o nim wspomnieć z raz czy dwa, ale pisząc scenę w gabinecie uznałam, że w sumie czemu nie? Niech się chłop wyszaleje, też mu się coś należy.
Co zaś do matek Taehyunga, też były stosunkowo nowym pomysłem, wcześniej planowałam "typową polską rodzinę" czyli ojca z piwnym brzuszkiem i matkę sztywną jak z kijem w tyłku, ale Panie Kim chyba podobają mi się bardziej. Co Wy o nich myślicie?
Jako, że zbliża nam się moemnt "zawiązania" związku między TaeGi postanowiłam zbierać zakłady: ktoś jest gotowy obstawiać co wydarzy się w fabule kiedy wstawię kolejną część za dwa tygodnie...?
Życzę Wam dobrego wieczoru i mam nadzieję, że wszyscy jak najlepiej się trzymacie!
Zawsze Wasza
~Nico
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top