16. Keep in touch cz. 2

   Yoongi na początku nie wiedział co się dzieje – potrzebował paru sekund aby zrozumieć, że jest noc, że leży w swoim łóżku i że ktoś nim potrząsa. Minęło następne kilka sekund nim zorientował się, że tym kimś jest Bomegyu, który klęczy obok na łóżku z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę.

   Yoongi natychmiast usiadł.

   – Co się dzieje...? – wyszeptał zaniepokojonym głosem.

   Nim chłopak zdołał odpowiedzieć, Yoongiego dobiegł głośny szelest. Gwałtownie odwrócił głowę: zobaczył Taehyuna, który pakował koce Boemgyu do zawieszonej na ramieniu torby.

   Dojrzawszy przestrzeń wokół Alfy, Omega zdał sobie sprawę, że cała druga połowa pokoju jest niemal kompletnie opustoszała, nie licząc ogołoconych mebli.

   Yoongi na Boemgyu wielkimi oczami; powoli zaczynało do niego docierać co się dzieje, ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, nie chciał.

   – Hyung – wyszeptał Gyu nachylając się ku niemu. – Ja i Hyunie wyjeżdżamy. Nie mogliśmy jechać beż pożegnania, więc...

   Yoongi przez dłuższą chwilę tylko na niego patrzył.

   – Co zrobicie...? Co zamierzacie zrobić?! – zapytał tak spanikowanym głosem, że wyszedł z tego niemal skrzek.

    Zarówno Boemgyu jak i Taehyun mieli miny pełne poczucia winy, widocznego nawet w tak słabym świetle – ale poza poczuciem winy było widać silną determinację, której nic nie mogło osłabić, nawet wzierająca w klatce piersiowej Yoongiego panika.

    – Hyunie podstawił przedwczoraj auto na skraju lasu, pojedziemy i... – zaczął Boemgyu, ale Yoongi szybko mu przerwał;

    – I co?! Gdzie się zatrzymacie, z czego będziecie żyć, skąd wiecie, że was nie znajdą?! – Nie wiedział dlaczego był taki zły, nie wiedział dlaczego pół-szeptał, pół-krzyczał, dlaczego miał ochotę złapać Gyu i mocno nim potrząsnąć: wiedział tylko, że ma wrażenie jakby spadał w dół bez niczego co załagodzi upadek.

    – Zatrzymamy się u mojego kuzyna, Soobina – zaczął Taehyun spokojnym głosem. Yoongi czuł zapach jego nerwów, silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, ale sam Alfa sprawiał wrażenie opanowanego, mającego całkowitą kontrolę nad sytuacją. Z jakiegoś powodu tylko bardziej wyprowadzało to Yoongiego z równowagi; może dlatego, że pewność Alfy była niewzruszona i ostateczna, dając do zrozumienia, iż klamka zapadał; a może dlatego że kontrast między feromonami a zachowaniem mężczyzny wywoływał spory dyskomfort, niczym patrzenie jak ktoś pije kawę, do której wcześniej napluto. – Mieszka z narzeczonym, mają jeden wolny pokój. Dzwoniłem do niego i powiedział, że możemy do nich przyjechać. Obiecał kryć nas przed rodzicami – mówił, pewnie podtrzymując dół torby.

    – Będzie też za was płacił?! Jak długo, Gyu nawet nie skończył liceum, co wy niby zamierzacie zrobić?! – wysyczał Yoongi, nie zdając sobie nawet sprawy, że złapał Omegę za uda; Boemgyu wciągnął głośno powietrze, wyglądając na równie zestresowanego co jego przyjaciel.

   – Przerwałem studia, więc poszukam pracy. Gyu będzie pomagał w domu aż wymyślimy coś innego. Moi rodzice będą nas szukać, Ośrodek pewnie też, odczekamy aż cała sprawa ucichnie i wtedy ja skończę uniwersytet, Gyu szkołę, znajdziemy coś na stałe...– mężczyzna brzmiał bardziej przekonująco niż pachniał, ale Yoongi nie miał siły mu tego wypominać; mocniej zacisnął palce na udach Boemgyu.

   – Dlaczego wcześniej mi nie powiedzieliście...? – zapytał łamiącym się głosem. Patrzył na młodszego Omegę, który nadal siedział ze spuszczoną głową. – Dlaczego nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć, nie zdążyłem się na to przygotować, nic wam nie dałem, nawet nie wiem gdzie jedziecie, nie będę mógł was znaleźć, od jak dawna to planowaliście...?! – z każdym słowem jego głos łamał się bardziej i bardziej aż wreszcie przeszedł w płacz. Omega nie miał nawet siły przejąć się tym, że wpędza przyjaciół w poczucie winy podczas kiedy ci chcieli tylko być szczęśliwi i ułożyć sobie życie.

   (Coś czego Yoongi ostatnio nie umiał zrobić...)

   – Przepraszam... – wyszeptał Gyu. – Nikomu nie mówiliśmy, nie chcieliśmy... Baliśmy się ryzykować, chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałem jak zacząć, bałem się jak zareagujesz, bałem się, że powiesz, że nie możemy, i że to głupie, i że nie damy sobie rady, a wtedy zacząłbym ciągle o tym myśleć i może bym się rozmyślił, a nie mogę sobie pozwolić żeby tu zostać, wiesz, że nie mogę...!

   Yoongi gwałtownie przygarnął chłopaka do siebie. Uścisnął go tak mocno, że ten aż cicho jęknął; jego broda wbijała się Yoongiemu w ramię, ich nogi leżały powykręcane na kołdrze a ramiona starszego Omegi obejmowały młodszego niczym zaciśnięte wnyki.

   Gdy pierwszy szok minął, chłopak docisnął twarz do piersi swojego hyunga i wydał płaczliwy szloch, po którym szybko nastąpiły kolejne; nie potrzeba było wiele czasu aby młody Omega zaczął płakać starszemu w ramię, co kilka sekund gwałtownie nabierając powietrza i stale wydzielając z siebie fetor feromonów...

   Mimo to, Yoongi nie puszczał. Łzy, które pociekły już wcześniej, teraz wylewały się na policzki całymi strugami i mężczyzna ledwo co widział. Czuł natłok emocji tak cholernie pomieszany oraz chaotyczny, że już nie wiedział co konkretnie czuje: czy jest mu smutno, czy czuje się zdradzony, czy przerażony, czy chce wspierać przyjaciół, czy może zrobić wszystko aby go nie zostawiali, nie opuszczali...?!

   Taehyun nie przerywał im kiedy cicho wypłakiwali się jeden drugiemu w ramię. Yoongi ocierał policzek o głowę i twarz Bomegyu tak nerwowo, że skóra chłopaka zaczęła czerwienieć – próbował zostawić na nim tyle feromonów ile mógł, tak jakby Gyu był jego własnym bratem, własnym dzieckiem, które zaraz miał stracić i nie chciał aby kiedykolwiek o nim zapomniało...

   Gyu usiłował robić to samo, ale w jego ruchach było mniej energii, a dużo więcej roztrzęsienia – gesty wychodziły nieregularne, szarpane, tak jakby szyja co jakiś czas drgała spazmatycznie przez co smugi zapachu pojawiały się w przypadkowych miejscach, nie zawsze trafiając w okolice gruczołów.

   Yoongi teraz o tym nie myślał, ale w tyle głowy pojawiła mu się myśl, że potem będzie tego żałował – że będzie to rozpamiętywał i najpewniej spędzi wiele godzin płacząc nad faktem, iż Gyu nie zostawił na nim więcej swoich feromonów: a najwięcej będzie płakał kiedy te zupełnie zniknął, kiedy pokój który zawsze pachniał nimi dwoma wywietrzeje i zostanie w nim woń tylko jednego Omegi, najpewniej zgorzkniała oraz przepełniona tęsknotą, śmierdząca i dusząca, odpychający każdego kto się zbliży.

   Może to i lepiej...? – myślał Yoongi. Był niemal pewien, że w najbliższym czasie i tak każdy kto się zbliży będzie odbierany jako zagrożenie, będzie budził mdłości, poczucie dyskomfortu, wrażenie, że coś jest nie tak...!

    – Bierzecie telefony? – zapytał cicho, łapiąc się jakiejkolwiek resztki nadziei.

    Taehyun pokręcił przecząco głową.

    – Jeżeli wmieszają w to policję, będą mogli nas znaleźć – wyjaśnił, ale w jego głosie słychać było żal. – Przestaniemy też używać wszystkich dotychczasowych portali społecznościowych, kont, maili; pieniądze mam już na innym koncie, a Gyu wypłacił swoje przedwczoraj. Soobin mieszka w Busan, więc pojedziemy w stronę Seulu, zostawimy auto w połowie drogi i weźmiemy taksówkę albo pojedziemy autostopem. Soobin ma nas odebrać w jednej z miejscowości pod miastem. – Taehyun patrzył na Yoongiego przepraszająco, tak smutnymi oczami jakich Omega nigdy u niego nie widział. – Pewnie uznają, że pojechaliśmy do jednego z moich znajomych ze studiów. Nikomu nic nie mówiłem, więc powinniśmy być bezpieczni.

    – My-myśleliśmy że nadal będziesz studiował... – wyszeptał nagle Gyu, nadal drżąc. – I-i ż-że minie ro-rok, p-pół i się zobaczymy, g-gdy sprawa uc-ucichnie, a-ale je-jeżeli n-nie m-masz sty-stypendium t-to n-nie-w-wiem-k-kiedy-a-ani-j-jak-h-hyung, w-więc p-proszę, j-jakoś w-wróć n-na s-studia, d-dobrze...? – Spojrzał na Yoongiego błagalnymi oczami, które były tak bardzo opuchnięte oraz czerwone, że wyglądały jak wąskie, szkliste półksiężyce. Yooni przez chwilę pożałował, że to właśnie ostatni widok przyjaciela jaki zapamięta – wolałby żeby ostatnim wspomnieniem było jak młodszy się śmieje, śpi, rechocze tak bardzo, że picie wylatuje mu nosem...

   (Cokolwiek; cokolwiek innego niż to).

    Mocniej ścisnął chłopaka – po chwili jednak wstał (młodszy Omega jęknął płaczliwie, a w powietrzu pojawił się zapach strachu), podszedł do biurka, wyrwał kartkę z pierwszego lepszego zeszytu i zaczął zapisywać ciąg liczb rozstrzępioną ręką; trzy razy musiał poprawiać dwójkę i raz ósemkę .

    – Masz – powiedział, wręczając notkę Alfie. – Mój numer, na wszelki wypadek. – Yoongi miał nadzieję, że przyjaciele zapisali go już wcześniej, że nie planowali porzucić przyjaciela tak jak porzucali wszystko inne; ale musiał mieć pewność, musiał wiedzieć, że jeszcze kiedyś się skontaktują, jeszcze kiedyś się zobaczą. – Jeżeli będziecie potrzebowali pomocy albo sytuacja się zmieni... Nie wiem czy uda mi się wrócić do Akademii, ale znam kilka osób z Busan, w razie czego mogę poprosić żeby wam pomogli – obiecał.

    – Hyung... – zaczął Bomegyu, chwiejnie wstając z łóżka. Yoongi widział kątem oka jak Taehyun drga na dźwięk głosu Omegi i spięty obserwuje gdy ten chybotliwie podchodzi do Yoongiego. – Prz-rzepraszam, n-nie chc-chcemy cię-t-tak-zo-zostawiać, ale nie możemy c-cię w-wziąć ze sobą, a-ale o-o-obiecuję, że kiedy m-minie-t-trochę-cz-czasu-to-do-do ci-ciebie napiszę i-i się spotkamy, nie-nie zostawiam cię, o-obiecuję...– łkał, drżąc w miejscu jak osika.

    – Już, już, Gyuboo, hej, wszystko będzie dobrze... – zaczął Taehyun, usiłując go uspokoić. Yoongi wiedział jednak, że to nie pocieszenia od swojego chłopaka potrzebuje teraz Omega.

   – Nie przepraszaj... Nie możesz mnie przepraszać, okej...? – zaczął, uśmiechając się pocieszająco. – Nie robisz nic złego, to dobrze, że uciekasz, inaczej by cię zamknęli i zrobili z ciebie maszynkę do robienia dzieci i nie pozwolili iść na studia, więc...– przerwał, gubiąc wątek. – Nie możesz mnie przepraszać za to, że próbujesz ułożyć sobie życie, nie jestem zły, po prostu... Będę za tobą tęsknił... Wiem, że czasami bywałem wredny, nie wiem czy kiedyś miałeś mi to za złe, jeżeli tak to przepraszam, nie wiem, nie chciałem żeby było ci przykro, nawet jak mówiłem, że jesteś głośny czy irytujący to nigdy tak naprawdę nie chciałem żebyś przestał i po prostu... Bardzo cię kocham, Gyu; wiem, że mamy całą tą otoczkę sierot i wszystko, ale zawsze było jakoś łatwiej bo zawsze miałem ciebie i nie martwiłem się aż tak bardzo, że nie mam nikogo innego, bo zawsze myślałem, że mam chociaż kogoś na wzór rodzeństwa a to zawsze coś i teraz nie wiem jak sobie poradzę kiedy pojedziesz, ale wolę żebyś pojechał niż żebyś został i żeby cię sprzedali i, wiem, że się bałeś i niczego ci nie wypominam, po prostu chcę powiedzieć, że nawet gdybyś powiedział mi wcześniej to nigdy bym cię nie zatrzymywał i tak... wszystko, ten... – urwał, mając wrażenie, że już nie starcza mu słów: nadal czuł natłok emocji, nawet większy niż wcześniej, ale teraz nie mieściły się już w granicach mowy, teraz po prostu telepały się gdzieś pod czaszką i Yoongi mógł tylko mieć nadzieję, że Gyu jakimś cudem je wyczuje, jakimś cudem zrozumie.

    Boemgyu patrzył na niego przez dłuższą chwilę: przestał drżeć, ale jego oczy wydawały się czerwienieć coraz bardziej i bardziej.

   Zrobił krok do przodu.

   Yoongi nie spodziewał się tego, że przyjaciel go pocałuje – potrzebował kilku sekund aby zdać sobie sprawę, że czuje dotyk cudzych warg, że te powoli zaczynają narzucać nieregularne tempo, raz przerywane płaczliwymi wdechami Beomgyu a następnym razem stopniowym zwolnieniem, jakby chłopak co jakiś czas kompletnie tracił energię. Yoongi przetrawił dotyk zimnej skóry, jej śliskość, słony smak i dopiero wtedy zaczął odpowiadać na pocałunek: nieśmiało przejął odpowiedzialność wyznaczania tempa na co młodszy pozwolił mu bez protestu; odchylił głowę i oplótł ramiona wokół szyi Yoongiego, a ten, bojąc się, iż młodszy upadnie, nerwowo złapał go w talii.

   Taehyun stał obok, obserwując. Yoongi wyłapał jego smutne lecz troskliwie spojrzenie i przez chwilę przeszło mu przez myśl czy nie pocałować również Alfy: ale taki pocałunek miałby zupełnie inne znaczenie niż ten dzielony między dwoma Omegami. Nie mieli teraz ani czasu ani odpowiedniego nastawienia emocjonalnego na takie rzeczy, nie mieliby szansy wyjaśnić sobie co to dla nich oznaczało, co oznaczało dla tego małego stadka, którym byli i dla ich przyszłości.

   Nie mieli na to czasu – tak usiłował to sobie usprawiedliwić Yoongi – ale w głębi serca wiedział, iż będzie później żałował braku odpowiedniego pożegnania z przyjacielem, nie pokazania jak bardzo mu na nim zależy, nie wyznania, że traktuje go jak część stada...

   Po pewnym czasie Boemgyu odsunął się, wyglądając na jeszcze bardziej zapłakanego niż wcześniej; ale jego feromony były słodsze, mniej pachnące lękiem a bardziej bezpieczeństwem, czułością, miłością.

   Yoongi poczuł gwałtowny żal, że dotąd nie spędził z nim każdej możliwej sekundy, że nie szukał jego towarzystwa częściej, że częściej razem nie wychodzi, częściej nie rozmawiali, że Yoongi protestował nawet wobec durnego oglądania piracko pobranych filmów; miał na to tyle czasu – czasu, którego teraz miało upłynąć nie wiadomo ile nim znowu się zobaczą.

   (Sądzenie, że Kangurzyca odpuści po paru miesiącach było naiwne – Yoongi nie znał wielu tak upartych osób, którym dodatkowo ktoś pokrzyżował starannie ułożone plany: mogły minąć lata, nawet cała dekada, nim odpuści – ale Yoongi nie chciał o tym myśleć, nie mógł o tym myśleć.)

   – Zadzwonię, obiecuję – wyszeptał Boemgyu, patrząc mu prosto w oczy. – I jeszcze raz przepraszam.

   – Zabroniłem ci przepraszać – upomniał go Yoongi, siląc się na uśmiech.

   – Zostawiłem ci kilka swoich ubrań w szafie... Tych starszych, nie upranych.

   Mężczyzna próbował znowu nie wybuchnąć płaczem.

   – A wziąłeś coś...?

   – Kilka swetrów. Nawet ten czarny z dziurami. I dwie pary dresów. I poduszkę.

   W normalnych okolicznościach Yoongi urwałby Boemgyu głowę za zabranie jego ulubionego swetra – teraz jednak, nic nie mogło ucieszyć go bardziej, nic na całym świecie, nawet ponowne przyznanie stypendium.

   – Trzymaj się tam, dobra...? – zapytał cicho, chcąc jak najbardziej wydłużyć rozmowę.

   – Obiecuję, hyung.

   Yoongi spojrzał ponad ramieniem Boemgyu na Taehyuna – Alfa nadal obserwował ich bez słowa, nie pośpieszając ani nie upominając. Omega był mu za to wdzięczny choć wiedział, iż pewnie gonił ich czas i nie powinni sobie pozwalać na opóźnienia.

   „Opiekuj się nim" – Yoongi wyraźnie wypowiedział każdą sylabę, licząc, że Taehyun wyczyta ruch jego ust.

   Zrozumiawszy lub nie, mężczyzna skinął poważnie głową – Yoongi poczuł falę ulgi; Gyu był w dobrych rękach – być może w najlepszych z możliwych...

   – Powinniście już jechać – powiedział, świadomy, że jeżeli on tego nie przerwie to Gyu z pewnością tego nie zrobi.

   W oczach młodszego znów wezbrały łzy. Mimo to skinął posłusznie głową.

   – Wiem, wiem, przepraszam, idę... – wymamrotał, mocno pocierając oczy.

    Podszedł do otwartego okna – Yoongi zgadywał, że to właśnie tędy wszedł wcześniej Taehyun – Alfa szedł zaraz za nim, a Yoongi został w miejscu, czując, że to ten moment, w którym pożegnania nabiera naprawdę realnych kształtów, w którym on sam musi wreszcie zrobić krok do tyłu i pozwolić im odejść, chwilowo ignorując swoje emocje, które krzyczały „nie zostawiajcie mnie!, zostańcie!, błagam, nie zostawiajcie mnie samego...!".

   Boemgyu niezgrabnie wszedł na parapet, asekurowany dłonią Taehyuna. Zanim wyskoczył, odwrócił się jeszcze przez ramię i rzucił szybkie, jakby nieśmiałe:

   – Ja ciebie też kocham, hyung.

   Chwilę potem jego buty uderzyły głucho o trawę a sylwetka chłopaka po części zlała się z cieniami za oknem.

   Taehyun zaczął podawać młodszemu torbę; szeptali coś między sobą, ale Yoongi ich nie słyszał, za bardzo odpływając myślami – nie wiedział czy to kwestia rollercoasteru emocjonalnego, szoku czy może senności, ale odnosił wrażenie, iż coraz bardziej dystansuje się względem widocznej przed nim sceny, odpływa gdzieś umysłem, w jakąś bańkę izolacyjną, która nie przepuszczała dźwięków ani czucia.

   Z letargu wyrwał go dopiero Taehyun, który, oddawszy Boemgyu torbę, odwrócił się gwałtownie – jego mina zdradzała determinację, ale też obawę, troskę, lęk...

   Yoongi nie zareagował kiedy młodszy do niego podszedł, ale zarejestrował zmianę w feromonach Alfy – wkradła się w nie nuta czegoś przyjemniejszego, spokojniejszego, czego wcześniej tam nie było...

   Cieszy się, że od nas odchodzi...? Że nas zostawia...?: zasugerował cichy głosik w głowie Yoongiego.

   – Hyung, wszystko w porządku...? – zapytał pół-szeptem Taehyun.

   „A co niby ma być w porządku?": pomyślał sarkastycznie Omega; nic jednak nie powiedział, mając wrażenie, iż jego język jest za ciężki na słowa.

   Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, Alfa westchnął cicho. Zlustrował przyjaciela zmartwionym wzrokiem, ale nie naciskał.

    Yoongi sądził, że na tym się skończy – że Taehyun szybko go obejmie, albo gorzej, uściśnie mu rękę, rzuci krótkie „dobranoc, hyung" lub „do zobaczenia" i wyjdzie. Jasne, Yoongi i Taehyun byli przyjaciółmi, ale głównie dlatego, że łączył ich Boemgyu. Czy teraz, kiedy Alfa zabierał go od Yoongiego ich relacja miała jakoś się zmienić...? Czy mieli być teraz wobec siebie oziębli i obojętni, jak przeciwległe bieguny ziemskie...?

    (Czy Tae uważał, że Yoongi jest na niego zły....?)

  

  Drugi pocałunek był jeszcze większym zaskoczeniem niż ten pierwszy – wprawdzie Taehyn zdobył się jedynie na muśnięcie, i to przy kąciku ust, ale Omega i tak miał wrażenie jakby został porażony prądek. Spojrzał na młodszego szeroko otwartymi oczami, lekko otwierając usta i nie wiedząc czy się cieszyć, czy panikować.

    Alfa sprawiał wrażenie niepewnego i zawstydzonego – mi mo to stał wyprostowany, napięty jak struna, jakby oczekiwał nagany, skarcenia...

    Yoongi nie miał pojęcia za co, do cholery, miałby tego oczekiwać...

    Przez dłuższą chwilę próbował znaleźć słowa – nie miał tyle czasu aby pożegnać się z Taehyunem równie wylewnie co z Gyu – ale wiedząc już, że nie musi się martwić tym jak Alfa zareaguje, jak zinterpretuje jego zachowanie, przechylił na bok głowę i wyeksponował szyję.

    Tym razem to Taehyun szerzej otworzył oczy; jednak już sekundę później wciskał nos pod ucho Omegi, wdychając jego feromony i przystawiając do jego szyi swój nadgarstek; była to przeciwna strona niż ta, gdzie wcześniej oznaczył Omegę Gyu i Yoongi, czując jak feromony powodują u niego lekkie, przyjemne zawroty głowy, odnosił wrażenie, iż staje się trochę bardziej pełny, trochę bardziej sobą.

    – Będę za tobą tęsknił, hyung – wymamrotał Tae, a jego głos po raz pierwszy zdradzał wszystkie emocje: całe przerażenie związane z ciężarem, których mężczyzna wziął na plecy, cała obawa o partnera, o siebie, o wspólną przyszłość.

    Yoongiego po raz pierwszy uderzyło jak młody był Taehyun – ledwie dziewiętnaście lat, świeżo zaczęte i przerwane studia, odcięcie od rodziny, ucieczka do innej części kraju, całkowita odpowiedzialność za siebie i za Gyu...

    Yoongi wiedział, że to było za dużo dla kogoś w jego wieku, dla osoby w jakimkolwiek wieku – ale jednocześnie, jeżeli ktoś miał w tym wszystkim ostatecznie wyjść na prostą, to właśnie Taehyun. Nieważne w jak wiele rzeczy Yoongi by nie wątpił (głównie w siebie samego) to Taehyun zawsze był czymś pewnym, stałym – może i odznaczał się łagodnością oraz opanowaniem, ale to było opanowanie wyhartowanej stali, która nie potrzebowała nadludzkich temperatur aby wykonywać precyzyjne cięcia.

    – Ja za tobą też, Hyunie... – odpowiedział Omega, ocierając policzek i szyję o te chłopaka. – Mogę... mogę twoją bluzę...? – zapytał nieśmiało.

    – Mogę twoją...?

    – Jasne.

    Szybko wymienili się nakryciami, Yoongi dając Taehyunowi bluzę z oparcia krzesła, którą nosił cały poprzedni dzień, podczas kiedy Boemgyu czekał za oknem.

    – Idźcie już – powiedział mężczyzna, tym razem odprowadzając Taehyuna pod samo okno. Alfa nadal jeszcze nie strząsnął z twarzy smutku ani zatroskania, przypominając bardziej małego chłopca niż dorosłego mężczyznę: ale im bliżej okna podchodzili, tym bardziej przybierał zdeterminowaną, pewną siebie maskę, którą zapewne zakładał na rzecz Gyu.

    Ale być może właśnie tego obydwaj potrzebowali – Boemgyu pewności, że, robiąc ten wielki skok, ma kogoś na kim może polegać, kto się nim zajmie, a Tae kogoś kto samym swoim istnieniem będzie go stale popychał do przodu, każąc znaleźć siłę w tych momentach, w których samotnie już dawno by odpuścił.

    Być może miało im się udać – i, być może, kiedy Yoongi znów ich spotka, za ten rok-półtora (przy najbardziej optymistycznym założeniu), wszyscy będą w lepszej sytuacji, szczęśliwszy, nie musząc się z tym ukrywać ani przed niczym uciekać (lub za niczym gonić; pomyślał zgorzkniale Omega).

    Kiedy Taehyun miał właśnie wejść na parapet, Yoongi szybko stanął na palcach i pocałował go w kącik ust –Alfa spojrzał na niego zaskoczony, ale po chwili posłał przyjacielowi uśmiech; Omega odniósł wrażenie, że spięte mięśnie twarzy mężczyzny nieco się rozluźnił. Chwilę później ten wyskoczył przez okno, dołączając do swojego Omegi.

    Yoongi długo obserwował na cienie za oknem, nawet kiedy sylwetki jego przyjaciół dawno zniknęły, zlewając się z zarysem lasu.

    Nigdy wcześniej nie czuł się tak samotny.





To chyba najbardziej ansgtowy rozdział jaki dotychczas napisałam co w sumie mocno pasowało do mojego ówczesnego nastroju: pisałam to na dzień przed pogrzebem babci (zmarła trzynastego lutego nad ranem), tydzień po tym jak znowu wylądowałam w szpitalu z powodu silnego bólu klatki piersiowej (nie mogłam oddychać, wiłam się na kanapie i płakałam a w międzyczasie jeszcze zwymiotowałam) – całość, na szczęście, trwała tylko jakieś dziesięć minut i od razu pojechałam do szpitala a EKG oraz badania krwi wyszły w normie, więc chyba po prostu koronawirus postanowił zostawić po sobie pamiętne pożegnanie.

Także, ironicznie, chyba nie było lepszego czasu żeby napisać ten rozdział...? Wprawdzie pierwszą wersję miałam napisaną od paru miesięcy, ale, próbując robić korektę, jakoś tak wyszło, że całość napisałam jeszcze raz, przelewając w to więcej emocji i, cóż...

Mogę jednak pocieszyć wiadomością, że w następnym rozdziale robi się już trochę lepiej i mam nadzieję, że uda mi się opublikować go zgodnie z grafikiem, czyli w środę za dwa tygodnie.

Mam nadzieję, że u Was jest dobrze i na pewno mocno trzymam za to kciuki. Dziękuję też wszystkim za komentarze pod ogłoszeniem o powodzie mojej przerwy w pisaniu; mocno podniosły mnie na duchu i nadal jest mi trochę trudno uwierzyć, że są ludzie, którzy nie tylko czytają to co piszę, ale też okazują mi wsparcie kiedy akurat mam bajzel w prywatnym życiu. Także naprawdę bardzo wam wszystkim dziękuję, z całego serca.

Zawsze Wasza

~Nico

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top