15. Tworzywa sztuczne

   Yoongi, choć nie czekał na wizytę Alfy, to był na nią gotowy.

    Oooo, i to jeszcze jak gotowy!

   Tworzenie mniej lub bardziej prawdopodobnych scenariuszy oraz układanie kolejnych opcji dialogowych zaprzątało jego myśli przez cały następny tydzień, gniotąc i memłając je niczym plastelinę. Był przez to bardziej rozkojarzony i w gorszym nastroju niż zwykle, ale, jak się szybko okazało, jego trud nie poszedł na marne...

    Boemgyu, wyjątkowo wchodzący drzwiami i z Taehyunem przy boku (od rozpoczęcia wakacji byli nierozłączni) obwieścił, że „znowu przyszedł ten bezdomny bereciarz".

    Tym razem Yoongi nie wyszedł prosto z łóżka w przepoconej koszulce od piżamy – tym razem był rozbudzony, miał świeżo umyte włosy, na sobie nowe ubranie z letniej wyprzedaży i wyglądał jak najlepsza wersja siebie.

    Był gotowy na wojnę.

    Wychodząc, minął kubek zwiędłych irysów, które i tak wytrzymały dość długo, biorąc pod uwagę jak gorliwie Yoongi je zaniedbywał (aczkolwiek podejrzewał, iż Taehyun zmieniał im wodę).

    Na zewnątrz słońce wyjątkowo postanowiło szczędzić wszystkim raka skóry i schowało się za chmurami, a zwykłą duchotę zastąpiły lekkie, chłodne powiewy; Omega nie musiał się więc martwić ani widocznością każdego poru swojej skóry, ani plamami pod pachami, ani wonią potu.

    Widząc, że świat zdaje się być po jego stronie, ruszył pewniej w stronę dziedzińca.

    Taehyung siedział na tej samej ławce co poprzednio, ale tym razem bez telefonu w ręce – nie, tym razem, gdy tylko Omega zamajaczył na horyzoncie, Alfa uniósł głowę i lekko rozdziawił usta.

    Omega starał się nie uśmiechnąć pod nosem.

    Idąc w stronę gościa, robił wszystko aby sprawić wrażenie, że jest tu tylko od niechcenia, tylko dlatego, dlatego że ktoś go zawołał, a nie dla własnej rozrywki. Musiał odegrać to całkiem przekonująco, gdyż mina Kima rzedła z każdą minutą.

   – Hej, Yoongi-ssi... – przywitał się nieśmiało, wstając.

   Na ławce leżał bukiet czerwonych róż, który Yoongi umyślnie zignorował.

    – Taehyung – rzucił w ramach przywitania. Starał się brzmieć na tyle obojętnie, na ile pozwalał mu głos. – Czegoś potrzebujesz? – Prześlizgiwał się znudzonym wzrokiem po twarzy Kima tak jakby mężczyzna był tylko kolejnym elementem krajobrazu.

   – Um, chciałem... Mam kwiaty? – Alfa ni to oświadczył, ni to zapytał.

    – Yhm, widzę. Co z nimi? – Yoongi nawet nie próbował udawać zainteresowania.

    – Pomyślałem, że może... Nie mam co z nimi zrobić, więc gdybyś chciał...?

    – Skoro nie masz co z nimi zrobić, to po prostu je wyrzuć.

     Alfa zamarł z szeroko otwartymi oczami, wyglądając jak zwierzę zamarłe na drodze. Yoongi musiał wkładać coraz więcej siły w ukrywanie mściwego uśmieszku.

    – Nie to... nie o to mi... Nie to miałem na myśli – wymamrotał Taehyung, spuszczając głowę. – Wyrzuciłeś tamte, które dałem ci ostatnio...?

    – Nie – przyznał Yoongi; Alfa uniósł na niego pełen nadziei wzrok. – Ale i tak już zwiędły.

    – Wiem, domyśliłem się... Dlatego przyniosłem nowe.

    – Mówiłeś, że ich nie potrzebujesz. Jeżeli ich nie potrzebujesz to po co przynosisz kolejne?

    Kim ponownie spuścił wzrok; Yoongi patrzył jak nerwowo pociera ręce i mełła w palcach materiał spodni.

    – Miały być... Miały być dla ciebie – Alfa wyznał tak cicho, że Omega ledwo go zrozumiał.

    – Yhm – odmruknął Yongi z wyraźną wątpliwością w głosie. – I dlatego powiedziałeś, że je „zostawiłeś", i że „mogę je sobie wziąć, jeżeli chcę"? To nie brzmi za bardzo jak dawanie komuś kwiatów, prawda?

    Alfa sprawiał wrażenie coraz bardziej zawstydzonego.

    – No bo... nie wiedziałem jak... – próbował tłumaczyć.

    Omega tylko prychnął.

    – W takim razie wróć kiedy będziesz już widział. – Zaczął się odwracać, ale przerwał mu spanikowany głos:

   – Nie, czekaj!

    Odwróciwszy się, Yoongi niemal oberwał w nos podstawionym mu bukietem.

    – Proszę! Dla ciebie! – wydusił Kim. Wzrok miał wbity w ziemię a policzki wyraźnie zarumienione.

    Omega patrzył to na niego, to na kwiaty.

    – Dziękuję – powiedział wreszcie, przyjmując bukiet.

    Nie chciał tego przyznać, ale udobruchał go ten gest.

    – Proszę... – wymamrotał Alfa.

    Przez chwilę stali bez słowa; Yoongi wąchał kwiaty, a Kim jakby zbierał się żeby powiedzieć coś jeszcze:

    – Chciałbyś może... wyjść gdzieś kiedyś...? Razem?

    Omega posłał mu spojrzenie spod uniesionych brwi.

   – Musisz być bardziej precyzyjny – oświadczył spokojnie. – „Gdzieś kiedyś" niewiele mi mówi. Możesz chcieć żebyśmy szli pielić ryż, włączyć się w roboty społeczne, popilnować czyichś dzieciaków... Muszę wiedzieć jak się przygotować i na kiedy.

    – Nie, nie!, nie chodzi mi o wolontariat! – natychmiast zaprzeczył Taehyung. Yoongi ukrył uśmieszek za bukietem. – Chodzi mi o... randkę. W restauracji. Albo kinie...? Co wolisz, możesz wybrać – mówił niemal błagalnym tonem.

    Omega udał, że się zastanawia.

    – Nadal nie powiedziałeś kiedy.

    – Kiedy tylko chcesz! Możesz mi napisać i dać znać, a ja się dostosuję, słowo, mogę po ciebie przyjechać i potem byśmy pojechali i... no – zmieszał się.

    Yoongi poczuł pewne rozczulenie.

    – Jak mam do ciebie napisać? – zapytał.

    – Dam ci... Mogę ci dać swój numer telefonu? Jeżeli chcesz...?

Omega zmierzł Alfę spojrzeniem, tak jakby potrzebował to rozważyć.

    – W porządku – powiedział wreszcie, wyciągając rękę po komórkę.

    Alfa szybko mu ją podał, a mężczyzna przepisał numer (jednocześnie wpisując Alfie swój). Oddał telefon i uśmiechnął się szeroko.

    – Wolę kino. Wchodzi nowy film Marvela, który chciałem obejrzeć.

    – Jasne, oczywiście, tez lubię Marvela! – zapewnił gorliwie Alfa, ściskając urządzenie w dłoniach niczym najcenniejszy skarb. – To... dasz mi znać?

    – Tak, napiszę. A teraz, chcesz się może przejść nad rzekę?

   „Nie, nie mogę go zaprosić nad rzekę, powinienem raczej odejść albo coś... Grać trudnego do zdobycia" – myślał Yoongi, jednocześnie energicznie pocierając koszulkę gąbką.

    Wizja spotkania z Kimem Taehyungiem była jedną z wielu, które zdążył wymyślić podczas ostatniego tygodnia – w niektórych zupełnie spławiał Alfę i nie dawał mu szansy na rozgrzeszenie, w innych był łaskawy i wybaczał niemal od razu, wyjaśniając swoje uczucia oraz poczucie krzywdy, a w jeszcze w innych, ni stąd ni zowąd, do Ośrodka przyjeżdżał Hoseok i Kim, wiedziony zazdrością, wyznawał Yoongiemu gorliwą miłość...

    Omega wiedział jak mdłe i naiwne były to historyjki, ale czuł złość, rozgoryczenie oraz żal, a fantazjowanie pomagało podnieść go na duchu, więc czemu miałby sobie żałować...? Dlatego wymyślał ile wlezie, sięgając kolejnych granic romantycznego absurdu.

    Przecież i tak nie spodziewał się aby Alfa znów przyjechał, a nawet jeżeli, to raczej nie do niego; był od niego kilka lat młodszy i pewnie szukał jeszcze młodszej partii. Już nie wspominając o tym, iż Alfa, jakkolwiek dziwnie by się nie ubierał, był BARDZO spoza jego ligi – a rzadko się zdarzało aby osoby z mocną dziewiątką w skali obiektywnej atrakcyjności wybierały sobie podciągnięte szóstki. Yoongi nie sądził by miał być szczęśliwym wyjątkiem.

    Cholera – warknął pod nosem, gdy plama którą zrobił Boemgyu za nic nie chciała zejść. Wprawdzie wiedział, iż tłuszcz jest wyjątkowo upierdliwy, zwłaszcza na białych materiałach, ale to była jedna z jego ulubionych koszulek i liczył, że jednak uda się ją odratować...

    Taka choroba, tak, ale chyba już nam nie grozi.

    Yoongi praktycznie wrzasnął słysząc za plecami znajomy głos. Obrócił się z takim rozmachem, że chlapnął wodą we wszystkie strony a zwłaszcza na stojącego przed nim Alfę.

    Kurwa mać! – zawołał Omega, patrząc na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Czuł jak serce dziko bije mu w piersi, gnane przypływem adrenaliny . – Co jest?! Jak długo tu stoisz?!

    Kim Taehyung popatrzył na swoją pomoczoną koszulę z trudnym do odczytania wyrazem twarzy.

    „Może nawet lepiej, i tak zasługiwała żeby ją spalić", pomyślał Yoongi, przyjrzawszy się abstrakcyjnym nadrukom twarzy: wielkie, kanciaste nosy, oczy ze spiralami oraz usta jak u klauna...

    Ciebie też miło widzieć, Yoongi-ssi – mruknął Taehyung, unosząc na niego wzrok. Nie wydawał się zły ani zirytowany, ale rozbawiony sytuacją też nie (aczkolwiek to było raczej zrozumiałe...).

    Sorki – burknął Omega, nie poczuwając się jednak do winy. No bo kto normalny zachodzi ludzi od tyłu i nawet nie daje znać, że przyszedł?!

    Nic się nie stało – odpowiedział Alfa. – Faktycznie mogłem cię jakoś ostrzec.

    Mhm – przyznał rację Yoongi. – Um... potrzebujesz w czymś pomocy...? Jestem teraz trochę zajęty, robię właśnie pranie, więc...

    Widzę – powiedział mężczyzna bez sarkazmu. – Mogę zaczekać aż skończysz.

    Chce ci się...? – Yoongi zmarszczył brwi. Cholera, gdzie te wszystkie opcje dialogowe, kiedy akurat są potrzebne...?

    Zamiast dodać coś więcej, wzruszył tylko ramionami i wrócił do przerwanego zajęcia.

    Alfa usiadł obok na trawie przy zlewach, które zamontowano po zewnętrznej stronie ściany Ośrodka – zimą rzadko z nich korzystano, ale latem wielu mieszkańców wolało na szybko umyć tu ręce, zrobić pranie, przemyć naczynia czy nawet umyć włosy zamiast tłoczyć się w dzielonych łazienkach.

    Yoongi był jednych z nich.

    – Czemu w ogóle przyszedłeś? – dopiero po chwili Omega zdał sobie sprawę jak niekulturalnie musiało to zabrzmieć. – Nie, że nie możesz czy coś. Po prostu zwykle wolontariusze wpadają, żeby wiesz... robić co innego niż chodzić i z nami rozmawiać – przyznał, udając, iż jest niesamowicie pochłonięty obserwowaniem odpływu.

   – Nie jestem tu jako wolontariusz.

    Yoongi poddał się i odrzucił koszulkę na bok – najwyraźniej jej żywot dobiegł końca.

    – Więc jako kto?

    – Jestem w trakcie spisywania umowy o Omegę.

    – Aha.

    Yoongi miał wrażenie jakby poddawano go huśtawce emocjonalnej – to zaczynał pałać do Alfy sympatią, to znowu się czymś do niego zniechęcał. Raz rozmawiali w szklarni i Yoongiemu obrywało się za cudze palenie, to znów spędzali razem czas na stołówce, tylko po to żeby potem dostać w twarzą podrzuconymi kwiatami lub słuchać o wykupywaniu czyjegoś dziewictwa. W ogólnym rozliczeniu, Omega nie miał pojęcia co myśleć o Taehyungu i nie wiedział czy w ogóle CHCE wiedzieć co o nim myśleć.

    – Nie zapytasz mnie do kogo się zalecam?

    – Pewnie i tak ich nie znam – przyznał Omega, dla odmiany szorując jeansy. – Nie jestem zbyt socjalny, może kojarzę ich z widzenia, nawet z imienia, ale niewiele poza tym. Także jeżeli szukasz informacji, to źle trafiłeś – ostrzegł.

   W duchu liczył, iż Alfa zaprzeczy – iż powie, że to do NIEGO się zaleca.

   – No to po prostu tu posiedzę.

    Nadzieja umarła śmiercią szybką i brutalną.

    Ale w zasadzie czego Yoongi oczekiwał...? Zdrowy rozsądek już od dawna podpowiadał mu, że nie ma szans aby Kim przychodził tu dla niego.

    – Skoro tak... – mruknął, choć odczuwał pewien dyskomfort. Nie lubił gdy ludzie obserwowali go przy pracy, zawsze miał wrażenie, iż zaraz zrobi coś zawstydzającego – chlapnie sobie pianą w oczy, kichnie i zasmarka cały nos, puści głośnego bąka...

    Szczęśliwie, pierwsze kilkanaście minut minęło bez incydentów; tyle że żadne szczęście nie trwa wiecznie i to Yoongiego również dobiegło końca...

    Owym końcem było zbyt mocne odkręcenie kranu – mężczyzna zapomniał pod jak dużym ciśnieniem potrafi być woda i obfity strumień prysnął mu na podkoszulek, mocząc doszczętnie cały front.

    – Kurde...! – szybko zakręcił kurek, starając się jednocześnie odsunąć jak najdalej od zlewu.

    – Wszystko w porządku...? – zapytał Alfa zza jego pleców.

    – Tak, tak, tylko za mocno odkręciłem – mruknął Yoongi, nie odwracając się przodem do mężczyzny; biały podkoszulek plus woda oznaczały niemal całkowitą przezroczystość, a to stawiało jego sutki oraz klatkę piersiową w sytuacji kompletnego odsłonięcia.

   „Po prostu świetnie..." pomyślał.

    Wiedział, że jego zapach gorzknieje wstydem oraz strachem, ale to nie tak, że mógł coś z tym zrobić – coś poza liczeniem, iż Taehyung będzie miał dość taktu aby wymyślić jakąś wymówkę i zostawić go samego.

    Kiedy usłyszał szelest sugerujący, iż mężczyzna wstaje, poczuł odrobinę nadziei; ta jednak została szybko zgaszona:

    – Masz, bo się przeziębisz.

    Omega poczuł jak na ramiona opada mu ciężki materiał. Wykręcił głowę i zobaczył, że został nakryty ciemną marynarkę, którą wcześniej Alfa trzymał przerzuconą przez łokieć.

    – Nie trzeba, jest ciepło... – próbował zaprotestować, ale Taehyung już zrobił krok w tył, wyraźnie dając do zrozumienia, iż zwrotów nie przyjmuje.

    – Oddasz mi ją następnym razem – powiedział, chowając ręce w kieszenie; tak jakby danie komuś marynarki, która miała na sobie intensywną woń feromonów (oraz wody kolońskiej) było zwykłym, codziennym wydarzeniem.

    Yoongi miał nadzieję, że nie czerwienieje jak burak.

    – Dzięki – odpowiedział nieco zduszonym głosem.

    – Pomóc ci z tym...? – zapytał Kim, wskazując kupkę wypranych ubrań.

    – Um...– Omega zawahał się. Z jednej strony nie chciał zmuszać Kima do pracy, a z drugiej nie uśmiechało mu się wyciąganie do sznura na pranie z mokrymi sutkami.

    – To żaden problem – zapewnił Kim. Wydawał się tak niewzruszony całą sytuacją, że Yoongi ostatecznie uległ jego przekonywaniom:

    – Gdybyś mógł.

    Yoongi pomógł mu wrzucić wszystkie ubrania do plastikowej balii (cały czas mocno ściskał poły marynarki i pilnował aby jej nie zamoczyć) po czym zaprowadził Alfę do sznurów i czekał, aż ten skończy rozwieszanie.

   – Dziękuję – powiedział, uciekając wzrokiem.

   – Nie ma za co – odparł Kim. – Widzimy się za tydzień...?

    – Um... chyba? – Czyżby mieli jakiś grafik spotkań, o którym nie wiedział?

    – Super. To do zobaczenia, Yoongi-ssi! – pożegnał się, odchodząc w stronę auta.


     Yoongi zdecydowanie nie miał pojęcia co myśleć o tymczłowieku.




Dziś bez dłuższej notki bo trochę padam na dziób i nie mam siły myśleć.

Ale jeżeli Wy chcecie coś skomentować to bardzo chętnie przeczytam :D niesamowicie lubię komenatrze i zawsze bardzo chętnie je przyjmę <3

Dodam jeszcze, że, ze względuna to, iż wstawiłam rozdział dzisiaj, następny jest planowany na środę za dwa tygodnie, nie najbliższą jak było wcześniej w planie.

Zawsze Wasza

~Nico

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top