Rozdział 5
Oliwia siedziała w celi. Ręce miała związane liną i przywiązane do ściany. Obok niej siedział inny człowiek. Patrzył na dziewczynę z zainteresowaniem.
- Yyy...cześć-rozpoczęła
- Cześć. Możesz mi powiedziec kim jestes? Widziałen cię ostatnio w zamku...
- Jestem Oliwia Night księżniczka Araluenu.
- Co??? Jak oni mogli porwać kogoś tak ważnego?
- Chyba właśnie dlatego mnie porwali-zaśmiała się
- Nie bedzie ci do śmiechu jeśli się dowiesz co chcą ci zrobić...
Uśmiech Oliwii zgasł w jednej chwili. Troche się zdenerwowała.
- Ale co chcą mi zrobić???
- Poddadzą ciebie w działanie czegoś jak trucizny. Odurzą cię. Będziesz im posłuszna. Niezależnie od tego co ci powiedzą zrobisz to bez wahania. Twoje życie zamieni się w koszmar z którego zdołasz się uwolnić w tylko jeden sposób.
- Jaki???
- Śmierć.
Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem.
- Co...
- Tak. Zapewne wykorzystają cię do celów licznych morderstw. Cały Araluen ci ufa. Niczego nie bedą podejrzewać.
- Morderstw??? Ale...
Wtedy jej się przypomniało że Halt, Horace, Gilan i król idą jej na ratunek. Zmroziło ją.
- Ale...nawet jeśli się kogoś naprawdę kocha i lubi...to też można go zabić???
- Tak. Pod działaniem tej trucizny, tak. Jeśli miłość do kogoś zajmuje np. 80% twojego serca to potem zmieni się to w nienawiść. Zabijesz go z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem. Na pewno będzie musiała zabić swojego nauczyciela. Do jej oczu naplynęły łzy.
- Nawet...mojego nauczyciela??
- Kim ty jesteś?
- Uczennicą zwiadowcy.
- Tak?? Fajnie. A...jakiego?
Spojrzała na nieznajomego. To słowo uderzyło w nią z całym impetem.
- Halta...
Obcy zrobił ogromne oczy. Wiedział na co się szykuje.
- Halta???
- Tak. Idzie tutaj nawet sam król.
- Koszmar...nie wiem co powiedzieć...
- Ja też nie. Jest jakiś sposób żeby tego uniknąć?
- Po prostu uciekaj. Nie daj się im złapać. Jak cię schwytają dołożą wszelkich starań by wlać ci ten płyn do ust. Rób wszystko co w twojej mocy.
- Zrobię tak. Niewątpliwie.
***
Strażnicy w końcu zabrali ją z tego pokoju. Wypuścili ją kawałek dalej. W mgnieniu oka dziewczyna pobiegła byle jak najdalej. Zauważyła że zbliża się do niej dwóch mężczyzn. Jeden trzyma gruby łańcuch, a drugi butelkę i jakąś żółtą substancją. Nie miała wątpliwości że to trucizna. Jej życie wisiało teraz na włosku. Życie jej i Halta. Zaczęła uciekać. Chowała się i potykała o wszystko co stanęło jej po drodze. Biegała po całym zamku. Minęła godzina i dziewczyna była wyczerpana. W końcu dopadł ją facet z łańcuchem. Usiadł na jej klatce i złapał rękoma za twarz. Dziewczyna chciała się wyrwać ale wiedziała już że jest za późno. Widziała że z tyłu stoi nieznajomy w otoczeniu innych strażników. Ten który na niej siedział otworzył jej siłą usta. Nie dawała rady się przeciwstawić. Drugi natomiast odkręcił buteleczkę i płynnym ruchem wlał jej zawartość do ust Oliwii. Zamknął jej usta i popchnął ręką do góry zmuszając do połknięcia. W końcu się poddała. Nieznajomy z tyłu jęknął cicho. Wiedział że Oliwia i Halt właśnie stracili w tym momencie życie. Nieodwracalnie.
Dziewczynie natomiast zakręciło się w głowie. Poczuła jak trucizna zaczyna działać. Ktoś dosłownie wyrwał jej duszę z piersi. Krzyknęła ze strachu i bólu. Ale po chwili nie czuła już nic. Jej serce zamieniło się w bryłę lodu. To były takie wewnętrzne zmiany. Jednak na zewnątrz również coś się zadziało. Jej piękne, zielone tęczówki z których zawsze tryskała radość ustąpiły miejsca kolorowi czarnemu. Teraz widać w nich było mrok, smutek, ból, cierpienie. Jej brązowe włosy zafarbowały się na czarno. Teraz dziewczyna z trudem oddychała. Czuła wyraźną zmianę ale jej mózg został ogłuszony. Widziała tylko mały zarys wszystkiego. Pałała do wszystkich nienawiścią nad którą nie dało się zapanować. I wtedy zauważyła jakiegoś człowieka który wyrywa się ochroniarzom i do niej biegnie. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią.
- Księżniczko!-krzyczał-Księżniczko, obudź się!!! Wierzę w ciebie. Księżniczko Night!
- Odwal się!!!
Oliwia odtrąciła go na bok. Wstała. Z jej oczu spłynęło pełne posłuszeństwo rozkazom jednej, jedynej osoby.
Odwróciła się w stronę temudżeińskiego króla.
- Do twoich usług, panie.
Ukłoniła mu się dając jasno do zrozumienia że podlega jego rozkazom i nic ją nie interesuje Duncan.
- Świetnie. Coś myślę że będziemy mieć gości...
- Gdzie?
W tej samej chwili drzwi do sali zaskrzypiały. Oliwia odwróciła się na pięcie i zauważyła jak do środka wchodzą Halt, Horace, Gilan i król Duncan. Halt kiedy tylko ją zobaczył ruszył w jej kierunku.
- Oliwia! Żyjesz!
Nagle zamarł. Horace chwycił go za ramię. Oboje w tej samej chwili zauważyli zmianę w wyglądzie Oliwii. Wtedy do Halta dotarła przerażająca myśl. Taka sama pojawiła się w mózgu Gilana i Duncana. Oni mieli do czynienia z truciznami więc znali ich skutki. Horace natomiast nic o tym nie wiedział.
- Oliwia?-zawołał dziewczynę po imieniu
- Oliwia! Księżniczko Night! Co oni ci zrobili?!-Halt specjalnie zwrócił się do niej tak, jak nie lubiła. Czekał na reakcję.
Ruszył kilka kroków do przodu.
- Zabij go!!!-wrzasnął Temudżein
Oliwia w mgnieniu oka wyciągnęła łuk i nałożyła strzałę. Cięciwę naciągnęła celując w pierś Halta. Równie szybko jak ona zareagowali i inni. Towarzysze zwiadowcy osłonili go przed śmiercionośnym pociskiem. Nie wątpili że dobrze wyszkolona Oliwia może zabić swojego mistrza.
- Odsuńcie się! Pozwólcie mi go zabić!-krzyknęła dziewczyn wciąż gotowa do strzału
- Czemu? Co ci to da?-spytał Gilan. Był byłym uczniem Halta więc tak łatwo nie chciał go dać.
- Co mi to da? Satysfakcję. Nienawidzę go i chcę go zabić. To jedyny cel w moim życiu!
Wszystkich zatkało. Spojrzeli na Oliwię z ogromnym zdumieniem. Wiedzieli że jest pod wpływem trucizny ale nie wierzyli by takie słowa padły z jej ust. Tylko Horace nie wiedział o co chodzi...
- Oliwia? Jak ty takie coś możesz mówić? Przecież lubisz Halta!
- Ja??? Ja!? Ja go niecierpię. A jak mogę takie coś mówić? Bo to zwykła odraza.
Halt szeptem wyjaśnił Horace'owi o co chodzi. Chłopak wpatrywał się w dziewczynę z przerażeniem. Jeszcze niedawno leżała półprzytomna w szpitalu.
- A teraz odsuńcie się!!! Już!!! Nie chcę marnować na was pocisków!
Po długim rozmyślaniu Halt podjął decyzję. Zwrócił się do broniących go towarzyszy.
- Słuchajcie. Tyle miałem wrogów, tyle ludzi chciało mnie zabić. Zawsze im się wymykałem. Teraz jednak czeka mnie śmierć. Nic nie poradzę.
Wszyscy spojrzeli na niego usłupiali. Tylko Gilan, który dobrze go znał, wiedział że za tym wszystkim kryje się inna prawda.
- Halt. O co ci chodzi?-szepnął niemal bezgłośnie
- O to że jej ufam-odpowiedział również bardzo cicho zwiadowca
- Ale że aż tak? Wiesz że z tej trucizny nie ma wyjścia. Nikt, nigdy nie wyszedł. A ty jej ufasz. To niemądre.
- Za dużo o niej wiem. Wiem, jaka jest. Ufam jej bezgranicznie. Wiem co robię, Gilan.
- Nie, nie wiesz. Bezsensownie się narażasz! Nie możesz jej bezgranicznie ufać! To prowadzi to zguby!
- Ale ja jej wierzę. I się nie mylę-spojrzał na stojącą postać z łukiem- Mam nadzieję.
Gilan spojrzał na niego bezradnie.
- Halt...-spróbował jeszcze raz
Zwiadowca machnął na nich ręką.
- Idźcie sobie. Już. Nie czekajcie za mną bo...może się nie doczekacie. Nie patrzcie na to. Do widzenia.
Horace patrzył na niego z otwartymi ustami. Oto Halt poniesie śmierć ręką jego uczennicy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top