Rozdział 31
Podniósł nóż i wyszedł z namiotu. Musiał zawrócić wojska i zmienić dowódców. Wszystko to ma robić księżniczka ale teraz była w lekkim szoku.
***
Tymczasem młoda zwiadowczyni była w swoim namiocie. Chciała coś zrobić, coś wiedzieć.
- Czemu Halt to zrobił???-mówiła sama do siebie
Założyła pas z nożami, pochwę z mieczem, kołczan, a łuk wzięła w rękę. Ubrała się jak na wojnę, ale szła tylko do Halta. Płaszcz zwiadowcy lekko za nią powiewał kiedy szła pod wiatr po łące.
- Wygląda majestatycznie-powiedział Halt do Abelarda
Stali przed swoim namiotem i uważnie obserwowali Oliwię.
Ku zdziwieniu Halta, dziewczyna kierowała się w ich kierunku.
- Wygląda jak Gilan. Identycznie. Ten miecz dodaje jej wdzięku-Halt nie mógł pochamować pochwał
Jednak, mimo swoich czynów, lubił tą księżniczkę. Uśmiechnął się pod nosem i znowu omiótł spojrzeniem łąkę. Wiatr zmógł się, a ciemne chmury zaczęły przypływać z zachodu. Po chwili zrobiło się ciemno ale Oliwia nadal szła przez środek łaki. Po chwili znalazła się przy zwiadowcy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
Stali przez chwilę patrząc sobie głęboko w oczy. Kiedy Halt wpatrywał się w łagodne oczy dziewczyny, miał wrażenie że wpada w zieloną głębinę. Zieloną jak szmaragd. Po chwili zdał sobie sprawę że patrzy na nie jak zahipnotyzowany. Wstrząsnął głową, a księżniczka uśmiechnęła się. Wyglądała jakby wiedziała o tym i specjalnie to wykorzystywała.
- Chcesz tam jechać. Nie ma sprawy. Możesz, pozwalam ci.
- C-co???
- Jedź na bitwę z Gallią. Ja tu zostanę. W razie czego obronię obozowisko. Chyba.
- Znaczy się...jak???
- Co "jak"?
- Skąd o tym wiesz?
- O...widziałam gdzie rzucasz nóż.
- Aha. No to...dziękuję.
- Proszę. I żeby nie było podobnych incydentów! Ty jesteś moim mistrzem, ale to ja jestem twoją księżniczką!
- Dobrze, wasza wysokość.
Dłoń Halta powędrowała w kierunku Oliwii. Ta ją uścisnęła. Stali tak przez chwilę po czym dziewczyna poczuła że jej serce zdusza się w piersi. Halt stał naprzeciwko niej, a ona nic nie mogła zrobić. Nic nie chciała zrobić. Po rozważaniu wszystkich możliwości zdecydowała się na władczy ton.
- Powodzenia, panie O'Carrick!
Odwróciła się i odeszła. Jej żołądek zawiązał się w ciasny supeł.
Halt natomiast spoglądał za nią w smutku. Pierwszy raz się tak do niego odezwała. To było dziwne uczucie, ale wiedział że to przez niego.
- Dojrzewa.
Ręka zwiadowcy skierowała się do noża. Jednak w tej samej chwili dłoń przyjaciela ją powstrzymała.
- Mnie też chcesz zabić?-roześmiał się Crowley
- Nie.
- Mam nadzieję. Dojrzewa-powtórzył
- Nie przez to jest taka.
- A przez co?
- Dobrze wiesz. Trochę mnie poniosło.
- Trochę-parsknął
- Tak! To nie moja wina.
- Coś mi się zdaję że twoja. Patrz jak idzie.
- No i co?
- Walczy ze sobą. Chce się odwrócić, podbiec do ciebie i cię przytulić.
- Czemu?
- Bo ona rozumie twój błąd. I wie że nie chciałeś. Patrz jak się ubrała. Chce ci pokazać że nie jest tym, za kogo ją uważasz.
- Za kogo ja ją uważam?
- Za dziecko.
- No bo nim jest.
- Tylko ze względu na swój wiek. Jednak jej dojrzałość psychiczna jest o wiele większa niż myślisz.
- Nie wiem...nie jestem pewny...
- To się upewnij. Popatrz w głąb siebie.
- Oh, Crowley! Jesteś zwiadowcą, a nie psychologiem!
- Czasem muszę pełnić też taką rolę. Jestem w końcu komendantem.
Poklepał przyjaźnie Halta po ramieniu po czym odszedł.
Starszy zwiadowca jeszcze chwilę stał i się zastanawiał nad biegiem wydarzeń.
Oliwia która doszła już do Lorda przystanęła i popatrzyła na swojego mistrza. Jego sylwetka odznaczała się czernią na tle szarych chmur. To wszystko: dawna radość i ich przyjaźń stały za trudną do pokonania barierą społeczną.
Oboje bali się powiedzieć co sądzą o tej sytuacji. Oboje byli winni wszystkiemu, co zainstaniało.
Dziewczynę przywróciło do rzeczywistości rżenie Lorda. Spojrzała na konika i uśmiechnęła się ponuro. Czas w końcu się opamiętać i zapomnieć o przykrościach tej przyjaźni.
- Co Lordzik? Jedziemy na przejażdżkę po obozie?
Osiodłała konia i ruszyła na nim patrzeć na wojska. Wszyscy przed nią salutowali. W końcu dojechała do zamku Redmont. Pochłonął ją ogrom twierdzy. Ale wtedy przypomiała sobie o jednej, małej rzeczy. Obejrzała się i pomiędzy drzewami wypatrzyła mały domek zwiadowcy. To tam pobrała pierwsze nauki. To tam uratowała swojego mistrza przed nieznanym stworem.
- Tak, wasza wysokość?-odezwał się baron Arald
Lekko się przestraszyła i spojrzała na niego. Wtedy zrozumiał. Widział ją z Haltem. Ale teraz smutna i bez Halta... to znaczy tylko jedno.
- Co z Haltem?
- Dużo złego.
- Ale co się stało?
- Jeśli można to tak ująć to: pokłuciliśmy się.
- Wy? Uczeń i mistrz?
- Na to wygląda. Zaczęło się od małego wypadku. A teraz...omało mnie nie zabił...
- Kto? Halt??? Przecież to niemożliwe!
- Też tak myślałam. Ale coś nie chce byśmy przebywali razem. Przyjechałam tu...sprawdzić...
- Uciec od rzeczywistości. Zapraszam. Tylko nie wiem czy tutaj przypadkiem nie będziesz miała wspomnień.
- Wiem. Ale to i tak lepsze niż teraźniejszość.
Zeszła z konia i ruszyła za wielmożą. Faktycznie. Wspomnień, przede wszystkim z Haltem, było bardzo dużo. I wtedy przypomniała sobie o jeszcze jednej osobie, bardzo dla niej ważnej. Przez chwilę zrobiło jej się głupio że o niej zapomniała.
- Przypomniałam sobie o czymś. Muszę lecieć.
I wybiegła zostawiając barona samego na korytarzu. Szybko weszła na Lorda i ruszyła galopem w stronę obozowiska. Miała nadzieję że tam go zastanie.
Tym razem nie skierowała się do części dowodzenia. Popędziła tam, gdzie znajdowali się rycerze. Wpadła na polanę pośrodku szarych namiotów. Znalazła tam jeden większy i wyróżniający się od pozostałych. Weszła po cichu do środka. I tam go zobaczyła.
- Horace!!!
Rzuciła się przyjacielowi na szyję. Ten, zdziwiony instynktownie ją objął.
- Oliwia! Co ty tutaj robisz?
- Tak sobie myślałam że wam pomogę. Pod czyim jesteś rozkazem?
- Co? Nie wiem...poczekaj...TWOIM!
- Teraz się zorientowałeś?
- Tak! Zapomniałem że też jesteś księżniczką!
- No widzisz. A teraz opowiedz mi o tym wszystkim co się działo kiedy mnie nie było. Jak oni zdobyli Araluen?
I tak rozmawiając o bitwie o stolicę wyszli na zewnątrz. Usiedli na trawie. Dziewczyna uważnie słuchała opowieści Horace'a, a kiedy ten doszedł do skoku Halta i Gilana nie mogła skryć uśmiechu.
- Halt ci o tym nie powiedział?
- Nie. Nawet nie wiedziałam że takie coś było! Ale Gilan żyje, tak?
- Jasne że tak! To Halt omało by zawału nie dostał!
Oliwia wybuchnęła głośnym śmiechem. Wyobrażała sobie minę Halta kiedy ten nagle poszybował w powietrze.
- Nie widziałam Gilana od czasu nocnej misji. Gdzie on jest?
- Chyba w zamku. Przebywa tam przez cały czas, a ja nie wiem dlaczego.
- Chodźmy tam i mu się spytajmy.
- Ok!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top