Rozdział 29

Pierwsze szeregi armi już ruszyły na wrogów. Rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Ale nie trwała ona długo. W pierwszej fazie chodziło o zabicie jak największej liczby wrogów. Kiedy, w końcu się wycofali był już wieczór. I własnie wtedy Oliwia zamierzała wdrążyć drugą fazę działań.
- Słuchajcie!-zwróciła się do wszystkich obecnych zwiadowców- 5 z was idzie do bazy Temudżeinów. Otaczacie ją i chowacie za drzewami. Dowódca, może być Connor, strzela pierwszy. Potem w kompletnym nieładzie każdy strzela do bliższego. Ale ma być po kolei! Nie mogą się zorientować ile was tam jest i kiedy lecą strzały. Wyskakujecie za drzewa, strzelacie, chowacie się znowu. Dobra?
- Dobrze.
- Jasne.
- Tak jest, generale!!!
- Oczywiście, wasza wysokość.
- Tak.
Odzywali się tylko ci których księżniczka wskazała palcem.
- Tak więc wy idziecie. Idziecie do tej mniejszej. Została nam jeszcze ta większa i bardziej strzeżona.
- Ja tam mogę pójść. Ja, Crowley, Troy, Gilan i...-powiedział Halt
- I ja.
- Nie! Nie możesz!
- Czemu?
- Jesteś następczynią tronu! Musisz dowodzić! Co jak zginiesz? Albo cię złapią?
- Halt, opanuj się. Jak mnie złapią to od razu zginę, no nie?
- To nie jest powód do żartów! Martwię się o ciebie, ok??? Nie chcę by coś ci się stało!
- Wiem, Halt. W końcu chyba żaden mistrz nie życzy swojemu uczniowi śmierci...Ale ja muszę tam iść. Chcę się sprawdzić w strzelaniu z łuku!
- Nie wiem...
- Halt! Proszę! Naprawdę! Zaufaj mi!
- Z zaufaniem do ciebie nie mam problemów. No dobrze...możemy spróbować. Tylko mi się tam nie zabij!
- Postaram się, mistrzu.
Oliwia uśmiechnęła się szeroko. W końcu wiedziała że Halt nie mógł przestać się o nią martwić. I miał ku temu powody. Za dużo razy wpakowała się w kłopoty z których wyszła prawie martwa.
- Nie śmiej się!
- Mam z czego. Jakby nie patrzeć to od roku jestem martwa.
- Taaa. Przezabawne.
- Wiem. A teraz tak na poważnie. Nie zamierzam się zabić.
Oliwia zrobiła poważną twarz ale za długo nie wytrzymała i po chwili jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Halt jednak nie odwzajemnił jej radości. Przeciwnie odwrócił się z niepokojem na twarzy. Wpatrywał się w ścianę myśląc gorączkowo.
Czy to dobrze że ją puścił? Co jeśli tym razem jej "magiczne" sztuczki nie wystarczą? Zaczynał się nieźle obawiać. A do wyruszenia tam tylko pół godziny...
***
Halt, Gil, Troy, Crowley i Oliwia jadą na zwiadowczych konikach przez las. Władzę na polu bitwy sprawował zaufany zwiadowca. Teraz Oliwia wraz z innym zostawili swoje konie z dala od obozowiska i ostatnie kilka metrów przeszli pieszo. Dziewczyna ustawiła się niedaleko Halta. Utworzyli w miarę równy okrąg. I czekali. Według założeń Halt strzela pierwszy. Był chyba najbardziej szanowanym zwiadowcą więc Oliwia dobrowolnie ustąpiła mu miejsca. Do tego bała się że spudłuje albo ją zauważą. Więc Temudżeini siedzieli przy ognisku nieświadomi zagrożenia. I wtedy z miejsca gdzie stał Halt wyleciała strzała. Zrobił to tak szybko i cicho że Oliwia zauważyła tylko mały ruch pocisku. Padł jeden z wrogów. Kolejni się podnieśli. Nie wiedzieli skąd przyleciała strzała ale sięgnęli po łuki. Kolejne pociski trafiały w przeciwników. Oliwia i jej drużyna mieli taką przewagę że wiedzieli w kogo mają strzelać i mieli ukrycie.
Wtedy dziewczyna wystrzeliła. Trafiła idealnie pośrodku piersi. Usłyszała obok siebie ciche:
- Nieźle...-to był Halt
Nie miała czasu by na niego spojrzeć bo musiała się zająć Temudżeinami. Strzelała z ogromną precyzją. Była z siebie dumna.
***
Znowu wychynęła zza drzewa. Jej pocisk trafił jednego z nich. Już miała się chować kiedy zauważyła lecącą strzałę, na wysokości jej głowy. Padła na ziemię, przerażona. Z jej lewej rozległ się stłumiony krzyk Halta. Usłyszała ciche kroki i poczuła dłoń na swoim ramieniu. Przerażenie ją paraliżowało więc przez pierwszą chwilę nie potrafiła się odezwać.
- Nic ci nie jest???
- Nie...ale się nieźle przestraszyłam...
- Jprdl!
Halt wstał i szybko ruszył w stronę swojej części. Oliwia powoli podniosła głowę. Przeturlała się za drzewo i tam wstała. Serce jeszcze jej waliło w piersi ale po chwili się uspokoiło. Dokończyła zestrzeliwanie wrogów bez podobnych wydarzeń. W końcu największy obóz został powystrzelany co do jednego. Zwiadowcy zmęczeni jechali na koniach do swoich.
- Nie było tak źle...-powiedział Crowley
Oliwia już wiedziała że za chwilę jej mistrz dosłownie wybuchnie. I nie myliła się.
- Nie! Było w porządku! Jeszcze bardziej że przez Oliwię prawie zawału dostałem!!!
- Co się stało?-Gilan i reszta pilnie przysłuchiwali się Haltowi
Ten na chwilę umilkł. Oliwia już myślała że będzis musiała sama przedstawić sytuację ale jej mistrz się odezwał.
- Po prostu przez nią kiedyś umrę!
- Halt...-spróbowała
- No co??? Myślisz że patrzyłem sobie na ciebie i powiedziałem: Aha???
- No nie ale...ja też się przestraszyłam...
- Ale chyba twój lekki szok nie może się równać z moim przerażeniem??? Co ty sobie myślisz??? Mogłabyś chociaż dać jakiś znak życia!!!
- Przepraszam ale ja nie pomyślałam....
- Tak!!! Ty nigdy nie myślisz!!!!
Halt cały rozzłoszczony przyspieszył do galopu. Po chwili zniknął im z oczu. Oliwii łzy naszły do oczu. Nie przez obrazę ale przez to że powiedział to Halt. Jej nauczyciel i przyjaciel.
- Co się tam stało???-Gilan nie poddawał się
Oliwia pokręciła głową i zboczyła z trasy. Po jej policzkach spływały łzy i starała się by nikt tego nie zauważył. Odjechała kawałek i się zatrzymała. Zsiadła z Lorda i pozostawiła go kilka metrów dalej. Sama usiadła nad brzegiem małego jeziorka które właśnie znalazła. Wpatrywała się w gładką taflę wody. Nie mogła powstrzymać łez płynących jej po twarzy. Czuła że jest jej słabo. Obarczała się winą. Halt musiał mieć jakiś powód. Inaczej by na nią nie nakrzyczał i jej nie obraził.
- Co ja zrobiłam??? Teraz nawet mój mistrz jest przeciwko mnie. Chyba prowadzenie armii dogłębnie popsuje moje życie...-rozmyślała na głos
Nie zamierzała tam spędzić nocy. Za chwilę wróci ale najpierw musi ochłonąć. Na to nigdy nie starcza jej czasu. Zabrała kilka głębokich wdechów i zasnęła.
              🗝🗝🗝🗝🗝🗝🗝🗝
Kiedy Oliwia zniknęła między zaroślami Gilan spojrzał na Crowleya.
- Halt był moim mistrzem...
- A moim przyjacielem...
- I nigdy, nigdy się tak nie zachowywał. Nie poznaję go.
- Nie mam pojęcia co się między nimi wydarzyło ale od pewnego czasu nie widziałem ani jednego pocisku lecącego od strony Halta. To było po tym jak Temudżein wcelował w miejsce Oliwii.
- Myślisz że ją trafił?
- Nie! Wtedy by była już martwa!
- Może dziewczyna po prostu zrobiła unik???-wtrącił się Troy- I przez to Halt myślał że ją trafiło.
- Możliwe. Coś czuję że wojna dużo zmieniła w życiu tej dwójki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top