Rozdział 26

Wyjął z niej duży, zielony kamień. Jego blask rozbłysnął w ciemnościach i Oliwia od razu przykuła do niego wzrok. Zorientowała się o co chodzi i zamknęła oczy. Chcą ją zahipnotyzować.
- No dalej...nic na to nie poradzisz... kiedy straciłaś zmysły twój umysł stał się podatny na takie rzeczy...
- Nie. Nie spojrzę.
Z trudem miała zamknięte oczy. Czuła jak emanuje ciepło od tego małego przedmiotu. Ciepło i spokój. Uspokoiła się myśląc że ten kamień, tak jak Halt, gwarantuje bezpieczeństwo. Wtedy otrzeźwiała. Właśnie. Halt. Myśl o swoim mistrzu. Halt. Halt... Hal... Ha.... Kamień.... Halt.... Zieleń. Ogromna, wciągająca zieleń. Nie. H... Nie!!!
- No dalej....
I wtedy psychicznie nie wytrzymała. Wrzasnęła tak głośno, że Kacper na murach poczuł że coś z nią nie tak. Wiedział, że jak ją złapią, czeka ją ogromna kara. Że umrze.
Dziewczyna nie mogła się dłużej oprzeć. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na szmaragd. Jego zieleń była wręcz nienaturalna. Wytrzeszczyła oczy. Już nie potrafiła normalnie myśleć.
- Dobrze. Masz jakąś broń?
- Tak.
- Oddaj ją.
Na twarzy Oliwii pojawiła się zmarszczka, ale powoli zdjęła z ramienia łuk. Potem odpięła kołczan i poszperała przy pochwie z nożami. W końcu jednak musiała oderwać wzrok od kamienia i spojrzeć żeby w końcu wymacać odpięcie. Podała wrogowi swoją broń. Potem jej wzrok szybko przeniósł się na szmaragd.
- Dziękuję ci. A teraz musisz dać się związać.
Podeszli od niej z tyłu żołnierze i związali jej ręce. No cóż...nie mogła się sprzeciwić. Usiadła na ziemi obok jednego z kół. Jeden z nich położył przed nią kamień. Wpatrując się w niego nic groźnego nie zrobi.
***
Wóz zaczął się zbliżać do murów. Nagle dziewczyna usłyszała jedno uderzenie. Po chwili drugie. Strzały. Ale na murach nie ma łuczników...
Skąd one lecą? Widocznie ktoś musiał w miarę umieć posługiwać się tą prostą bronią. Uśmiechnęła się pod nosem. I wtedy do jej świadomości dotarło że strzała to łuk. Łuk to Halt. Halt to Horace. Horace to...miłość. A co tam??? Teraz liczy się tylko kamień. Jej wzrok znowu stał się wyraźny.
Zaczęli się zbliżać do muru. Dowódca maszyny kierował różnymi pracami. Nagle coś strzyknęło, pęknęło i wóz opadł na jedną stronę. Z tyłu po prawej. Wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Siedziała tam tylko Oliwia, wpatrująca się w kamień. Kierownik natychmiast do niej podbiegł.
- Niech jeden sprawdzi co się stało! A ja się nią zajmę!
Podbiegł do niej i schował kamień. Oliwia spojrzała na niego.
- Tak?
- Nie kłam! Ty to zrobiłaś!
- Co?
- Zatrzymałaś wóz! Właśnie to chciałas zrobić nim cię złapałem!
- Oh...nie. Niestety nie mogę się tym poszczycić.
- Znalazłem taki nóż obok koła, panie-żołnierz wrócił
Pokazał rękę w której trzymał zwiadowczą saksę. Oliwia uśmiechnęła się pod nosem. Nie ma co ukrywać- to było świetne! Osiągnięcie godne zwiadowcy.
- Czyli się przyznajesz???
- Może.
- Wiedziałem że lepiej byłoby cię zabić na poczatku! A niech to szlag! Ta mała pokrzyżowała nasze plany!
- Zabij ją!
- Z chęcią.
Chwycił saksę i spróbował się zamachnąć na dziewczynę. W tej właśnie chwili ciężka strzała przeszyła jego szyje. Upadł na ziemię, a nóż potoczył się po ziemi. Księżniczka kopnęła go nogą i podniosła końcami palców. Chwilę później była już na nogach z saksą w ręku. Nie bawiła się w zabijanie. Wyskoczyła z wozu chwytając po drodze swoją broń. Szybko ją założyła i już jej nie było. Nie miała czasu się oglądać na strzelca, który prawdopodobnie ocalił jej życie. Schowała się w krzakach i obserwowała sytuację. Na murach była już prawdziwa bitwa. Powinna tam być. Nagle zauważyła chudą dziewczynkę chyba w jej wieku z łukiem w ręce. Niestety została złapana. Ale Oliwia miała dług do spłacenia, a innego strzelca nie zauważyła. Szybko naciągnęła łuk i zastrzeliła wroga. Potem załatwiła jeszcze kilku i widziała jak strzelec do niej biegnie. Nie był to zwiadowca ale miała cela.
- Kim jesteś???
- A ty???
Opuściła łuk i spojrzała jej głęboko w oczy. Obie uratowały tej drugiej życie. Teraz patrzyły na siebie i nie rozumiały o co chodzi. Miała znane skądś niebieskie oczy. Już je kiedyś widziała...
- Maja???
- Oliwia???
- Skąd ty się tu wzięłaś???
- A ty???
- No...ja...ja jestem żołnierzem garnizonu Macindaw. Znaczy się, zapasowym. Umiem tak trochę strzelać z łuku. Mierzyłam w serce, a patrz jak wyszło...
- Oh...nie jest źle...
- Tymczasem twoje strzały!!! To było boskie! A ty kim jesteś? Też tu mieszkasz?
- Nie. Ja mieszkam w Redmont ale czasem jadę do Araluenu. Jestem zwiadowcą i....księżniczką Araluenu.
- Księżniczką??? Ty??? Jak???
- Sama nie wiem. Tak się jakoś stało. I teraz mam problem więc może pójdziemy do zamku go rozwiązać???
- Ymm....nie sądzę by to był dobry pomysł...
- Czemu???
- Zajęli go. Nie bramę ale Orman... no... on....jakby...
- Co Orman???
- No...jest torturowany bo nie wie gdzie jesteś...i jest panem zamku.
- Przede wszystkim to pierwsze, prawda? Wszyscy się o mnie pytają? Jestem księżniczką i to chyba tylko kłopotów mi przysporzyło...Chodźmy tam!
- Nie!!! Nie możemy! Mówił że mam po ciebie iść i uciekać do Kacpra, do lasu.
- A Malcolm???
- Nie wiem gdzie jest.
- Szlag! Jadę tam! Ty jedź do Kacpra!
- Ale ty nie wiesz gdzie to jest!
- W Grimsdell na Polanie Uzdrowiciela.
- Skąd...
- Mam swoje sposoby. Dalej!!!
Maja rzuciła okiem na Macindaw. Potem na Oliwię. Wiedziała że pakuje się w kłopoty ale jej nie znała tak dobrze jak Halt. Nie wiedziała, że kłopoty to jej 2 imię.
Oliwia uśmiechnęła się i ruszyła w stronę zamku.
***
Kiedy dotarła pod mury skorzystała z jednej z drabin. Przeszła do stajni i poprowadziła Lorda korytarzami by nikt ich nie widział. W końcu wyszła przed otwartą bramą na dziedziniec. Przez całą drogę towarzyszyły jej krzyki bólu. Za każdym razem krzywiła się, a w prawej nodze odżywało uczucie bólu. W końcu odwróciła się i zobaczyła leżącego na ziemi Ormana. Jej tortury to było chyba nic w porównaniu z tym, co przechodził pan zamku. Skryta w cieniu nasłuchiwała.
- GDZIE ONA JEST, IDIOTO!!!
- N...nie wiemm.
W tej chwili oprawca uniósł pochodnię. Oliwia zamknęła oczy i usłyszała wrzask bólu. Wiedziała, co tam nastąpiło. Znała tą metodę wyciągania informacji.
Orman jeszcze im jej nie zdradził. Ale wiedział, gdzie poszła. Był wobec niej bardzo lojalny. I tym jej zaimponował. Tak jak ona, nie poddawał się torturom. Chciała to przerwać. Musiała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top