Rozdział 24

Przytuliła go. Cieszyła się że wrócił do zdrowia. Albo że wraca.
- U mnie? Jest ok. Bardziej jak u ciebie? Nie spodziewałem się spotkać ciebie w takim stanie. Utraciłaś przecież zmysły.
- Tak ale tak samo jak z Diabelskim Zielem. Halt wszystko zmienia.
- Tak. To imię jest przepełnione pozytywną energią.
- Która ratuje życie. Niestety mamy problem. Skottowie atakują.
- Skottowie. Kiedy?
- Orman?
- Według tego wodza za 4 dni powinno być po wszystkim.
W sali zapadła cisza. Za 4 dni nastąpi zagłada zamku Macindaw. Trzeba działać natychmiast.
- Wojska z zamku Norgate nie zdążą tu przyjść?-to bardziej było stwierdzenie niż pytanie
- Zdecydowanie nie, księżniczko Night.
- Mów do mnie Oliwia! No cóż, musimy sobie poradzić sami.
- Bardzo mało prawdopodobne. Pewnie przybędą tu większymi siłami.
- Idę do niego.
- Do kogo?
- Do ich dowódcy. Muszę wiedzieć jaki oddział tu przyjdzie. Musimy być przygotowani. Inaczej wszyscy zginiemy!
Oliwia odwróciła się i wyszła z komnaty trzaskając drzwiami. Przez chwilę Malcolm i Orman milczeli. Jednak potem lord się odezwał:
- To naprawdę księżniczka.
- Zdecydowanie.
***
Oliwia mknęła korytarzami zamku. W końcu znalazła się w lochach. Kiedy weszła do celi Skotta towarzyszyło jej trzech strażników.
- Dzień dobry-powiedziała chłodno
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Oliwia?
- Mów do mnie "księżniczko Night"! Inaczej zginiesz!-Oliwia przybrała formalny ton którego tak nienawidziła. Ale w obecności wroga musiała pokazać swój autorytet.
- Oj, dobrze, księżniczko Night. Spokojnie.
- Radzę tobie się uspokoić. Mam do ciebie kilka pytań. Jestem przekonana że niedługo oddział Skottyjski zaarakuje zamek Macindaw. Kiedy?
- Za 3 dni przybędą pod mury.
- Ilu ich będzie?
- 100.
- 100. Ciekawe. A czy możesz mi powiedzieć czemu tak chętnie odpowiadasz na moje pytania? Nie wstyd ci że dowódca zdradza całą tajemnicę bez zmrużenia oka???
- Oj, nie. Czuję się całkowicie spełniony.
- Aha. Ciekawe. Gdyby to ode mnie zależało zrobiłabym wszystko być wygadał PRAWDĘ. Ale nie. Orman jest panem tego zamku.
- Ale to od ciebie nie zależy.
- Wiem.
Oliwia była pewna że kłamie. Po pierwsze nie powiedział że teraz mówi prawdę, a po drugie księżniczka ma większe prawo od pana pomniejszego zamku. Gdyby powiedział o tym byłby to znak że mówi prawdę i nawet jeśli go przepytają powie to co teraz, czyli prawdę.
Z drugiej jednak strony Oliwia nie miała zamiaru torturować Skotta. Wiedziała, ile to przynosi bólu. Sama cierpiała z tego powodu i nie życzyła, nawet najgorszemu wrogowi, takiego bólu. Nawet Op'lowi.
Wyszła z celi zamykając za sobą drzwi. Skierowała się z powrotem do gabinetu Ormana. Kiedy tam weszła zastała ich pijących herbatę.
- I jak?
- Kłamie.
- Ale w czym?
- We wszystkim.
Opowiedziała im całą zaistniałą sytuację. Kiedy skończyła oboje patrzyli na nią ze zdziwieniem. Widać było że gorączkują nad powodem kłamstwa.
- Jeśli kłamał, to oddział przyjdzie mniejszy czy większy?
- Z pewnością większy.
- Ale mógł nas też zastraszyć...
- Na jego miejscu bym tego nie robiła. Jeśli wrogowie przygotują się na oddział 100 zbrojnych, a przyjdzie 50 to pokonamy ich bez kiwnięcia palcem. Poza tym, był bardzo z siebie zadowolony kłamiąc. Nie jest najlepszym aktorem. Na twarzy miał malutki cień źle stłumionego uśmiechu, a jego ciało wskazywało na dumę.
- I ty to wszystko widziałaś?
- Lata doświadczeń.
- Ale czemu nie mogłaś go trochę potorturować??? Powiedziałby ci wszystko.
Oliwia obrzuciła Ormana groźnym spojrzeniem.
- Po tym co Temudżeini mi zrobili nie zamierzam nikogo krzywdzić! Nie wiesz co to za ból!
- Nie wiem. Ale mogę się wkrótce dowiedzieć.
- Możesz się dowiedzieć o wiele krócej niż myślisz. Jeśli jesteś głupi to zaraz.
- Co???
- Jeśli się nie słuchasz możesz zginąć.
- Co???
- Padnij.
To ostatnie słowo Oliwia wypowiedziała bardzo spokojnie. Jakby lekko sobie z niego żartowała ald jednocześnie jakby komuś tłumaczyła że trawa jest zielona. Orman, nie wiedząc czemu zaufał księżniczce. Posłusznie upadł na ziemię. Oliwia spojrzała na Malcolma. Oboje położyli się plackiem na ziemi. Sekundę później nad ich głowami świsnęły strzały. Oliwia już wcześniej to wyczuła. Zadowolenie Skotta sięgało granic więc wiedziała że się zbliżają. Nawet przy tej rozmowie widziała zbliżający się oddział i jednego łucznika z kuszą. Widziała jak kieruje ją na to okno.
Teraz przeturlała się do Ormana.
- Dzięki...
- Słuchaj. Ewakuuj się stąd jak najszybciej. Po drodze zwołaj wojska. Niech obstawią mury. Szykuje się ciężka walka.
- Czemu?
- Są dwa powody. Jeden, że wykorzystali element zaskoczenia. Dwa, że ich jest 400, a nas stu.
- Ooł....
- No właśnie. Dlatego dalej! Wojska mają być gotowę za 10 minut!!!
- Dobrze.
Orman wstał i wybiegł szybko z sali. Kiedy zamknął drzwi w drewno uderzyła strzała. Malcolm nie wiedział co ma robić. Przeturlał się w bok by widzieć Oliwię. Dziewczyna kucała obok rozbitej szyby. W dłoniach miała naciągnięty do połowy łuk.
- Co robisz???
- Łączę element zaskoczenia z obroną.
- Aha. Powodzenia. Walczył tak ktoś???
Oliwia odwróciła ku niemu głowę. Była lekko smutna.
- Will-powiedziała
Malcolm zamilkł. Wiedział co się stało z chłopakiem Oliwii. Wiedział też że młody zwiadowca tak walczył z kaidżynami. Czyli ona wie. Smutne że musi tyle przeżywać. Uświadomiła przecież wszystkim że jest mocna. Czemu jeszcze jest nękana???
Wtedy w świadomości Malcolma coś się obudziło. Zobaczył swój dawny sen. Był on tak straszny...widział w nim twarz Oliwii która cierpi. Nie mógł się z niego wybudzić. Aż w końcu wstał.
Malcolm otrząsnął się z rozmyślań. Oliwia podskoczyła na równe nogi, strzeliła i znowu kucnęła. Na dole rozległ się wrzask, który symbolizował że kogoś trafiła. Malcolm zdziwiłby się gdyby chybiła. Uśmiechnął się pod nosem. To zwiadowca.
Oliwia kilka razy z rzędu jeszcze tak wyskoczyła. Niestety teraz miała lekko otrudnione zadanie bo atakujący przyzwyczaili się gdzie jest i tylko czekali żeby wystrzelić. Kilka strzał z kusz świsnęło jej koło ucha ale nie zrobiło większej krzywdy. Ci na dole nie potrafili tak dobrze i szybko celować jak zwiadowcy. W końcu Oliwia uszczupliła oddział szturmujących o 24 wojowników. To nie dużo ale przynajmniej coś.
Potem razem z Malcolmem na czworakach wycofali się z sali. Obrońcy byli już gotowi do obrony. Teraz potrzeba było dobrego dowódcy. Na naradzie wojennej po wymienieniu tego terminu oczy wszystkich skierowały się na Oliwię.
- To...może Orman???-zaproponowała
- Nie. Ty.
- Czemu ja?
- Jesteś świetnym dowódcą. I księżniczką.
- Nie jestem lepszym dowódcą niż ty, Ormanie.
- Czyżby?
Wszyscy się na nią patrzyli. Dziewczyna szukała jakiegoś wsparcia że to Orman jest tutaj dobry. Ale nie. W końcu się poddała.
- No dobra. Jak naprawdę tak sądzicie...
- Dziękujemy, dowódco. Zapraszamy do zapoznania się z pozycją wroga-powiedział jeden z wyższych rangą żołnierzy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top