Rozdział 17

Nie wiadomo ile czasu minęło od jej utraty świadomości. Po prostu w pewnej chwili się ocknęła i rozejrzała po pokoju. Naprzeciwko niej na krześle siedział jakiś Temudżein. Spojrzała na niego. Twarz niby znajoma ale jak on się nazywał??? Zobaczył że na niego patrzy i uśmiechnął się.
- Przepraszam bardzo ale chyba nic nie masz nam do powiedzenia???
- Co? A miałam???
- No tak...niestety...utrata pamięci. Kompletnie nikogo nie pamiętasz???
- Nie.
- To dobrze. Tak dla twojej wiadomości nazywam się Op'el. Pomogę ci się stąd wydostać.
- Op'el...jak ten samochód???
- Yyy....tak. Możliwe.
- Fajnie. Pomożesz mi???
- Tak.
- Dzięki!
- Chodź za mną.
- Ale...jak???
- Aha. Faktycznie. Zapomniałem.
Odwiązał Oliwię od krzesła i zaprowadził do wielkiej sali. Tam czekał na nich już Halt. Nieprzytomny Halt. Potraktowali go lekiem od którego zapadnie w sen. Coś w stylu zemdlenia.
- Proszę. Idź. Ruszaj.
Ale Oliwia zatrzymała się obok Halta. Ta twarz coś jej przypominała ale nie wiedziała co. Czuła że ma mu pomóc.
- Mogę go zabrać ze sobą?-spytała
Op'el ucieszył się bo odkrył że więzy między Oliwią, a Haltem były tak duże że nawet po zaniku pamięci chciała mu pomóc.
- Niech ci będzie. A teraz już cię nie ma!!!
Dziewczyna nie chciała wychodzić z miejsca gdzie było tyle ludzi. Nie wiedziała nawet dokąd ma iść.
- Ale...gdzie ja mam iść???-spytała bezradnie
- Nie wiem!!!
Op'el podszedł do nich i wyrzucił na zewnątrz. Zatrzasnął za nimi drzwi. Dziewczyna rozejrzała się. W pobliżu nie było żywej duszy. Postanowiła iść przed siebie z tym ciężarem jakim okazał się być nieznajomy mężczyzna. Po przejściu 10 kroków i wlokąc za sobą bezwładną postać spojrzała na niego. Wyglądał strasznie groźnie ale coś ją do niego przyciągało. Jakaś silniejsza więź. W końcu zabrała go na ramiona i zaczęła iść. Wkrótce jednak zapadła noc, a dziewczyna kompletnie nie wiedziała co robić. Zwróciła się do mężczyzny myśląc że jej odpowie:
- Gdzie jesteśmy? Jak się nazywasz? Jak JA się nazywam???
Nie odpowiedział jej. Pomyślała przez chwilę ale w mózgu miała okropną pustkę. Wiedziała tylko jak się mówi. Nawet chodzić nie do końca potrafiła. Myślenie. Od niego aż rozbolała ją głowa.
- No cóż. Co mam zrobić???
Usiadła obok niego i nagle coś zrobiła. Nie do końca wiedziała co ma zrobić. Ale nagle jej mózg przestał pracować. Zasnęła chociaż nie wiedziała że tak się da. Nagle obudziła się. Otworzyła oczy. Było już jasno. Jej zdziwienie było nie do opisania.
- Co się stało???
Spojrzała na towarzysza.
- Dobra. Ruszamy dalej. Byle jak najdalej od...nie wiem. Od tąd.
Jej słownictwo nie było do końca poprawne ale się tym nie przejmowała. Ruszyła przed siebie.
***
Okazało się że nogi niosły ją w dobrym kierunku. Zbliżała się do Araluenu. Do zamku Araluen. Minęły dwa tygodnie od pamiętnego wydarzenia. Temudżeini zakładali że nie żyją. Oliwia była bardzo bliska śmierci z wyczerpania i pragnienia. Jej mózg nie wiedział co to znaczy pić i jeść oraz spać. Do zamku został jeszcze tydzień drogi. W normalnej sytuacji oboje z Haltem by zginęli. Oliwia kulała na jedną nogę, na złamaną nogę. Do jej ciała wdarły się zarazki bo otwarta rana nie była opatrzona. Do tego jeszcze po drodze zaatakowały ją różne zwierzęta i miała rany na całym ciele. Do tego zawsze ładnie związane włosy teraz sterczały z różnych stron. Halt natomiast coraz bardziej zapadał w śpiączkę. Dziewczyna uparcie niosła go na ramionach chociaż brakowało jej sił. I wtedy nagle zza zakrętu wyłonił się blondyn na brązowym koniu. Zatrzymał się i obdarzył ich promiennym uśmiechem. To był Gilan. Chciał wyruszyć ze swoim mistrzem na wyprawę ale musiał najpierw załatwić pewne zadanie. Teraz mina mu zrzedła kiedy zobaczył w jakim stanie jest Oliwia i Halt. Dziewczyna przestraszyła się go jak ognia. Szybko położyła Halta na ziemi. Uklęknęła obok niego. Jedną rękę złapała go by był w pozycji siedzącej, a drugą wyjęła z jego pochwy nóż. Co prawda był to nóż do rzucania ale dziewczyna o tym nie wiedziała. Gilan zaniepokoił się na serio. Przecież księżniczka, tak jak on, była wyszkolona przez Halta. Mistrz zadbał by dziewczyna wiedziała który nóż do czego służy. A oto Oliwia trzymała nóż którym się rzuca tak jakby planowała walczyć nim jak mieczem. Trochę go to oszołomiło.
- Oliwia! Co ty wyprawiasz? Jak już to zabierz saksę!!!
- Co??? Ty lepiej mi tu nie gadaj o jakiś saksach!!! Lepiej do mnie nie podchodź!!!!
- Czemu??? Oliwia!!! Pomogę ci!!!
- Nie chcę twojej pomocy!!! A wogóle to jaka Oliwia???
- Co???-Gilana zamurowało. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- Jaka Oliwia???-dziewczyna ponowiła pytanie
- No...to...ten...twoje imię...nie???
- Moje imię????
- No...tak...znaczy się...ja tak myślę.... no bo....jak???
Gilan gubił się we własnych myślach. Słowa mu się plątały i nie mógł wydobyć z siebie żadnego logicznego zdania.
- A jak mam na nazwisko????
Dziewczyna opuściła nóż bo ten chłopak ją zainteresował.
- C-co??? No...Night...ty jesteś....Oliwia Night!
- Dzięki!!!
- No i...jesteś księżniczką.
- Serio??? Wow!!! Ale super!!!!
- No i szkolisz się na zwiadowcę.
- Zwiadowcę???? Ja???? I jak mi idzie???
- Co??? No...moim zdaniem dobrze...
- Dzięki.
Słowo "zwiadowca" uruchomiło myślenie. Nic jej się nie przypomniało ale wywołało to bardzo miłe odczucia.
- Aha. Zwiadowca.
- Co ci się stało???
- Mi??? Co??? Nic.
- Ale w nogę!!!
Spojrzała i dostrzegła zakażone złamanie otwarte.
- Ałć. Musiało boleć.
- C...co??? Poczekaj. Nie dociera do mnie co do mnie mówisz.
- To włącz myślenie!
- Ja??? O boże...jak się nazywam!!!
- Nie jestem bogiem!!!-przypomniało się Oliwii co ktoś kiedyś do niej powiedział
- Wiem. Ale jak ja się nazywam???
- Ty??? A skąd ja mam to wiedzieć??? Spotykamy się po raz pierwszy!!!
- Oliwia!!! Nie!!! Jestem Gilan!!!
- Gilan. Gilan. Cześć Gilan. Jak się miewasz???

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top