Rozdział 9

Minęło 10 miesięcy. Oliwia była już całkowicie zdrowa.
- Wiesz co? Jedź do Araluenu. Ja zostanę tutaj jeszcze z Malcolmem.
- Ile?
- Tydzień chyba starczy. Musimy tu posprzątać.
- Spoko. No więc...do widzenia.
Przytuliła Malcolma i Halta. Wsiadła na Abelarda, wcześniej podając mu hasło. Halt miał złapać sobie jakiegoś innego konia.
- Pa!
- Na razie!!!
Dziewczyna odjechała w stronę Araluenu. Umiała już wszystko co przedtem i to na takim samym poziomie więc konno też umiała jeździć. To wszystko dzięki Haltowi który ją tego na nowo nauczył. Była szczęśliwa że znów może dosiadać konia. Bardzo lubiła te zwierzęta. W końcu też wracała do Araluenu, a potem do Redmont. Tylko nie wiedziała że w stolicy czeka ją nie miła niespodzianka.
***
Kiedy wjechała do królewkiej stajni i zostawiła tam Abelarda wielu ludzi się za nią oglądało. Pomachała to niektórych ale oni tylko obrzucili ją oburzonym spojrzeniem. O co chodzi?-zastanawiała się
Wkroczyła do zamku dumnym krokiem. Podeszła do tronu króla. Przy nim stali Crowley, Gilan i Arald. Kiedy ją zobaczyli ich twarze przybrały gniewny wyraz.
- Witaj, Night!-odezwał się król
Oliwia poczuła się nieco urażona tym skąpym powitaniem.
- Dzień dobry, królu. Wszystko w porządku?-dodała
- W porządku?!? Czy wszystko w porządku??? Jak może być w porządku?!!
- O co chodzi, wasza wysokość?-dziewczyna była zbita z tropu
- O co chodzi??? I ta się jeszcze pyta o co chodzi?!! Do lochu z nią!! Za tydzień zostaniesz skatowana za to co zrobiłaś!!!
- Co...??? Ale co ja zrobiłam???
- A czy mówi ci coś imię: Halt???
I wtedy Oliwia zrozumiała. Oni jeszcze nie wiedzą że Halt żyje.
- Ale nie...Halt żyje!!! Naprawdę!!!
- Nie kłam!!! Do lochu!!!
Strażnicy chwycili ją od tyłu. Wyrywała się i wrzeszczała ale nawet Gilan do niej się nie odezwał.
- On żyje!!! Rozmawialiśmy!!!
- Nie żyje!!! Mamy świadków! Zapamiętaj sobie! Za równo tydzień i ty skończysz swój żywot!!!
Ciągle wyrywającą się dziewczynę zaprowadzili do lochu. Przykuli ją do przeciwległej ściany i zostawili.
- Już nie żyjesz!-syknął jeden ze strażników po czym zatrzasnęli drzwi
- Tak. Już nie żyję-powiedziała do siebie Oliwia
Spojrzała na cele. Była przerażona.
- Halt...pospiesz się...-wyszeptała
Jeśli jej nauczyciel będzie miał choćby dzień zwłoki już nigdy jej nie zobaczy.
***
Minął tydzień. Znaczy się brakowało kilku minut. Oliwia siedziała z głową w dłoniach. Była już przekonana że Halt nie dotrze na czas. Usłyszała szczęknięcie zamka i zauważyła w drzwiach strażników.
- Chodź z nami!
Odpięli ją od łańcuchów i wyprowadzili z lochów. Zaczęli prowadzić w kierunku szubienicy. Po chwili dołączyli do nich Gilan i Duncan.
- Ja naprawdę jestem niewinna!!! Halt żyje!!
- Jesteś pewna???-Gilan nie chciał jej zabijać
- Tak!!! Mogę wam nawet pokazać miejsce gdzie jest! O ile nie spotkamy go po drodze.
- No dobrze...ale potem jeśli go tam nie będzie to cię zabijemy.
- Yyy...
- Ok. Jedziemy.
Oliwia wsiadła na Magnuma. Jeden ze strażników przywiązał jej ręce do łęku siodła. Potem otoczyli jej pierś grubą liną i mocno zacisnęli. Ruszyła a obok niej jechał Gilan. Po godzinie dotarli do miejsca gdzie razem z Haltem przyszła do Malcolma. Wjechali w miejsce gdzie stało łóżko na którym leżała. Nikogo nie było. Dziewczynie podskoczyło serce do gardła. Zatrzymali konie i spojrzeli na pustą polanę.
- A więc są tutaj-powiedział Gilan z przekąsem
- Yyy...no...powinni tu być.
- Ale ich nie ma. Przepraszam Oliwia ale muszę cię zabić.
Wyjął miecz z pochwy. Uniósł go nad głowę Oliwii. Zamachnął się, a dziewczyna skuliła się w siodle. Już słyszała jak ostrze miecza pikuje w dół. W tym samym momencie jakiś galopujący koń zatrzymał się obok niej. Usłyszała szczęk żelaza i podniosła wzrok. Obok niej stał Kicker, a na nim siedział Horace. W jednej ręce trzymał miecz który zetknął się z bronią Gilana.
- Nie rób mi tego Horace!!!-wrzasnął Gilan
- To moja dziewczyna!!!
Oliwia wiedziała że nie ma chwili do stracenia. Przycisnęła Magnuma kolanami nie dbając że wodze wiszą swobodnie. Koń ruszył z kopyta, a dziewczyna omal z niego nie spadła. Jechała galopem nie śmiąc się odwrócić. Odjechała już dobry kilometr kiedy usłyszała za sobą tętent kopyt. Odwróciła się i zauważyła cwałującego Horace'a. Za nim jechał Gilan. Przycisnęła Magnuma jeszcze raz i ruszyła cwałem. Tylko dzięki temu że potrafiła dobrze jeździć konno utrzymała się na siodle. Zresztą nie zamierzała spadać bo wtedy już by nie żyła. Horace ją dogonił zostawiając Gilana z tyłu. Zwiadowca zaniechał pościgu. Oddalali się w szybkim tempie, a Blaze który wystartował wolniej nie mógł już ich dogonić.
- Horace!!!-wrzasnęła Oliwia przekrzykując wiatr
- Oliwia!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę! Co się stało?
- Bardzo dużo. Teraz nie mogę mówić. Jak się gdzieś zatrzymamy to opowiem ci wszystko!
- Możemy się teraz zatrzymać! Przecież za chwilę spadniesz z konia przez te węzły!
- Nie! Musimy się oddalić! O mnie się nie martw!
Jechali tak przez cały dzień. W końcu uznali że zatrzymają się na noc. Zatrzymali konie i Horace przeciął sznur wiążący jej przyjaciółkę. Dziewczyna z ulgą rozprostowała dłonie. Zsunęli się z koni.
- A teraz opowiadaj!
- To tak.
Dziewczyna opowiedziała mu całą ich przygodę. Nie wiedziała czy chłopak jej uwierzy że Halt nie żyje. W końcu skąd mógł wiedzieć czy dalej nie podlega działaniu eliksiru?
- I tak to się właśnie skończyło. A wy chcieliście mnie zabić!
- Gilan nic z tego nie wiedział. Nie dziw mu się. Działał pod presją króla.
- Ale najpierw lepiej by było wysłuchać moich wyjaśnień.
- No tak...w pewnym sensie dla obu stron byłoby lepiej. Ale gdzie teraz jest Halt???
- Właśnie się nad tym zastanawiam... powinien być na polanie. Albo jak już to powinniśmy go minąć po drodze.
- Może się minęliśmy bo Halt i Malcolm jechali lasem?
- Jest też taka możliwość ale ja ją wykluczam.
- To co robimy?
- Mam jakiś plan ale najpierw trzeba odczekać trochę czasu aż Gilan się uspokoi.
- Czemu? Co chcesz zrobić?
- Trzeba wrócić na tą polanę i sprawdzić czy są jakieś wyraźne ślady.
- Sądzisz że zostali złapani???
- Tak przypuszczam. Kiedy inni patrzyli na pustą polanę, ja zauważyłam tam kilka odcisków końskich kopyt, za dużych na konia Malcolma. Do tego ślady te wyszły zza krzaków więc mniemam że zaskoczyli ich wyskakując na ich obóz.
- I myślisz że kto to był?
- Mamy do czynienia z najgroźniejszymi przeciwnikami, którzy nigdy nie odpuszczą. Z Temudżeinami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top