Rozdział 36
Ruszył z Oliwią w stronę sali tronowej. W miarę jak się tam zbliżali, słyszeli coraz większy hałas. Wiele ludzi siedziało już za stołem, czekając na uroczyste wejście księżniczki. Drzwi otworzyły się z hukiem i wszystkie oczy zwróciły się w tą stronę. Automatycznie rozmowy także umilkły. Oliwia wkroczyła wraz ze swoim nauczycielem do sali. Pierwszy klaskać zaczął Gilan. Potem przyłączyli się do niego także inni. Gilan, Troy i Crowley bezpiecznie wrócili ze swoich misji. Wygrali. Więc nie było teraz mowy o nie zorganizowaniu wielkiej uczty na cześć dobrego planu młodej księżniczki. Kiedy w końcu oklaski umilkły i Oliwia i Halt zasiedli na swoich miejscach gwar na powrót wybuchnął. Lecz wtedy drzwi z drugiej strony sali też się otworzyły. Halta oczy migotały blaskiem w ciemności. Przez otwarte wrota wszedł nie kto inny jak Horace.
- Horace!!!
Oliwia poderwała się zza stołu i pobiegła do przyjaciela na powitanie. Sądziła już że zaginął na dobre. Już była bliska rozpaczy. Ale właśnie teraz jej przyjaciel zjawił się... w galowym stroju. Jakby miał czas się przebrać. Wtedy dobiegła do niego i przytuliła go z całej siły.
- Gdzieś ty był?!? Martwiłam się o ciebie!!!
- Przepraszam, Oliwia.
Dziewczyna odkleiła się od niego i spojrzała mu w oczy. Ich nieprzenikniony błękit zawsze ją porywał. Ale teraz Horace wykonał gest sięgając do kieszeni.
Wyjął z niej małe, kwadratowe pudełeczko. I wtedy zrobił coś co zaparło dech w piersi Oliwii. Uklęknął na jedno kolano i otworzył pudełko. W środku był piękny pierścionek. Serce Oliwii zabiło mocniej kiedy rycerz powiedział:
- Czy zostaniesz moją żoną?
- Tak!!!-dziewczyna nie wahała się ani chwili
Wyjęła pierścionek i założyła go sobie na palec. Horace wstał. Pocałowali się po raz pierwszy w życiu. Stali tak przytuleni do siebie, a wokół rozbrzmiewały oklaski. Wszyscy wiwatowali młodej parze, która niedługo się pobierze. Po chwili Oliwia spojrzała w oczy Horace'a. Dostrzegła w nich miłość ale też i ulgę. Wiedziała, czemu jego pierwsza wypowiedź była tak krótka. Strasznie się denerwował. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
I wtedy jej się przypomniało o jeszcze jednej osobie. To dlatego był taki szczęśliwy! Dlatego nie było go przez kilka godzin! Dlatego Horace był do wszystkiego przygotowany!
Odwróciła się i spojrzała na Halta. Płakał. Po raz pierwszy w życiu widziała żeby płakał. Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Halt ci pomógł?
- Tak ale pomysł był mój.
- Dziękuję.
Znowu się przytulili. Tłum już nieco ucichł. Razem z Horace'em wróciła na miejsce. On usiadł po jej prawej. Kiedy uczta się rozpoczęła na dobre Oliwia zwróciła się do siedzącego obok Halta.
- Dziękuję ci, Halt.
- Nie ma za co. To był pomysł Horace'a. Ja po prostu mu pomogłem w realizacji.
- A to z tym atakiem to było zamierzone?
- Nie ale kiedy Horace uciekł, powiedziałem mu żeby udawał martwego. Ja cię odciągnę. Omało byś wszystkiego nie zepsuła...
- Taka moja natura.
- No bez przesady...a teraz. Mam swoje rzeczy do roboty.
Oliwia spojrzała na niego pytająco ale Halt tylko wstał. Uniósł kielich i cały tłum natychmiast umilkł.
- Chciałbym wznieść toast za moją kochaną uczennicę, jak i też sprawiedliwą władczynię, Oliwię Night! Kiedy po raz pierwszy ją spotkałem byłem pewny że nikim wielkim nie zostanie. Natomiast teraz, kiedy przyjąłem ją w poczet zwiadowców widzę, jak bardzo się myliłem. Wtedy, przyciągnęło mnie to "coś". Teraz już wiem że była to odwaga, honor oraz lojalność. Chciałbym powiedzieć...że mimo wszystko...mimo wszystkie spory i kłótnie...kocham ją jak nikogo innego na tym świecie. Jest dla mnie nie tylko uczniem ale także i przyjaciółką, którą kocham całym sercem. Jestem gotowy poświęcić dla niej życie... Dziękuję ci, Oliwio. Jesteś tą jedyną osobą, która również potrafi dla mnie poświęcić życie. Dziękuję ci za wszystko!
Usiadł, a wokół rozległy się okrzyki: Niech żyje księżniczka Oliwia!!!
Dziewczyna czuła się trochę speszona ale musiała wstać i wygłosić swoją kompletnie nieprzygotowaną mowę. Zdecydowała się jednak, tak jak Halt, mówić prosto z serca a nie z kartki.
- Dziękuję wam wszystkim. Postanowiłam się nieprzygotowywać na tą przemowę. Chciałabym powiedzieć wam kilka słów prosto z mojego serca.
Rozległo się kilka aprobacyjnych pomruków.
- Tak więc. Z całego mojego serca dziękuję mojemu kochanemu mentorowi za poświęcenie jakie włożył by mnie szkolić na zwiadowcę. Jestem przekonana, że łatwym uczniem nie jestem. Jesteś moim przyjacielem Halt i w moim sercu jest specjalne miejsce dla ciebie. Nigdy o tobie nie zapomnę. Dziękuję ci jeszcze raz. I także tobie Horace. Bez ciebie bym się nie pozbierała tak szybko i łatwo po śmierci Willa. Bez ciebie nie byłoby mnie tutaj. A te dzisiejsze zaręczyny były czymś cudownym! Jesteś wspaniałym mężczyzną! Dziękuję także wam! Za wsparcie mimo że wiecie, że do księżniczki, takiej prawdziwej, mi jeszcze daleko. No ale cóż...człowiek uczy się na błędach. Gilan, Crowley. Jesteście nierozłącznym elementem mojej zwiadowczej rodziny. Po stracie ojca i matki...u was mogę zyskać odrobinę miłości. Dziękuję wam wszystkim. I wiedzcie, że zaraz po tej uczcie zamierzam jechać na poszukiwanie prawowitej następczyni tronu. Księżniczki Cassandry!
Usiadła wśród głośnych okrzyków i oklasków. Oczywiście, najgłośniejsi byli Horace, Halt, Gilan i Crowley. Ten ostatni wciąż był w lekkim szoku skąd dziewczyna wie o śmierci jej rodziców. Widocznie dowiedziała się o tym tak, jak tego nie chciał komendant. Poprzez plotki lub podsłuchy.
Oliwia uśmiechnęła się do wszystkich. Dobrze wiedziała że bycie władczynią nie należy do jej ulubionych zajęć. Niestety i tak musiała to robić. Ale nie było aż tak źle. Przynajmniej była w swoim żywiole-dowodzeniu.
Horace trącił ją łokciem. Nachyliła się do niego, a on wyszeptał:
- Mam nadzieję że nasze dziecko będzie takie samo jak ty.
- Coś sugerujesz?
Oliwia dobrze wiedziała o co mu chodzi. O to co każdemu mężczyźnie.
- Nie. Jak na razie nie.
- To dobrze. Muszę iść po Cassandrę.
- Idę z tobą.
- Dobra.
- I ja oczywiście też-Halt miał dobry słuch
- Oh...tak. Jasne.
Siedzieli, jedząc. Za dużo wrażeń. Najpierw musieli to sobie poukładać. Niestety Oliwia nie mogła wytrzymać dłużej tej ciszy.
- Jak tam Abelard?-spytała Halta
Zwiadowca chętnie przyłączył się do rozmowy. Też mu się nudziło.
- Dobrze. Ale co z Magnumem?
- Nie wiem. Został tam. Ale na Lordzie też fajnie się jeździ.
- Nie przeczę. Wygląda na inteligentniejszego niż Magnum.
- Możliwe. Nawet nie musimy tam po niego jechać.
- Chcesz go tam zostawić?
- Halt...go tam nie ma.
- C...
Ale wtedy do niego dotarło. Ale przecież to niemożliwe.
- Jesteś pewna?
- Czuję tą pustkę. Moje uczucia nigdy mnie nie zawiodły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top