Rozdział 30
Halt dojechał do swojego namiotu. O dziwo, po jego policzkach również spływały łzy. Nie wiedział czemu. Próbował je tamować. Ale to miało silny związek z obrażeniem Oliwii. Po roku znajomości, przeżyli tyle przygód, a on ją oskarża o brak logicznego myślenia.
Co mnie wtedy trafiło????- myśli Halt- Musiałem być nieźle wściekły...
Szybko rozebrał Abelarda. Nie chciał dzisiaj nikogo widzieć. Jutro będzie starać się ją omijać.
****
Oliwia wróciła do obozowiska około północy. Tylko straże wtedy nie spały. Wślizgnęła się do swojego namiotu. Szybko zasnęła bo nie miała co innego robić. Śniły jej się koszmary. Widziała tych wszystkich ludzi których zabiła. To było straszne... I wtedy się obudziła. Gwałtownie otworzyła oczy i rozejrzała się po namiocie. Był ranek. Ktoś powoli otwierał wejście do namiotu.
- Księżniczko...rada czeka.
- Już lecę!
Szybko się ubrała i wypadła z namiotu. Popędziła po wzgórzu do dużego, zielonego namiotu. Wbiegła i zastała Radę Wojenną czekającą na władcę.
- Jestem...
- Nie musiałaś się spieszyć. Poczekalibyśmy.
- Nic się nie stało. Żyję.
Omiotła zgromadzonych spojrzeniem. Poczuła coś w stylu zawiedzenia bo nie dostrzegła wśród nich swojego nauczyciela. Może nie chce jej słuchać?
- Musimy uzgodnić plan.
- Tak. Jasne. Plan.
Na chwilę pogrążyła się w rozmyślaniach o mistrzu. Wtedy uświadomiła sobie że wszyscy się na nią patrzą i czekają na plan.
- Ach...no tak...plan.
- Plan.
- No to...jak tam sytuacja z Gallami, Skandianami i Temudżeinami?
- Z Gallami mamy lekką przewagę. Przeciwnik trudny choć niezdyscyplinowany. Skandianie przegrywają. A Temudżeini...coś myślę że wasz wczorajszy atak z zasadzki przyniósł dobre skutki. Zmniejszyliśmy ich przewagę o 300 ludzi.
- Tak. Dobre skutki.
Oliwia patrzyła na Crowleya który zdawał jej raport. Jej myśli skupiały się na sytuacji z pozostałymi oddziałami.
- Można by było wysłać kogoś w rodzaju moich przełożonych do miejsc walk z Gallami i Skandianami. Do tego trzeba jeszcze uwzględnić Skottów w Macindaw.
- Skottów w Macindaw???
- Kiedy tam byłam napadli na zamek. Teraz jest pod ich działaniami. Podobno oni też uczestniczą w tym pakcie ale my o tym nie wiedzieliśmy.
- Ah tak...dobrze. Ja mogę jechać na Północ.
- Poprosiłabym. Gilan może pokierować armią ze Skottami. Sądzę że sobie poradzi. Ja natomiast muszę jechać do Gallów. Wszystkim pasuje?
- Myślę że tak. A kto tu zostanie?
- Ehm...no...myślałam że może...-Oliwia znacząco spojrzała na komendanta.
Ten zrozumiał że chodzi o jego przyjaciela, Halta. Miał jednak małe zastrzeżenia czy mistrz posłucha się swojej uczennicy po niedawnym konflikcie. Chciał to jej powiedzieć ale się powstrzymał. Nie przed całą radą.
- Możemy już się rozejść. I ja, i Gilan dobierzemy sobie dwóch towarzyszy.
- Dobrze.
Wszyscy sobie poszli. Oliwia jeszcze przez chwilę została w namiocie. Widziała że Crowley ma zamiar tu wrócić. Spojrzała na mapę. Był tam pokazany cały Araluen. Przejechała palcem po pozycjach wojsk. Wtedy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła i rozejrzała się. Na początku nic nie dostrzegła ale po chwili zauważyła postać w zielonym płaszczu stojącą w cieniu. Bez wątpienia Halt.
- Chcesz wyjechać na wojnę z Gallią.
- Tak.
- Uważasz że to słaby przeciwnik.
- Nie. Mam do nich szacunek.
- Musisz nauczyć się ich traktować jak Temudżeinów. Są niebezpieczni.
- Wiem. Znaczy się, możliwe.
- Nie, możliwe. Napewno.
- Dobrze. Ale do czego zmierzasz?
- Do tego że nie możesz tam jechać.
- Czemu?
- Dlatego że masz zostać tutaj.
- Czemu?
Zapadła długa cisza. Widziała że Halt powoli puszcza wodze cierpliwości. W tej samej chwili wyciągnął saksę. Nim zdążyła się zorientować stał przy niej z nożem przy jej gardle. Cofnęła się. Poszedł za nią. Zaczęła się wycofywać ale mistrz szedł za nią krok w krok. I nie odpuszczał. W końcu natrafiła na ścianę.
- Czego ode mnie chcesz?
- Przyrzeczenia że nie udasz się na front.
- A to niby czemu? Zabronisz mi?
- Tak. Nie zapomnij że jestem twoim mistrzem.
W tej chwili Oliwii właśnie się o tym przypomniało. Game over-pomyślała.
- Uznajmy że zabronisz. A ja i tak pojadę. Co mi zrobisz?
- Własnoręcznie cię zabiję.
- Tak?
- Tak.
- To możesz mnie teraz zabić. Jeden cios nożem i koniec. Stracisz drugiego ucznia.
Stali w milczeniu. Księżniczka czekała na odpowiedź, a Halt nie zamierzał jej powiedzieć.
Wtedy wszedł Crowley. Najpierw rozejrzał się po sali. Potem usłupiał na widok mistrza z nożem w ręcę, stojącego przed swoją uczennicą.
- Halt??? Co tu się wyrabia???
- Zostaw nas Crowley!
- Zostaw ją!
Cisza.
- Powiedziałam, zostaw ją!!!!
Znowu cisza.
Oliwia zaczynała się coraz bardziej bać. Halt w bezsilnej złości na przyjaciela przyciskał coraz mocniej nóż do jej gardła. Po ostrzu spłynęły właśnie pierwsze kropelki krwi. Oliwia starała się jak mogła, być jak najdalej od śmiertelnego ostrza. Niestety za nią była ściana namiotu.
- Halt...
- ZOSTAW JĄ!!!!
Znowu brak odpowiedzi.
- Zostaw nas samych...Halt chce mnie zabić...
- Nie mogę! On ciebie naprawdę zabije!!!
- A niech sobie zabija! A teraz idź!
Crowley powoli wyszedł. Oliwia czuła że nóż powoli wbija jej się w skórę. Dobrze że jak na razie tylko skórę. Bała się oddychać.
- Halt...co ty robisz?
- Chciałaś bym ciebie zabił!
- A więc tego chcesz.
- Chcę byś przyrzekła.
- To mnie zostaw!
- Bo napewno zostaniesz. I nie uciekniesz.
Taki był właśnie plan Oliwii. Ucieczka.
- Przestań!
Kopnęła go w nogę. Złapał się za nią, jednocześnie opuszczając nóż który przeciął ramię Oliwii. Jęknęła, jak nie krzyknęła. Halt się wyprostował. Crowley wleciał do pomieszczenia. Oliwia w zwiadowczym odruchu złapała saksę mistrza. Szybko wyrwała mu ją z dłoni i zakręciła tak że teraz trzymała jedną ręką Halta, a drugą przyciskała mu ostrze do gardła.
Stała tak chwilkę sapiąc z bólu. Po tej krótkiej chwili zdała sobie sprawę co robi. Przestraszyła się że zamierza zranić nauczyciela. Szybko go puściła i opuściła saksę. Halt zatoczył się i odzyskał równowagę. Dziewczyna stała przez chwilę i patrzyła to na nóż, to na Halta. Potem wyrzuciła broń daleko w bok i uciekła.
Halt stał jeszcze chwilę na środku patrząc się w wyjście. Po chwili wyjął nóż do rzucania i wbił go w mapę.
- Ja tam jadę.
Po czym odszedł. Zdezorientowany komendant podszedł do papieru na biurku. Nóż Halta wbił się w miejsce gdzie toczyły się walki z Gallią. Potem równie oniemiały podszedł do saksy przyjaciela. Widniała na niej krew. Rozmyślał nas sytaucją którą przed chwilą zobaczył. To było coś bardzo dziwnego. Chyba przyjaźń Halta i Oliwii zaczyna powoli zmieniać swój tor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top