Rozdział 22
Oliwia leżała na łóżku kiedy usłyszała szczęk broni. Wtedy coś się w niej obudziło. Podeszła powoli do okna kryjąc się pod nim. Szybko wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła nieznajomych którzy złapali Malcolma. W jednej chwili, instynktownie, szybko pobiegła do plecaka. Zapakowała wszystkie swoje rzeczy i usłyszała szczęk zamka. Złapała łuk i plecak i cicho otwarła drzwi szafy. Broń i pakunek przewiesiła za płaszczami, a sama zawisła za nimi w poziomie by nie można jej było zobaczyć ani z dołu, ani z góry. Wisiała tak, a ręce zaczynały ją boleć. Nie poddawała się bo w przeciwnym razie ją złapią. Wtedy usłyszała kroki w jej pokoju. Zastanawiała się czy czegoś nie zostawiła. Nie. I wtedy drzwi do szafy rozwarły się szeroko. Modliła się w duchu by nie spadł łuk ani plecak i by nie było widać jej jakiejś części ciała zza płaszczy. Odetchnęła głęboko kiedy drzwi na powrót się zamknęły by po chwili się otworzyć. Znała tą sztuczkę chociaż nie wiedziała skąd. Nadal się nie poruszała aż w końcu kroki rozległy się na korytarzu. Ale to były kroki tylko jednej osoby, a przyszły dwie. Zrozumiała że druga czai się za drzwiami i czeka na odpowiedni moment. Nie myliła się. Drzwi znowu się otworzyły i osoba jeszcze raz sprawdziła czy nikt się tam nie ukrywa.
Jakby byli mądrzy to by pomacali-pomyślała Oliwia- Ale lepiej żeby nie byli mądrzy.
I nie byli. Po chwili ten drugi też sobie poszedł. Oliwia odczekała jeszcze z pół godziny aż w końcu ostrożnie spuściła się na dół. Zabrała plecak i łuk i ostrożnie wyjrzała z szafy. Nikogo nie było. Obeszła całe mieszkanie i ani śladu żywej duszy. Potem wyjrzała na zewnątrz. Znowu cisza. Odetchnęła głęboko i z ulgą. Nic jej nie zagraża.
Przez chwilę stała patrząc się na polanę. Zdawało jej się że coś się zmieniło ale nie wiedziała co. Po chwili jej zamknięte zmysły zaczęły działać. I wtedy jej głowę przeszył ogromny ból. Krzyknęła z bólu i upadła na werandę. Wiła się na ziemi. Zamknęła oczy ale nic nie widziała. I nagle w jej głowie pojawił się obraz. Oczywiście towarzyszył temu wszystkiemu ból. Tym razem jednak poczuła coś jeszcze...
W jej głowie pojawił się las. Ciemny. I nagle zapłonęło w nim ognisko. Siedziała i patrzyła się na jakiegoś chłopaka. Nie pamiętała jego imienia ale czuła że go zna. Rozmawiali. Nagle zza drzew wyszła kolejna postać. Miała czarną brodę. Jej twarz skryta była pod kapturem. Widziała ją. Znała ją. Wiedziała że gdzieś ją widziała. Tylko jak ona ma na imię??? Zapomniała.
Następny przebłysk życia dotyczył jakiejś bitwy. Patrzyła na dobrze znanego jej chłopaka. I wtedy jego pierś przeszył śmiertelny cios. Poczuła falę rozpaczy. Podobnie ten brodacz. On również patrzył w miejsce gdzie chłopak osunął się na ziemię. Spojrzała na nieżywego przyjaciela. Wtedy usłyszała odległy, cichy głos który wołał:
Will!!! Will!!!
Doznała małego olśnienia. Ten chłopak musiał mieć na imię Will. I wtedy dodała sobie w myślach. Will Treaty. Przypomniał jej się jego wygląd i wszystkie cechy. I wtedy w jej świadomości pojawił się fakt który wyjaśniał smutek. Ona go kochała. Był jej chłopakiem zanim umarł w bitwie.
Kolejne wspomnienie. Spadała w dół. Obok śmiagała jakaś powierzchnia z desek. I nagle CHLAP!!! Zanurzyła się w wodzie. Zaczęła płynąć do miejsca gdzie widać było bąbelki. I nagle zanurkowała. Płynęła szybko w dół. Pod nią majaczył jakiś niewyraźny kształt. Człowiek. Podpłynęła do niego i złapała go za rękę. Potem wypłynęła na powierzchnie. Ale w połowie drogi zabrakło jej powietrza. Zaczęła się dusić. W końcu ostatnimi siłami wypłynęła i odetchnęła z ulgą. Mężczyzna którego trzymała w rękach zemdlał. Wyszła z nim na brzeg i upadła. Wtedy usłyszała własny głos. Tylko jakby z echem i dobiegający z innego pomieszczenia.
Anna!!! Ania!!!
Zza drzew wyszła młoda dziewczyna. Spojrzała na chłopaka i w Oliwii głowie odezwał się kolejny głos.
Gilan.
Teraz znała już imiona tej trójki osób. Tylko jak nazywał się ten brodacz? Czuła że jego imię jest dziwnie znajome. Ból przeszkadzał jej w myśleniu. I nagle otworzyła oczy i spojrzała na daszek nad gankiem.
- Halt...-wyszeptała
Nawet nie wiedziała co mówi. Po prostu jej się to wyrwała. I wtedy zdała sobie sprawę że tak właśnie ma na imię ten brodacz. W tym momencie zasłona tamująca jej pamięć rozpruła się. Wszystkie wspomnienia wysypały się do jej głowy przyprawiając ją o zawroty. Wszystko. Gilan, Will, Crowley, Halt i...Horace. Druga miłość jej życia. Chociaż nigdy mu tego nie powiedziała rycerz jest dla niej czymś więcej niż tylko przyjacielem. Kochała go.
I nagle poczuła lekkie wyrzuty sumienia. Zapomniała o Halcie. Ta postać po prostu wyfrunęła z jej mózgu.
- Jak mogłam zapomnieć o własnym nauczycielu??? On tyle dla mnie zrobił...-mamrotała do siebie podnosząc się na nogi
Teraz już wiedziała co robi. Pamiętała jak przez mgłę porwanie Malcolma. Nie mogła go teraz tak zostawić. Przecież mogę go torturować! A skutki mogą być takie same jak z nią. Szybko skierowała się do stajni. Ubrała Lorda i wsiadła na niego. Po chwili zsunęła się na ziemię. Jej mózg jeszcze nie pracował tak dobrze jak wcześniej więc zapomniała łuku. Wróciła się do chatki i zabrała łuk, kołczan i pas z nożami. Ubrała się w pelerynę i dosiadła swojego wierzchowca. Ruszyła szybkim galopem przez las. Jazda konna to jedna z rzeczy których nigdy się nie zapomina.
***
Po 10 minutach kluczenia między drzewami znalazła właściwy szlak. Potem dojechała do miejsca skąd widać było Macindaw. Nie wiedziała czy ma się kryć czy nie. Nie była wrogiem ale jak Malcolm był to mogło być różnie. W końcu zaryzykowała. Nie poda swojej tożsamości więc jej nie rozpoznają. Jak w zamku są jeszcze inne osoby które chcą zabić rodzinę królewską to jeszcze bardziej nie powinna im mówić że mają do czynienia z księżniczką.
Podjechała do bramy i stanęła przed wartownikami. Chwila prawdy.
- Jestem zwiadowczyni Samantha Johns. Proszę mnie wpuścić. Jestem na rozkazach króla Duncana!
Na dowód tego wyjęła swój liść dębu. Jeszcze brązowy. Ochroniarze przytaknęli i wpuścili ją do środka. Jechała, a kopyta jej konia rytmicznie stukały o bruk. Zwolniła do stępa by nikogo nie potrącić. Wjechała ze swoim koniem do stajni. Tam go zostawiła ale nie rozebrała. Poluzowała tylko popręg. Kiedy będzie trzeba szybko stąd uciekać warto mieć konia pod ręką. Weszła do zamku i skierowała się do wieży gdzie miał przebywać władca. Była już kiedyś w Macindaw ale to było z jej tatą. Ona wiedziała tylko gdzie jest gabinet lorda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top