Znowu jakieś cosie.

Ashley

Obudziło mnie poranne radio. Rozciągnęłam się i zorientowałam się, że leże przytulona na Chrisie. On trzymał mnie za biodra i z wielkim uśmiechem smacznie spał. Jeszcze mu nie powiedziałam co do niego czuje, ale po tej naszej cudownej chwili wczoraj, nie muszę mu już nic mówić. Chciałam jeszcze pospać, ale nie pozwolił mi na to klakson naszego pojazdu.

Okazało się, że stoimy w wielkim, niekończącym się korku. Akurat dzisiaj wzięło się innym kierowcom na jazdę po autostradzie. Wszyscy się obudzili. W tym samym czasie ja jak i Chris, ziewnęliśmy i stykaliśmy się czołami. Uśmiechnęłam się do niego. On się zaczerwienił. 

Popatrzyłam przez okno i zauważyłam ciemne niebo. Wiem, że jest zima, ale żeby było cały czas tak ciemno? Mike i Jess jak i Matt i Em gadali między sobą, Sam jeszcze spała. Chris włączył swój telefon chcąc sprawdzić godzinę. Była 7.53. Powoli słońce wschodziło. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem w sumie dlaczego. 

-Jak się spało Ash?

-Dobrze. Nawet się wyspałam, a tobie?

Popatrzyłam na niego z uśmiechem.

-Też spoko. 

On również popatrzył na mnie.

-Mówiłem Ci może, że masz piękne oczy?

Pokręciłam głową. Zrobiłam się czerwona na twarzy.

-No to szkoda, bo masz cudowne oczy. Świecą o wiele jaśniej, niż gwiazdy i słońce, które teraz wschodzi.

Uśmiechnęłam się do niego jeszcze bardziej. Po chwili usłyszeliśmy jakieś krzyki. Odwróciliśmy się i zauważyliśmy wpatrujących się w naszą stronę Jess i Mike'a. Em i Matt zajmowali się sobą. 

-Co jest?

Zwrócił się do nich blondyn.

-Jakie piękne słowa od ciebie lecą Romeo!

Mike zaczął się śmiać.

-A ty mi takich tekstów misiu nie mówisz!?!

-Oczywiście że Ci mówię!

-Tak? A kiedy ostatnio...

Jess i Mike dyskutowali o miłych słówkach. Zaczęliśmy się śmiać. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Po chwili znów na mnie popatrzył troskliwie. Położyłam się na jego klatce piersiowej, a on obiął mnie ramionami.

-Jesteś taki miły i wygodny. Fajnie, że jesteś przy mnie.

-Czyżby to oznaczało, że jesteśmy razem?

Popatrzyłam na niego z dołu. Spoglądał na mnie z wielkimi oczami.

-Jeśli chciałbyś to tak ująć.

-Serio?

-A chciałbyś?

-Marzyłem o tym dniu od pierwszej klasy.

Popatrzyłam na niego ze zdumieniem.

-Od pierwszej klasy?

-Tak. Od kąt Cię pierwszy raz zobaczyłem, od naszej pierwszej zabawy u ciebie w domu, od naszej pierwszej klasowej gwiazdki. Zawsze chciałem być z tobą. Byłaś moim jedynym, największym skarbem na świecie. Kochałem się w tonie dobre 12 lat. A teraz siedzisz obok mnie, a ja trzymam Cię w ramionach, przesyłając Ci całą swoją miłość.

Wiem, że to wszystko brzmi trochę sztucznie, i że potrzebujesz czasu, żeby to sobie wszystko przetrawić. Ja to rozumiem i...
Nie dałam mu dokończyć. Przybliżyłam gwałtownie swoją twarz do jego i dałam mu wielkiego całusa. Patrzyłam na niego jak w obrazek. Nie wiedziałam, że on czuje do mnie nie tylko przyjaźń. Przechylił swoją głowę lekko w lewo i zaczerwieniał się jak 150.

Po chwili podniósł mnie trochę do góry i pocałował mnie bardzo namiętnie. Od razu odwzajemniłam go. Na szczęście jeszcze nie założył okularów, bo by mu od razu spadły na podłogę. Niestety pocałunek przerwał nam kierowca. Powiedział, że mamy się ubrać i być gotowym na śniadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top